4
Potrząsnęłam głową i wróciłam do przygotowywania obiadu. Pilnowanie ziemniaków i ciche skwierczenie mięsa w połączeniu z tabletką było idealną metodą na uspokojenie. Po kilkunastu minutach usiadłam do stołu.Kiedy się najadłam, postanowiłam włączyć komputer. Zadzwonił telefon. Zerknęłam na wyświetlacz. Dzwonił Kuba. Odebrałam z uśmiechem.
- Cześć Lili - rzucił podekscytowanym tonem.
- Hej. Co tam?
- Słuchaj, mam ci do powiedzenia mega ważną rzecz.
- Wal. - Udzieliła mi się jego ekscytacja.
- Zgadnij, co trzymam w prawej ręce.
- Wolę nie - zachichotałam.
- Zbereźnica. - Też się zaśmiał. - Otóż w mojej prawej ręce znajdują się teraz cztery pachnące nowością bilety na jutrzejszy koncert!
Krzyknęłam ze szczęścia.
- Człowieku, jak ty to zrobiłeś?! Myślałam, że już skończyli sprzedaż! Już zaczęłam się godzić z tym, że tam nie pójdę...
- Mam magiczne spojrzenie. Uwiodłem nim sprzedawczynię... a tak serio - wyjaśnił - to je wygrałem. Twój Kubuś ma po prostu boski refleks. A tak w ogóle, to możesz zabrać ze sobą jedną dowolną osobę płci męskiej, która nie będzie mną. - Usłyszał jak wzięłam oddech po czym dodał: - I nie będzie Mateuszem.
- Cholera... - mruknęłam.
- To na razie! - rzucił wesoło i rozłączył się.
Nie miałam kogo zaprosić.
Zerknęłam na zegar. Piętnasta.
- Kobieto, życie ucieka ci między palcami - szepnęłam do siebie.
Znów wyjrzałam przez okno i nagle nabrałam ochoty, aby wyjść gdzieś na spacer. Kto wie, może spotkam miłość swojego życia? Albo przynajmniej coś mnie natchnie w sprawie tego, kogo mogłabym zaprosić na ten nieszczęsny koncert. Ewentualnie przejedzie mnie samochód i też będzie po problemie.
Chwyciłam bluzę i nie chcąc tracić czasu na czekanie na windę, zbiegłam po schodach. Gdy tylko wyszłam z klatki, bezwiednie skierowałam się na południe. Nawet nie zerknęłam w stronę samochodu. Rozglądałam się uważnie na boki, nie chcąc przegapić żadnej osoby, którą mijałam. Kilka razy nawet przystanęłam na chwilę, aby lepiej się komuś przyjrzeć. Niestety żadna z tych osób nie okazała się być godna uwagi w większym stopniu niż reszta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro