Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień trzeci: Lorem ipsum

Dzień 3: Dear diary / epistolary


O tym, że Prusy pisał pamiętniki, wiedział każdy.

Krążyły legendy o zaginionych albo zakopanych w nieznanych miejscach tomach, niektóre Gilbert wypożyczał za sutą opłatą, a jeszcze innymi interesowały się największe europejskie muzea, chcące dołączyć je do swoich zbiorów jako zabytki piśmiennictwa.

Najbardziej zaś na pamiętniki Gilberta Beilschmidta ostrzyły sobie zęby rządy i personifikacje.

Nikt nie był na tyle głupi, by sądzić, że pomiędzy sprawami dnia codziennego a pieśniami pochwalnymi na swój temat Prusy nie notował tam ważnych i tajnych informacji, których ujawnienie mogłoby wstrząsnąć światem.

Jeden z tych bezcennych skarbów Litwa miał właśnie przed sobą.

Spoczywał niewinnie na stoliku, przykuwając wzrok czernią okładki, czerwoną wstążeczką i kremowym papierem. Obok leżało eleganckie wieczne pióro, z rodzaju tych, które wręcza się na prezent. Nie było wątpliwości, że to pamiętnik, tom osiemset dwudziesty; wyszczerzona twarz Prus zdobiła numerowaną okładkę.

A Litwa w salonie Beilschmidtów był całkowicie sam.

Taurys przymknął oczy i mocniej zapadł się w fotelu, mając nadzieję, że gospodarze szybko wrócą.

Czy go kusiło? Oczywiście. Przez całe stulecia czekał na taką okazję; ich wspólna historia była dość burzliwa i gdyby w pewnych momentach miał dostęp do treści tych zapisków, wiele rzeczy mogłoby wyglądać inaczej...

Ale Prusy przestały istnieć, przypomniał mu zdrowy rozsądek. Zostały zlikwidowane i rozdzielone. Tam, w najnowszym tomie, już nie będzie żadnych informacji, za które wywiad dałby się pokroić; będą tylko wystawione samemu sobie i własnej wspaniałości laurki, rodzinne sprawy i całkowita prywata.

Na samą myśl, że miałby wparować z butami w czyjąś prywatność, nawet Gilberta, i to bez jakiegokolwiek wyższego celu, którym mógłby próbować się usprawiedliwiać, Litwa poczuł głęboką niechęć do samego siebie.

Nie upadłem tak nisko, pomyślał i obejrzał się za siebie. Gdzie oni poszli? Już dobry kwadrans ich nie ma, coś się stało?

Tymczasem w gabinecie Ludwig poczuł, że zbliża się migrena. Mając Gilberta za brata, zdążył się już do niej przyzwyczaić, ale...

– Ile jeszcze chcesz prowadzić ten test? – zapytał zduszonym szeptem, spoglądając niespokojnie na zamknięte drzwi. – Bruderherz...

– Cicho – mruknął Gilbert, unosząc dłoń. Niemcy umilkł; w skupieniu wsłuchali się w odgłosy dochodzące z salonu. – Jestem ciekaw, czy się złamie, hehe.

– Myślę, że Taurys ma więcej ogłady niż Feliks.

– Z nim musimy powtórzyć, wkurzyłem go chwilę przed zostawieniem samego, efekt był do przewidzenia, narysował mi karniaki na okładce – Gilbert pokręcił głową. – Musimy mieć badanych w takim samym stanie emocjonalnym, żeby wyniki eksperymentu były wiarygodne. Czyli spokojny Litauen i spokojny Polen. Później rozszerzymy grupę badaną i sprawdzimy, jaka jest korelacja z...

Ludwig westchnął; jego brat znalazł sobie na emeryturze kolejne hobby.

– Na pewno nie ma tam nic wrażliwego? – upewnił się, gdy Gilbert przestał opisywać mu swoje plany naukowe.

– Przecież mówiłem ci, że to placebo – Prusy spojrzał w sufit.

– Placebo? – powtórzył Niemcy sceptycznie.

– „Lorem ipsum" na każdej stronie. Naprawdę, zamówiłem taki, wydrukowali mi na zamówienie. Dobra, minęło dwadzieścia minut – Gilbert zerknął na zegarek. – Wchodzimy!

Z hukiem otworzył drzwi; Litwa, siedzący ciągle w fotelu, aż podskoczył i posłał mu lekko urażone spojrzenie.

Prusy wyszczerzył się złośliwie, zezując na stoliczek.

Pióro – dwa centymetry od krawędzi blatu, odchylenie dwudziestu stopni w prawo. Wstążeczka ułożona w literę S; notatnik odchylony w lewo o czterdzieści pięć.

Nietknięty. No proszę...

– Ludwig nie mógł znaleźć jednego papierka – rzucił głośno, opadając na drugi fotel. – Róbcie swoje, tylko szybko, bo za godzinę jest mecz.

Litwa uniósł brew, ale nie zdążył o nic zapytać; Ludwig, jak gdyby nigdy nic, odsunął pamiętnik na bok i rozłożył przed Taurysem stertę dokumentów.

– Widzisz, jeśli chodzi o te plany mieszkaniowe, wygląda na to, że w pięćdziesiątym ósmym ktoś postawił ścianę tutaj, a wyburzył tutaj i przez to przestała nam się zgadzać numeracja mieszkań, bo jedno nielegalnie podzielono...

– Tak, teraz to ma sens – zgodził się Taurys, pochylając się nad arkuszami i marszcząc brwi. – To tłumaczy, skąd te nieścisłości, interesujące, że do tej pory nikt nie zwrócił na to uwagi...

Gilbert oparł głowę o dłoń i w milczeniu obserwował, jak pozostała dwójka pracuje; tych dwóch idiotów znów dało się wplątać w robotę, która powinna zostać zlecona jakiemuś stażyście. Prychnął w myślach; sprawa jakiejś zapomnianej przez Boga i ludzi nieruchomości, naprawdę?

Sięgnął po pamiętnik i pióro i otworzył notatnik na ostatniej stronie.

Drogi pamiętniczku,

Dzisiaj byłem wspaniały, ale przejdźmy do rzeczy.

1) Litwa ma jednak rozum i godność personifikacji, chociaż pewnie go kusiło.

2) Badanie z Polską trzeba powtórzyć, niespełniony warunek wstępny.

3) Muszę zbadać korelację między ilością konfliktów w przeszłości a chęcią dorwania się do moich pamiętników. Wyniki mogą być interesujące.

4) Powiedziałem Ludwigowi, że jesteś placebo, bo w przeciwnym wypadku zacząłby panikować, biorąc pod uwagę, że pół roku temu (patrz: strona dwieście trzy) napisałem tutaj kilka zasłyszanych plotek o paru ważnych osobach, które Ludwiś bardzo mocno tuszował. Bez ryzyka nie ma zabawy.

5) Tak w ogóle, to ładnie się dzisiaj ubrał. Do twarzy mu w czarnym golfie. Oczywiście, nie wygląda tak wspaniale jak ja, ale...

– Skończone – Litwa odetchnął z ulgą, zamykając teczkę. – Dziękuję. W końcu doszliśmy z tym do ładu. Rano zadzwonię do ministerstwa i przekażę te informacje.

– Cieszę się, że mogłem pomóc.

Gilbert podniósł oczy znad kartek; Taurys chował dokumenty do teczki i ściskał dłoń Ludwiga. Kiwnął krótko głową Gilbertowi i skierował się ku wyjściu.

5b) w sumie, to ładnie mu, gdy tak spina włosy

Gwałtownie przekreślenie; stalówka aż zrobiła dziurę w papierze. Ludwig, wróciwszy od drzwi, posłał bratu dziwne spojrzenie:

– Czy te „Lorem ipsum" nie miało być już wydrukowane?

Gilbert zatrzasnął pamiętnik i odwrócił wzrok.

– Skądże, musi pachnieć atramentem dla większej autentyczności – odparł. – Skąd ci wpadł taki pomysł do głowy?

Ludwig tylko uniósł brew, ale nic nie powiedział; sięgnął po pilota i włączył telewizor.

Czterdzieści pięć minut później, gdy piłkarze zeszli z murawy, Gilbert znów otworzył notatnik.

5b2) w sumie, trochę żałuję, że jednak nie zerknął. Miałem dla niego specjalną wiadomość na wyklejce... Może podrzucę mu ją innym razem.

Słysząc kolejne pociągnięcie pióra i dźwięk rozrywanego papieru Niemcy tylko pokręcił głową i wrócił do oglądania meczu.

To była najdziwniejsza próba podrywu, jaką widział w życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro