Dzień trzeci: Lorem ipsum
Dzień 3: Dear diary / epistolary
O tym, że Prusy pisał pamiętniki, wiedział każdy.
Krążyły legendy o zaginionych albo zakopanych w nieznanych miejscach tomach, niektóre Gilbert wypożyczał za sutą opłatą, a jeszcze innymi interesowały się największe europejskie muzea, chcące dołączyć je do swoich zbiorów jako zabytki piśmiennictwa.
Najbardziej zaś na pamiętniki Gilberta Beilschmidta ostrzyły sobie zęby rządy i personifikacje.
Nikt nie był na tyle głupi, by sądzić, że pomiędzy sprawami dnia codziennego a pieśniami pochwalnymi na swój temat Prusy nie notował tam ważnych i tajnych informacji, których ujawnienie mogłoby wstrząsnąć światem.
Jeden z tych bezcennych skarbów Litwa miał właśnie przed sobą.
Spoczywał niewinnie na stoliku, przykuwając wzrok czernią okładki, czerwoną wstążeczką i kremowym papierem. Obok leżało eleganckie wieczne pióro, z rodzaju tych, które wręcza się na prezent. Nie było wątpliwości, że to pamiętnik, tom osiemset dwudziesty; wyszczerzona twarz Prus zdobiła numerowaną okładkę.
A Litwa w salonie Beilschmidtów był całkowicie sam.
Taurys przymknął oczy i mocniej zapadł się w fotelu, mając nadzieję, że gospodarze szybko wrócą.
Czy go kusiło? Oczywiście. Przez całe stulecia czekał na taką okazję; ich wspólna historia była dość burzliwa i gdyby w pewnych momentach miał dostęp do treści tych zapisków, wiele rzeczy mogłoby wyglądać inaczej...
Ale Prusy przestały istnieć, przypomniał mu zdrowy rozsądek. Zostały zlikwidowane i rozdzielone. Tam, w najnowszym tomie, już nie będzie żadnych informacji, za które wywiad dałby się pokroić; będą tylko wystawione samemu sobie i własnej wspaniałości laurki, rodzinne sprawy i całkowita prywata.
Na samą myśl, że miałby wparować z butami w czyjąś prywatność, nawet Gilberta, i to bez jakiegokolwiek wyższego celu, którym mógłby próbować się usprawiedliwiać, Litwa poczuł głęboką niechęć do samego siebie.
Nie upadłem tak nisko, pomyślał i obejrzał się za siebie. Gdzie oni poszli? Już dobry kwadrans ich nie ma, coś się stało?
Tymczasem w gabinecie Ludwig poczuł, że zbliża się migrena. Mając Gilberta za brata, zdążył się już do niej przyzwyczaić, ale...
– Ile jeszcze chcesz prowadzić ten test? – zapytał zduszonym szeptem, spoglądając niespokojnie na zamknięte drzwi. – Bruderherz...
– Cicho – mruknął Gilbert, unosząc dłoń. Niemcy umilkł; w skupieniu wsłuchali się w odgłosy dochodzące z salonu. – Jestem ciekaw, czy się złamie, hehe.
– Myślę, że Taurys ma więcej ogłady niż Feliks.
– Z nim musimy powtórzyć, wkurzyłem go chwilę przed zostawieniem samego, efekt był do przewidzenia, narysował mi karniaki na okładce – Gilbert pokręcił głową. – Musimy mieć badanych w takim samym stanie emocjonalnym, żeby wyniki eksperymentu były wiarygodne. Czyli spokojny Litauen i spokojny Polen. Później rozszerzymy grupę badaną i sprawdzimy, jaka jest korelacja z...
Ludwig westchnął; jego brat znalazł sobie na emeryturze kolejne hobby.
– Na pewno nie ma tam nic wrażliwego? – upewnił się, gdy Gilbert przestał opisywać mu swoje plany naukowe.
– Przecież mówiłem ci, że to placebo – Prusy spojrzał w sufit.
– Placebo? – powtórzył Niemcy sceptycznie.
– „Lorem ipsum" na każdej stronie. Naprawdę, zamówiłem taki, wydrukowali mi na zamówienie. Dobra, minęło dwadzieścia minut – Gilbert zerknął na zegarek. – Wchodzimy!
Z hukiem otworzył drzwi; Litwa, siedzący ciągle w fotelu, aż podskoczył i posłał mu lekko urażone spojrzenie.
Prusy wyszczerzył się złośliwie, zezując na stoliczek.
Pióro – dwa centymetry od krawędzi blatu, odchylenie dwudziestu stopni w prawo. Wstążeczka ułożona w literę S; notatnik odchylony w lewo o czterdzieści pięć.
Nietknięty. No proszę...
– Ludwig nie mógł znaleźć jednego papierka – rzucił głośno, opadając na drugi fotel. – Róbcie swoje, tylko szybko, bo za godzinę jest mecz.
Litwa uniósł brew, ale nie zdążył o nic zapytać; Ludwig, jak gdyby nigdy nic, odsunął pamiętnik na bok i rozłożył przed Taurysem stertę dokumentów.
– Widzisz, jeśli chodzi o te plany mieszkaniowe, wygląda na to, że w pięćdziesiątym ósmym ktoś postawił ścianę tutaj, a wyburzył tutaj i przez to przestała nam się zgadzać numeracja mieszkań, bo jedno nielegalnie podzielono...
– Tak, teraz to ma sens – zgodził się Taurys, pochylając się nad arkuszami i marszcząc brwi. – To tłumaczy, skąd te nieścisłości, interesujące, że do tej pory nikt nie zwrócił na to uwagi...
Gilbert oparł głowę o dłoń i w milczeniu obserwował, jak pozostała dwójka pracuje; tych dwóch idiotów znów dało się wplątać w robotę, która powinna zostać zlecona jakiemuś stażyście. Prychnął w myślach; sprawa jakiejś zapomnianej przez Boga i ludzi nieruchomości, naprawdę?
Sięgnął po pamiętnik i pióro i otworzył notatnik na ostatniej stronie.
Drogi pamiętniczku,
Dzisiaj byłem wspaniały, ale przejdźmy do rzeczy.
1) Litwa ma jednak rozum i godność personifikacji, chociaż pewnie go kusiło.
2) Badanie z Polską trzeba powtórzyć, niespełniony warunek wstępny.
3) Muszę zbadać korelację między ilością konfliktów w przeszłości a chęcią dorwania się do moich pamiętników. Wyniki mogą być interesujące.
4) Powiedziałem Ludwigowi, że jesteś placebo, bo w przeciwnym wypadku zacząłby panikować, biorąc pod uwagę, że pół roku temu (patrz: strona dwieście trzy) napisałem tutaj kilka zasłyszanych plotek o paru ważnych osobach, które Ludwiś bardzo mocno tuszował. Bez ryzyka nie ma zabawy.
5) Tak w ogóle, to ładnie się dzisiaj ubrał. Do twarzy mu w czarnym golfie. Oczywiście, nie wygląda tak wspaniale jak ja, ale...
– Skończone – Litwa odetchnął z ulgą, zamykając teczkę. – Dziękuję. W końcu doszliśmy z tym do ładu. Rano zadzwonię do ministerstwa i przekażę te informacje.
– Cieszę się, że mogłem pomóc.
Gilbert podniósł oczy znad kartek; Taurys chował dokumenty do teczki i ściskał dłoń Ludwiga. Kiwnął krótko głową Gilbertowi i skierował się ku wyjściu.
5b) w sumie, to ładnie mu, gdy tak spina włosy
Gwałtownie przekreślenie; stalówka aż zrobiła dziurę w papierze. Ludwig, wróciwszy od drzwi, posłał bratu dziwne spojrzenie:
– Czy te „Lorem ipsum" nie miało być już wydrukowane?
Gilbert zatrzasnął pamiętnik i odwrócił wzrok.
– Skądże, musi pachnieć atramentem dla większej autentyczności – odparł. – Skąd ci wpadł taki pomysł do głowy?
Ludwig tylko uniósł brew, ale nic nie powiedział; sięgnął po pilota i włączył telewizor.
Czterdzieści pięć minut później, gdy piłkarze zeszli z murawy, Gilbert znów otworzył notatnik.
5b2) w sumie, trochę żałuję, że jednak nie zerknął. Miałem dla niego specjalną wiadomość na wyklejce... Może podrzucę mu ją innym razem.
Słysząc kolejne pociągnięcie pióra i dźwięk rozrywanego papieru Niemcy tylko pokręcił głową i wrócił do oglądania meczu.
To była najdziwniejsza próba podrywu, jaką widział w życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro