Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Jakieś piętnaście minut później parkowałam już w moim ulubionym miejscu pod blokiem. Gdy wysiadałam z szoferki, rozejrzałam się jeszcze pospiesznie na boki. Mżawka przez ten czas zdążyła już przejść w ulewę. Stojąc w kroplach deszczu pogłaskałam karoserię mojego Volkswagena. Po kilku minutach jednak, zrezygnowana weszłam do klatki. Otrzepałam włosy niczym zmokły pies. Resztkami sił powlokłam się do windy. Wcisnęłam przycisk z numerem sześć.

Kiedy wysiadałam na moim piętrze, minęłam się z jakąś dziewczyną. Miała długie rude włosy zaplecione w mnóstwo cieniutkich warkoczyków. Na jej ręce zauważyłam podłużną, różową bliznę, jak po cięciu nożem.

Z jakiegoś powodu, gdy ją zobaczyłam, serce zabiło mi mocniej.

Drżącą ręką przekręciłam klucz w zamku. Gdy tylko przekroczyłam próg mojego pokoju, od razu walnęłam się na łóżko, nawet nie rozpinając spodni. Zasnęłam chyba od razu. Nic mi się nie śniło. Nazajutrz rano po przebudzeniu zerknęłam na zegarek. Była prawie jedenasta. Biorąc pod uwagę, że wróciłam do domu przed piątą dnia poprzedniego... nie, nie wierzę, że spałam prawie dziewiętnaście godzin.

Zwlokłam się z łóżka i podeszłam do okna. Niebo było zasnute delikatnymi, szarymi chmurami. Nie padało. Nawet słońce jakby chciało wyjrzeć zza obłoków. Westchnęłam i udałam się do łazienki, aby doprowadzić się do porządku. Po rozczesaniu włosów w końcu się sobie przyjrzałam. Miałam potwornie zaczerwienione oczy. No tak, jaka ja głupia.

Sięgnęłam po płyn i delikatnie zdjęłam z oczu brązowe soczewki. Gdy zamrugałam oczami, stała już przede mną szarooka brunetka o włosach tak ciemnych, że niemal czarnych. To już nie była ta sama Liliana. Nie lubiłam siebie z jasnymi oczami. Jakoś do mnie nie pasowały.

Po wyjściu z łazienki wzięłam się za odrabianie pracy domowej. Zabrało mi to zaledwie pół godziny. Jako, że było już po dwunastej, postanowiłam zrobić coś na obiad.

– Nie ma to jak samotne popołudnie spędzone w kuchni! – mruknęłam do siebie, trąc ogórki na mizerię.

Klepiąc kotlety usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiona pobiegłam otworzyć. Hm... rodzice wracali dopiero w przyszły czwartek... zerknęłam przez wizjer i zamarłam. Przełknęłam głośno ślinę i otwarłam drzwi.

– Eee... Pani Liliana Storczyk? – zapytała dziewczyna w rudych warkoczykach.

 – N-no tak – wyjąkałam. - O co chodzi?

Wyciągnęła z kurtki odznakę policyjną. Nie otwarła jej, więc dalej nie wiedziałam, jak ma na imię, ani nawet ile ma lat.

– Przyszłam w sprawie morderstwa kilka mieszkań dalej – wyjaśniła. – Amelia Fart została zastrzelona wczoraj popołudniu, w swoim mieszkaniu. Zabił ją prawdopodobnie strzał w głowę, ale miała też wiele ran ciętych, oraz takich, jakie powstają przy dźganiu nożem. Te drugie były zadawane z rozmysłem, nie naruszając żadnego narządu. Miały zadać ból i wykrwawić, ale nie zabić.

Słuchałam tego, co mówiła w milczeniu, nawet nie umiejąc się poruszyć.

– Przy ofierze – ciągnęła – znaleźliśmy też dwie łuski z nabojów kalibru 6,35, który jest dość nietypowym i rzadko spotykanym rozmiarem...

Stałyśmy chwilę w ciszy. Po jakimś czasie dziewczyna odchrząknęła.

– Mogę wejść i zadać ci kilka pytań? – zapytała. – Nie zajmę wiele czasu.

Zawahałam się.

– T-tak, jasne... – zająknęłam się. – Proszę, niech pani wejdzie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro