19#
A propo fragmentu, który wstawiam (:D) już mówię: w sumie na początku nie miało go być, ale potrzebuję go, żeby zachować ciągłość czasu i jest dobrym przykładem na to, dlaczego przeszłam na perspektywę Elizaviety :3 (Feliks czasami za mało wie, biedak). Następny fragment, który wstawię, będzie dwukrotnie dłuższy i właściwie zamknie historię. Zostanie już tylko coś w rodzaju epilogu (oraz podziękowania, oczywiście)! Tak więc miłego czytania. ;).
Postanowił nie spać.
To był pierwszy wniosek, jaki przyszedł mu do głowy, gdy tylko otarł łzy i skulił się na łóżku. To wszystko, co się wokół niego działo, było totalnie szalone. Zjawa, zachowanie jego przyjaciół, te cholerne koszmary...
Mogę ci pomóc.
Nie możesz, nic nie możesz, jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, chciał krzyknąć, to wszystko twoja wina... ostatecznie zacisnął tylko zęby. Środki przeciwbólowe przestawały działać, znowu czuł ból swoich ran. Coraz ostrzejszy.
Dlaczego sądzisz, że nie mogę? Jesteś sam, ja jestem sam... Mogę cię wesprzeć. Tylko mi się oddaj. Czy to jest aż takie trudne?
Bo nie istniejesz, idioto, zawsze byłeś tylko i wyłącznie moim cieniem, przemknęło Polsce przez głowę. Chorobą, która zatruwa moją osobę. Niszczysz mnie, nie wspierasz.
Co ty wiesz, Feliks, co ty wiesz?
- Więcej niż ty - wymamrotał z trudem, kuląc się jak kot. Wcisnął głowę między kolana i zasłonił uszy rękami. Zamknij się, zamknij, nie mów nic, zostaw mnie, mam tego dość...
Ta dziewczyna jest naprawdę urocza, usłyszał. Chciała ci pomóc. Śmieszne. Kto może ci pomóc?
Polska zamknął oczy. Leżał, z trudem oddychał i słuchał głosu Zjawy. Jej komentarze powoli przestawały być przesycone ironią, a powoli stawały się przyjazne, wręcz współczujące.
Hej... Dlaczego się męczysz? Jesteś za słaby.
Miał ochotę gorzko się zaśmiać. Każdy tego typu komentarz osłabiał jego wolę, podkopywał jego morale i wywoływał negatywne uczucia. Czy naprawdę musiał tego słuchać?
Po prostu po nią idź. Po Węgry. Powiedziała, że chce ci pomóc, prawda? Przecież nie chcesz cierpieć. Nigdy nie chciałeś. Wtedy też...
Usłyszał damski śmiech i otwarł oczy. To Węgry wróciła, trzymając za ramię Rodericha. W pewnym momencie ich spojrzenia zetknęły się. Feliks spojrzał na nią hardo, a ona odwróciła głowę. Nie podeszła.
Chce, żebyś to ty ją zawołał. Jak samolubnie. Jak samolubnie...
- Zamknij się - wykrztusił. - Ona nie jest samolubna.
Bawi się, gdy ty cierpisz. Czy to nie jest samolubność?
- Pomogła... mi...
Pomogła? Jak Litwa?
Polska skrzywił się. Zabolało. Temat Torisa ciągle, pomimo upływu lat, był dla niego strasznie bolesny. Przez chwilę wsłuchiwał się w ból swojego ciała, starając się odgonić głos potwora. Niestety, czuł się słaby. Przerażająco słaby...
Mam nadzieję, że nie. On cię przecież nienawidzi.
W głowie Feliksa pojawił się obraz Litwy, niemal nad nim płaczącego. To było dziwne. Powinien śmiać się, nie płakać.
- On mnie nie nienawidzi - odparł automatycznie.
Jasne. Udaje, żartuje czy nie jest sobą? Wmawiasz to sobie od bardzo dawna. Nie nienawidzi, nie nienawidzi... A potem znowu rani...
- Jak też go... ranię...
On ciebie bardziej.
- Zamknij się...
Zagryzł zęby. Czuł, że z oczu płyną mu łzy. Na szczęście, przez cały ten ból głos Zjawy w jego głowie ucichł. To było cierpienie jego ran, fizycznych. Zagłuszały one skutecznie ból psychiczny. Na szczęście.
Otwarł oczy. Coś się stało. Przez drzwi wpadło parę osób. Zafascynowany jej kolorem, Polska tępo wpatrywał się w czerwoną krew kapiącą na płytki. Powoli uniósł wzrok i dostrzegł Ludwiga, słaniającego się na nogach. Ubrudzoną dłonią trzymał się za brzuch, próbując powstrzymać wypływającą krew. Był cały czas podtrzymywany przez szlochającego Feliciano oraz Antonia.
Pod wpływem zaskoczenia Polska usiadł, oddychając z trudem, ale szybko opadł z powrotem na poduszki. Głupcy, chciał zawołać. Kompletnie nie umiecie się zająć kimś postrzelonym w brzuch? On powinien leżeć, krew należy zatamować! W żadnym wypadku nie powinien chodzić! Krew...
Odpływał. Jego organizm słabo radził sobie z bólem ran, które odniósł, oraz z czymś dużo gorszym - ich naprawianiem. To tak cholernie go bolało.
Półotwartymi oczami wpatrywał się przed siebie. Jego uwadze nie umknął pistolet, wystający z kieszeni spodni Niemca. A więc strzelali. Ciekawe, do kogo i dlaczego?...
Jesteś ciekawy, co się stało?
Westchnął z trudem. Ciężko było ukryć, że był strasznie ciekawy. Chęć dowiedzenia się, co się stało, wręcz zżerała go od środka.
- A... wiesz...?
Wiem. Feliciano i Ludwig zostali zaatakowani w drodze powrotnej. W całej strzelaninie oddano łącznie osiem strzałów. Zaatakowano Włochy Północne, Niemcy wyłącznie go ratował. Został ranny, jednak wyeliminował wszystkich trzech przeciwników za pomocą niemieckiego pistoletu H&K SFP9. Coś więcej chcesz wiedzieć?
- Skąd... ty... to wiesz?
Poczuł na twarzy zimny podmuch, gdy Zjawa się przemieściła.
Znam przeszłość, teraźniejszość i przebłyski przyszłości. Nie da się przede mną uciec ani ukryć. Widzisz? Nawet ten twój ból już nie działa. Słyszysz mnie. Słyszysz...
Feliks przygryzł wargę. Dlaczego teraz to nie działa? Dlaczego cierpi, ale mimo to słyszy głos Zjawy?
Otwarł oczy, gdy na sali zrobiło się zamieszanie. Dostrzegł starszego człowieka, który zdecydowanym krokiem przemierzał pomieszczenie. Osobisty lekarz Kanady... Miły człowiek. Polska dawno nie rozmawiał z tak inteligentną osobą. Nie dziwił się, dlaczego Matthiew chciał go mieć przy sobie.
Lekarz szybko coś zarządził, i łóżko, które Litwa oddał Ludwigowi ruszyło w stronę drzwi. Najwyraźniej miało kółka. Przed wyjściem lekarz zatrzymał się przy Węgierce. Wcisnął jej coś do ręki i w rekordowym tempie wyrzucił z siebie jakieś instrukcje. Elizavieta, chociaż zdezorientowana, ciągle kiwała głową.
Polska zamknął oczy, próbując regulować oddech. Wdech, wydech, wdech, wydech...
- Feliks? Hej, słyszysz mnie?
Poczuł, że Węgierka gładzi go po włosach. To było zaskakująco miłe uczucie. Westchnął z trudem.
- Feeeeeeliiiiiiks? Co ci?
Znowu otwarł oczy. Zobaczył przed sobą zielone oczy Węgierki i jej zmarszczone czoło. Nie wydawała się tak zmartwiona jak wcześniej, przy sytuacji z koszmarem, ale też patrzyła na niego z tą opiekuńczością w oczach.
- Leki... przestały... przestały działać...
Elizavieta pokiwała głową, a potem potrząsnęła wymownie dwoma flakonikami. Zabrzęczały tabletki.
- Tu - pomachała prawym - znajdują się leki przeciwbólowe, a tu - uniosła lewy pojemniczek - na sen. Do wyboru, do koloru.
Za jej plecami stanął Toris i rzucił Feliksowi chłodne spojrzenie. Takie jak zazwyczaj. A więc doszedł już do siebie.
I co, dalej myślisz, że to nie jest nienawiść?...
- Daj mi... cokolwiek - poprosił desperacko. - Cokolwiek. Proszę.
Teraz próbujesz znowu uciekać, co? Nie ma to jak jeść leki, żeby uciszyć prawdę. Słaby... Jesteś słaby.
- Daj mu te na sen - rzucił zimno Litwa, zakładając ręce. - Będzie trochę więcej spokoju.
Feliks poczuł, jak budzi się w nim buntownicza natura. Pokręcił głową.
- Przeciwbólowe... - zadecydował, próbując nie słuchać śmiechu Zjawy. - Proszę...
Wyciągnął rękę i poczekał, aż Węgry położy na niej dwie białe tabletki. Tak...
To ci nie pomoże...
Połknął je szybko i zaczął czekać, aż zadziałają. Bardzo chciał się w końcu pozbyć bólu. W końcu w ostatecznym rozrachunku on i tak nic mu nie dał. Tak jak zawsze. Nigdy nic nie dawał...
O dziwo, cierpienie nie uciekało, za to zamykały mu się oczy.
- Ups... - usłyszał, jak Elka wciąga powietrze. - Toris, ja chyba się pomyliłam...
- Co zrobiłaś?
Ciemniej, coraz ciemniej... Chciało mu się spać, tak strasznie chciało mu się spać...
- Nafaszerowałam go środkami nasennymi, zamiast przeciwbólowymi. Pewnie będzie spał aż do nocy...
- Hahhah!
- Nie śmiej się, ja nie chciałam! Te kanadyjskie lekarstwa są takie same... Myślisz, że zmienią mu bandaże, gdy będzie spał?
- Co masz na myśli?
Ciemność. Osuwał się w ciemność, jakby tracił przytomność. To chyba nie były normalne środki nasenne. Powinien usypiać, nie odpływać!
- No... Ten lekarz powiedział mi, żeby Feliks przyszedł tam za jakiś czas...
- To się mu powie, że idiota zemdlał. Co za problem?
- Wiesz co? Chyba za długo razem przebywaliście. Robisz się do niego bardzo podobny.
- Hah... Nie obrażaj mnie...
Umysł Feliksa ostatecznie osunął się w niebyt.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro