Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2 - "Tak ogólnie to on jest psychiatrą"

- Może jednak ja zawrócę - powiedziała i już odwróciła się, żeby odejść, ale Will złapał ją za nadgarstek, na co ona szybko strąciła jego dłoń.

- Wiem, że to dla ciebie stresujące, ale jak go poznasz, to będzie lepiej. Może nawet ci pomoże, kto wie - powiedział i zaczął ciągnąć wgłąb budynku.

Czuła się niezręcznie i dziwnie. Najchętniej by stamtąd uciekła, ale każde spojrzenie na sprawę może być pomocne.

Przeszli przez niezwykle elegancki korytarz i dotarli do drzwi. Will zapukał i czekali.

- Tak ogólnie to on jest psychiatrą - powiedział.

- Czekaj, co? I mówisz mi to dopiero t... - przerwało jej otwieranie drzwi.

Will spojrzał na nią kątem oka i widział że jest zestresowana.

- Cześć, przyprowadziłem dziś znajomą - odezwał się i wciągnął Dannę znów łapiąc za nadgarstek, a ta znów go strąciła.

- Mógłbyś przestać? - zapytała półszeptem, a Graham pokiwał głową na znak, że nie przestanie.

- Witam młodą damę - przywitał się - Jestem Hannibal Lecter - chciał podaj jej dłoń, ale ona tylko spojrzała na nią przerażona.

- Ja... Danielle jestem, ale nie lubię tego imienia, więc proszę mi mówić, jakkolwiek pan zechce - powiedziała i wzięła głębszy oddech.

Nie patrzyła mu w oczy. Spojrzała na podłogę, gdzieś za nim.

- Jesteś drugą połówką Willa? - zapytał po chwili, a dziewczyna wytrzeszczyła oczy i spojrzała na niego z lekkim przerażeniem.

- Idę do domu - oznajmiła i chciała wyjść pośpiesznie, ale Grahams złapał ją za kaptur jej bluzy, czym lekko ją poddusił.

- Nie, nie jesteśmy razem. Crawfordowi brakuje ludzi i stwierdził, że dobrym pomysłem będzie ściągnięcie jej, żeby nam pomogła, co moim zdaniem jest absurdem, bo nie była w akcji parę lat.

- Wypraszam sobie. Dam sobie radę - powiedziała oburzona, ściągając brwi i przymruzajac oczy.

- Nawet ja po tych sprawach mam mętlik w głowie.

- Może usiądziemy? - zapytał Hannibal.

Zrobili jak powiedział i siedzieli w trójkę.

- Więc masz pomóc w sprawie tego rozpruwacza? - zapytał Hannibal.

- Tak - powiedziała krótko, patrząc gdzieś w dal.

- Jesteście podobni - oznajmił Hannibal.

- Słucham? - zapytał Will.

Doktor wstał i kucnął przed nimi.

- Oboje unikacie kontaktu wzrokowego...

Will spojrzał mu w oczy, a ona oddaliła się nieco od nich. Czuła się niekomfortowo.

- Ja unikam, żeby nie analizować bez sensu. Mój mózg wtedy gromadził by zbędne informacje. Ona unika, bo tak ma od zawsze. Nie potrafi patrzeć dłużej niż parę sekund.

- Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc to zmienić - powiedział doktor.

- Nie, nie... Dziękuję. - zaczęła się stresować.

- Może jednak by ci się przydało? Będziesz pracowała pod presją i kto wie co się wydarzy. Mi pomógł - teraz zaczęli naciskać oboje.

- Dokładnie. Dzięki mnie Will jeszcze nie zwariował.

Dannę zaczęło to wszystko przytłaczać.

- Ahh! Dobra niech wam będzie, tylko zamknijcie się w końcu! - wykrzyczała i wstała odchodząc od nich trochę.

Złapała się za głowę i zaczęła szybciej oddychać.

- Z-znaczy... Przepraszam, że zaczęłam krzyczeć, pójdę już może - opznajmiła smętnie i miała zamiar wyjść, ale tym razem przeszkodziła jej dłoń Hannibala na jej nadgarstku.

- Może zacznijmy dziś. Poczujesz się lepiej - powiedział i dał znać Willowi, żeby poczekał w poczekalni.

Doktor zaprowadził ją spowrotem na kanapę. Usiadł naprzeciwko niej i patrzył na nią przenikliwym wzrokiem. Dziewczyna nie odzywała się, tylko patrzyła na podłogę.

- Od kiedy masz takie wybuchy złości? - zapytał.

Kobieta zmrużyła oczy.

- Ja... Nawet nie wiem. Chyba od zawsze tak miałam, ale musi pan wiedzieć, że nie wybucham tak bez powodu! - zaczęła się bronić - niezwykle denerwuje mnie, jak niektóre dzwieki się na siebie nakładają, czy coś. Mam ochotę wtedy wziąć jakąś rzecz pod ręką i rzucić w osobę, która taki dźwięk wywołuje. Kiedyś rzuciłam pilotem w matkę. Nie była zadowolona - powiedziała z rozbawieniem.

- A gdzie teraz jest twoja matka? - zapytał.

- Nie żyje - na te słowa mężczyzna zmarszczył brwi - Oh! Nie zabiłam jej jeśli o to chodzi! Nie ja...

- A kto?

- Uhm... Ojciec. Stwierdzili, że był wtedy niepoczytalny i... Wypuścili go z więzienia po dwóch latach. Kiedy wrócił, to udawał, że nic nie pamięta.

- Rozumiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro