#17
- Przy rozpadzie Unii Polsko-Litewskiej? - upewniła się Węgierka, w myślach próbując umiejscowić wydarzenie w czasie swojego życia. - Rozumiem. Możesz mówić.
- Więc... Już wcześniej nasze stosunki były mocno pogorszone. Przestawaliśmy się dogadywać, mieliśmy do siebie coraz więcej żalu - zaczął Toris bardzo cichym głosem, patrząc gdzieś w przestrzeń. Dziewczyna zdała sobie sprawę z faktu, że robi się coraz bardziej głodna. Musiało minąć wiele czasu, od kiedy zaczęła rozmawiać z Anglią. Westchnęła i całą uwagę skupiła na Litwie. - I on, i ja byliśmy winni. Wkrótce kłóciliśmy się na każdym kroku. Wiesz... To był już koniec. Ale jakoś sobie radziliśmy, co chwilę przepraszaliśmy. Wkrótce po raz pierwszy pożarliśmy się do tego stopnia, że zerwałem Feliksowy krzyżyk z szyi i nim w niego rzuciłem. Tak po prostu. Pamiętam, że obrażałem go za to, że kompletnie mnie zmienił... To boli. Bo wiesz... - zaśmiał się bez wesołości. - Żałowałem. To był chyba jedyny raz, gdy nasza kłótnia skończyła się w ten sposób. On podniósł ten krzyżyk, pocałował, włożył ponownie, zawiązał rzemyk i bez słowa... Po prostu sobie poszedł. Potem przyszedł Rosja i dowiedziałem się, że nie żyje. Nie zależało mi na nim aż tak bardzo po tych wszystkich kłótniach, ale wyobrażasz sobie, jakie to uczucie? Kłócisz się z kimś. On odchodzi, a potem dowiadujesz się, że nie przeżył.
- To musi być okropne - zgodziła się Elizavieta ze współczuciem. Nie rozumiała relacji, łączących tę dwójkę, a im dłużej słuchała Litwy, tym mocniej zauważała, że jego zachowanie jest mocno... Nierówne. Raz obrażał Polskę, raz odnosił się do niego neutralnie, wręcz przyjaźnie. Ciekawiło ją, dlaczego to tak wygląda. - Ale wiesz... Nie musisz opowiadać mi całego swojego życia. To są twoje prywatne sprawy. Chcę tylko wiedzieć, gdzie jest ten krzyżyk.
Toris jakby jej nie usłyszał. Splótł palce, a potem opuścił wzrok.
- Rzuciłem w niego tym krzyżem jeszcze dwa razy - wyznał cicho. Węgry aż otwarła usta ze zdumienia. Wszystko zaczynało układać się w całość. - Podczas sytuacji z Wilnem. Był zaślepiony. To... Było straszne. Nigdy nie darzyliśmy się taką nienawiścią, co wtedy. Uciekłem od niego do Rosji, wyobrażasz sobie? - jego głos cichł z każdym słowem. - Wolałem ROSJĘ od niego. Ale, wracając do tematu... Wtedy na pewno wziął ten krzyżyk ze sobą. Nie wiem, czy go nosił, ale...
- Nosił - zgodziła się łagodnie. - Kiedy był u mnie w czasach powstania Węgierskiego, miał go na szyi. Podejrzewam, że odłożył go po waszym trzecim sporze. Kiedy to było?
Jeśli to możliwe, Litwa zmieszał się jeszcze bardziej.
- Wcale nie tak dawno - odpowiedział. Dalej nie podniósł wzroku. - Ale... Dlaczego mnie o to pytasz, a nie jego?
- Feliksa ciężko zmusić do czegokolwiek. A poza tym mocno oberwał ostatniej nocy i nie chcę za bardzo go denerwować - odparła ze smutkiem. Toris apatycznie kiwnął głową.
- Dzięki niemu jestem teraz cały. Cholera, jak ja nienawidzę długów wdzięczności...
- Mógłbyś mi odpowiedzieć na jedno pytanie? - Litwa ledwo dostrzegalnie kiwnął głową. - Dlaczego właściwie masz tak różny stosunek do Feliksa? Wiesz, jakbyś co chwilę zmieniał nastawienie...
- Bo boli mnie głowa, a przez to ciężej mi połączyć w jedno odczucia moich ludzi, które są dość skrajne - odrzekł tamten. - Przejdzie mi i znów stanę się zwyczajnie oziębły.
- Aha - wyrwało się Węgierce. Nie wiedziała, jak inaczej mogłaby skomentować jego słowa...
- Dziwisz się - stwierdził. - Ale wiesz, to kwestia tego, że opinie moich ludzi różnią się wręcz diametralnie - dodał nagle, w końcu patrząc jej w oczy. Machinalnie bawił się bransoletką, którą miał na nadgarstku. - Jedna część Litwy nienawidzi Polaków, jedna nic do nich nie ma, mała część ich lubi... Kiedy nad sobą nie panuję, a muszę mieć z nim do czynienia, często czuję się rozdarty. Jakbym miał dwie wersje zachowania w głowie i nie wiedział, na którą się zdecydować. To dlatego czasem zachowuję się tak dziwnie.
Nagle zrobiło jej się żal Torisa. Położyła mu rękę na ramieniu, a potem uśmiechnęła się tak pocieszająco, jak tylko była w stanie.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz - powiedziała z całym współczuciem, na jakie było ją stać.
- Dzięki - odparł, również lekko się uśmiechając. - Jeżeli chodzi w końcu o ten krzyżyk... Polska pewnie ma go gdzieś u siebie, w Warszawie.
- W Warszawie... - poczuła lekką beznadzieję. Daleko.
- Coś jeszcze? - Litwa wyrwał ją zamyślenia. - Bo jak nie, to...
- Nie, nie! - Węgry podniosła się z łóżka. - To wszystko. Dziękuję ci. Odpocznij.
Toris tylko machnął ręką, jakby to było kompletnie nieważne, a potem zasłonił twarz jak człowiek bardzo zmęczony.
- Po prostu idź.
- Kanada! Kanada tu jest!
Węgierka odwróciła się w stronę, z której dochodził głos - w stronę wyjścia. Kłębiło się koło niego tyle personifikacji, że praktycznie nie widziała mówiącego.
- Spokojnie - odezwał się Matthew pogłośnionym głosem. - Przepraszam was wszystkich za zaistniałą sytuację. Mieliśmy poważne problemy...
- Atak terrorystyczny?! - krzyknął ktoś.
- Można tak powiedzieć - niepewnie zgodził się Kanada. Po jego słowach natychmiast zaczęły się szepty. - Powoli opanowujemy sytuację. Już następnego dnia będziecie mogli wrócić do swoich krajów. Drzwi są otwarte, możecie kupić potrzebne rzeczy lub coś zjeść, jednak apeluję, żebyście wrócili tu na noc. To z pewnością bezpieczniejsze od nocowania na własną rękę.
- Czyli możemy sobie iść, ale mamy wrócić tu na noc i jutro będziemy mogli stąd spadać - przez ogólny zgiełk przebił się chrapliwy głos Prus. - Spoko, bro.
Węgierka jeszcze raz zlustrowała swoje ubranie krytycznym spojrzeniem i uznała, że spokojnie może w nim wyjść, pomimo tego, że jej koszula wyglądała na nieco sfatygowaną.
- Jeszcze jedno - Kanada podjął próbę przekrzyczenia personifikacji. - Jedzenie oraz ubrania możecie kupić na mój koszt, jeżeli nie macie pieniędzy.
- Darmowa wyżerka!
Tym razem wszyscy wydawali się zadowoleni. W ciągu paru chwil na sali zostało wyłącznie parę osób.
***
Węgry również wyszła. Trochę chodziła, zwiedzając okolicę, aż w końcu znużyły ją spacery. Po godzinie spędzonej na przeszukiwaniu sklepów z ubraniami oraz po lekkim posiłku, zjedzonym w jednej z miejscowych restauracji postanowiła wrócić. Zauważyła, że sprawa Polski i zjawy mocno na nią wpłynęła. Ciągle się nad tym zastanawiała i próbowała zrozumieć, co właściwie się dzieje.
No dobrze... Po prostu się martwiła.
O dziwo w wejściu omal nie wpadła na Anglię. Arthur zerknął na nią przelotnie i zmarszczył brwi w ten charakterystyczny sposób.
- Węgry? Właśnie miałem dzwonić - powiedział tonem osoby lekko zmartwionej. Elizavieta zamarła.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona, wpatrując się w zielone oczy Anglii. - Coś z Feliksem?
- Jest szansa na sprawdzenie, czy moja teoria jest prawdziwa. Wchodź.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro