8
Tym razem zechciałam zaczekać na windę. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie ma prądu. Zaczęłam wdrapywać się po schodach. Który normalny człowiek kupuje mieszkanie na szóstym piętrze?, pomyślałam. Po ciężkim trudzie dotarłam jednak na górę. Miałam lekkie problemy z trafieniem kluczem do zamka, ale po kilku próbach mi się to udało. Dopiero teraz ponownie przypomniałam sobie o napisie na mojej dłoni. Pospiesznie zaczęłam szukać jakiejś świeczki. Kiedy tylko ją zapaliłam spojrzałam na rękę nie gasząc uprzednio zapałki, ale wrzucając ją do kubka, w którym ciągle była odrobina wody. Nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego.
Na skórze, czarnym atramentem, miałam pięknie wykaligrafowane dziewięć cyfr.
Przełknęłam ślinę.
Podłączyłam telefon do ładowarki, wcześniej zapisując numer na karteczce obok.Trzęsły mi się ręce, więc kilka razy się pomyliłam. Telefon zacznie się ładować, kiedy tylko wróci prąd. Biorąc ze sobą świeczkę udałam się do łazienki, aby umyć się przed snem. Gdy skończyłam, poszłam od razu ścielić łóżko. Nawet nie zerknęłam w stronę komputera. Na jutrzejszy dzień nie mogłam się nie wyspać.
Kiedy tylko się położyłam, zaczęłam się zastanawiać. Kim byli ludzie z magazynów? W jaki sposób Meg uciekła z domu dziecka? Skąd miała broń? Czy inni też ją mieli? Kim tak naprawdę był Key?Jednym z nich? A jeśli tak, to co? Czy powinnam jeszcze kiedyś tam wrócić? Jak zareagowałaby Meg, gdybym któregoś dnia przyszła tam z Keyem, zakładając że jest jednym z nich?
Im więcej pytań sobie zadawałam, tym bardziej byłam senna. W końcu z westchnieniem obróciłam się na lewy bok i zasnęłam.
Kiedy obudziłam się następnego ranka, słońce stało już wysoko na niebie, a prąd działał. Musiało być dobrze koło południa.
- Jasna cholera - mruknęłam. - Chyba odsypiam w ten weekend zarwane noce z całego życia...
Przebrałam się powoli zastanawiając się, co też mogłabym dziś robić. Nie za bardzo chciało mi się wychodzić z domu. Czytanie książek też raczej odpadało, bo każdą którą miałam czytałam już chyba z siedem razy. Zawsze jednak mogłam pograć...
Perspektywa rozegrania kilku meczyków w League of Legends była bardzo kusząca...
Ale w tym momencie zadzwonił ten pieprzony telefon.
Słucham?
- Cześć Lili - przywitał mnie złośliwym tonem Kuba. Na pewno teraz się uśmiechał. - Chcę ci tylko przypomnieć, że za równe siedem i pół godziny oczekuję na ciebie i twojego partnera - zachichotał - przed wejściem do klubu.
- Oj... - mruknęłam.
- Czyżbyś nie miała kogo zaprosić? Taka piękna kobieta... Hm?
- Wal się. Jeszcze się zdziwisz. - Od razu tego pożałowałam.
Faktycznie nie miałam kogo zaprosić.
- Zobaczymy - zagroził żartobliwie i rozłączył się.
Szlag by to. Zostało mi siedem i pół godziny, żeby znaleźć sobie partnera na koncert, co w mojej obecnej sytuacji było niemal niemożliwe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro