Rozdział XL
Gdy podjechali pod dom Phasmy, dziewczyna, która zauważyła ich przez kuchenne okno, wyszła na zewnątrz, żeby otworzyć bramę. Mieszkała w małym domu, za to z dużym i bogatym ogrodem. Wejście znajdowało się pod werandą obrośniętą bluszczem, chociaż na jesień trochę wyblakła, to przez ciepłe miesiące była bujna. W drzwiach za nią Kylo zauważył dwójkę dzieci. Były małe, ale tak jak Phasma miały niezwykle jasne blond włosy i spojrzenia, które zdawały się ciągle knuć jakiś plan. Hux wyłączył silnik i wyszedł z samochodu, Kylo podążał. Robiło się coraz ciemniej, zaczęło powoli kropić.
- Cześć - przywitała się Phasma, podnosząc rękę, ale szybko schowała ją do kieszeni dresowych spodni, nie ubrała się za dobrze, wychodząc na chłód.
- Hej, Phas - odpowiedział Hux, stając przed maską samochodu.
- Hej. - Kylo czuł się strasznie nieswojo. Ostatnio miał z Phasmą coraz lepszy kontakt, ale w tym momencie czuł się jej okropnie dłużny, a nie lubił tego poczucia.
- Kylo, mama się pyta, czy lubisz szpinak, bardzo chce ci dać zapiekankę - powiedziała niespodziewanie.
Ren zamrugał kilkukrotnie, nie tego się spodziewał.
- Lubię - powiedział w końcu. - Na pewno nie będę problemem?
Phasma machnęła ręką.
- Wiesz ile razy ten tu był odratowany w tym domu? - wskazała na Huxa. - Nie przejmuj się, nie robisz problemu. Wręcz przeciwnie, bo dzieci będą miały zajęcie.
Kylo wychylił się za Phasmę i zerknął na wejście do domu. Dzieciaki uciekły w głąb, jak tylko zobaczyły, że Kylo się patrzy, ale zaraz ich główki pokazały się w oknie.
- Jakieś porady? - szepnął do Huxa.
- Powodzenia - powiedział.
- To ja wracam, bo zamarznę. Jak już skończycie czułości, to Kylo wbijaj - powiedziała, posłała Huxowi znaczący uśmiech i wróciła do domu, krzycząc coś do swojej mamy.
- Ona wie - bardziej stwierdził niż zapytał Ren.
- Ta - odparł Hux, szurając butem po żwirze. - Nie przeraź się, jakby o coś pytała, ale raczej nie powinna.
- Przy rodzicach i rodzeństwie?
- Nigdy nie wiesz, czego się spodziewać – zaśmiał się. - Ale nie sądzę, więc zjedz zapiekankę i wyluzuj, będzie dobrze.
- Przepraszam za to, że masz przeze mnie problemy - mruknął Kylo grzebiąc glanem w żwirze.
- To nie przez ciebie - nalegał Hux i spojrzał na niego. - Nie jesteś problemem, Kylo.
Nie przejmując się tym, że prawdopodobnie cała rodzina Phasmy patrzy, przylgnął do Huxa i naprawdę długo nie chciał puszczać. Hux wtulił się w niego, z całych sił chciał go zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że teraz jest bezpieczny i że w żadnym wypadku to nie on popełnił błąd. Po chwili jednak zaczął się odsuwać, miał albo mało czasu, żeby wrócić, albo był już spóźniony i dawno martwy, Kylo jednak ciągle go trzymał w pętli, którą tworzył jego ręce, palce zaplecione za plecami Armitage'a. Hux uniósł swoje dłonie i ujął w nie twarz Kylo, patrzył mu w oczy. Przeczesując mu włosy od nasady głowy, posyłał Kylo ciarki wzdłuż kręgosłupa i tak bardzo, bardzo chciał go teraz pocałować. Nie wiedział, czy może, czy Kylo jest na to gotowy. Nie mógł oderwać od niego oczu i myślał tylko o tym, jak dobry to jest moment, jego serce już dawno wypadło z normalnego rytmu bicia. Ale nie zrobił nic. Jego dłonie przesunęły przez ramiona i po torsie Kylo, jakby mówiąc, że to już koniec.
- Muszę iść - powiedział, odwracając wzrok. - Zachowuj się.
***
Kylo dygocząc wszedł do domu Phasmy. W przedpokoju wziął kilka wdechów, żeby się uspokoić, po czym wszedł do środka, od razu się witając.
- To jest Kylo - przedstawiła go Phasma.
Jej ojciec siedział w fotelu i czytał książkę, oderwał się tylko na chwilę, by przywitać Rena, mama Phasmy zaraz do niego podeszła i z uśmiechem zaprowadziła do kuchni, która oddzielona była od pokoju dziennego wielkim regałem. Dom nie był duży, ale bardzo ciepły i przytulny. W salonie, gdzie stali, leżał puchaty dywan i dwie kanapy wokół niego, zwrócone w stronę palącego się kominka. W wystroju dominowały książki - półki i sterty pod ścianami - co szczerze się Kylo spodobało. Na ścianie w kuchni poprzyklejane były dziecięce rysunki. Dzieciaki przeskakiwały z kanapy na kanapę i obserwowały, jak Kylo przemieszcza się po ich domu. Między dużym regałem a wejściem do kuchni znajdowały się schody na górę - nie miały barierki. Zaraz pod nimi leżały pudełka z klockami i innymi zabawkami. Kylo nie mógł się nadziwić jak żywe było to miejsce. On i Phasma usiedli przy drewnianym stole w kuchni, a jej mama nałożyła mu na talerz zapiekanki ze szpinakiem i zostawiła go razem z córką w kuchni. Zarówno ona, jak i jej mąż mieli blond włosy, co było dość dużym fenomenem.
- Jesteśmy wegetarianami - powiedziała Phasma, biorąc do ręki kubek herbaty.
- Nie przeszkadza mi to - powiedział, biorąc się za zapiekankę ze smakiem. - Będę mógł potem obejrzeć książki?
- Jasne. Mamy ich trochę, tata jest historykiem i ogólnie zawsze się u nas dużo czytało - wyjaśniła.
Kylo uśmiechnął się szeroko. Jak miło było dla odmiany przyjść do domu, gdzie rodzina jest całością.
- Tak w ogóle to wiesz, dziękuję, że pozwoliłaś mi tutaj zostać.
- Mówiłam ci, że nie ma problemu, kumplujemy się, nie? Poza tym, nie pomóc chłopakowi Huxa, to jak nie pomóc Huxowi - wyszczerzyła się.
Kylo zamurowało, gdy usłyszał to sformułowanie, nim poczuł zdradliwą czerwień na policzkach wbił wzrok w talerz.
- Od kiedy wiesz?
- Dłużej niż ty - zaśmiała się. - Hux strasznie to przeżywał.
Kylo w swoich reakcjach był jeszcze zabawniejszy niż Armitage. Uznała, że w sumie są siebie warci.
- Naprawdę? - Skoro już tu był to dlaczego nie miałby się dowiedzieć o Huxie więcej?
- Serio, serio - pokiwała głową. - Wiesz, jak to on zawsze jest taki opanowany i w ogóle. Nie, jeżeli chodzi o ciebie. Bał się, że go odrzucisz. Szczerze, to nie sądziłam, że on tak na poważnie, w sensie, jeszcze niedawno rzucaliście się sobie do gardeł - zaśmiała się. - Ale teraz widzę, że się myliłam. Też go lubisz, nie? Głupie pytanie - dodała zaraz, widząc czerwone policzki Kylo. - Ale ty wiesz, że on jest – urwała i poprawiła się – w sensie, długo był przekonany, że jest aro, prawda?
- Wiem, mówił mi - powiedział Kylo łapiąc w dłonie kubek z herbatą, wciąż ciężko było mu spojrzeć Phasmie w oczy. - Chociaż im bardziej starał mi się to wytłumaczyć tym bardziej zawiłe mi się zdawało - wzruszył ramionami.
- Tak, mi też na początku - zgodziła się. - Pewnie zrozumiesz kiedyś. Pytam, bo chcę, żebyście uniknęli głupich nieporozumień. On jest bardzo wrażliwy na tym punkcie. Nie chcę się wtrącać, ale jak będziesz miał wątpliwości, to z nim rozmawiaj.
- Lubię twoje podejście - zdobył się na uśmiech.
- Dzięki - powiedziała, nieco zaskoczona tymi słowami. Zrobiła łyk herbaty. - To teraz powiedz co u ciebie.
Kylo zastanowił się nad tym pytaniem. Nie zadawano mu go zbyt często, Hux spędzał z nim tyle czasu, że po prostu to wiedział, a mama, mimo największych chęci, dzwoniła do niego rzadko, częściej wysyłali wiadomości, zdjęcia. Zastanawiał się, jak tak właściwie ma odpowiedzieć na pytanie Phasmy.
- Inaczej - zaczął, po czym pociągnął łyk herbaty.
- To znaczy?
- Jestem komuś potrzebny - uśmiechnął się, a Phasma była pewna, że nigdy nie widziała tak szczerego uśmiechu u Rena.
No chyba, że gdy patrzył na Huxa.
Phasma uśmiechnęła się również, Kylo był zupełnie inny niż jej się zdawało, zaczynała rozumieć, co Armitage mógł w nim zobaczyć, a pewnie większość z tych rzeczy miała być dopiero odkryta. Kylo był bardzo zamknięty, jednak miał ciepłe spojrzenie. Phasma nie mogła się nadziwić, że takie dwa złamane i potargane przez los indywidua odnalazły się w przytłaczającej je ciemności.
- Chyba obaj się potrzebujecie - powiedziała. - Tak w ogóle to smakuje ci? - zmieniła temat. Nie chciała go przytłoczyć. - Mama lubi eksperymentować w kuchni, zawsze czeka na opinie.
- Bardzo dobre. Czy to ser feta? Podkreśla smak. - Ta część duszy Kylo która definitywnie była kucharzem właśnie się odezwała.
- Tak, ja za nim nie przepadam, ale całkiem pasuje - powiedziała. - Ty też lubisz gotować, nie? Hux wspominał, że go dokarmiasz. I dobrze, bo taki patyk z niego, że strach dotknąć. Chcesz być kucharzem czy coś?
- Nie wiem, czy gotuję na tyle dobrze, ale Armitage nie narzeka. Szczerze mówiąc, to nie wiem jeszcze co ze sobą zrobić. To dziwne jeszcze nie mieć nawet osiemnastki i już stać przed decyzją „kim będę w życiu". A ty masz jakieś pomysły?
Phasma położyła ręce na stole, a na nich oparła głowę.
- Też nie do końca. Architektura, design może - zamyśliła się. - Ale zgodzę się z tobą, ja nie wiem, kim jestem teraz ani co będę robić jutro, a co dopiero za kilka lat.
- Architektura? Nieźle, musiałabyś chodzić na kurs przygotowawczy prawda? Lubisz w ogóle takie techniczne rysunki? - zgarnął swój talerz i podszedł do zlewu, żeby go umyć.
- Zostaw, ja potem pozmywam - powiedziała, zanim odkręcił wodę. - A co do rysunków to trochę lubię, matma mi idzie bez problemu i rysuję, więc może nie byłoby tak źle.
- Mam nadzieję, że ci się uda - mruknął, zmywając tak czy siak. - W końcu matura za kilka miesięcy, nie?
- Nawet o tym nie zaczynaj - westchnęła. - Papier bez wartości, a tyle szumu o tym, że mnie mdli na samą myśl.
Wstała od stołu i podeszła do wyjścia z kuchni.
- Chodź, pokażę ci książki, a potem możemy w coś zagrać jak chcesz - zaproponowała.
Kylo ruszył z nią i prawie się nie rozpłynął widząc tytuły książek na półkach. Bułhakow, Milton, ale i Tolkien oraz Koontz.
- Czy wyznajecie pożyczanie tego dobra? - zapytał otwierając piękne wydanie „Imienia róży".
Phasmę rozczuliło to spojrzenie Kylo na książki, wyglądał, jakby miał się rozpłakać ze wzruszenia.
- Jasne, pożycz co chcesz, tylko wiesz, powrót w stanie nienaruszonym - pogroziła mu palcem żartobliwie. Kylo pokiwał głową z najwyższą powagą, po czym zaczął wybierać spośród wszystkich tak interesujących go pozycji.
- Jak chcesz, to mamy też Dickensa w jakimś limitowanym wydaniu. Skórzana oprawa, ale to muszę iść poszukać do gabinetu taty.
Kylo pokiwał głową, więc Phasma odeszła w głąb domu. On natomiast przeglądał regał i wybierał tytuły, które kojarzył lub te, które wydały mu się ciekawe. W pewnym momencie poczuł, jak coś ciągnie go za koszulkę. Spojrzał w dół.
Koło niego stało rodzeństwo Phasmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro