Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Biznes [2016]


– Ja wiem, że trzeba podchodzić z dystansem do pewnych spraw – zaczął wolno Litwa, przeglądając kartki. Bardzo z siebie zadowolony Feliks siedział po drugiej stronie biurka, zakładając ręce za głowę. – Ale żeby nazwać linie lotnicze „Onion Flight Nation"?

– Skoro Poland cannot into space, to chociaż niech będą linie lotnicze o klasę wyżej niż LOT – odpowiedział rzeczowo Feliks, wcale nie zbity z tropu.

– Nie o to mi chodzi... – Taurys westchnął. – Ale „onion"? Dlaczego nie, nie wiem, na przykład „potato"? Albo jakiekolwiek inne warzywo, skoro już się tak uparłeś na modne ostatnio ECO?

– Ludwig opatentował ziemniaczaną nazwę trzy lata temu – Polska wzruszył ramionami. – Jeszcze by mnie oskarżył o plagiat. Wiesz, że chciał się ostatnio z Katiuszką dogadać w kwestii wynajmu pól uprawnych?

– I co? – zapytał ostrożnie Litwa, odkładając stos papierów na blat.

– Niestety ktoś przypadkiem przemielił jego dokumentację w maszynce do mięsa – odparł niewinnie Feliks z przesadnym żalem w głosie. – A Katia powiedziała, że ma teraz zbyt wiele spraw na głowie, by jeszcze raz z nim to omawiać.

Taurys zerknął w kierunku otwartych drzwi do kuchni, zastanawiając się, czy resztki ucierpiałych w wyniku walki o wpływy dokumentów są jeszcze w tej maszynce. Polityka bywała bezlitosna, pomyślał, po czym skrzywił się lekko, zdając sobie sprawę, że dzisiejszy obiad robił Polska... i były to mielone. Aż poczuł smak tuszu na języku.

– Jesteś pewny, że to wypali? – wskazał na dokumenty, nie chcąc poruszać drażliwego tematu. Odkąd Feliks wpadł na pomysł rozkręcenia biznesu na skalę europejską, Taurys był pełen złych przeczuć, a każdy nowy szczegół powodował, że coraz bardziej zastanawiał się nad ucieczką nad jakąś tropikalną, bezludną wysepkę.

– Oczywiście, że tak – żachnął się Feliks, łapiąc za papiery. – Najnowocześniejsze linie lotnicze w Europie! Tanie i częste kursy do każdego zakątka kontynentu, z zachowaniem najwyższych standardów! A na podkładzie nasi wspaniali piloci, nazwa robocza: Wrony oraz przepiękne polskie stewardessy na czele z panią Agnieszką! To nie może nie wypalić! Podbijemy Europę, a potem cały świat, o!

– A skąd weźmiesz pieniądze na rozkręcenie interesu? – Litwa zadał pytanie, które najbardziej go męczyło.

– A to bardzo proste – wyjaśnił Feliks z uśmiechem. – Złapię Niemca za fraki i zapytam, gdzie zakopał złoty pociąg, a jak już to sprzedam do Muzeum Narodowego, to zacznę skupywać stare Jaki od Iwana... Myślałem o Tupolewach, ale stwierdziłem, że mniejsza afera będzie z Jakami... Potem je odpicuję i zacznę kursy Warszawa-Radom, z dodatkową opłatą jak ktoś chce lecieć bez wizy, a potem, jak zarobię pierwszy milion, upomnę się o Berlin...

– Zaraz – Litwa uniósł dłoń, próbując powstrzymać rozkręcającego się Feliksa. – Jak?

– Berlin to nazwa słowiańska – powiedział Feliks, jakby to wszystko tłumaczyło, po czym zaczął wyliczać dalej. – A wtedy wytoczę proces Wielkiej Brytanii i Francji i z odszkodowania wykupię licencję w Paryżu i Londynie... i parę boeingów... Przypomnę Iwanowi o tym, że bojarzy chcieli dać naszemu królowi tron, no i Moskwę też się dołączy do sieci...

Taurys pomyślał, że to już zeszłoroczny pomysł wypuszczenia wysoce zaawansowanych urządzeń do powiększania genitaliów pod krótką i uroczą nazwą „Lupa™" był bardziej trafionym pomysłem, zwłaszcza odkąd Kiku wyraził chęć współpracy.

– Czy sądzisz, że... – zaczął ostrożnie. – Wyciąganie zaszłości historycznych i sporów terytorialnych to dobry pomysł?

– Co, boisz się o Wilno? Spokojnie, ciebie włączymy w sieć po promocyjnej cenie. Za jakieś trzy obwody administracyjne... Nie patrz tak na mnie, żartuję.

Taurys ciężko westchnął, widząc jak Polska na powrót zagłębia się w papierach, mrucząc coś w stylu „jakby się wzięło podwozie od kanadyjskich Bombardierów i doczepiło do części zamiennych Jaków z dodatkiem silników boeinga, to by taniej wyszło". Litwa miał nadzieję, że Feliks żartuje i nie zamierza składać samolotów pasażerskich ze starych części. W ogóle miał nadzieję, że biznes nie wypali – nie chciał globalnej paniki z powodu nowych linii lotniczych z dość luźno potraktowanym BHP.

– Licia, kochany, otwórz mi Excela. Tego z kosztami – Feliks wgapił się w ekran komputera.

Żałując, że dał się to wciągnąć („stary, mógłbyś wpaść? Potrzebuję pomocy w organizacji") Litwa odpalił laptopa na drugim biurku i przysunął się tam z obrotowym fotelem. Na szczęście trafił mu się służbowy laptop, któremu Feliks jedynie zmienił tapetę. Ignorując uroczego lisa z martwym królikiem w pysku odnalazł dany folder i cicho westchnął, widząc zatrzęsienie plików. Dziękując Estonii za kurs posługiwania się komputerem w stopniu wyższym niż „a jak kliknę to nie wybuchnie?", włączył kosztorys.

Potem o mało nie przywalił głową o biurko, widząc sumę na samym końcu wyliczeń.

– Czy ty jesteś normalny? – zapytał zduszonym głosem, mrugając. Ilość zer wcale się nie zmniejszyła.

– Ja jestem Polską, ja nie mogę być normalny – Feliks wzruszył ramionami, nie odrywając oczu od swojego laptopa. Litwa kątem oka zauważył coś, co łudząco przypominało chat. – A co?

– Skąd ty wytrzaśniesz taką kasę? Nawet z odszkodowań sięgających twojego chrztu byś się nie wypłacił – wymamrotał Taurys, przebiegając wzrokiem po cyferkach. – A po ostatnim twoim wyskoku Unia też raczej nie da ci dotacji...

– Nie moja wina, że Arthur zrobił wieś i rozwalił po pijaku cały bar – oburzył się Feliks. – Wiesz, ile ja wydałem na koncesje i zezwolenia? To on wrzeszczał na całą okolicę, a ja go tylko doprowadziłem do porządku.

– Niezły był ten porządek, skoro królowa Elżbieta przyleciała do krakowskiego szpitala odwiedzić Arthura – Taurys znów westchnął. – Rozumiem, jakbyś go wykopał z lokalu, ale żeby bawić się w Mortal Kombat?

– Miałem piętnaście promili alkoholu we krwi! – zawołał Feliks usprawiedliwiając się. – Poza tym, jemu też się podobało... Zresztą, nie było fatalities z wyrywaniem kręgosłupów, więc to nie był Mortal Kombat, co najwyżej Street Fighter.

Taurys postanowił nie kontynuować dyskusji. Przez kilka minut studiował kosztorys i obszerny dokument z planami długoterminowymi. Feliks tymczasem przerzucił się na pasjansa.

– Czy to jest twój główny samolot pasażerski? – zapytał ze zgrozą Taurys, gdy zobaczył trójwymiarowy model samolotu powoli okręcający się wokół własnej osi, a także rysunki koncepcyjne ilustrujące jego wnętrze.

– Śliczny, nie?

– Czy to... czy to są felgi od Zaporożca? Na silnikach?

– Początkowy projekt zakładał felgi od Wołgi, ale Iwan mówił, że nie ma tyle na sprzedaż.

– A dlaczego ten kokpit wygląda jak zabawka? – Litwa przybliżył głowę do ekranu, ale żółta plastikowa kierownica, dwie zielone dźwignie i duży czerwony przycisk z napisem „kurwa alarm" wcale nie chciały zniknąć.

– Postawiłem na prostotę – wyjaśnił Feliks, układając ostatniego króla w pasjansie. – Spójrz: kierownicą ustalasz czy lecisz na prawo czy na lewo, prawą dźwignią ustalasz wysokość, drugą wyciągasz podwozie...

– A „kurwa alarm"? – zapytał Litwa słabym głosem, wyobrażając sobie pilota za takimi sterami.

– A to krótki i treściwy komunikat wysyłany pasażerom – Feliks wzruszył ramionami. – W zależności od modelu można zamienić go na „fuck alarm" albo „scheiße alarm", inne języki wprowadzimy po jakimś czasie, bo Hasbro niechętnie robi na zamówienie... Ogólnie oznacza totalną apokalipsę i że wszyscy zginiemy.

– Żadnych zegarów?

– Będę zatrudniał tylko doskonale wyszkolonych pilotów, którzy będą umieli latać w każdą pogodę... na oko i wyczucie.

Litwa bez słowa odpalił przeglądarkę i wstukał adres znanego sobie zakładu pogrzebowego z nadzieją, że mają zniżki.

– Ej, Licia, nie bądź takim czarnowidzem...

– Zajmij się lepiej podbijaniem Kosmosu, tam przynajmniej nie ma innych istnień ludzkich...

– Sorry Winnetou, Alfred już się zakumplował z kosmitami, jakbym tam coś spieprzył, to...

– Nie kończ. A najlepiej... nie zaczynaj.

***

– Iwan dzwoni – Taurys przelotnie zerknął na smartfona Feliksa leżącego na parapecie pod ładowarką i znów zajął się wklepywaniem danych z kartki do arkusza. Chociaż wciąż był czarnowidzem, jeśli chodzi o Onion Flight Nation, to zapewnienia Feliksa, że osobiście przetestuje każdy samolot kilkadziesiąt razy przed wypuszczeniem na rynek nieco Litwę uspokoiły. Zapewnienia te były prawdopodobnie wynikiem tego, że Litwa przed godziną już trzymał w jednej ręce zapalniczkę, w drugiej zaś najważniejszy z dokumentów i był na skraju poczytalności po długiej i zażartej kłótni.

– Odbierz – powtórzył Taurys, bo wokalistka TATU zaczęła śpiewać znienawidzony przez niego refren. Litwa był pewny, że te trzy słowa wryją się mu znowu w mózg. – Odbierz, Iwan coś chce...

Nas nie dogoniat – zanucił Feliks, bez pośpiechu podchodząc do okna. Posadził się na parapecie i machając nogami, odebrał. Litwa odetchnął z ulgą. – Co chcesz? Co? Panie, idź pan... Trzy stówy za sztukę i ani kopiejki więcej. A jak nie, to sobie poszukaj innego inwestora. Albo nie, nie szukaj, i tak nikt tego nie kupi oprócz mnie. Co nie panimajesz? Jak się tam przespaceruje i ci nakopię do tego pustego łba to zaczniesz panimajać, panimajesz? No. To uzgodnione. Na razie.

– Czy chcę wiedzieć co kupujesz od Iwana za trzy stówy za sztukę? – zapytał konwersacyjnym tonem Taurys.

– Opony do Łady Vesty – odpowiedział spokojnie Feliks. – Umówiliśmy się, że sprowadzi dla mnie części, a ja sobie już ją złożę. Wyjdzie taniej niż kupić w salonie.

Taurys pomyślał, że to majsterkowanie w końcu źle się skończy.

– A co z tym... z tym autem na niemieckich blachach, co kiedyś wracaliśmy z Bałkanów? Tym z silnikiem klejonym na taśmę?

– Tym co w nim o mało co nie wyzionąłeś ducha, bo jakiś sukinsyn cię podtruł jakimś gównem w drinku? Co go potem studenci z Serbią na czele chcieli w Adriatyku utopić? Silnik odpadł, taśma poszła. Muszę kupić nową. Jak myślisz, która lepsza, dwustronna czy jednostronna?

Taurys sięgnął po myszkę i kliknął na pasek ulubionych, gdzie znajdował się link do witryny, którą odwiedzał ostatnio. Zdążył już zapisać się do newsletteru zakładu pogrzebowego i polował na promocje.

– Litwa... Ty i tak nie możesz umrzeć.

– Daj mi się nacieszyć – mruknął grobowym głosem Litwa, przeglądając galerię najnowszych trumien. – Trzy metry pod ziemią może znalazłbym trochę spokoju...

Polska zszedł z parapetu i niespodziewanie lekko objął Litwę od tyłu, kładąc głowę na ramieniu Taurysa. Ten zamrugał, zdziwiony tym czułym gestem.

– Spokojnie – mruknął Feliks cicho. – Nic się nikomu nie stanie, ani mi, ani ludziom, to ci mogę obiecać. A z tymi felgami od Zaporożca i kurwą alarmem żartowałem, będą normalne kokpity...

Taurys westchnął z ulgą.

– ... chociaż mówiłem poważnie z tymi częściami od Jaków.

Taurys dwoma kliknięciami ustawił stronę zakładu jako stronę startową.

***

– Moi pracownicy pracują w systemie pięciopolskim – ogłosił Feliks wkraczając go gabinetu.

– To znaczy?

– Jeden pracuje, czterech się patrzy i pali fajki.

– Bardzo wydajny system – skomentował Litwa z sarkazmem, stojąc przy czajniku elektrycznym i parząc kawę. – Patrząc na wyliczenia, w tym tempie skończą budować pierwszy samolot za... 123 lata. Jakieś plany na ten czas? Powtórka z rozrywki może? Dzwonić po czarne orły?

– Coś taki ironiczny dzisiaj? – Polska opadł na obrotowy fotel i rozprostował nogi. – A po za tym to czarne orły są zajęte, Ludwig próbuje znowu negocjować z Ukrainą, niestety nieskutecznie, bardzo mi z tego powodu przykro – Jego uśmiech mówił zupełnie co innego. – Austria jest na koncercie chopinowskim, a Rosja ma obecnie ze mną osobiste sprawy handlowe. Ale tobie da się to załatwić, jak nalegasz. Wania się ucieszy.

– Wstałem lewą nogą – mruknął Litwa, ignorując ostatnie słowa Feliksa. – I do tego miałem jakieś popieprzone sny.

Feliks spoważniał.

– Wszystko w porządku? Licia?

Taurys nie mógł się nie uśmiechnąć, słysząc ten ton. Feliks naprawdę się o niego martwił. Skutecznie równoważyło to chęć ucieczki przed wszystkimi jego chorymi pomysłami.

– W porządku – rzeczywiście tak było. – Tylko... chodźmy gdzieś wieczorem.

***

Spotkali się w tej samej knajpie, w której kiedyś przełamywali lody po wymuszonym seansie kinowym. Feliks w myślach dziękował Erzsébet i Gilbertowi – jej mógł podziękować osobiście i nawet to zrobił, ale nic by go nie zmusiło, by dziękować Prusakowi – za ten chytry plan, bo dzięki temu relacje z Taurysem stopniowo się ociepliły i obecnie wracali do statusu przyjaciół, a może kogoś więcej. Taurys nawet namówił go, by rzucił rosyjskie papierosy. Iwan był niepocieszony, nie mając z kim jarać... Feliks w tajemnicy przerzucił się na ukraińskie. Ostatnio nawet Katia wysłała mu samolot z paroma kartonami...

Feliks zażerał zapiekankę, pił piwo i w międzyczasie dyskutował z Taurysem o planowanych szlakach lotniczych. Po wyeliminowaniu wszystkich absurdalnych rozwiązań – Feliks nie uważał, że są absurdalne, ale zgodził się dla świętego spokoju – Litwa sam się wkręcił w biznes i obecnie zastanawiali się, czy lepiej puścić bezpośredni lot z Madrytu do Moskwy, czy rozbić na dwa kursy z przesiadką w Berlinie.

– A... – Feliks zamarł z zapiekanką w połowie drogi do ust. – A co myślisz o pobocznym interesie?

– Jakim? – Taurys spojrzał z żalem na pusty kufel i zaczął przeliczać drobne. Odetchnął z ulgą, widząc, że stać go jeszcze na trzy piwa. Wiedział, że następnego dnia obudzi się z kapciem w mordzie, ale to było tego warte.

– Pamiętasz, co było naszym głównym towarem eksportowym za starych, dobrych czasów?

– Eee... Wpierdol?

Feliks machnął lekceważąco ręką.

– No też, ale oprócz? Zastanów się... O, alkohol się ci skończył. Idziesz? Weź mi blue curacao, ok?

Taurys pokręcił głową, wstając od stolika. Mężczyzna za barem tylko na niego zerknął i od razu sięgnął po nowe kufle, nalewając piwa z beczki i uzupełniając jeden z nich niebieskim syropem. Taurys uśmiechnął się w szczerej podzięce do barmana i dorzucił jeszcze jakieś drobne z drugiej kieszeni w ramach napiwku. Ostrożnie, by nie wylać drogocennego trunku, wrócił do Feliksa.

– Dzięki – Feliks zamieszał słomką piwo, które zrobiło się zielone. Dopił poprzednie i zabrał się za drugie tego wieczoru, sięgając po plany i poturbowany zeszyt.

Na widok uroczego kotka na okładce, teraz z obdartym uchem i śladami paznokci na pyszczku Taurys poczuł nieuzasadniony wyrzut sumienia. Zeszyt stał się ofiarą ich kłótni sprzed paru godzin... Poszło o fotele pasażerów obijane plandekami od żuka. Feliks uważał, że to niezwykle praktycznie, Taurys niekoniecznie.

– No to już wiesz? – Feliks wyrwał go z rozmyślań. – Co oprócz wpierdolu, chociaż przyznam, że kusi mnie wskrzeszenie tego interesu...

Dla własnego bezpieczeństwa Taurys nie zapytał, która strona świata miałaby stać się głównym rynkiem zbytu. Zaczął gorączkowo się zastanawiać, co ma na myśli Feliks i jakoś nic nie mógł wymyślić.

– Wykonywanie niemożliwego, pacanie – Feliks poddał się po dłuższej chwili, widząc jak trybiki w mózgu Taurysa leniwie się obracają. – Wiesz, robienie niemożliwego od ręki, na cuda się czeka... Widziałem taką tabliczkę w Empiku, ale w chuj droga. Mam pomysł: dorzucimy do tego całego lotniczego interesu sieć busów do Stanów.

– Busów. Do Stanów – powtórzył Taurys i spojrzał w swój kufel. Dlaczego w Polsce były tylko półlitrowe kufle? Chyba trzeba zagadać z Ludwigiem... – Czy... przewidziałeś istnienie Atlantyku?

– Pojadą po wodzie – odparł Feliks jakby była to najzwyklejsza rzecz pod słońcem.

– A kierowcy chyba po wódzie.

– Licia, myśl! Amfibie! To słowo-klucz! Będą szybką i doskonałą alternatywą dla tych, którzy mają lęk wysokości! Jak to się... Akrofobia!

W tym momencie Taurys zaczął podejrzewać u siebie drobną polonofobię, a dokładniej lęk przed dzikimi pomysłami Feliksa...

– Znasz łacinę, nie?

– Podwórkową i trochę zwykłej, a co?

– Jak będzie nazywać się przypadłość będąca lękiem przed głupimi pomysłami pewnego szczególnego Polaka?

– Polonononsensofelixofobia? Ale dziękuję za nazwanie mnie szczególnym.

Taurys westchnął ciężko i podszedł do baru.

– Setkę wódki poproszę.

***

– Nie wierzę – stwierdził Taurys z pewnością, której nie powstydziłaby się siostra Feliksa zapytana o religię. – Po prostu nie wierzę.

Przed nim, lśniący od nowości, stał samolot linii lotniczych Onion Flight Nations (tak, Feliks specjalnie dla niego zmodyfikował nazwę. Taurys nie wiedział, czy za to mu dziękować, czy przeklinać). Duży, aerodynamiczny, profesjonalny i pozbawiony widocznych defektów. Przez całą długość samolotu na białym metalu falowały dyskretnie cienkie, barwne linie odnoszące się do ich barw narodowych. Obok, pod skrzydłem, pękający z dumy Feliks właśnie parkował biało-czerwonego busa-amfibię tuż obok wersji żółto-zielono-czerwonej.

Wyglądało to tak pięknie, że Litwa aż zamrugał ze wzruszenia i dumy. Na każdym z pojazdów połyskiwało złoty, fantazyjny znaczek symbolicznie nawiązujący do orła i pogoni.

– Gotów na jazdę próbną, Licia?

Taurys pomyślał, że to zbyt pięknie, by było możliwe, ale zaraz potem wizja szmalu, którego się na tym dorobią, a raczej kwestia respektu, jaki zdobędą na polu biznesowym odgoniła te czarne myśli.

***

– Tydzień?! – wrzasnął ochryple Taurys, łapiąc Feliksa za ramiona w dość desperackim geście. – Tylko tyle polatało, zanim skrzydło odpadło?! Na co tyś to sklejał, na klej do papieru?! Dobrze, że już na lotnisku po lądowaniu, ty głąbie!

– Skrzydło się doczepi – odpowiedział spokojnie Feliks. – Po prostu włóczka na złączeniach poszła, drobna usterka mechaniczna... Mamy inny problem.

– Jaki? – Litwa, będąc na skraju załamania nerwowego, przysiadł ciężko na obrotowym fotelu.

Feliks z kamienną miną podsunął mu nierozerwaną kopertę z logiem skarbówki.

– Miałeś się tym zająć – jęknął Taurys, już wiedząc, co przeczyta w środku.

– Powiedzmy, że... zapomniałem.

– Chcesz powiedzieć, że nasz biznes właśnie poszedł się...?

– Aż tak źle to nie jest – Feliks pośpieszył z wyjaśnieniami, widząc, że Taurys gorączkowo zaczyna przeszukiwać Internet w poszukiwaniu taniej broni bez zezwolenia. – Szukaj w sieci cebulowej i weź dwie sztuki – dodał szeptem, po czym kontynuował normalnym tonem. – To tylko... eee... drobne nieporozumienie... Ej, jak chcesz mnie zabić, to siekierą wyjdzie taniej.

– Gdzie masz siekierę? – zapytał rzeczowym tonem Taurys, wiedząc, że jego marzenia o fortunie i międzynarodowej sławie właśnie roztrzaskały się o płytę lotniska niczym pechowy gołąb nieświadomy, że to co ma przed sobą, to nowoczesny, całkowicie oszklony budynek.

– W drugim pokoju. Na półce obok „Zbrodni i kary".

– A nie możesz po prostu po ludzku dać im w łapę? – zapytał jeszcze z nadzieją Taurys, idąc do wskazanego miejsca. – Mamy jeszcze trochę forsy w banku w Szwajcarii... Mamy, prawda?

– ...

– Feliks...

– Mówiłem ci, że Ameryka wystawił na aukcję zabytkowy model Chevroleta Impali?

– Ile?

– Licytowałem się z Iwanem, to szło o mój honor, dumę i ...

– Ile?

– Wszystko.

I w tym momencie Litwa stwierdził z rozpaczą, że nieśmiertelność to jednak klątwa, skoro nawet nie można zabić siekierą wspólnika, który przepieprzył ostatnie pieniądze przeznaczone na łapówkę dla skarbówki, a do tego trzeba żyć ze świadomością, że ich koledzy po fachu jeszcze dłuuuugo będą śmiać się z biznesu, który skończył się równie szybko, jak się zaczął.

Zerknął do portfela i odetchnął, widząc, że stać go jeszcze na jedną wizytę u psychoterapeuty. Albo na zasłużenie sobie na kartę stałego klienta w barze z zapiekankami i alkoholem.

– Co się polepszy, to się popieprzy – zacytował cicho Feliks, widząc jak załamany Taurys idzie do łazienki, zamyka za sobą drzwi i puszcza wodę w kranie. – Co się zbuduje, to się zrujnuje... Licia, nie bój żaby! Mam nowy plan!

Litwa wystawił głowę zza drzwi. Woda ściekała mu po włosach, nadając mu złowrogiego wyglądu doskonale pasującego do wściekłego spojrzenia i zaciśniętych zębów. W tym momencie Taurys tak bardzo przypominał wkurzonego Iwana, że Feliks zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno nie mają jakiś wspólnych przodków.

– JAKI?

– Podbijmy po prostu świat militarnie.

Trzy sekundy później Feliks przekonał się, że należy unikać Litwinów rzucających w ciebie suszarkami do włosów wraz z gniazdkiem i kawałkiem tynku.

Wzruszając ramionami, podszedł do komputera i odpalił przeglądarkę.

Admin Zajebisty1410PL dołączył do czatu BandaDebiliNieNieZmienięTejNazwyHaHaHaNieTrzebaByłoDawaćMiAdmina.

Zalogowani użytkownicy:

· RurekZgazemCykaRU,

· PoukładanyNiemiecscheisseczemuenterniedziala,

· PędziPrzezWieśJakKatyusha (zajęta)

· PrzewspaniałyWyrywaczChętnychDziewicPR (zaraz wracam, wyrywam)

· DemokracjaWPigulceKal.9mm (zajęty wprowadzaniem demokracji)

· TeaGentelmen

· Narcisso

· BEloveRU (zaraz wracam)

Zajebisty1410PL pisze: Chłopaki, za ile wystawić na Ebayu czterdzieści amfibii i jeden samolot-samoróbkę na 200 osób? I nie ma ktoś hamulców do Chevroleta Impali z 64-tego? A... i jak przeprosić człowieka, któremu zrobiłem wielki zawód, a na którym mi zależy?

Litwa, stojący za nim z siekierą wzniesioną ponad głowę, opuścił broń i po cichu się opuścił ręce, nie mogąc powstrzymać słabego, głupiego uśmiechu, który cisnął mu się na usta. Szybko jednak radość zmieniła się w niepokój, bo oto inny użytkownik nadesłał swoją odpowiedź.

RurekZgazemCykaRU pisze: Jeśli chodzi o tę osobę, to ja chętnie pocieszę za ciebie, bratku.

Feliks, nieświadomy obecności Taurysa i siekiery, odpisał, błyskawicznie stukając w klawisze.

Zajebisty1410PL pisze: Dawno już nie groziłem ci nową stolicą, co? Od Lici się odpieprz, nie pozwolę ci go tknąć i skrzywdzić!

Narcisso pisze: Chłopcy~~ Nie kłóćcie się~~ Miłością możecie się podzielić~~

TeaGentelman pisze: Oh my god, z kim ja przebywam na jednym czacie... Narcisso, zboczeńcu!

LubięBliny91 dołączył do chatu (mobilnie).

Zajebisty1410PL pisze: ej...

Feliks odwrócił głowę i westchnął, widząc Taurysa z telefonem w jednej ręce i siekierą w drugiej. Mimo wszystko Litwa się lekko uśmiechał.

– Zostaw ten głupi chat i chodź na piwo – powiedział, odkłaniając siekierę na bok. – Jak mi ze dwa postawisz, to może mi się humor polepszy.

Feliks uśmiechnął się promiennie.

– Znam niezłą knajpkę z piwem i blinami. Zapiekanki też są.

Taurys pokręcił głową z rozbawieniem, czując jak złość mu przechodzi. Trudno, nie wszystkie biznesy muszą wypalić... Są rzeczy ważne i ważniejsze, pomyślał jeszcze, gdy Feliks złapał go za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku drzwi wejściowych. I w gruncie rzeczy, mimo że narzekał, ile się da, tak naprawdę nigdy by nie zamienił tego związku na cokolwiek innego.

***

koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro