Axolotl • [George and Dream]
George, z załamanym spojrzeniem wyzierającym zza czarnych szkieł okularów, spoglądał w srebrne wiaderko. Wystała z niego niewielka, brudnożółta główka z czterema uroczymi grzebieniami, dalej ociekającymi wodą z kubełka.
— Jesteś... zielony? — spytał się zwierzątka, na styk się mieszczącego.
Te pomachało główką, a oczy zalśniły dziką radością, choć ludzką.
— Tak, niesamowite, prawda? Jestem takim mały i uroczy, Georgie — pisnął wysokim głosem, jakby zagrało kilka ładnie brzmiących, srebrnych gwizdków. To napewno był ten egoistyczny, rozgadany Dream.
Nie mógł się powstrzymać od cichego śmiechu, ale tylko na chwilę.
— Uznajmy, że to normalne, ale musimy dotrzeć do miasta przed zenitem, inaczej Bad nas ukartupi za brak ametystu — stwierdził. — Może zawieszę wiaderko na ramieniu i...
Zawiesił głos, kiedy zauważył, że dreamowej istotki wodnej nie ma w kubełku, a czułe mokrą, śliską skórę na karku. Instynktownie wzdrygnął suę, ale w odpowiedzi usłyszał dość zwierzęcy pisk.
— Uspokój się idioto!
Czeka ich męcząca podróż.
— Tylko nie wpadnij do tego wąwozu obok!
I po co to idioto mówiłeś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro