Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9#

Dzięki! :D Dzięki za komentarze i gwiazdki. Miłego czytania ;)

***

Wino w kieliszku miało przyjemnie złoty kolor. Kojarzyło mu się z dobrymi, starymi czasami, gdy jeszcze pracował przy uprawie zboża. Miało podobnie miły odcień. Przyjemny. Zupełnie jak wspomnienia z tamtego okresu... Miłe.

Napił się, ignorując to, że podłoga i tak chwieje się zbyt mocno. Delikatnie odłożył kieliszek na stolik, z pijackim uśmiechem wpatrując się w równowagę płynu. Idealnie równa powierzchnia...

Rozległ się huk i uderzenie, a po nim salwa śmiechu. Wino ochlapało stolik, a Polska z wyrzutem obrócił twarz.

- Wylał mi wino - poskarżył się cicho siedzącej obok niego Zjawie. - Ameryka.

Alfred przewrócił się ze śmiechu, potrącając blat. Cały czas zanosił się głośnym rechotem, patrząc na Anglię. Ogółem sytuacja na sali dawno przeszła w pijacką balangę. Tam gdzieś Grecja spał na blacie, tam gdzieś Szwajcaria zawzięcie powstrzymywał Francję od dobrania się do Lichtenstein, a jeszcze gdzieś indziej trwała partia rozbieranego pokera. Rozległ się wrzask i już po chwili Włochy siedział w samych gaciach.

Chociaż wyglądało to naprawdę słabo, wszyscy świetnie się bawili. Prawie.

- Chyba muszę wyjść - mruknął Feliks, wypijając kolejny kieliszek wina. - Po prostu tu nie wytrzymam.

Zjawa po raz kolejny nie odpowiedziała, nieruchomo tkwiąc gdzieś pod ścianą.

- Eh, gdybym nie stracił przytomności, już byłbym w mojej małej kawalerce w Polsce - rozmarzone spojrzenie Feliksa spoczęło na plamie z wina. - Przeklęte samoloty.

Na stole wylądowała czyjaś skarpetka. Polska obrócił się - Japonia, cały czerwony ze wstydu, próbował wyrwać się Prusom. Najwyraźniej partia rozbieranego pokera trwała w najlepsze.

On też dostał propozycję zagrania, ale bronił się rękami i nogami. Nie chciał się bawić w chwili tak paskudnego humoru. Dotknął kieliszka palcem, rozmazując kroplę białego wina.

- Takie to moje cholerne życie. Podobno raz na wozie, raz pod wozem, tak? Ja na razie tylko leżę pod wozem.

Zjawa, nieprzejęta, spokojnie stała pod ścianą, ignorując jego wywody.

- Nawet ty mnie ignorujesz - mruknął Feliks z wyrzutem, wskazując postać palcem. - Czy to tak trudno, powiedzieć chociaż jedno cholerne słowo?

- Mówisz do siebie - rozległo się za jego plecami po litewsku. Polska nawet nie odwrócił głowy.

- Wcale nie - zaprzeczył odruchowo. 

- Przecież słyszałem.

- E tam - skomentował Feliks, raz po raz uderzając głową o blat. - Wcale nie chciałem tu być. To przez Węgry.

Wyjdź.

- Nie, to przez twoje głupie zachowanie. Jakby nie to, nie dostałbyś patelnią.

Wyjdź.

- Bla bla bla - z nagłą werwą Polska podniósł się ze stolika. Chwiał się jak po zejściu z pokładu statku. - Eaaaa...

Wyjdź.

- Zaraz się zabijesz.

Wyjdź. 

- Tak będzie lepiej...

Nie skończył zdania, tylko zamarł. Zjawa stała tuż przed nim i wpatrywała się w jego oczy z jakimś smutkiem.

Masz jeszcze wybór. Wyjdź.

- Co ty, najpierw mnie ignorujesz, a potem nagle jestem cacy?! Jeszcze czego! 

- Polska, ty dalej mówisz do siebie.

- A ty zamknij się i nie przeszkadzaj! - szmaragdowe, pełne ognia spojrzenie przemknęło ze Zjawy na Litwę i z powrotem. - Czego?!

Nie powinno cię tu być. Radzę ci, wyjdź.

- Tu stanie się coś złego, prawda? - spytał Polska, całkowicie ignorując Litwę, który w końcu zrezygnował z przywracania go do porządku i tylko z zainteresowaniem przysłuchiwał się dziwnej, jednostronnej rozmowie.

Milczenie.

- Jeżeli najpierw mnie ignorujesz, a potem nagle karzesz mi się ewakuować i tu jesteś, coś się stanie, prawda?

Wiesz, że i tak ci nie odpowiem.

- Odpowiesz! Nie zostawię tu ich wszystkich, jeżeli czeka nas katastrofa!

Jesteście państwami. Nie giniecie tak łatwo.

- Ale cierpimy jak ludzie!

Polska zdał sobie sprawę, że jego słowa coraz mniej brzmią jak słowa kogoś, kto się upił, a bardziej jak tajnego agenta. Na szczęście zerkający na niego z pobłażaniem Toris wydawał się spokojny.

- Podobno masz twardą głowę - skwitował z uśmiechem. - A właśnie uchlałeś się jak początkujący. Jeszcze trochę i ty też będziesz całował krzesło.

Odruchowo obaj obrócili głowy w kierunku duszącego się ze śmiechu Ameryki. Alfred jedną ręką państwo obejmowało się za brzuch, a drugą wskazywał na upitego Arthura, który od sporej chwili zalecał się do krzesła - zwykłego, drewnianego krzesła.

- My dear - mruczał, obejmując oparcie. - Baby...

- Nie - zauważył całkiem trzeźwo Polska - aż TAK, to się nie upiję.

Litwa parsknął w odpowiedzi.

Przez sporą chwilę wspólnie przyglądali się wyczynom Anglii. Polska oderwał wzrok dopiero wtedy, gdy pole jego widzenia zasłonił rękaw czarnej szaty.

Wyjdź.

Do zamglonego alkoholem umysłu Feliksa dotarło dziwne uczucie niepokoju. Westchnął i teatralnie zasłonił usta. 

- Muszę do łazienki - wydusił z siebie i biegiem ruszył do drzwi. 

Nie widział Litwy, który ze specyficzną miną zerkał pod ścianę. Marszczył brwi i wyglądał, jakby mocno się nad czymś zastanawiał. 

- Był pijany - mruknął do siebie bez przekonania. - On tylko był pijany...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro