Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

–  Ładnie to tak grzebać w czyichś rzeczach? – usłyszałam pytanie zadane niskim, nieco ochrypłym głosem.

Podniosłam głowę.

–  To nie tak! – zaprzeczyłam. – Ja ten plecak tu znalazłam... szukałam na zeszytach jakiegoś podpisu, chciałam go oddać właścicielowi, ale...

–  Właśnie go znalazłaś – przerwał mi rozmówca. – To mój plecak.

Schylił się i chwycił ucho plecaka. Lekko musnął przy tym moją dłoń.Przeszedł mnie dreszcz. I nie było to przyjemne uczucie.

–  Kim jesteś? – spytałam cicho.

–  To nieistotne – odparł cicho.

–  Powiedz mi chociaż jak się nazywasz. – Zrobiłam krótką pauzę. – Ja jestem Lili.

– Ja namaluję dzień twoją ręką... – zanucił i zachichotał. – Pytasz jak się nazywam...? Otóż ja sam siebie nie nazywam. To inni mnie nazywają. A ty możesz mnie nazywać Key.

–  Yyy... jasne... Key... – mruknęłam.

–  Ja się zbieram. Żegnaj Lili – oświadczył.

–  Zobaczymy się jeszcze kiedyś? – Nie wiem co mnie podkusiło, kiedy zadawałam to pytanie.

Z powodu kompletnej ciemności poczułam tylko, że się uśmiecha.Ujął moją dłoń i napisał coś na jej wierzchu. W ciemności nie mogłam nic dostrzec. Telefon się rozładował. Nie miałam żadnego światła, a najbliższe oświetlone osiedle było na oko jakieś półtora kilometra na zachód od miejsca, w którym się znajdowałam, co wywnioskowałam po maleńkich światłach migających w oddali.

Chciałam pożegnać się z Keyem, ale gdy tylko się rozejrzałam, doszłam do wniosku, że zniknął. Westchnęłam. Szybkim krokiem skierowałam się w stronę oświetlonego osiedla. Może złapię jakiegoś stopa?Żałowałam, że nie wzięłam samochodu. Znając moje szczęście,to chmury przesłaniające księżyc były chmurami burzowymi.

Jakby na tę myśl z nieba spadł lodowaty deszcz. Momentalnie byłam cała mokra. Z włosów ściekały mi strużki wody. Zadrżałam. Ciaśniej otuliłam się bluzą. Nagle zobaczyłam blask świateł auta jadącego gdzieś za mną. Dopiero teraz zorientowałam się, że już dłuższy czas idę szosą w całkowitej ciemności. Wszystkie światła wokoło były zgaszone. Usłyszałam, że pojazd się zatrzymuje. Kliknęły otwierane drzwi.

–  Wsiadaj – rzucił znajomy głos.

Wpełzłam do samochodu z westchnieniem ulgi. W szoferce było ciemno, więc dalej nie mogłam odczytać tego, co było napisane na mojej dłoni.

–  Mateusz – powiedziałam – życie mi uratowałeś.

–  Och, ach, wiem – odparł.

Jechaliśmy chwilę w ciszy.

–  Mogę się zapytać, gdzie byłaś? – rzucił wreszcie.

–  W magazynach na obrzeżach.

Skinął głową. Przez nami zamajaczyły światła gimnazjum, które znajdowało się zaledwie pięć minut jazdy od mojego mieszkania.Było to jedyne źródło światła w okolicy.

–  Dlaczego jest tak ciemno? – spytałam zaintrygowana.

– Prąd siadł w całej Fabrycznej.

No tak. Szkoła ma własne generatory. Chwilę później Mateusz zatrzymywał się już pod moją klatką.

– Wielkie dzięki – rzuciłam na odchodnym. – Do zobaczenia w szkole!

–  Na razie –  mruknął z uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro