2 - "Tak ogólnie to on jest psychiatrą"
- Może jednak ja zawrócę - powiedziała i już odwróciła się, żeby odejść, ale Will złapał ją za nadgarstek, na co ona szybko strąciła jego dłoń.
- Wiem, że to dla ciebie stresujące, ale jak go poznasz, to będzie lepiej. Może nawet ci pomoże, kto wie - powiedział i zaczął ciągnąć wgłąb budynku.
Czuła się niezręcznie i dziwnie. Najchętniej by stamtąd uciekła, ale każde spojrzenie na sprawę może być pomocne.
Przeszli przez niezwykle elegancki korytarz i dotarli do drzwi. Will zapukał i czekali.
- Tak ogólnie to on jest psychiatrą - powiedział.
- Czekaj, co? I mówisz mi to dopiero t... - przerwało jej otwieranie drzwi.
Will spojrzał na nią kątem oka i widział że jest zestresowana.
- Cześć, przyprowadziłem dziś znajomą - odezwał się i wciągnął Dannę znów łapiąc za nadgarstek, a ta znów go strąciła.
- Mógłbyś przestać? - zapytała półszeptem, a Graham pokiwał głową na znak, że nie przestanie.
- Witam młodą damę - przywitał się - Jestem Hannibal Lecter - chciał podaj jej dłoń, ale ona tylko spojrzała na nią przerażona.
- Ja... Danielle jestem, ale nie lubię tego imienia, więc proszę mi mówić, jakkolwiek pan zechce - powiedziała i wzięła głębszy oddech.
Nie patrzyła mu w oczy. Spojrzała na podłogę, gdzieś za nim.
- Jesteś drugą połówką Willa? - zapytał po chwili, a dziewczyna wytrzeszczyła oczy i spojrzała na niego z lekkim przerażeniem.
- Idę do domu - oznajmiła i chciała wyjść pośpiesznie, ale Grahams złapał ją za kaptur jej bluzy, czym lekko ją poddusił.
- Nie, nie jesteśmy razem. Crawfordowi brakuje ludzi i stwierdził, że dobrym pomysłem będzie ściągnięcie jej, żeby nam pomogła, co moim zdaniem jest absurdem, bo nie była w akcji parę lat.
- Wypraszam sobie. Dam sobie radę - powiedziała oburzona, ściągając brwi i przymruzajac oczy.
- Nawet ja po tych sprawach mam mętlik w głowie.
- Może usiądziemy? - zapytał Hannibal.
Zrobili jak powiedział i siedzieli w trójkę.
- Więc masz pomóc w sprawie tego rozpruwacza? - zapytał Hannibal.
- Tak - powiedziała krótko, patrząc gdzieś w dal.
- Jesteście podobni - oznajmił Hannibal.
- Słucham? - zapytał Will.
Doktor wstał i kucnął przed nimi.
- Oboje unikacie kontaktu wzrokowego...
Will spojrzał mu w oczy, a ona oddaliła się nieco od nich. Czuła się niekomfortowo.
- Ja unikam, żeby nie analizować bez sensu. Mój mózg wtedy gromadził by zbędne informacje. Ona unika, bo tak ma od zawsze. Nie potrafi patrzeć dłużej niż parę sekund.
- Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc to zmienić - powiedział doktor.
- Nie, nie... Dziękuję. - zaczęła się stresować.
- Może jednak by ci się przydało? Będziesz pracowała pod presją i kto wie co się wydarzy. Mi pomógł - teraz zaczęli naciskać oboje.
- Dokładnie. Dzięki mnie Will jeszcze nie zwariował.
Dannę zaczęło to wszystko przytłaczać.
- Ahh! Dobra niech wam będzie, tylko zamknijcie się w końcu! - wykrzyczała i wstała odchodząc od nich trochę.
Złapała się za głowę i zaczęła szybciej oddychać.
- Z-znaczy... Przepraszam, że zaczęłam krzyczeć, pójdę już może - opznajmiła smętnie i miała zamiar wyjść, ale tym razem przeszkodziła jej dłoń Hannibala na jej nadgarstku.
- Może zacznijmy dziś. Poczujesz się lepiej - powiedział i dał znać Willowi, żeby poczekał w poczekalni.
Doktor zaprowadził ją spowrotem na kanapę. Usiadł naprzeciwko niej i patrzył na nią przenikliwym wzrokiem. Dziewczyna nie odzywała się, tylko patrzyła na podłogę.
- Od kiedy masz takie wybuchy złości? - zapytał.
Kobieta zmrużyła oczy.
- Ja... Nawet nie wiem. Chyba od zawsze tak miałam, ale musi pan wiedzieć, że nie wybucham tak bez powodu! - zaczęła się bronić - niezwykle denerwuje mnie, jak niektóre dzwieki się na siebie nakładają, czy coś. Mam ochotę wtedy wziąć jakąś rzecz pod ręką i rzucić w osobę, która taki dźwięk wywołuje. Kiedyś rzuciłam pilotem w matkę. Nie była zadowolona - powiedziała z rozbawieniem.
- A gdzie teraz jest twoja matka? - zapytał.
- Nie żyje - na te słowa mężczyzna zmarszczył brwi - Oh! Nie zabiłam jej jeśli o to chodzi! Nie ja...
- A kto?
- Uhm... Ojciec. Stwierdzili, że był wtedy niepoczytalny i... Wypuścili go z więzienia po dwóch latach. Kiedy wrócił, to udawał, że nic nie pamięta.
- Rozumiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro