Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXVII

Kylo i Armitage siedzieli na łóżku w ciszy, od czasu do czasu ucinając krótką rozmowę. Była to bezpieczna, komfortowa cisza, podczas której każdy z nich miał okazję wszystko przemyśleć, po raz pierwszy dzieląc tak długo dotyk swoich dłoni. Millicent leżała no pościeli obok nich, mrucząc i strzygąc uszami.

W pewnym momencie Hux wstał z łóżka i przeszedł przez pokój, żeby zgasić światło. Teraz paliła się jedynie lampka na biurku.

- Zgaszę już. Idziemy spać niedługo, nie?

- Przyniósłbyś mi coś do jedzenia? - w głosie Kylo pojawiła się błagalna nuta. - Czy bierzemy się za te żelki?

- Jasne, coś ci dam. Specjalne życzenia? - zapytał.

Co prawda jedzenie czegokolwiek o takiej godzinie wydało się Huxowi skrajnym absurdem, jednak Kylo to Kylo.

- Zjem wszystko – mruknął. - Mogą być nawet kanapki z serem i pomidorem.

- To zaraz wrócę - powiedział i wyszedł z pokoju.

Zszedł po schodach, wszystkie światła w domu były pogaszone, czyli jego rodzice poszli już spać. W salonie świeciła się lampka nocna, nigdy jej nie gasili. Hux przeszedł do kuchni, starał się robić jak najmniej hałasu. Nie miał zwyczaju pałętać się po domu w nocy, zdarzało mu się, gdy siedział do rana i już naprawdę ssało go w żołądku, ale mimo wszystko wolałby uniknąć pytań. Gdy wszedł do kuchni, nagle wszystko zaczęło do niego docierać, ale nie panikował, wręcz przeciwnie, czuł ciągle ten nieopisany spokój. Kylo już wiedział o jego uczuciach, zaakceptował go, co więcej, wahał się wobec siebie. Hux nie chciał sobie robić nadziei, ale to było silniejsze od niego. Nie chciał jednak, żeby wszystko zniknęło, gdy tylko się obudzą rano. Niedługo później wrócił do pokoju z kilkoma kanapkami na talerzu.

Ucieszony Kylo zjadł trzy z pięciu kanapek, a pozostałe starał się opchnąć Huxowi.

- No zjedz cokolwiek – zamarudził. - Bo mi się w nocy będą wbijały twoje kości.

- Nie chcę, nie jem tak późno. Poza tym to nic nie zmieni na chwilę obecną. Dokończ, ja idę do łazienki - powiedział, wygrzebując spod poduszki rzeczy do spania. Koszulka i spodenki, nie potrzebował swetra, skoro Kylo tu był.

- Chociaż jedną? Proszę?

Hux dramatycznie opuścił ręce wzdłuż ciała. Był niemal pewien, że jeżeli zje teraz cokolwiek, to zwymiotuje.

- Może pójdziemy na taki układ, że ty skończysz te kanapki, a ja zjem pełne śniadanie rano.

- Niech ci będzie. - Kylo nie wydawał się przekonany.

Hux posłał mu uśmiech wdzięczności i wyszedł z pokoju. Wrócił niedługo, już przebrany, mówiąc Kylo, że jego kolej.

- Myślisz, że na pewno mnie nie usłyszy? - zapytał Kylo zarzucając plecak na ramię.

Hux pokręcił przecząco głową.

- Mają zamknięte drzwi, ja nie gasiłem światła, więc zachowaj w miarę ciszę i powinno być okej.

Gdy Kylo wyszedł, Hux poprawił pościel i położył się bliżej ściany.

Kylo szedł na palcach, czując jak zimny pot oblewa mu plecy. Gdy doszedł do  łazienki i w końcu mógł się w niej zamknąć, odetchnął ciężko. Przebrał się w dresy (tak te modne, czarne) i założył podkoszulek. Później prześlizgnął się do pokoju Huxa, najciszej jak mógł, zastanawiając się, czy ktoś może usłyszeć jego walące serce.

- Jestem – szepnął, wchodząc do pokoju Armitage’a.

Odłożył plecak, zgasił lampkę i po chwili zastanowienia położył się obok Huxa.

- Widzę - powiedział Hux, robiąc mu więcej miejsca, chociaż było to trudne na jego wąskim łóżku. Obrócił się na bok, twarzą w stronę Kylo. - Tylko nie zabierz całej kołdry w nocy.

- Tego nie mogę obiecać - parsknął śmiechem.

Na łóżku naprawę było mało miejsca, gdyby oboje chcieli leżeć na plecach, Kylo najpewniej by zleciał. Hux się stresował, chociaż nie wiedział dlaczego. Spali koło siebie dziesiątki razy, nie raz zrzucając się z łóżka, zabierając koce. Jednak było coś innego w tym, że stykali się kolanami, że było tak ciepło, leżąc tak blisko, bali się poruszyć. Patrzyli na siebie, posyłając niezręczne uśmiechy, chociaż w ciemności i tak niewiele było widać. Hux wyciągnął rękę i położył otwartą dłoń między nimi, czekając na reakcję Kylo. Ren ujął ją, powoli, jakby nie był pewny, czy właśnie o to chodzi Huxowi, ciągle pamiętał, co Armitage mu powiedział. Przejechał kciukiem po wierzchu dłoni Huxa, miał bardzo delikatną skórę.

- Mogę cię o coś zapytać?

- Pytaj - odpowiedział Hux, patrząc na ich dłonie.

Nie mógł w to uwierzyć.

- Powtórzę się trochę - urwał, zastanawiając się, jak zadać jedno z tych pytań, które dręczyło i martwiło go najbardziej, ale postanowił nie wypowiadać go od razu. - Ale dlaczego tak właściwie ja?

Bo przecież Hux znał na pewno masę osób, które były lepsze od Kylo, choć tego nie potrafił już wypowiedzieć na głos. Hux zwlekał z odpowiedzią, nie umiał znaleźć odpowiednich słów, w zasadzie nigdy nie rozmawiał o takich sprawach głośno.

- Chyba właśnie dlatego, że to ty - powiedział w końcu, czując jak fala gorąca przepływa po jego ciele, na szczęście nie było tego widać.

- To znaczy? - nieświadomie ścisnął jego dłoń mocniej.

- Nikt nigdy nie był tak blisko mnie. Ja sam też nie za bardzo przejmowałem się innymi. A z tobą jest inaczej. Lubię, jak jesteś koło mnie, czuję, że coś znaczę. Pamiętasz, jak cię pocałowałem? To się wtedy zaczęło. Doszedłem do wniosku, że gdybym był wtedy  z kimś innym, pewnie by nas złapali - przełknął ślinę.

Szczerość była bardzo wymagająca. Było więcej rzeczy, które mógłby powiedzieć, ale się wstydził. Ściąganie ubrań było prostsze niż rozbieranie się z myśli.

- Czyli to nie był tylko twój pragmatyczny plan? - w głosie Kylo Hux słyszał coś co, ku jego zdziwieniu, sugerowało mu, że Ren jest zadowolony z tego co Armitage mu powiedział.

- Był! - zapewniał. - Po prostu po tym zacząłem na ciebie inaczej patrzeć. Dlatego byłem taki dziwny.

- Tak, tak, na pewno - droczył się jeszcze chwilę Kylo, po czym zamilkł na dłuższą chwilę, żeby zebrać się w sobie. - Po prostu pytam o to wszystko, bo chciałbym wiedzieć, czy się mnie nie brzydzisz.

Hux podniósł na niego wzrok, trochę go zamurowało.

- Co? Nie leżałbyś obok mnie, gdybym się ciebie brzydził. Ja… - przerwał, był nieco zmieszany. Czy może Kylo nie brał go na poważnie? - Ja naprawdę cię lubię. Bardzo. Wbrew pozorom mam uczucia. To nie jest żaden eksperyment. - Zrobił pauzę, po czym dodał ciszej: - Pocałowałbym cię, gdybym mógł.

Kylo aż zadygotał na dźwięk tych słów. Było mu niesamowicie gorąco.

- Ja po prostu… - głos mu się załamał. - Wszyscy zawsze wyzywali mnie od dziwadeł i widzę się w lustrze, więc… - nie umiał skończyć.

Hux puścił dłoń Kylo i wyciągnął rękę w jego kierunku. Kylo zmrużył oczy, czując dłoń Armitage’a na swojej głowie, jak gładzi go po włosach, policzku, jak zakłada mu włosy za ucho.

- Dla mnie wyglądasz dobrze, naprawdę - zapewniał go z uśmiechem. - Wiem co mówię, mam dobry gust. Nie powinieneś się tak przejmować, cały czas się zmieniamy.

Kylo wtulił się w Huxa, niemal spazmatycznie. Nie chciał go już nigdy puścić. Hux objął go z całych swoich sił. Był taki szczęśliwy. Chyba po raz pierwszy to on był podporą i to znaczyło dla niego więcej niż jakiekolwiek słowa, które mogłyby paść.

Kylo leżał wczepiony w Armitage’a, słuchając  bicia jego serca i oddechu. Ostatnim co pamiętał była Millicent wykładająca się na nich, nim odpłynął w błogi niebyt.

Tej nocy nie miał koszmarów.




Chciałam z tego miejsca serdecznie podziękować  wszystkim, którzy robią fanarty do naszego opowiadania. Morel, Pondi, jesteście cudowni.







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro