Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6


Niemal od razu ją zobaczyłam.

Miała długie, poplątane blond włosy. Niebieskie oczy błyszczały gniewem. Ubrana była w stare, brudne i podarte ubrania. W ręce trzymała pistolet skierowany w moją stronę. Broń nie wyglądała na atrapę.

- K-kim jesteście? - wyjąkałam.

- Mam na imię Anka, ale kumple mówią do mnie Meg - powiedziała blondynka. - Kiedyś mieszkałam w bidulu na Placu Grunwaldzkim, ale zwiałam. I trafiłam tutaj. A ty? Kim jesteś i co tutaj robisz? - urwała na chwilę. - W sumie... to nieistotne. I tak zginiesz.

Przeładowała magazynek. Jeden z chłopaków, którzy w międzyczasie do niej podeszli, położył jej rękę na ramieniu.

- Meg - zaczął - może ona nie ma złych zamiarów...

- W-właśnie - przytaknęłam słabo.

- To po jaką cholerę tu przyszłaś? - warknęła blondynka.

- Zabłądziłam. Wyszłam z domu żeby... - zawahałam się.

- Żeby co? - ponaglił delikatnie chłopak.

- Ach, sama nie wiem! - rzuciłam. - Miałam nadzieję, że znajdę miłość mojego życia, albo chociaż łosia, który pójdzie ze mną na jutrzejszy koncert. Ale tak jakby zboczyłam z drogi i... i jestem tutaj.

Chłopak uśmiechnął się do mnie, ale Meg dalej patrzyła na mnie niepewnie z wycelowanym pistoletem.

- Meg, puśćmy ją.

- A jeśli komuś wygada, że tu jesteśmy? - syknęła na wysoką brunetkę z przepaską na oku.

- Nikomu nie wygadam! - zaprzeczyłam. - Pewnie nawet nikt mnie o to nie zapyta. I bynajmniej nie zależy mi na tym, żeby was wkopać.

Meg opuściła broń.

- Wynocha. I nie waż się tu wracać - ostrzegła. - Bo przypłacisz to życiem. A wtedy Triste i Lee już ci nie pomogą.

Skinęłam głową i czym prędzej zbiegłam po schodach. Tak się spieszyłam, że pod koniec prawie zaryłam zębami o podłogę. Wychodząc z magazynu natknęłam się na leżący na ulicy plecak. Wyglądał na firmowy, ale z powodu ciemności, która zdążyła zapaść kiedy byłam w środku, nie mogłam tego dokładniej stwierdzić (nie wierzę, że byłam tam tak długo!). Postanowiłam go wziąć i zaraz rano oddać do biura rzeczy zaginionych, jednak gdy pochyliłam się, aby go podnieść wpadł mi do głowy pewien pomysł.

Szarpnęłam zamek. W środku zobaczyłam kilka zeszytów i dwie książki. Rozejrzałam się na boki. Pusto. Wyciągnęłam jeden z zeszytów i przeglądnęłam go pospiesznie. Chyba chemia. Otwarłam pierwszą stronę w poszukiwaniu jakiegokolwiek podpisu. Na próżno. W prawym dolnym rogu zauważyłam tylko drobną literę K.


W tym momencie usłyszałam kroki. Kimkolwiek była ta osoba... była bardzo blisko mnie. Zadrżałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro