Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dźwięki domu

A/N: błagam, powiedźcie mi, czy i którego regionalizmu na kapcie używacie, bo ja absolutnie kocham słowo „pantofle" :D  

Czy powiadomienia Wattpada zdechły na amen? Oczywiście. Jak ja kocham tę platformę :(

Świat był jeszcze bardzo cichy; Litwa wpatrywał się w poszarzałe od szronu pola ciągnące się za domem, grzejąc dłonie na kubku gorącej, aromatycznej kawy. Odległa płowa sylwetka prawdopodobnie była sarną, w spokoju pijącą wodę z pobliskiego strumyka; poza nią nie poruszało się nic.

Kawa, miękkie kapcie, gruby, ciężki szlafrok na ramionach i ta niezmącona niczym cisza – żadnych telefonów, żadnych powiadomień o nadchodzących e-mailach, żadnych spotkań, które mogły być mailem – Taurys pomyślał przelotnie, że szkoda, że to nie może trwać wiecznie.

W takie poranki świat był spokojniejszy. Jego głowa też; dobrze, że się przeprowadziłem, pomyślał. Ucichł niekończący się krzyk miasta, szum dużego skrzyżowania, w dzień otoczonego korkami, w nocy pełnego pisku opon ścigającej się młodzieży – tutaj, na wsi, mógł w końcu usłyszeć własne myśli i rozprawiać się z nimi na własnych zasadach.

Pies otworzył oczy, z westchnieniem podniósł się z posłania i przydreptał cichutko bliżej; gdy szturchnął głową udo Litwy w znaczącym geście – odłóż to, cokolwiek trzymasz, pogłaskaj, tu powinna być ręka, pogłaskaj, dlaczego nie głaskasz? – Taurys uśmiechnął się do siebie.

Dopił kawę i odłożył pusty kubek na parapet, potem zaczął bawić się długą, jedwabistą sierścią na uszach borzoja; ten natychmiast zaczął merdać ogonem na wszelkie strony.

– Dlaczego wy jesteście takimi rannymi ptaszkami? – wymamrotał Feliks zza plecami Litwy.

Mówił tonem tak sennym i półprzytomnym, że Litwa już otwierał usta, by zagonić Polskę z powrotem do łóżka – przyjechał późno w nocy, niech będą przeklęte PKP i ich opóźnienia – ale nim zdążył wydać z siebie słowo, Feliks przytulił się do jego pleców i oparł głowę o kark.

– Zostaję tu na tydzień – mruknął Polska w materiał szlafroka, otaczając Taurysa ramionami. Dłonie splotły się gdzieś na wysokości pępka. – Wyrzuć mój telefon do kosza. Do rzeki. Do lasu. Gdziekolwiek. Nie obchodzi mnie to. Niech posyłają gońca królewskiego, jeśli cokolwiek będą ode mnie chcieli.

Taurys westchnął; nawet gdy brali urlop i tak często wzywano ich do pracy. Miał szczerą nadzieję, że chociaż przez te parę dni będą mieli spokój... Obrócił się i ująwszy twarz Feliksa w dłonie, ucałował czule kącik jego ust.

Pies wydał z siebie przeciągły, oburzony dźwięk i szturchnął tym razem Feliksa. Ten wywrócił oczami z rozbawieniem.

– Już, już – Polska ostrożnie położył dłoń na grzbiecie psa. – Nie potrafisz wytrzymać minuty bez głasków, co, pieszczochu? Prawie jak twój pan dzisiaj w nocy, hehe.

– Feliksai – jęknął Litwa, czerwieniąc się po uszy. – Nie musiał tego wiedzieć.

– Na pewno już sam wie – zachichotał Feliks. – Ma znacznie lepszy słuch niż my.

Cóż, to była też kolejna zaleta wyprowadzki z bloku i zamieszkania na wsi z dala od innych zabudowań; żadnego skrępowania i obaw, że sąsiedzi usłyszą, gdy rozmawiali, słuchali muzyki czy... no właśnie.

Stali tak długą chwilę, całą trójką; w spokojnej, błogiej ciszy, przerywanej jedynie oddechami i czułymi szeptami; tak brzmi dom, pomyślał Litwa.

– Au au!

– Dlaczego twój pies szczeka z niemym „h"? – zastanowił się Polska tym samym sennym tonem, niemalże usypiając na stojąco w ramionach Taurysa. Druga połowa wypowiedzi utonęła w ziewaniu. – Onomatopeje są dziwneeee...

Jeszcze szczekanie, dodał w myślach Taurys. I wtedy naprawdę brzmi jak dom.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro