Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12


Wybaczcie tę brzydką nieobecność, pomyślałam, że i tak nikt nie będzie płakał, skoro mam tylko trójkę czytelniczek. :P Już, już, wstawiam.



Miałam nadzieję, że nie dostrzegł błysku nadziei w moich oczach. Chcąc jakoś zejść z tego niewygodnego tematu, postanowiłam zacząć z innej beczki.

– Czego słuchasz? Tak na co dzień.

– Tak się składa, że właśnie zabierasz mnie na koncert mojego ulubionego zespołu – wyszczerzył zęby. – Gdybyś nie zadzwoniła, to żałowałbym do końca życia, że nie udało mi się tam wkręcić.

Straciłam panowanie nad autem. Chłopak w ostatniej chwili przytrzymał kierownicę, więc nie wpadliśmy do przydrożnego rowu.

– Jaja sobie ze mnie robisz, Key! – zarzuciłam mu. – Cholera, naprawdę robisz sobie ze mnie jaja. To brzydko.

– Brzydko to ty się wyrażasz. Nie przystoi takiej pięknej kobiecie. A wracając do tematu. Znam na wyrywki wszystkie teksty ich piosenek. Nawet wybudzony ze snu o równiutkiej północy. Ostatnie trzy płyty miałem w dniu premiery. Resztę z lekkim poślizgiem, ale udało mi się zgromadzić wszystkie.

– Pier... – zaczęłam. Uciszył mnie spojrzeniem.

– Lili.

– Wybacz.

Zaśmiał się.

– Trzeci i czwarty wers „Nie zatrzymam się"? – spytałam.

– Ciemne oczy patrzą na mnie, gonią w locie moje sny – zanucił bezbłędnie, ani trochę nie fałszując. – Czy to była jakaś subtelna aluzja?

Dopiero teraz dotarła do mnie treść tych wersów. Zaklęłam cicho, żeby nie usłyszał. Niestety, nie wystarczająco.

– Liliano... – upomniał.

Na dźwięk mojego imienia wypowiedzianego jego niskim męskim głosem, serce zabiło mi bić dziwnie niemiarowo. Nie byłam tym zbytnio zachwycona.

– Będziemy tak jeździć w kółko? – spytałam.

– Możliwe. Masz coś przeciwko?

– Chyba nie.

– Super. – Szczerze się ucieszył. – To teraz skręć w prawo, a na następnym rozwidleniu w lewo. I będziemy na miejscu.

Szukałam jakiejś drogi, ale na próżno.

– Serio? – syknęłam lekko przerażona, gdy wskazał mi wąską leśną dróżkę.

Pokiwał energicznie głową. Kiedy z dużą dawką sceptycyzmu i żółwią prędkością wjechałam jednak na dróżkę, wpatrywał się tylko w ścianę drzew. Z każdym metrem coraz bardziej się uśmiechał. Kiedy skręciłam w lewo, uśmiechnął się jeszcze szerzej, odsłaniając zęby.

– Zatrzymaj tu auto – nakazał.

Wyskoczył, jeszcze nim całkowicie wyhamowałam. Podbiegł do moich drzwi i otworzył je przede mną.

– No co? – spytał. – Ogląda się filmy.

– Jestem pod wrażeniem.

Zaśmiał się.

– Zamknij oczy – poprosił.

– Nie.

– No zamknij.

– NIE.

Westchnął ciężko i sam zasłonił mi oczy dłonią.

– Key... – zaczęłam.

– Cicho tam. Musisz mi zaufać. Chociaż raz.

Drugą ręką chwycił mnie za przedramię i delikatnie pociągnął.

– Nie wybaczę ci tego – ostrzegłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro