#3
Za co?
Dlaczego on?
Dlaczego to musi przez to przechodzić?
Nudzi mu się...
Zasłonił twarz rękami, przeczesując przydługie włosy. Miał je obciąć, ale jakoś zapomniał.
Konferencje były dla niego kiedyś formą rozrywki. Cieszył się, mogąc spotkać starych znajomych, przyjaciół i wrogów. Za dawnych czasów nie przeszkadzało mu nawet to, że nikt go nie słucha - po prostu mówił. Mówił dużo, o wszystkim i niczym, radosny i pogodny.
Oj tak. Radosny i pogodny.
Po raz kolejny przetarł oczy. Nie chciał spać w sali konferencyjnej, tak jak na przykład Grecja. Kiedyś zdarzyło mu się usnąć - do dziś pamiętał ten dzień. Przebudzenie było jedną z najbardziej kompromitujących rzeczy w jego życiu.
Ktoś wbił mu łokieć pod żebra, tak że natychmiast usiadł wyprostowany. Szczere, błękitne oczy Ukrainy przewiercały go na wylot.
- Jak chcesz spać - odezwała nie nagle radośnie - to mogę cię popilnować. Nikt nie dorysuje ci wąsów.
- Totalne dzięki, kuzynka - zaczął Feliks z nieprzytomnym uśmiechem, ale nie zdążył dokończyć zdania. Jego ramię ugieło się pod ciężarem czyjejś ręki.
- Mendo! Mój brat przemawia! Powinieneś słuchać mądrzejszych od siebie. Może dzięki temu nie rozpadałbyś się na kawałki.
Przed twarzą Polski pojawiła się burza białych włosów i skrzące się sarkazmem, czerwone oczy. Przez parę sekund Łukasiewicz wodził wzrokiem po idealnie białych zębach i bladym nosie, tylko po to, żeby brutalnie uderzyć otwartą dłonią twarz Gilberta. Poczuł, jak złość, niechęć i zmęczenie łączą się w wybuchową mieszankę. Spokojnie. Tylko spokojnie.
Prusy przeklnął siarczyście, odskakując do tyłu. Polska nie tracił czasu - poderwał się, przewracając krzesło, i teatralnie otrzepał białą koszulę.
- Totalnie głupiejesz z każdym naszym spotkaniem, zarazo - odparł ze sztucznym uśmiechem. Chociaż musiał przed sobą przyznać, że czuje się troszkę lepiej. Troszkę...
Gilbert rzucił się przed siebie. Feliks nie zdążył się usunąć - po chwili oboje runęli na ziemię, siłując się zapamiętale. Ktoś coś wrzasnął, ale generalnie walka dwóch państw nikogo nie zaskoczyła. Parę osób, znudzonych, przypatrywało się z umiarkowaną ciekawością, kto wygra.
- Grunwald! Grunwald! - krzyczał Feliks, dopóki Prusy nie wetknął mu łokcia do ust.
- Udław się Grunwaldem, karzełku!
Nagle Feliks poczuł, że ktoś brutalnie odsuwa go od przeciwnika. Wierzgnął nogami, ale Niemiec podniósł go jak szmacianą lalkę.
- Bruder! Co ty robisz?! - głośny, wojskowy wrzask przeciął powietrze. Feliks, puszczony na ziemię, odruchowo się skulił, chociaż krzyk nie był skierowany do niego.
Nagle poczuł specyficzne zimno, rozchodzące się po ciele. Zignorował wściekłego Ludwiga oraz bezczelne spojrzenie Prus.
Stała tuż obok niego, wyciągając rękę w jego kierunku.
Zimno przeniknęło przez jestestwo Feliksa. Przedarło się do najgłębszej części. Zmroziło i pozbawiło myśli, pozostawiając jedynie tępy strach.
Dźwięki otoczenia i głośny głos Niemiec uległy przytłumieniu.
Przez moment walczył ze sobą. Starał się nie ulec panice, nie poddać pierwotnym instynktom.
W końcu, po minucie, która wydawała mu się wiecznością, Feliks zgrabnie wyminął atakującego go znowu Gilberta, zarzucił na ramię swój plecak i pognał do dużych, drewnianych drzwi sali konferencyjnej.
Szarpnął klamkę i w myślach przypominał sobie plan budynku. Biegł, ile tylko miał sił.
Łazienka.
W końcu znalazł odpowiednie drzwi - wpadł do pomieszczenia, zamknął się na zamek i z ulgą osunął na ziemię.
Czujesz się źle?
- Jakbyś zgadła - szepnął do siebie, zasłaniając twarz. Wiedział, że siedzi obok, z wyciągniętą dłonią i pustymi oczami. Jego Strach. Zmora.
Wiesz, że bycie samym cię niszczy. Ja cię niszczę.
- Gdyby cię nie było, albo byłabyś milsza i mniej straszna, oszczędziłabyś sobie fatygi.
Ty mnie stworzyłeś. Tylko ty możesz się mnie pozbyć.
- To nie jest prawda! - Feliks wbił palce we włosy. - Nie panuję nad tym! Po prostu nie potrafię! - głos Polski się załamał. - Dlaczego tylko ja...
Znasz odpowiedź, prawda?
- ...Tak - szepnął mężczyzna do siebie. - Znam - uniósł głowę. Kościste palce Zmory były dosłownie milimetr od jego ramienia. - Czyli to teraz, tak?
Nie otrzymał odpowiedzi. Rękawiczka musnęła jego koszulę - wzdrygnął się. W jego głowie zaczęły się przesuwać obrazy, a w gardle uwiązł krzyk.
Ból, strach i cierpienie opanowały go całego - po chwili osunął się bezwładnie na ziemię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro