Dzień pierwszy: Porsche proszę
A/N: Cześć! W tym roku biorę udział w LietPru Weeku 2025, organizowanym na tumblrze przez Doomspiral i oto nowy twór na tę okazję, Piołun! Miłej zabawy!
Dzień pierwszy: retro / timewrap
****
Oto dramatis personae tej historii:
Gilbert Beilschmidt, w spranych dżinsach i bez koszulki, obecnie zawieszonej na tablicy z narzędziami obok młotka i kombinerek, z dłońmi czarnymi od smaru i takowymi smugami na policzkach i włosach, ucieszony niczym dziecko; krąży dookoła samochodu zaparkowanego nad kanałem w czystym zachwycie.
Samochód ten to Porsche 356, pomalowane na głęboki odcień burgundu; zza idealnie wypolerowanymi szybami widać nowiutką, skórzaną tapicerkę, drewnianą, trójramienną kierownicę i nieruchome, analogowe zegary. Auto wygląda, jakby dopiero co wyjechało z salonu; jakby nigdy nie dotknęło oponami drogi. A raczej, wygląda jakby do tego momentu nie dotknęła go żadna istota ludzka; jak czyste dzieło boskiego stworzenia.
I jest jeszcze Taurys Laurinaitis, stojący w progu garażu i rozdarty nieco między podziwem dla gilbertowej klat... gilbertowego dzieła, a jakimś przedziwnym lękiem, bo gdy ostatni raz widział ten samochód, nieco ponad tydzień temu, był on motoryzacyjnym, zgniłym, siedemdziesiątletnim trupem wyciągniętym z jakiejś przeciekającej bawarskiej szopy.
Albo Gilbert faktycznie był tak uzdolnionym mechanikiem, za jakiego się uważał, albo zaprzedał duszę jakiemuś demonowi z pasją do starych aut, bo taka metamorfoza nie powinna być możliwa.
– I jak? - Gilbert wyszczerzył wszystkie zęby. – Jest piękna, nie?
– Robi wrażenie – odpowiedział Taurys szczerze.
Gilbert pojaśniał jeszcze bardziej:
– Patrz tutaj, nowiutkie wycieraczki, stare zgniły, ale te są identyczne... – Otworzył drzwi i wsadził głowę do środka. Taurys nagle otrzymał doskonały widok na jego dżinsy. – A tutaj, widzisz? Prawdziwe, wypolerowane drewno – Gilbert pogłaskał kierownicę, rozkoszując się jej gładkością. Litwa gwałtownie stracił koncentrację. – Nowe, bo stare zjadły korniki. O, a tutaj, tapicerka... też nowa, ale patrz, za to... Zapalniczka, jak należy, a nie jakieś nowoczesne wymysły, a tu zamontowałem otwieracz... Dla pasażera, oczywiście. A tu rozkładają się siedzenia, popatrz, pokażę ci, ile tu jest teraz miejsca, można spać we dwóch...
Taurys zamrugał i odwrócił na moment wzrok:
– A... A czy jest jakaś część, której nie wymieniłeś?
Prusy nie odpowiedział od razu; wygramolił się z samochodu, a potem oparł się o stół roboczy i ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się samochodowi.
– Nie – stwierdził po dobrej minucie. – Nawet maskę musiałem wyklepać od nowa, stara mi się rozpadła w rękach.
Obaj przez chwilę wpatrywali się w Porsche, połączeni tym samym skojarzeniem ze statkiem Tezeusza. Mina Gilberta, od tygodnia mówiącego wszystkim w koło, że lada moment będzie jeździł prawdziwym retro, a nie jakimś współczesnym plastikowym badziewiem, nieco zrzedła, gdy dotarło do niego, że w Porsche nie ma już żadnej oryginalnej części.
Ten moment pozwolił Litwie przywołać z powrotem swoje myśli, wesoło hasające po odległych łąkach rozkojarzenia; na moment, bo wystarczyło zerknąć na usmarowane policzki Prus, by znów się rozbiegły. Cholera; pewnie to jakieś opary; kiedy Gilbert ostatni raz wietrzył w tym garażu?
Prusy klasnął nagle w dłonie:
– Mniejsza o szczegóły – powiedział dobitnie. – Wygląda jak retro, działa jak retro, więc jest retro.
Po krótkim zastanowieniu Litwa przyznał mu rację; już miał zaproponować, by wrócili do domu, gdy Gilbert złapał za swoją koszulę, pośpiesznie ją zapiął, a potem otworzył drzwi po stronie pasażera, znacząco wskazując drugie siedzenie.
– Jedziemy gdzieś? – Taurys uniósł brew, zajmując miejsce. Fotele były przyjemnie miękkie, a wnętrze pachniało pastą do tapicerki i płynem do szyb; na siedzeniu kierowcy leżał nieodpakowany Wunder-baum o zapachu czarnego lodu, czymkolwiek on był.
Gilbert z radością zasiadł za kierownicą; odrzuciwszy wcześniej choinkę na bok, zatarł ręce i odpalił silnik. Brzmiał... bardzo klasycznie, stwierdził Litwa z zaskoczeniem; wskazówki na zegarach drgnęły i gdy tylko drzwi garażowe się uniosły, Prusy z dziecięcą radością wcisnął gaz tak, że Taurysa aż wbiło w fotel.
– Lecimy, maleńka!
Litwa dał Prusom jakieś trzy sekundy czystego szaleństwa na podjeździe; potem spojrzał nań znacząco, a Gilbert westchnął i wytoczył samochód na ulicę już z cywilizowaną prędkością, mrucząc coś o szybkiej, ale bezpiecznej jeździe.
Sąsiad wybałuszył oczy na widok starego-nowego Porsche; Prusy natychmiast przestał narzekać i rozpromienił się jeszcze bardziej.
– Wypróbujemy to cudeńko, wybieraj trasę.
Taurys rozsiadł się wygodniej na skórzanym fotelu. Porsche toczyło się miękko po ulicach, a jemu naprawdę zaczynała się podobać ta przejażdżka; może klasa auta też robi swoje, pomyślał. Mój samochód nie ma nawet podjazdu do tego klasyka; w tej kwestii Prusy miał gust.
Po krótkim zastanowieniu wyznaczył na GPS-ie trasę, wybierając podmiejskie, z reguły puste drogi – bądź co bądź, to było sportowe auto, niech Gilbert pokaże, na co je stać.
– Dam ci się przejechać – stwierdził Gilbert wspaniałomyślnie jakąś godzinę później, gdy przystanęli na chwilę przy jakimś jeziorku, by rozprostować nogi i przejść się wokół brzegu. Wcisnął kluczyki w dłonie Taurysa, zwlekając o sekundę za długo z zabraniem palców. – Tylko ostrożnie, to nie jest twój szrot, z nią trzeba delikatnie!
– Bedę uważał – obiecał mu Litwa, uśmiechając się kącikiem ust. Wrócili do samochodu, gdy zaczęło siąpić; Taurys przekręcił kluczyk, a Porsche zamruczało... i zgasło. – Cholera jasna...
Spróbował drugi raz, z tym samym skutkiem; Prusy z wolna bladł.
– To nie jest możliwe – powiedział głośno, podczas gdy Litwa dalej walczył z uruchomieniem silnika. – Źle odpalasz, przesiądźmy się...
– Umiem odpalać samochód – Taurys pokręcił głową. – Coś jest nie tak. Niczego nie przegapiłeś?
– Nie ma części, której bym nie wymienił! Technicznie rzecz biorąc, ten samochód jest nowiutki i tylko wygląda na retro... – Gilbert już łapał za klamkę, by wysiąść i zajrzeć do silnika, gdy nagle znieruchomiał; z jego twarzy odpłynął wszelki kolor. – Kurwa.
– Co się stało?
– Zapomniałem o uszczelce pod gaźnikiem. Została oryginalna.
Oryginalna; Litwa zamrugał. Oficjalna wersja mówiła, że wrak Porsche stał w szopie; patrząc na to, co przyholował im Ludwig, Litwa raczej miał wrażenie, że ten samochód służył utopcom na jakichś przedwiecznych bagnach.
Nie chciał wiedzieć, w jakim stanie jest ta uszczelka.
I wtedy zaczęło lać; silnik zakrztusił się ostatni raz i zapadła cisza.
I tak zaczął się retro-dramat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro