Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień drugi: Najnudniejsze oblicze polityki

Dzień 2: Politics / Lies vs truth


Krążąca po sali mucha raz po raz uderzała o szybę; Gilbert uniósł głowę, zastanawiając się, kto pierwszy się złamie i wstanie od stołu, by się nią zająć.

Sądząc po szeptach, z drugiej strony stołu już obstawiano zakłady.

– ...wypuści.

– Okna się nie otwierają. Daję stówę, że zabije.

– Czym?

Ludwig był niewzruszony; prowadził prezentację, podczas gdy cała widownia śledziła kwestię życia i śmierci muchy, bazgrała coś bezmyślnie w notatkach albo po prostu drzemała.

Litwa wpatrywał się w swój kubek; sądząc po jego minie i opadających powiekach, to albo czwarta porcja kawy zawierała zamiast kofeiny melatoninę, albo uodpornił się na jej działanie całkowicie.

Prusy zmrużył oczy, przyglądając się cieniom pod oczami Taurysa. Zawsze takie miał, czy znowu krążył po domu jak zły duch, nie mogąc...

– ... z tego właśnie powodu, zachowanie obecnych przepisów nie pozwoli...

– Sprzeciw – Belgia uniosła dłoń. – Zwróć uwagę na to, że...

Hmmm... Ignorując całkowicie dyskusję, którą jego brat toczył z Belgią, jedną z nielicznych jeszcze przytomnych, Prusy dalej wpatrywał się w Litwę.

– ...musimy to przegłosować...

– Przegłosować, jasne! – rzucił szybko Gilbert. Na dźwięk jego donośnego głosu część zgromadzenia podskoczyła, a druga się przebudziła. – Ale po przerwie, miej litość, siedzimy tu już sześć godzin!

Przez salę przetoczyły się szepty wdzięczności; Ludwig odkaszlnął.

– Tak, masz rację, to... Hmmm... zróbmy półgo...

– Siesta, amore!

– ...Uch. Godzinną przerwę i wróćmy do tematu.

Huk odsuwanych krzeseł; Prusy wyminął stół i bezceremonialnie na nim przysiadł, tuż obok rozrzuconych długopisów Łotwy.

– Żyjesz? – zagadnął, bo Litwa nie ruszył się z miejsca.

– Jakiej oczekujesz odpowiedzi? – Taurys spojrzał na niego spod przymkniętych powiek. Nie spał od tygodnia, uznał Prusy, przyjrzawszy się bliżej.

Udał, że się zastanawia.

– W tym stuleciu wolę, żebyś był żywy.

– Miło mi to słyszeć.

Gilbert, korzystając z tego, że wszyscy uczestnicy obrad, w tym Ludwig, ciągnięty przez Feliciano za rękę, już opuścili salę i przymknęli drzwi, pochylił się nad Litwą:

– Ej, serio, co z tobą?

– Jestem po prostu zmęczony – Litwa pokręcił głową i natychmiast z jego ust uciekł cichy syk. Dotknął skroni. – Pęka mi głowa. Czy mógłbyś być... po prostu trochę ciszej?

Gilbert zmarszczył brwi; ich gatunek raczej rzadko zgłaszał nieprzygotowanie.

– Mogę być – zgodził się wspaniałomyślnie i osunął na krzesło obok. – Czemu nie idziesz na obiad, jak wszyscy?

– Nic nie przełknę – odparł Litwa niechętnie. – Potrzebuję chwili spokoju.

Gilbert puścił mimo uszu aluzję; przecież ten kretyn nie będzie siedział przez godzinę sam w pustym pokoju, jak jakiś ostatni odludek.

– Będę cicho. Co to?

Litwa westchnął i zamknął rozłożony przed sobą notatnik.

– Szkic nowej ustawy o ruchu drogowym – odparł cicho. – Moi politycy poprosili mnie, bym na to spojrzał.

– Dałeś się wkręcić w najnudniejszą część tej roboty? – Prusy nie dowierzał. – Serio?

– Ciszej...

– A.

Przez parę minut siedzieli w milczeniu; potem Gilbert bezceremonialnie przysunął sobie notatnik.

– Prusy, to jest...

– Ustawa o ruchu drogowym, nie o bezpieczeństwie narodowym czy innych fajnych tajnych rzeczach – dokończył Prusy. – Co ja z tym niby zrobię? Pokaż to. Wyglądasz, jakby pierwsza strona cię pokonała, hehe.

Piętnaście minut później pierwsza strona pokonała i jego; litewski znał całkiem nieźle, ale takiego bełkotu Gilbert jeszcze nigdy w życiu nie widział w żadnym z języków, którymi się posługiwał.

Wertował i wertował strony i ciągle wracał do początku, nie mogąc nic zrozumieć.

– Boże. Dlaczego pozwoliłeś, by ten człowiek wziął długopis do ręki? Jak Ludwiś miał dziesięć lat, to pisał przystępniej, tylko z większą liczbą błędów.

Ponieważ nie było odpowiedzi, Gilbert spojrzał w bok; Litwa opuścił głowę na piersi, przymknął oczy i oddychał głęboko, ukołysany do snu cichym szelestem kartek.

Och; zbity z tropu Prusy zamrugał. Litwa musiał być naprawdę wykończony, skoro usnął w jego obecności.

Parę minut zastanawiał się, co robić dalej; w końcu opuścił wzrok na dokumenty i przysunął sobie zeszyt Łotwy. Znalazł niezagospodarowane kilkanaście kartek, odpalił na telefonie słownik niemiecko-litewsko-prusko-polsko-angielski (przy takim bełkocie trzeba było wytoczyć najcięższe działa) i zajął się pracą.

Ja to zrobię lepiej, stwierdził, nanosząc pierwsze poprawki. Jego wiedza motoryzacyjna kończy się na lokalizacji kierownicy. Jeszcze by coś spieprzył w tych przepisach i za każdym razem, gdy jestem w Memelu, kończyłbym w korkach.

Jakieś pół godziny później do sali zajrzał zarumieniony Ludwig i ze zdumieniem dostrzegł brata, śpiącego z głową na ramieniu Litwy i cicho pochrapującego. Przed nim leżał schludnie ułożony stosik notatek i rysunków pomocniczych.

– Ta polityka nas kiedyś wszystkich wykończy – stwierdził ze zgrozą.

Uczepiony jego ramienia Feliciano pokiwał głową.

– Przedłużamy sjestę?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro