Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#4

Gdy szok i ból zaczął powoli mijać, Polska dostrzegł przed sobą zarys czegoś białego.
Wyciągnął dłoń i niepewnie przyjechał palcami po porcelanowej umywalce. Zamglony umysł zanotował, że biel zakłócona została przez brudną czerwień. Krwawił? A może to znowu tylko jego skrzywiona wyobraźnia?

Rzeczywistość powoli wracała, zalewając Feliksa obrazami i uczuciami. Leżał pod ścianą w hotelowej łazience. Ubranie pobrudzone miał tą samą krwią, którą dostrzegł na beżowych płytkach. Ogółem dopiero w tym momencie rozejrzał się dookoła i doszedł do wniosku, że pomieszczenie, w którym się znajdował, było całkiem ładne.

- Chciałbym mieć taką łazienkę. Gdybym miał tyle pieniędzy... - mruknął do siebie, zerkając spod umywalki na sąsiednią ścianę. Wiszący tam obraz żółtych słoneczników jakoś nie poprawił mu humoru...

Głuche uderzenie wyrwało go z zamyślenia i sprawiło, że podskoczył. Uderzył ramieniem w ścianę i niepewnie zerknął w stronę drzwi.

- Feliks, jesteś tam? Powiedz coś! Błagam cię... 

- Eliza...  - głos Polski nie brzmiał najlepiej. Odchrząknął i spróbował ponownie, jednocześnie chwiejnie próbując podnieść się na nogi. - Kochana, dlaczego dobijasz się do męskiej łazienki? To tak, generalnie, nieco dziwne...

- O mój Boże, Feliks! Jesteś tam jednak! Otwórz drzwi.

Łukasiewiczowi w końcu udało się wstać. Kiwał się lekko i musiał trzymać umywalki, ale nie był tak źle. Ręce trochę go piekły, ale w końcu stał, a Zjawy nie było w pobliżu...

- Moja droga, ja... - głos uwiązł mu w gardle, gdy zerknął w lustro.

Już wiedział, skąd wzięła się cała ta krew. Jego ramiona poprzecinane były poprzecznymi, płytkimi ranami, które robiły wrażenie, jakby ktoś jeździł po jego rękach ostrymi pazurami. Widok był dość nieprzyjemny, jednak Polska czuł się bardziej zaskoczony niż zniesmaczony. Tylko raz ten jego specyficzny atak zakończył się w podobny sposób... Założył ręce i upewnił się. Tak, mógłby sam zrobić sobie krzywdę w ten sposób. Więc to on, czy...

Krew pod paznokciami mogłaby to sugerować. Ale w końcu nie może być pewien...

- Hej! Bo pójdę po Gilberta i te drzwi pójdą w drzazgi! - zza drzwi rozległ się głośny okrzyk. Słowa Węgierki ostudziły chłopaka - zielone oczy zwężyły się, wargi zacisnęły w wąską kreskę. Nie będzie tak prosto.

Zerwał z siebie porwaną koszulę i rzucił do umywalki obok. Szybko umył ręce, krzywiąc się w kontakcie z zimną wodą. Wytarł je o czysty fragment leżącego obok ubrania i ze swojego plecaka, rzuconego wcześniej w kąt, wyszarpnął trochę bandaży.

- Feliks? Nic ci nie jest? Serio, proszę cię, wyjdź z tej łazienki. Martwię się.

- Węgierka, chyba drzwi się zatrzasnęły. 

Klamka poruszyła się w górę i w dół.

- Myślałam, że coś ci się stało!

- Nie. Wszystko dobrze.

Wyobraził sobie Zjawę. Gdyby tu była, stałaby obok i na każde jego kłamstwo reagowałaby głośnym rechotem. Myśląc o tym, sprawnie obwiązywał ramiona. Szło mu to bardzo szybko. Miał wprawę.

- To może ja kogoś przyprowadzę? Poczekaj, Gilbert na pewno pomoże. W końcu lubi rozwalać przedmioty...

- Może pójdź po... - spróbował sobie przypomnieć, gdzie jest - ...Kanadę? To w końcu jego hotel. Niech decyduje, co z tym zrobić.

- Kogo? Nie, żartuję. Dobra myśl. Czekaj tu, zaraz wrócę!

- Nigdzie się nie ruszam - szepnął do siebie Feliks, zrzucając spodnie i przebierając się w ubrania wyciągnięte z plecaka. Cieszył się, że wybrał niemal identyczne spodnie i białą koszulę. Ubrudzone krwią rzeczy zawinął w znalezioną na dnie plecaka folię i schował. 

- Ej, Kanada mówi, że można wyważyć te drzwi - Węgierka wróciła. I to najwyraźniej ze wsparciem. - Lepiej się odsuń...

- Już! - odkrzyknął, oblewając wodą każdą czerwoną plamkę. 

Drzwi się zatrzęsły. Do uszu Feliksa dotarło niemieckie przekleństwo i krótkie "To mi pomóż!". Polska po raz ostatni zerknął do lustra, upewniając się, że bandaże nie prześwitują przez koszulę i zarzucił plecak na ramię.

Gdy drzwi w końcu ustąpiły, a Węgierka, Niemcy, Prusy i Kanada wpadli do środka, Łukasiewicz z obrażoną miną i założonymi rękami opierał się o beżowe płytki w zachlapanej wodą łazience.

- Trochę to, tak jakby, trwało - powiedział, przeciągając się z lekkim, ironicznym uśmieszkiem.


***

Zachęcam do komentowania. To po prostu bardzo motywuje ;).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro