Rozdział 1
ANONYMOUS
Moja historia zaczęła się na chodniku. Było słoneczne przedpołudnie. Szedłem akurat spacerem przy parku (nie pamiętam dlaczego, ale do tego wrócę), gdy zza rogu wyszedł pewien staruszek. Nikt szczególny, nie zwróciłem na niego uwagi. Miał krótką brodę i dziwnie się garbił. Był dla mnie zwykłym przechodniem, który nie miał żadnego znaczenia. Ale to miało się zmienić. Gdy mnie mijał, wykonał szybki ruch i chwycił mnie za głowę (Tak, serio. Za głowę!!!), po czym powiedział:
- Stracisz wszystko. Wszechświat tego potrzebuje.
Puścił mnie i poszedł jak gdyby nigdy nic. Byłem zbyt zdziwiony, by zareagować. Po chwili chciałem nakrzyczeć na niego, ale gdzieś zniknął. W końcu uznałem, że to jakiś wariat albo pijak, więc poszedłem dalej, by się od niego oddalić. Przeszedłem parę kroków i zatrzymałem się. Uświadomiłem sobie, że zapomniałem dokąd idę. Zmarszczyłem brwi i rozejrzałem się wokoło. "Park, sklep, ulica, apteka... Co to ja chciałem zrobić?" - pomyślałem. Nie mogąc sobie przypomnieć, wróciłem się mały kawałek, ale nic mi nie przyszło do głowy. Postanowiłem więc wrócić do domu. Przeszedłem kilka kroków i ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie wiem, w którą iść stronę. Zacząłem się rozglądać wokoło w celu znalezienia jakiegoś znajomego punktu, ale nic nie zauważyłem. Nie mogłem sobie przypomnieć gdzie byłem i jak się tam znalazłem. Zacząłem odtwarzać w myślach całą drogę od domu, ale nie miałem w głowie żadnej drogi. Wtedy przez mój umysł przebiegła upiorna myśl: "Gdzie ja właściwie mieszkam?". Za Chiny nie potrafiłem zlokalizować swojego domu, a z głowy wyparowały mi adres i okolica. Stałem przy parku i rozglądałem się drepcząc w miejscu. Myślę, że wyglądało to bardzo zabawnie, ale nie było mi wtedy do śmiechu. Poczułem strach, gdy zrozumiałem, że nie pamiętam jak wygląda moje mieszkanie. "To niemożliwe! Co mi jest?!". Starałem się uchwycić cokolwiek, co mogłoby mnie zaprowadzić do domu, ale bez skutku. Miałem pustkę w głowie. Niestety było coraz gorzej. "Gdzie pracuję? Gdzie mieszkam? W jakim mieście? Jak się nazywam? Co tu robię?" - nie mogłem odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Zrozumiałem, że straciłem wszystkie wspomnienia. Tak nagle. Zrobiło mi się niedobrze, więc siadłem na najbliższej ławce. Wtedy poczułem na swoim ramieniu ciężar. Torba! Cały czas miałem na ramieniu torbę! "Może znajdę w niej informacje, które zapomniałem i dowiem się, że to wszystko jakiś głupi kawał i gdzieś tu jest ukryta kamera... albo, że mam chorobę, od której traci się pamięć... Jak w tym filmie... Jaki to był tytuł? Memento!". Zdziwiłem się, że pamiętam tytuł filmu. Skoro straciłem wszystkie wspomnienia, nie powinienem pamiętać czegoś takiego. Ani przepisu na drożdżówki, który z jakiejś przyczyny pojawił się w mojej głowie. Nie pamiętałem jednak, kiedy i gdzie robiłem drożdżówki! Miałem już dość. Wziąłem głęboki oddech i wyłożyłem na kolana torbę. Była czarna i skórzana, ale niezbyt duża. Otworzyłem pierwszą z trzech kieszeni i wyjąłem kopertę z listem. "Może szedłem na pocztę!" - przyszło mi do głowy. List miał dotrzeć do Tokio w Japonii. Adresat to Angelo Trailor. Niestety nadawcy nie było. Chciałem od razu otworzyć list, ale stwierdziłem, że wpierw sprawdzę wszystkie kieszenie. Otworzyłem środkową i wydałem z siebie zduszony okrzyk. W środkowej kieszeni znajdował się pistolet. Najpierw pomyślałem, że to zabawka, ale duża ilość szczegółów i brak pomarańczowej końcówki mówiły same za siebie. Wziąłem go w drżące ręce. Był ciężki. Szybko wrzuciłem broń z powrotem do torby. "Dobrze, że nikt nie widział" - pomyślałem. "Co jeśli jestem przestępcą i właśnie szedłem dokonać napadu?" - przestraszyłem się tej możliwości. W środkowej kieszeni było także jabłko. Piękne, idealnie czerwone jabłko. Zjadłbym je, ale nie byłem akurat głodny. Ostatnia kieszeń była pusta. Rozerwałem więc kopertę i zacząłem czytać list:
Carissime
Bardzo dziękuję za przesyłkę. Jestem niezwykle zadowolony z prezentu. Jest naprawdę super. Kupiłbym to u siebie, ale zależało mi na najwyższej jakości, jak sam dobrze wiesz. Szkoda, że w Embeltown nie ma od tego ludzi. A przynajmniej ja o żadnych nie wiem. Cóż, w każdym razie jeszcze raz stokrotne dzięki. Gdy będziesz mnie potrzebował, daj znać. Załączam moje ostatnie dzieło. Oceń i napisz co myślisz!
Czekam na kontakt
Amicum
I tyle. Żadnych konkretów, zupełnie jakbym spodziewał się, że stracę całą pamięć i zrobił sobie na złość. Nie znam słów Carissime i Amicum, nie wiem też o jakiej przesyłce jest mowa w liście. Może chodzi o broń? Pewnie tak. Cóż, jednej rzeczy się dowiedziałem. Mieszkam w Embeltown. Ta nazwa wiele mi nie mówi, ale wydaje się w jakiś sposób znajoma... chyba to naprawdę moje miasto. Zgaduję, że ja napisałem list, ale nie poznaję swojego charakteru pisma. Rzucam ciche przekleństwo i nagle w moją dłoń wpada mały, metalowy przedmiot. To pendrive. Nie ma żadnego ozdobnego kształtu. To po prostu srebrny, malutki prostokącik do włożenia w otwór USB. Chyba o to mi chodziło, gdy pisałem o "najnowszym dziele". Chowam pendrive'a z powrotem do koperty, a kopertę do torby i wstaję z ławki. Jestem w kropce. Nie mogę zacząć krzyczeć, że straciłem całą pamięć i zagadywać przechodniów, bo uznaliby mnie za wariata. No i musiałbym ponieść odpowiedzialność za posiadanie pistoletu. A może mam go legalnie? Nie wydaje mi się. Chyba w pewnym momencie nie będę miał wyjścia i powiem wszystkim co się stało, ale na razie lepiej samemu poszukać odpowiedzi. Jak? Sam nie wiem. Zaczynam iść przed siebie. Mijam aptekę, sklep dla zwierząt, szkołę i kiosk. Dociera do mnie, że mogę pracować w każdym z tych miejsc. Może jestem bardzo inteligenty? Nie mam pojęcia. Wędruję chodnikiem jakieś dziesięć minut, a potem prawie podskakuję z radości. Przede mną mieści się duży budynek poczty. Już wiem, gdzie szedłem z listem! Przekraczam próg i podchodzę do okienka, przy którym stoi pochmurna kobieta.
- Dzień dobry, czy... pamięta mnie Pani może? - odzywam się niepewnie.
- Niestety nie, ma Pan jakiś problem z przesyłką?
"Właściwie tak" - myślę, ale nie mówię tego głośno. Przez chwilę myślę nad wysłaniem listu do mojego tajemniczego znajomego, ale przecież rozerwałem kopertę. Poza tym to tylko jakieś podziękowanie i pendrive, mnie się bardziej przyda przy ustalaniu swojej tożsamości. Widzę drugą pracownicę poczty.
- A może Pani mnie pamięta?
- Nie, Proszę Pana. Przykro mi. Mamy dużo klientów.
- Nie muszę Pana pamiętać, żeby pomóc. O co chodzi? - wtrąca się Pani w okienku.
- Nic takiego, to skomplikowana sprawa i jeśli mnie Panie nie pamiętają, to nie ma potrzeby tłumaczyć... Do widzenia.
Wychodzę, nie czekając na ich odpowiedź. I co teraz? Zastanawiam się chwilę i doznaję olśnienia. Nie wziąłem ze sobą wody! Mam wprawdzie soczyste jabłko, ale u mnie owoce tylko zaostrzają pragnienie (skąd ja to wiem?!), a skoro nie wziąłem ze sobą wody, to pewnie mieszkam niedaleko! Wyszedłem na chwilę, żeby wysłać list. Szedłem koło parku i wtedy ten staruszek... Staruszek! Przez nerwy całkiem o nim zapomniałem! "Stracisz wszystko" - powiedział. Co jeśli w jakiś sposób skasował mi pamięć? Tracąc wspomnienia, straciłem całe swoje dawne życie, a więc kompletnie wszystko. Wiedział, że to się stanie! Nie wierzę w czary, ale to jedyna rozsądna opcja. No, może nie jest rozsądna, ale najrozsądniejsza z możliwych. Dochodzę do wniosku, że najlepszym pomysłem jest znalezienie go, jakkolwiek głupie by to nie było. Wracam do parku tą samą drogą i zaczynam iść w kierunku, w którym poszedł czarnoksiężnik (tak go w myślach nazwałem). W międzyczasie staram się przypomnieć sobie jego wygląd. Miał bardzo łagodną twarz, pewnie sześćdziesiąt lat, krótką, szarą brodę i... Co miał na sobie? A tak! Niebieską koszulę przykrytą brązowym, za dużym płaszczem. Jego głowa była ukryta pod równie brązową czapką, ale pewnie już łysiał. Rozglądam się wokoło. Nie widzę żywej duszy i oczywiście nie poznaję otoczenia. Nagle zauważam młodą parę, która siedzi na ławce na skraju parku. Podchodzę i pytam:
- Przepraszam, nie widzieli Państwo tu może niedawno starszego mężczyzny? - pytam i opisuję wygląd maga.
- Nie przypominam sobie... A ty, Alfred?
- Nie. Nie widziałem nikogo takiego.
Dziękuję i idę dalej. Dziewczyna krzyczy za mną:
- Jakby tędy przechodził, przekazać, że Pan go szuka?
- Tak, Proszę! - odpowiadam - Proszę mu przekazać, że szuka go ten, który wszystko stracił!
Kobieta robi zaniepokojoną minę, a ja odchodzę. Nie wiem co począć.
***
Dochodzi osiemnasta. Wiem, bo przed chwilą spytałem kogoś o godzinę. Szukam tego wrednego starca od jakichś trzech godzin. Dzwoniłem nawet do kilku mieszkań, ale bez skutku. Czarnoksiężnik przepadł. Jestem na niego wściekły. Zaczyna się ściemniać, a ja nie mam gdzie się podziać. Podczas odpoczynku na ławeczce znalazłem w kieszeni bluzy klucze, ale na co mi one, skoro nie wiem gdzie mieszkam? Liczę na to, że to gdzieś blisko i rozpozna mnie jakiś sąsiad, więc wałęsam się po osiedlach. W końcu, totalnie wykończony, kulę się na ziemi w jakimś zakątku i zasypiam.
***
Już wkrótce rozdział drugi! Im większy będzie ruch, tym szybciej będę wrzucał kolejne rozdziały.
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro