Rozdział LIII
Ostrzegam, Wattpad okropnie rozwala tekst, więc jeżeli ktoś, chciałby zobaczyć to w estetycznej wersji, to zapraszam na swojego bloga: shiruslayer.blogspot.com.
A, jeśli cierpicie na brak rozdziałów, to przepraszam, ale trwa sesja i nic nie mogę na to poradzić. W wakacje pewnie znowu Was zasypiemy z Karo. Miałam pisać jakieś zabawne rzeczy, ale egzaminy z Logiki, Historii Starożytnej, Morfologii, Poetyki i Historii Literatury Polskiej, same się niestety nie zdają. Ale tęsknie za Wami.
Miłego czytania.
Armitage: Idę do twojego domu po rzeczy 🚲
Mimo chłodu, Hux jechał na rowerze. Skórzane rękawiczki chroniły jego dłonie przed skostnieniem, chociaż i tak trochę marzły. Jego kluczyki pozostawały w biurku Brendola, więc jedyne, co mu pozostało, to autobus i rower. Z dwojga złego wolał nie mieć kontaktu z ludźmi.
Kylo trwał w stanie między snem, a jawą, choć wolałby wejść prosto w niebyt, bo ból powoli zaczynał go rozkładać na części pierwsze. Na dźwięk smsa poderwał się, co przypłacił rwącą falą piekącego pulsowania w okolicy twarzy i torsu. To musiał być Hux, w końcu nikt poza nim i ojcem nie wiedział, że tu jest.
Kylo: Czekam na Ciebie. Zwariować tutaj można.
Hux uśmiechnął się do telefonu, po czym schował go i kontynuował jazdę, już zbliżał się do domu Solo.
Postawił rower na nóżce pod płotem i stanął przed drzwiami. Dopiero wtedy zorientował się, że jeżeli nikogo nie ma, to jedyne, co może Kylo przenieść, to garść liści z podwórka. Dlaczego nie wziął od niego kluczy?
Zadzwonił dzwonkiem.
Chwilę czekał, zastanawiając się co powinien teraz zrobić. Wrócić się do szpitala? Czy Kylo w ogóle ma je przy sobie? A może mają jakieś zapasowe, schowane gdzieś pod wycieraczką? Przemyślenia przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. W progu stanęła mama Kylo, z nieułożonymi włosami i furią w oczach.
- Armitage! - Była zdziwiona, jej spojrzenie trochę zmiękło, ale zdenerwowanie nie zniknęło. - Czy masz pojęcie, gdzie jest mój syn?
Hux cofnął się nieznacznie, Leia zaskoczyła go swoją obecnością. Przełknął ślinę.
- Dzień dobry - przywitał się. - Właściwie to wiem.
I gdy Leia zrobiła minę domagającą się wyjaśnień, dodał:
- Jest w szpitalu, właśnie przyszedłem po jego rzeczy.
Matka Kylo chwyciła się framugi, ale na jej twarzy pojawiła się determinacja.
- Wchodź, zbierz, co masz zabrać, za pięć minut jedziemy do szpitala.
Hux od razu pobiegł do pokoju Kylo, nagle usłyszał krzyk Lei, najwidoczniej albo Han był w domu, albo właśnie wyzywała go przez telefon. Nie wnikał.
Wszedł do pokoju i od razu zabrał się do pakowania słuchawek, ładowarki, książki z zakładką, która leżała na biurku. Dziwnie się czuł, poruszając się po rzeczach Kylo pod jego nieobecność, jednak pojęcie o tym pokoju miał takie samo, jakby był u siebie. Zeszyt znalazł na szafce przy łóżku, był otwarty, z ołówkiem między kartkami. Z ciekawości przeczytał pierwsze linijki. Miał już ten zeszyt w ręku, wtedy pierwszy raz poznał tę wrażliwą stronę Kylo. Mimo tego, że wiedział, że są w pośpiechu, usiadł na łóżku i przekartkował zeszyt, otwierając na losowej stronie.
Chwile
W tym samym czasie myślałem
o każdym zadrapaniu na moim ciele
o każdym sinym znamieniu na twoich ramionach
o tym jak szybko z nosa leci krew
przyzwoitość to trzymanie rąk przy sobie
rany nie kłamią, choć chcesz mnie oszukać
a było coś w tym spojrzeniu
które chciało wydłubać mi oczy
jak mogłeś nie widzieć, że jestem szalony?
Trzymaj ręce mocno przy mnie
dopóki nie będziemy wstanie podnieść się z podłogi
Hux siedział i wpatrywał się w słowa. Nigdy by się nie spodziewał, że zrozumie poezję.
Przewrócił stronę.
Cicho, ciszej
zrób wszystko - nie mniej, nie więcej.
Każdy ruch to szelest, co może nas wydać.
Tak się złożyło, że to zimne ręce
zawsze powstrzymują mnie przed upadkiem
i dają mi ciepło, którego same nie znają.
Łatwiej byłoby oddychać pod wodą niż wtedy,
gdy atak paniki narastał w nas obu
i byłbym bliski krzyku, gdybyś mnie nie uciszył.
Cicho, ciszej - każdy ruch może mieć znaczenie.
Bliskość nadeszła za szybko i teraz dzieli nas tylko kartka papieru.
To źle, że nie myślę już tylko o wardze rozciętej o zęby.
To źle, że myślę o tym, jak smakują papierosy
i jak pachnie ziemia mokra od deszczu.
To brzmiało prawie jak ich pierwszy-nie-pierwszy pocałunek. Hux ciągle nie wiedział, czy powinien liczyć tamto wydarzenie. Postanowił nadać mu poziom zerowy. Ale czy to znaczyło, że dla Kylo miał znaczenie? Tamta wycieczka naprawdę wywróciła ich życie do góry nogami.
Kosmos twoich pleców
Dziś był pierwszy dzień reszty mojego życia. Dowiedziałem się,
że kosmos jest blady jak śnieg.
Piegi to konstelacje.
Każdy siniak to osobna planeta, galaktyka i czarna dziura,
w której ginie światło.
Blizny przecinają kosmos niczym ogony meteorów,
rakiety i odkrywcy nieznanych miejsc.
Patrzyłem na mapę nieba i nie umiałem znaleźć drogi
jakim cudem nie gubisz się
i ciągle oddychasz w próżni?
Patrzyłem w gwiazdy i chciałem ujrzeć ich historię,
czy właśnie się narodziły,
czy to tylko ich blask trwa przez lata świetlne,
jedyny powidok ich dawnej egzystencji.
Każda gwiazda ginie w moich dłoniach,
moje dłonie są horyzontem zdarzeń.
Cokolwiek zjawia się w ich zasięgu musi zginąć.
Patrzę na moje dłonie, niecierpliwych odkrywców nowych zakątków galaktyki.
Chciałbym zanurzyć je w drodze mlecznej twoich pleców, oddać ci tlen.
Każdy dotyk to wybuch supernowej
a wszyscy naukowcy są w błędzie - kosmos jest coraz mniejszy.
Wiem, bo niosłem go na rękach i czułem jedynie wagę moich win.
Hux nie miał wątpliwości. „To ja", myślał. „To ja, to moje ciało i dlaczego Kylo pisze o mnie w taki sposób?" Nie wiedział. Nie cierpiał swojego ciała. Ale nie miałby nic przeciwko, gdyby ręce Rena...
Poczuł ścisk w brzuchu. Powinien się zbierać, to nie był czas na to... Oderwał oczy od zeszytu, nasłuchiwał. Mama Kylo chyba ciągle się krzątała po domu, miał jeszcze chwilę.
Pompeje
Czarne włosy
tak, mówiono mi, że to popioły
w oczach żarzy się magma
zasycha na ciele, sklepiając rany.
Moje prywatne Pompeje nigdy nie zostały odkryte
spod pyłów Wezuwiusza mojego umysłu.
Przechadzam się co noc po opuszczonych domach
i potykam o trupy.
Zostawiam ostatnie graffiti na ścianach atrium
wołanie o pomoc
nikt nie słyszał, gdy waliłem w dzwony.
Pompejanie zastygli w ucieczce - wspaniałe posągi
stoją nade mną, gdy próbuję zasnąć
i przypominają mi, kim mógłbym być, gdyby nie wulkan.
Czarne ubrania
tak, mówiono mi, że to na pogrzeb,
a ja odpowiadam grzecznie, że
lubię być przygotowany.
W podszewce płaszcza zaszyłem testament
pusta strona - wszystko, co miałem,
oddałem jemu i nie posiadam nic ponad kolekcję
mosiężnych posągów nad moim łóżkiem.
Jestem bogatszy o złoto z wypraw,
gdy budowałem jeszcze imperium.
Prosiłem, by pod żadnym pozorem nie chodzić moimi szlakami.
Dźgam od tyłu i sam rzucam się na schody
w ofierze wulkanom.
Czarne buty
tak, mówiono mi, że zostawiłem znowu ślady w przedpokoju.
Jedyne ślady po mnie, czy naprawdę chcesz je zetrzeć?
Znów chodziłem po pogorzeliskach, są najbliższe
sercu, które żywi się destrukcją moich rąk.
Ach, siarka i zwęglone drewno, gdyby tylko można było
zaćpać się popiołem - już dawno leżałbym na odwyku.
Na forum nie rosły żadne drzewa, pamiętałbym.
Bujna natura moich starożytnych miast
to moja bujna wyobraźnia strawiona przez ogień,
który ogrzewa mnie w nocy.
Czarna dusza
tak, mówiono mi, że nie ma ratunku
na transfuzję krwi za późno,
bym został jeszcze świętym.
Odpowiadam: nie rozumiem,
zakonni noszą czarne ubrania i popielą czoła wiernym.
Jestem prorokiem mojej własnej religii.
Pompeje spłonęły jako zapowiedź wyższości ognia
nad materią.
Ja płonę, płonę w środku.
Czerń cała to sadza i moja dusza cierpi na wieloletni nałóg palenia
wszystkich moich dokonań.
Próbowaliśmy terapii,
ale ona zawsze wraca do domowego ogniska.
Kylo wydał mu się taki dramatyczny. Po chwili jednak doszedł do tego, że on w sumie jest bardzo dramatyczny. I jeszcze ta metafora palenia – tutaj to poezja, a jak Hux chce zapalić to Kylo od razu się oburza. Pokręcił głową. To była metafora, Kylo się dusił i dusiły go te wszystkie demony, przez które nie mógł zasnąć. To dlatego pisał do niego w nocy i nigdy nie dał nic po sobie poznać. Hux zastanawiał się ile ataków paniki przelanych zostało w te kartki.
Teoria obecności
Nie byłbym w stanie wytłumaczyć ci
jakie to wspaniałe uczucie
gdy podnoszę głowę i widzę ciebie
stojącego w tym samym pokoju.
Sam fakt obecności jest nieopisywalny
nie znam takich słów
a przeczytałem setki książek.
Obecność zawiera w sobie zbyt dużo czynników,
za dużo, bym mógł wymienić, bo rozpraszają mnie
twoje rude włosy i palce zaciskające się na brzegu rękawa
i to jak bierzesz wdech
i wydech
wszystko w tym jednym pokoju ze mną
po drugiej stronie
z jakiegoś powodu siedzącym za daleko
od twoich rąk.
Zawsze myślę o słońcu, w którym stoisz
w tym samym miejscu i czasie
podczas tego samego obrotu ziemskiego
pod tym samym niebem
między tym samym sufitem a podłogą
w tych samych ścianach.
To jest naprawdę trudne do opisania.
Starałem się.
O wiele łatwiej trzymać cię w ramionach i nie puszczać
nigdy
wtedy nie trzeba tyle myśleć
nad teorią.
Huxowi trzęsły się ręce. Kylo to przeżywał, każdą chwilę i wszystko, czego mu nie mówił, a czuł, było tutaj. I Hux był w każdym wierszu, jego ślady bezwiednie stawiane kolejnym pociągnięciem ołówka.
Nie mógł w to uwierzyć, ale uświadomiło mu to tyle rzeczy. Kochał to. I kochał Kylo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro