Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Spać mi się chciało jak nie wiem co. Ale cóż. Taka kara za zarywanie nocy. Chociaż z drugiej strony to nie moja wina, że te wszystkie gry są takie wciągające. A świat wirtualny był moim drugim życiem. Albo nieodłączną częścią pierwszego.

Dlatego dzisiaj chodziłam tylko półprzytomnie z klasy do klasy. Z nikim nawet nie gadałam. Normalnie to zamieniłabym choć kilka słów z Kubą czy Mateuszem.

Ten pierwszy był wysokim brunetem o ciemnozielonych oczach otoczonych wachlarzem gęstych rzęs. Siedziałam z nim chyba na połowie lekcji. Potrafiliśmy przegadać przez telefon całą noc. Oczywiście zawsze tak to robił, że dzwoniłam na mój koszt. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Ale i tak byliśmy tylko przyjaciółmi.

Mateusz z kolei był bardzo niziutkim chłopakiem. Długie blond włosy związywał zawsze z tyłu głowy rzemykiem w koński ogon. Miał zawsze radosne, błękitne oczy. Jak na swoje metr sześćdziesiąt był aż za szczupły. Miał dryg do ogólnie pojętej motoryzacji. W wolnych chwilach odrestaurowywał stare samochody. Sam jeździł czerwonym SUV-em. W jego garażu stał też pomalowany na czarno i zielono motocykl. Chyba jakaś Honda. Ale nie do końca jestem tego pewna.

Na początku Kuba starał się coś ode mnie wyciągnąć, ale gdy zobaczył jak wyglądam, poddał się po kilku próbach. Zerkał na mnie tylko niepewnie od czasu do czasu. Na stołówce zajął mi miejsce przy stoliku. Później dosiadł się do nas jeszcze Mateusz,ale on też wolał milczeć. Grzebiąc widelcem w surówce wpatrywałam się tępo w przestrzeń. Moi towarzysze porozumiewali się za pomocą znaczących spojrzeń i niedwuznacznych gestów wyraźnie nie chcąc mnie wyrywać z tego słodkiego, sennego otępienia. Tymczasem gdy mrugałam, moje oczy za każdym razem pozostawały zamknięte na coraz dłuższy moment. Jak przez mgłę pamiętam chwilę, w której wspomagana przez przyjaciół wlokłam się do sali z matematyki

- Nie pozwól mi zasnąć - mruknęłam, gdy już rozpakowałam książki i osunęłam się na krzesło obok Kuby.

Zachichotał,ale umilkł niemal od razu, gdy tylko zauważył, że nauczycielka patrzy prosto na nas. Ziewnęłam znienacka. Szybko zatkałam usta dłonią. Mocno przetarłam oczy i spróbowałam skupić się na lekcji.

- Wiesz - zaczął Kuba - nie chcę cię urazić, ani nic... ale wyglądasz jak pół dupy zza krzaka.

Jęknęłam tylko. Oparłam głowę na ławce, przyciskając policzek do chłodnego drewna. Ani trochę mnie to nie otrzeźwiło, ale nie musiałam się martwić, że jeśli jakimś „cudownym zrządzeniem losu" jednak zasnę, to głowa spadnie mi na ziemię, a ja wraz z nią. Nauczycielka najwidoczniej zauważyła moją „lekką niedyspozycję"i wolała dać mi spokój. Ani razu nie wywołała mnie do tablicy,ani nawet nie pytała, dlaczego nic nie robię. Spokojnie leżałam więc na ławce z zamkniętymi oczami i wyczekiwałam dzwonka. Kiedy w końcu zadzwonił, spakowałam się szybko i wyszłam z klasy. Zbiegłam ze schodów i już po chwili opuściłam budynek jednego z wrocławskich liceów ogólnokształcących.

Niebo było zasnute szarymi chmurami. Mżyło. Chłodny deszcz odrobinę mnie oprzytomnił. Na pewno nie na długo, ale na tyle, żebym mogła dojechać autem do domu, nie skazując tym równocześnie na śmierć niewinnych przechodniów. Na całe szczęście szkoła znajdowała się na Starym Mieście, czyli tylko jakieś trzy osiedla od Żerników, gdzie mieszkałam. Jeździłam tą drogą już tak długo, że mogłam to robić z zamkniętymi oczami, rozmawiając przez telefon i kierując stopami.

Wskoczyłam więc na fotel kierowcy i przekręciłam kluczyk w stacyjce mojego wysłużonego garbusa, pomalowanego wyblakłym, zielonym lakierem. Silnik zaskoczył od razu i już po chwili wjechałam na jedną z większych ulic Wrocławia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro