Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 2"Adams poskradał zmysły"

Matt's POV

" Śmierć (łac. morsexitus letalis) – stan charakteryzujący się ustaniem oznak życia, spowodowany nieodwracalnym zachwianiem równowagi funkcjonalnej i załamaniem wewnętrznej organizacji ustroju. "

Śmierć. Znana każdemu. Będąca tematem, który równocześnie niepokoi, co wzbudza ciekawość.
Każdego dnia spotykamy się z nią.

Czy to w telewizji widząc ludzi, którzy giną przez wojnę, osoby zagłodzone i bezdomne, czy u sąsiadów, słysząc, że ktoś bliski odszedł z tego świata.
Gdzie trafił? To pozostaje tajemnicą. Tak samo jak cała śmierć.

Nikt nie umie jej poprawnie zdefiniować. Lekarze mówią o śmierci komórek, a sąsiad może mówić o odejściu jakiejś osoby .

Moja definicja śmierci łączy się z definicją rozpaczy i bólu.
Śmierć kojarzy mi się z momentem, kiedy nasze serce przestaje bić, krew przestaje buzować, a świat wali się nam na głowy, kiedy dociera do nas, że zmarła osoba już nigdy więcej z nami nie porozmawia. Nigdy więcej jej nie przytulimy.

Że odeszła na zawsze.

I prawda jest taka, że przez pewien czas bliscy zmarłej osoby są półmartwi. Czują pustkę, której nie da się wypełnić.
Która daje o sobie znać okropnym bólem i uczuciem bezradności.

Czy mnie interesowała śmierć? Tak. Zawsze z chęcią czytałem różne wypowiedzi ludzi, starając się dowiedzieć co oni uważają.
W końcu ten temat już jest w naszym życiu od średniowiecza, kiedy to śmierć była ukazywana na obrazach, wzbudzając w człowieku strach przed nieznanym.

Czy ja się bałem?
Do niedawna drwiłem z niej.
Chciało mi się śmiać w momencie, kiedy o niej słuchałem. Uważałem to za rzecz normalną, niemożliwą do zmiany.

Teraz jednak jestem przerażony na samo jej wspomnienie.
Boję się tego, co będzie potem.
Czy jest coś po życiu na ziemi, czy może jest tylko wieczna pustka?

Mimo to, chciałem stanąć z nią twarzą w twarz. Chciałem poczuć jej oddech na karku. Chciałem poznać jej prawdziwą definicję i samoistną potęgę.

"Odebrała mi siostrę. Bez powodu."

Niektórzy mogliby powiedzieć "Adams postradał zmysły". Może to prawda, ale miałem to gdzieś.
Pragnąłem poczuć to, co czuła w ostatnich chwilach moja siostra, po czym zwycięsko wyjść z tego parku, drwiąc ze śmierci i pokazać, że nie ma nade mną władzy.

Oczywiście wyszło całkiem inaczej.
Ale o tym później.
***
Siedziałem na walizce, pocierając nerwowo ręce i co chwilę wzdychając.
Byłem na lotnisku, gdzie umówiłem się z Adrianem, który stwierdził, że po powrocie zamknie mnie w psychiatryku.
"Dobry plan."
Przetarłem twarz rękoma, przygryzając dolną wargę.

Kiedy rodzice wstaną i będą chcieli mnie obudzić, zastaną tylko list w kopercie, gdzie wszystko im wytłumaczyłem.
Tak, wiem. Jestem egoistą. W ogóle nie myślę nad tym, co oni mogą poczuć.

Ich córka nie żyje, a ich drugie dziecko idzie prosto w paszczę lwa, a raczej śmierci, która nikogo nie oszczędza.

- Matt - usłyszałem damski, na maksa wkurzony głos, należący do mojej przyjaciółki. Zmarszczyłem brwi, podnosząc głowę.
Zauważyłem wysokiego, bardzo dobrze umięśnionego blondyna. Ubrany był w czarny tank top i czarne szorty. Ujrzałem również nieco niższego blondyna w czarnej koszulce z logo Star Wars i zwykłych dżinsach oraz brunetkę z włosami rozrzuconymi na wszystkie strony, ubraną w koszulkę z logiem zespołu AC/DC i czarne, potarte spodnie.

Westchnąłem ciężko, widząc jej wkurzoną minę i zaniepokojone spojrzenie Adama idącego u boku pewnego siebie Adriana.

- Co ci do łba strzeliło? - warknęła dziewczyna, kiedy podeszła do mnie i  uderzyła mnie w bok, tym samym popychając mnie nieco do tyłu - Całkiem oszalałeś?

- Tak, oszalał - odezwał się Adrian, posyłając mi szydzący uśmieszek.

- Stul pysk, Blum - odparła dziewczyna, niemal warcząc ze złości.

Zauważyłem, że na Adrianie to wrażenia nie zrobiło, bo zdawało się, że ma niezły ubaw.

- Po pierwsze, miałeś być sam - mruknąłem z wyrzutami, piorunując wysokiego blondyna wzrokiem. Ten wzruszył ramionami, mrucząc "ups" - Po drugie, muszę to zrobić.

- Po chuj chcesz jechać do lasu samobójców? - zapytała Tenesha, zakładając ręce na klatce piersiowej - Wrażeń ci brak? Chcesz krwi? Mogę przypieprzyć tej szczerzącej banana małpie - dodała, palcem wskazując na Adriana, który dopiero po minucie zorientował się, że  chodzi o niego i oburzonym tonem wykrzyknął:

- Ej! Dzieci, bez najeżdżania na mnie.

- Najeżdżać to ja dopiero mogę - mruknęła zirytowana, przewracając oczami.

- Jesteś ostra - oświadczył z uśmiechem, po czym przybliżył do jej ucha twarz i szepnął tak, że ja i Adam także słyszeliśmy co mówi - Kręci mnie to.

- Ty nadęty kutafonie!

- Tenesha, uspokój się - rozkazał Adam, który jako jedyny zachował zdrowy rozsądek - A ty się tłumacz. Już.
Westchnąłem ciężko, patrząc na tablicę z godzinami odlotów. Zostało nam pół godziny.

- Adams, bo zaraz sam stracę nad sobą panowanie - poinformował chłodno. Wyraz jego twarzy w tamtym momencie można było zaliczać do takiego typowego "poker face'a".

- Chcę poczuć to, co Anastasia - wyszeptałem na jednym wydechu. Moi przyjaciele stanęli wyprostowani jak struny, niemal będąc zdębiałymi przez szok. Spojrzeli na siebie kilka razy, po czym Tenesha ponownie przeniosła na mnie swoje spojrzenie i oświadczyła:

- Trzeba wezwać psychiatrę. Dla niego to będzie ostatnia szansa.
- Ja pierdolę, Tenesha. Myśl sobie co chcesz. Wisi mi to. Chcę, kurwa, tam jechać, bo chcę poczuć to, co siostra. Proste. I pojadę. Czy ci się to kurwa podoba, czy nie. No inaczej Adrian pójdzie siedzieć - Całą trójką spojrzeliśmy na blondyna, któremu uśmiech znikł z twarzy. Ja tymczasem uśmiechnąłem się szydząco - A tego byś nie chciał, co?

- Ugh, pakuj się do samolotu, psycholu - zawarczał, idąc w stronę odprawy celnej.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją, podczas gdy Tenesha zaczęła się śmiać.

- Ty sobie jaja robisz, że go serio tam zabierzesz.

- Skoro chce umrzeć, to czemu by nie? I tak nic dla mnie nie znaczy. Wisi mi to - odparł beznamiętnie, wzruszając ramionami.

- Wow, jakbym słyszał siebie mówiącego o tobie - rzekłem, posyłając w jego stronę zirytowany uśmiech.

- Nigdzie nie jedziesz, Matt - powiedział Adam, podchodząc do mnie. Już otwierałem usta, że jest w błędzie, kiedy on dodał:
- Beze mnie oczywiście.

Uśmiechnąłem się szeroko, słysząc słowa mojego najlepszego kumpla - Będę cię wspierał w misji postradania zmysłów.

Zaśmiałem się, szepcząc ciche "Dzięki, bracia", po czym przeniosłem wzrok na otępiałą Teneshę.

- To są jakieś żarty, tak? Ukryta kamera, kurwa?

- Nie, Tenesha. Nie ma żadnej kamery - oświadczył ze spokojem Adam.

- Człowieku, ty wiesz na co ty mu pozwalasz?!

- Jechać do lasu samobójców, jak mniemam - słysząc ton głosu Adama, zacząłem się śmiać - Też mi się to nie podoba. Ale rozumiem to. Chce wiedzieć co czuła Ana. A, że nie pozwolę mu ześwirować samemu, to jadę z nim. Proste - wytłumaczył, klaszcząc w dłonie. Zupełnie, jakby mówił o podłączeniu kablówki, a nie wyjeździe do lasu samobójców.

Uniosłem na jego słowa wysoko jedną brew, uśmiechając się delikatnie. Niestety mój uśmiech był dziwnie szyderczy, co wcale nie spodobało się Teneshy.

- Ty - wskazała palcem na Adama - Jesteś tak samo pojebany, jak on, a ty - teraz spojrzała gniewnie na mnie i się zbliżyła - Jak tylko wyjdziemy z tej głupoty żywi, to cię uduszę.

- W takim razie lepiej umrzeć w tym lesie, niż przetrwać, żeby potem zostać uduszonym.

- Adams, nie wkurwiaj mnie - zawarczała dziewczyna, poprawiając swoją długą, czarną grzywkę. Ton jej głosu wskazywał na to, że jest już u granic możliwości i zaraz naprawdę wybuchnie.

Dlatego postanowiłem jej bardziej nie wkurzać i przeanalizowałem pewne fakty, które do mnie dotarły.

- Chwila, wy oboje... - zacząłem, prostując się. Dopiero teraz oprzytomniałem i zrozumiałem na co ich skazuję - Nigdzie nie jedziecie, nie ma mowy. Ja nie pozwolę...

- Zamknij jadaczkę, Adams. Albo razem albo w ogóle - poinformowała mnie dziewczyna, nawet na mnie nie zerkając. Stała u boku Adriana, który wyglądał na iście rozbawionego. Jakby myśl, że nasza trójka może umrzeć, dodawała mu skrzydeł.

"A tak przypadkiem nie jest?"

Chciałem coś więcej powiedzieć na ten temat. Być może jeszcze negocjować, lecz wtedy w głośnikach rozbrzmiał głos oznajmiający, że samolot InterPac do Japonii, a dokładniej do Tokio, wystartuje za niecałe dziesięć minut.

- Jesteś pewien, że tego chcesz, Matt? - spytał cicho Adam, stając ze mną ramię w ramię, przełykając nerwowo ślinę - Naprawdę chcesz wyruszyć do miejsca, gdzie tysiące ludzi... - zaczął, lecz spojrzałem na niego z powagą. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć.

Czułem lęk przed nieznanym, lecz chęć ujrzenia tego miejsca była silniejsza niż lęk.

Czując na sobie spojrzenia moich przyjaciół i mojego największego wroga, złapałem za rączkę od walizki i skierowałem się za niezadowolonym Adrianem.

"Rodzice pewnie mnie za to znienawidzą."

"No cóż, ich syn pakuje się prosto w sidła śmierci. Nic dziwnego" - usłyszałem w myślach zirytowany głos podświadomości.

******

Siedząc w samolocie ze słuchawkami na uszach, rozmyślałem nad tym, co poczuli moi rodzice, gdy obudzili się dziś rano i zastali pusty pokój i krótki list, w którym tłumaczę im co i jak.

Oczywiście nie żegnałem się z nimi, bo wiedziałem, że nie dam się śmierci i wrócę cały i zdrowy.

"Chociaż Adam i Tenesha są bezpieczni."

Przed odlotem okazało się, że nie ma żadnych wolnych miejsc i jedyny możliwy termin to piątek. Czyli będą musieli czekać dokładnie pięć dni.

Oczywiście Tenesha poinformowała mnie, że wsiądą w ten samolot wraz z moimi rodzicami i wtedy dostanę łomot jakich mało.

Nie przejąłem się tym. Uśmiechnąłem się tylko, pożegnałem i wraz z Adrianem udałem się do samolotu, który miał mnie zabrać daleko od rodziny i przyjaciół.

Westchnąłem ciężko, sięgając po kopertę leżącą obok mnie. Był tam list od mojej siostry, którego jeszcze nie odczytałem. Nie umiałem. Jakaś niewidzialna siła sprawiała, że albo o nim zapominałem albo miałem uczucie, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment.

Sięgnąłem teraz po nią, przyglądając się jej. Byłem ciekaw co było w środku, co moja siostra napisała przed swoją śmiercią.

"Oh, Ana" - przeszło mi przez myśl, zanim poczułem jak moje powieki robią się okropnie ciężkie i sen przejmuje nade mną władzę.

- Matty - usłyszałem cichy szept, wywołujący gęsią skórkę na moim ciele - Matty, chodź tutaj.

Pomrugałem, po czym zacząłem otwierać oczy. Zacząłem się przeciągać, rozglądając się dokoła wciąż nieprzytomnym wzrokiem. Usiadłem na łóżku, marszcząc brwi.

"Co ja tu robię?"

Jakiś dziwny, niepokojący dreszcz oblał moje ciało, gdy uświadomiłem sobie, że leżę w łóżku w moim starym pokoju. W domu jeszcze w Norwegii.

Rozglądałem się dokoła, starając się znależć coś, co zwróciłoby moją uwagę, lecz wszystko wyglądało tak, jak przedtem. Wszystko leżało na swoim miejscu, jakbyśmy nigdy nie wyprowadzili się z Norwegii.

- Matty - szept powtórzył się po raz kolejny - Chodź tutaj - zamarłem, gdy dotarło do mnie, że znam tą delikatną barwę damskiego głosu.

"Anastasia."

Zrzuciłem z siebie kołdrę, zrywając się na równe nogi zbyt szybko, przez co czarne mroczki zatańczyły mi przed oczami i wylądowałem z powrotem na łóżku.

Przyłożyłem rękę do czoła, mrugając, żeby się ich pozbyć, następnie nieco wolniej wstając.

Stanąłem bosymi stopami na zimnych panelach, kierując się powoli w stronę drzwi, czując chłód, który o dziwo mi nie przeszkadzał.

Ręką dotknąłem gałki w drzwiach, przekręciłem ją, po czym przyciągnąłem do siebie drzwi. Na korytarzu panował mrok, nie było żadnej żywej duszy, a ja czułem jakby ktoś śledził każdy mój ruch.

Więc z głośno bijącym sercem, na drżących nogach wyszedłem na korytarz, zamykając za sobą drzwi.

Słabe światło zapaliło się, oświetlając mi korytarz.

- Matty, proszę, chodź tutaj - Anastasia odezwała się po raz trzeci. Dochodził on gdzieś z dołu.

- Anastasia! - wykrzyknąłem, zbiegając po schodach - Gdzie jesteś? - zapytałem zrozpaczony, wpadając do holu przy starych wejściowych drzwiach.

Zdrętwiałem, kiedy światło na korytarzu zaczęło migotać, po czym całkiem zgasło i wszędzie zapanował mrok. Tymczasem za moimi plecami usłyszałem jakieś dźwięki.

Odwróciłem się, o dziwo bardzo wyraźnie widząc drzwi do piwnicy, które były nieco uchylone.

Przełknąłem ślinę, czując jak wydostaje się stamtąd zimne powietrze. Ruszyłem tam więc, chociaż rozum krzyczał, że skazuję się na samobójstwo. Że powinienem stamtąd uciec.

Otworzyłem szerzej drzwi, a światło w piwnicy się zaświeciło.

- Anastasia? - zapytałem słabym głosem, który się załamał. Sam nie wiem czy ze smutku, czy z lęku.

Schodziłem po schodach, idąc jak na ścięcie, słysząc bicie własnego serca. Mogłem się zawrócić, ale nie zrobiłem tego.

A powinienem.

Na samym dole w rogu piwnicy stał stary namiot od Anastasie. Postawiony zupełnie, jakby miała tam spać.

Podbiegłem więc do niego i rozsunąłem suwak.

Nikogo tam nie było.

Zakląłem zrozpaczony, ukrywając twarz w dłoniach.

"Co ja sobie, kurwa, myślałem?"

Przetarłem twarz dłonią, gdy zauważyłem białą kopertę z napisem "Dla Mattiego".

Sięgnąłem po nią i już bez żadnych wątpliwości zacząłem ją otwierać. Wyciągnąłem z niej kartkę, rozwijając ją.

- Jezu - wyszeptałem cicho, gdy zobaczyłem napis zrobiony krwią.

"Czekam na ciebie, braciszku."

Odrzuciłem od siebie kopertę, lecz wtedy poczułem ruch za plecami.

- Witaj, Matty - jej głos był słodki, wręcz jadowicie słodki, a uśmiech krwiożerczy, kiedy odwróciłem się w jej stronę, a z mojego gardła wydobył się głośny wrzask.

****

Zerwałem się, ciężko dysząc i czując jak pot oblewa moje ciało.

Serce biło mi jak szalone, pomimo iż wiedziałem, że to był po prostu zły sen, a ja byłem w samolocie.

"Świruję" - pomyślałem, ukrywając twarz w dłoniach. Starałem się opanować oddech, kiedy ktoś położył rękę na moim ramieniu, a ja wrzasnąłem ze strachu.

Odsunąłem rękę, łapiąc się za serce i widząc zdziwioną stewardessę.

- Wszystko w porządku? - spytała zaniepokojona. Ja tylko pokiwałem głową, starając się złapać oddech - Niech pan wybaczy, po prostu pasażerowie już wyszli, a pan...

- Wyszli? - zapytałem zaskoczony.

- Tak.

- Gdzie jesteśmy?

Stewardessa wyglądała na jeszcze bardziej zaskoczoną, lecz spokojnie odpowiedziała:

- W Japonii, a dokładniej w Tokio...

Hejka misie!
O dziwo Las samobójców doczekał się kolejnej części.
Pierwsza część wam się spodobała więc mam nadzieję, ze ta także. Ten rozdział dedykuje:
ONIE_PRZECINEK
CzarnaGwiazda
TeneshaTale
CrazyQueen1908

Do następnego misie xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro