Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

i'm a goner • [foolish]

  BadBoyHalo wraz z Antfrostem zablokowali celę egzekucyjną, zamykając tym samym drogę pokoju i licytacji.

  Zawiódł. Nie dał rady przywołać piorunów do tego opuszczonego przez Boga miejsca. Mógł chociaż tyle zrobić — oddać swe życie za to przyjaciela, teraz patrzącego na niego z łzami w oczach; byleby dać trochę czasu Puffy na wydobycie broni bądź na jakąkolwiek pomoc. Nie wierzył, że Quackity odpuściłby kolejną okazję zamachu.

  Nie miał tyle charakteru, by splunąć w twarz BBH jakby zrobiła to matka, zaśmiać się szyderczo jak George czy Fundy, wypowiedzieć słowa przekleństwa jak Eret. Mógł jedynie stać wyprostowany, czekając na miecz wbity w serce.

  Bad, kiedyś przyjaciel, podarował mu najbardziej niehonorową śmierć — cios w plecy, od tyłu.

  Miecz go przeszył, a on poczuł jak ostatnie wyładowania elektryczne tańczą na jego złotawej skórze. Widział ostrze wystające pod lewym płucem.

  Ostatni raz spojrzał na przyjaciela w pięknej, szkarłatnej sukni. Nie zdjął on okularów, nie przy tylu ludziach, ale i tak jego widok go znieczulił.

  Usłyszał płacz matki. Chciał ją przeprosić. Tą bezinteresowną, uśmiechniętą i łagodną, ale skorą do agresji i nienawiści, kobietę.

  Głowa zrobiła mu się ciężka od ilości krwi w ustach. Ból przeszedł go w okrutnym spaźmie. Padł na ściankę, zślingnął się po niej. W czaszcze zapanował czarny wiatr.

  Martwy nie poczuł, jak mrowienie przechodzi przez kark, czyszcząc jeden z trzech szkiców serca.

  A reinkarnacja nadchodziła powolnie i boleśnie, nawet lizanie piorunów nie pomagało.

  Śmierć była koszmarna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro