Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rodział 10: Pójdziesz ze mną do kina?


            Zamarłam ze wzrokiem wlepionym w telefon, aż wyświetlacz sam się wygasił. Trwałam w poczuciu kompletnego odrealnienia. Może wyziębiłam się na tyle, że odmroziło mi mózg i doznawałam jakichś dziwnych halucynacji?

   Kilka razy upewniałam się, że napisał do mnie Amadeusz, a nie ktoś inny, na przykład z fejkowego konta. Wszystko jednak wskazywało na to, że to naprawdę był on. Przy jego imieniu nadal świeciło się zielone kółeczko, informujące, że jest online, ale ja kompletnie nie miałam pojęcia, co mogłabym mu odpisać. Miałam wrażenie nadchodzącej, nieuchronnej katastrofy.

– Basia! Obiad! – zawołała z dołu mama, na moment zakotwiczając mnie w rzeczywistości.

Zeszłam do kuchni bez słowa. Nawet nie przywitałam się z Michałem, który siedział już przy stole.

– A ty co taka milcząca? – zagadnął brat, przyglądając mi się z lekkim rozbawieniem.

   Wzruszyłam ramionami, mając nadzieję, że wszystko uda mi się zgonić na wcześniejsze danie dyla ze szkoły.

– Twoja siostra ma szlaban – oznajmiła rzeczowo mama, a następnie krótko streściła Michałowi, jak nieodpowiedzialnie się zachowałam. Całe szczęście, miała jakieś skrupuły, ponieważ nie zająknęła się na temat liścikowej dramy.

– Tak po prostu uciekłaś sobie ze szkoły, bez kurtki? – dopytywał Michał z niedowierzaniem. – Mamo, przecież musiał być jakiś powód.

– Nie twoja sprawa – warknęłam nad talerzem zupy ogórkowej, która wydawała mi się nad wyraz kwaśna. Aż paliły mnie ślinianki.

– Znowu ktoś cię gnębił? – Michał nie dawał za wygraną.

   W odpowiedzi wymownie głośno siorbnęłam zupę z łyżki. Muszę jednak przyznać, że to było nawet miłe, że tak się przejął.

– Wręcz przeciwnie – odparła mama. – Basia ma adoratora – i szlag trafił jej skrupuły.

   Rzuciłam jej mordercze spojrzenie, ale ona jedynie wzruszyła ramionami w stylu „nic już nie dało się zrobić".

– Chyba nie rozumiem... – zaczął Michał zdezorientowany.

   Jeszcze przez chwilę patrzył to na mnie, to na mamę. Być może poczuł się zażenowany tym tematem, bo odpuścił. Westchnął ze zrezygnowaniem i zaczął jeść, choć jestem pewna, że nie smakowało mu podobnie jak mi.

   Czułam, jak w kieszeni wibruje mi telefon. Chyba tylko to zmotywowało mnie do opróżnienia swojego talerza. Kiedy mama i Michał nadal męczyli się nad tą wyjątkowo nieudaną ogórkową, pobiegłam do siebie do pokoju.

„To niezbyt fajne zostawiać kogoś bez żadnej odpowiedzi, po tym jak wyświetli się jego wiadomość" – napisał Amadeusz.

   Od razu zrobiło mi się głupio. Doskonale wiedziałam, jak musiał się poczuć, zwłaszcza po wyznaniu TAKIEGO kalibru. Z drugiej jednak strony nadal miałam duże opory przed tym, by wziąć go na poważnie.

„Co dokładnie masz na myśli?" – w końcu wystukałam na ekranie zachowawcze pytanie.

„Że poczułem się olany" – odpisał krótko po tym.

   Przewróciłam oczami. Wiedziałam, że robi to specjalnie. Nie był przecież aż taki głupi!

„Chodziło mi o to wcześniejsze" – wysłałam kolejną wiadomość.

   Teraz musiałam czekać znacznie dłużej. Z bijącym sercem wpatrywałam się w dymek z podskakującymi trzema kropkami. Czasem znikał całkowicie, by znowu się pojawić. Amadeusz musiał coś pisać i usuwać. Starannie dobierał słowa.

   W tym czasie rozważałam rozmaite scenariusze, na przykład taki, że Amadeusz przyznaje się do akcji z Discordem. Poczułam dotkliwy gniew na samo wyobrażenie.

   W głowie nie mogła mi się jednak zmieścić znacznie bardziej optymistyczna wersja, którą przedstawił sam zainteresowany:

„To ja pisałem do Ciebie anonimy. Przepraszam, że wczoraj Cię okłamałem. Stchórzyłem, bo sama mówiłaś, że cię wkurzają".

– O mój, kurwa, boże – szepnęłam na głos.

   W NAJŚMIELSZYCH fantazjach nie przyszło mi do głowy, że ten chłopak mógłby napisać do mnie coś takiego. Jeśli kiedykolwiek czułam podekscytowanie treścią liścików w niebieskich kopertach, a oczywiście tak było, to te trzy zdania na Messengerze całkowicie je zdeklasowały.

   Tym razem to ja odpisywałam przez dobre kilka minut. Najpierw musiałam trochę poskakać w miejscu, uchylić okno i pokrzyczeć w poduszkę. Na koniec drżącymi dłońmi wystukałam zaledwie kilka słów:

„Naprawdę trudno jest mi Ci uwierzyć".

„Rozumiem to" – odpisał Amadeusz, najwidoczniej przygotowany na taki scenariusz. – „Może w takim razie się spotkamy? Masz dzisiaj czas?"

   Żołądek prawie wywrócił mi się na drugą stronę. Miałam wrażenie, że zaraz zupa ogórkowa ponownie ujrzy światło dzienne.

   Amadeusz chciał się ze mną spotkać po szkole, sam na sam. Chciał mi udowodnić to, że mu się podobam. OMG!!!

„Mam szlaban" – odpisałam, bardzo ciesząc się z tego, że moja wiadomość nie jest w stanie przekazać żadnych emocji, które bez trudu można by było wyczytać teraz z mojej twarzy. Ba, nawet z zamkniętymi oczami dałoby się wyczuć je w powietrzu. – „Ale jutro po szkole powinnam mieć chwilę".

„Współczuję, ale jutro pasuje jak coś. W takim razie... do zobaczenia" – napisał, na koniec dodając uśmiechniętą emotkę.

   Odłożyłam telefon na biurko i zaczęłam dynamicznie krążyć po pokoju. Musiałam to rozchodzić. Próbowałam znaleźć rozwiązanie, jak to możliwe, że wszystko potoczyło się w taki sposób. Nierealny, wymarzony sposób.

– Nabijasz kroki? – zapytał Michał, stojący w drzwiach.

   Momentalnie zatrzymałam się i zawołałam z oburzeniem:

– Może nauczysz się pukać!?

   Brat całkowicie to zignorował, zamiast tego pytając:

– Czy wszystko u ciebie dobrze?

   Na moment zamilkłam, bo poczułam, że twierdząca odpowiedź po prostu nie jest w stanie przecisnąć mi się przez zaciśnięte gardło.

– Tak jakby – wymamrotałam w końcu. – Ale nie chcę o tym z tobą rozmawiać.

– Ten chłopak... – ponownie zignorował mnie Michał ­– jest w porządku?

– Nie wiem – odparłam spontanicznie, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

   Michał uniósł brwi.

– Co to znaczy, że nie wiesz? – zapytał zdziwiony.

– No bo nie wiem, czy mogę mu wierzyć – westchnęłam, siadając na krześle przy biurku. Wzięłam losowy przedmiot do ręki, w tym przypadku pęk kluczy, a następnie zaczęłam się nim bawić.

– Daje ci mieszane sygnały? – drążył Michał z uporem maniaka.

– Można tak powiedzieć – przyznałam mu niechętnie. – Chyba.

   Michał podszedł bliżej i nachylił się do mnie, opierając się o blat biurka.

– Słuchaj – powiedział śmiertelnie poważnym tonem. – Jeśli ten gość jakkolwiek cię skrzywdzi...

– Dobra, skończ – żachnęłam się, czując gigantyczne zażenowanie.

   Co on? Naoglądał się za dużo filmów gangsterskich?

– ... to wystarczy, że mi powiesz – dokończył, kiwając głową znacząco.

   Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem, przez co chyba poczuł się dotknięty, bo zrobił urażoną minę.

   Dużo można było powiedzieć o moim bracie, ale na pewno nie to, że sprawia wrażenie groźnego. Na co dzień był przecież spokojnym, uprzejmym chłopakiem z zawsze wzorowym zachowaniem w szkole. Taka Basia w wersji chłopak, może bez tony kompleksów.

– Ale dzięki, to miłe – zreflektowałam się. Nie chciałam sprawiać mu przykrości.

– Mówię serio – zapewnił mnie. – Coś nie coś potrafię – zażartował, naśladując karatekę z filmiku na YouTube.

   Na to mogłam już parsknąć w zupełności legalnie.

   Wieczorem długo biłam się z myślami. Czy napisać o tym wszystkim do Alex? A może od razu na grupce z Dominikiem i Pati? Czy jednak lepiej zadzwonić i spróbować wyjaśnić to słowami? Obawiałam się ich reakcji, że zbytnio podsycą albo zgaszą mój entuzjazm. Szczególnie trudno było mi przewidzieć zachowanie Alex, z którą moja relacja była już wystarczająco napięta. Dopiero co udało nam się znaleźć wspólny język. Bardzo nie chciałam tego popsuć.

   Najbardziej jednak straszna była dla mnie wizja tego, że jutro może okazać się, że to wszystko to tylko niedojrzały żart Amadeusza. Że wcześniejsze przestrogi Alex były słuszne. Ta myśl ostatecznie odwiodła mnie od dzielenia się czymkolwiek z moimi przyjaciółmi. Postanowiłam poczekać na rozwój sytuacji.

***

   Rano obudziłam się z bolącym gardłem. Było mi też zimno, co mogło wskazywać na to, że mam gorączkę. Jak widać, doigrałam się wczorajszym odpałem – organizm podobnie jak mama postanowił dać mi lekcję odpowiedzialnego zachowania. Nie za bardzo jednak miałam ochotę respektować jego jasne sygnały. Chyba pierwszy raz w życiu postanowiłam symulować to, że jestem zdrowa.

   Pod spodnie założyłam legginsy termiczne, a z szafy wyciągnęłam najcieplejszy sweter oraz zapasową kurtkę. Makijażem udało mi się zamaskować nadmierną bladość i podkrążone oczy. Przy śniadaniu nikt się nie kapnął, więc w duchu podziękowałam mocno kryjącemu fluidowi.

   Starałam się sobie wmówić, że ciepła herbata prawie postawiła mnie na nogi. Prawda była jednak taka, że już na przystanku zaczęły doskwierać mi strasznie nieprzyjemne dreszcze, a w ciągu porannej podróży autobusem zużyłam połowę opakowania chusteczek higienicznych. Zacisnęłam jednak zęby, pragnąc za wszelką cenę osiągnąć zamierzony cel – dotrzeć do szkoły, wytrzymać w niej cały dzień i na koniec porozmawiać z Amadeuszem.

– Hej, Basia – przywitał mnie w szatni Dominik. – Kiepsko wyglądasz. Źle się czujesz? – zapytał, przyglądając mi się zmartwiony.

   Przyznam, że trochę mnie to zdziwiło. Nawet mama się nie kapnęła, a Dominik od razu zauważył. Zerknęłam w swoje odbicie na ekranie smartfona, widząc, że mam już wyraźnie zaczerwieniony nos i szklane oczy. Równie dobrze mogłam płakać. Może dobrze, że tak tego nie zinterpretował.

– Hej... – mruknęłam, mrużąc oczy. – Chyba trochę się przeziębiłam.

– Cóż, może dziś na powrót ubierzesz dwie kurtki i się wyrówna – zażartował chłopak, wskazując wzrokiem na mój wieszak.

– Haha, no tak, może – odpowiedziałam bez większego rozbawienia. Nadal było mi strasznie głupio z tego powodu.

   Poszliśmy razem pod salę lekcyjną, gdzie czekały już Pati i Alex. One też od razu zauważyły, że jestem chora.

– Dlaczego przyszłaś do szkoły w takim stanie? – zapytała zdziwiona Alex.

   Jej zaskoczenie było jak najbardziej wytłumaczalne. Z pewnością nie należałam do pilnych uczennic, które za wszelką cenę chcą być na lekcji, co zresztą wyraźnie podkreślały wczorajsze wydarzenia.

– Chciałam odebrać kurtkę, żeby nie robić przypału – zmyśliłam na poczekaniu, kątem oka zauważając Amadeusza.

   Kiedy przechodził obok nas, powiedział „Cześć!", ale patrzył tylko na mnie, a konkretniej patrzył mi w oczy i uśmiechał się szczerze.

   Momentalnie poczułam, jak moje wnętrzności przystępują do wyjątkowo dynamicznego tańca nowoczesnego. Spaliłam też strasznego buraka.

– Między wami już wszystko okay? – zapytała zaciekawiona Patrycja, kiedy Amadeusz podszedł do Grześka i reszty.

– Taak, chyba tak – mruknęłam zdawkowo.

   Moje zbłąkane spojrzenie natrafiło na czujny wzrok Alex. Nie mam pojęcia, co sobie pomyślała, ale na szczęście uratowała mnie Wieczko, która otworzyła drzwi i zaprosiła nas na lekcję.

   Przez większość polskiego przysypiałam, czując się coraz gorzej. Oczywiście nie umknęło to uwadze ani Alex, ani mojej wychowawczyni, które posyłały mi przeciągłe spojrzenia. Po polskim Wieczko poprosiła mnie, bym zaczekała chwilę, bo musi ze mną „pomówić".

   Wymęczona podeszłam do jej biurka. Nauczycielka czekała, aż wszyscy wyjdą. Kiedy tak się stało, bez owijania w bawełnę zaczęła mówić:

– Basiu, mam dwie sprawy – co zabrzmiało jeszcze bardziej stresująco. – Pierwsza jest taka, że rozmawiałam z twoją mamą o tym, co wczoraj zaszło – na moment zrobiła pauzę, pozostawiając mi pole do wypowiedzi. Ja jednak z niego nie skorzystałam, dlatego kontynuowała. – Nie pochwalam tego, że uciekłaś z lekcji. Naprawdę chciałabym, żebyś informowała mnie, kiedy dzieje się coś złego.

– Ale nie stało się nic złego – powiedziałam z wyraźnie zachrypniętym głosem. – Ja po prostu...

– ... dostawałaś liściki – dokończyła za mnie.

– No tak, ale one były miłe! – próbowałam jej wytłumaczyć, choć do dreszczy z przeziębienia dołączyły też dreszcze żenady.

– Miłe liściki – powiedziała Wieczko, kreśląc palcami w powietrzu cudzysłowie – też mogą być niepokojące.

– No... rozumiem, ale tutaj okazuje się, że chyba będzie happy end – skomentowałam z delikatnym uśmiechem.

   Nauczycielka posłała mi zaciekawione spojrzenie.

– Zakładam, że oczywiście nie powiesz mi nic więcej na ten temat? – zapytała.

   Postawiłam na sugestywne, twierdzące milczenie.

– No dobrze – westchnęła. – Ale następnym razem będę musiała zgłosić to szkolnemu psychologowi.

   Ta część wypowiedzi znacznie mniej przypadła mi do gustu. Źle wspominałam wizytę w gabinecie pani Jarskiej i z pewnością nie miałam ochoty na to, by szybko tam wrócić. Po ostatnim, głośnym incydencie z moim udziałem atmosfera była naprawdę... ciężka.

– A druga sprawa? – zapytałam wymijająco.

– Zwalniam cię z reszty lekcji – oznajmiła Wieczko.

– Co!? – zawołałam totalnie zbita z tropu.

– Przecież jesteś chora, Basiu – powiedziała nauczycielka. – Chcesz pozarażać innych uczniów? Twoja przyjaciółka dopiero co wyzdrowiała.

   Poczułam zawstydzenie i bezradność. Trudno było sprzeciwić się wychowawczyni w takiej sytuacji. Ewidentnie byłam chora i nie miałam żadnego argumentu za tym, by zostać dzisiaj dłużej w szkole. Jaka to ironia! Przecież każdego innego, listopadowego dnia nikt nie musiałby namawiać mnie, by szybciej skończyć lekcje.

– Dałam już znać twojej mamie – dodała Wieczko po chwili przerwy. – Niestety nie może teraz odebrać cię ze szkoły. Ale prosiła, żebyś wróciła do domu. Jutro pewnie wybierzecie się do lekarza.

– No okay – mruknęłam, pociągając nosem. – To do widzenia.

– Zdrowiej! – powiedziała nauczycielka na odchodne. – Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.

   Byłam wkurzona. Cały mój misterny plan rozsypał się jak domek z kart. Najwyraźniej Wszechświat zmówił się, by tego dnia uniemożliwić mi porozmawianie z Amadeuszem. A co jeśli on po weekendzie nie będzie miał mi już nic do powiedzenia?

   Wyszłam na korytarz, gdzie czekali na mnie Alex, Pati i Dominik.

– Kazała mi iść do domu – poinformowałam ich, przewracając oczami.

Ale nie wyglądali na zdziwionych.

– Może wpadnę do ciebie w weekend z zeszytami? – zapytała Alex, uśmiechając się pokrzepiająco.

– Jasne, dzięki – odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech.

   Minęło już trochę czasu, odkąd mogłyśmy posiedzieć sobie razem i to na dodatek bez napiętej atmosfery. Wizja weekendowego spotkania z najlepszą przyjaciółką rzeczywiście poprawiła mi humor.

   Zadzwonił dzwonek na lekcję, więc pożegnałam się z nimi i poszłam do szatni. Nie spotkałam po drodze Amadeusza, dlatego postanowiłam napisać mu na Messengerze:

„Sorki, ale muszę wracać do domu. Jestem chora :(".

   Ubrałam płaszcz, owinęłam się szalikiem najszczelniej jak tylko potrafiłam i wyszłam ze szkoły z kurtką pod pachą. Krótko po tym poczułam, jak telefon wibruje mi w kieszeni. Niechętnie wyjęłam smartfon, ponieważ odblokowanie ekranu wymagało ściągnięcia rękawiczki.

   Zobaczyłam powiadomienie od Amadeusza. Pisał:

„Zaczekaj za mną".

   Na moment zdębiałam, a po chwili obejrzałam się za siebie.

   Chłopak bez kurtki biegł sprintem w moją stronę. Poczułam ścisk w żołądku, uświadamiając sobie, że uciekł dla mnie z lekcji.

– Co ty? – zaprotestowałam, kiedy był już na tyle blisko, by mnie usłyszeć. – Jest zimno! Będziesz chory.

– Jakoś tobie to wczoraj nie przeszkadzało – odparł zziajany, zatrzymując się obok mnie. – Ale możemy iść, będzie mi cieplej.

   Odwróciłam wzrok, od razu czując wstyd po tym, jak wspomniał o moim wczorajszym meltdownie. W końcu był jego bezpośrednim świadkiem.

– To może założysz moją kurtkę? – zapytałam. Przecież cały czas miałam ją pod ręką.

– Nie no, co ty – odparł nonszalancko.

   Nie miałam śmiałości mu jej wciskać.

   Przez dłuższą chwilę szliśmy obok siebie w ciszy. Kątem oka widziałam, jak z ust Amadeusza unosi się para. Zdążyliśmy nawet dojść do parku. Ta cisza i fakt, że on marznie, a na dodatek odmówił chociaż narzucenia na siebie mojej kurtki, naprawdę zaczęły mi ciążyć.

– Słuchaj, serio możemy to przełożyć... – zaczęłam mówić poddenerwowana.

   Ale wtedy on gwałtownie złapał mnie za rękę i zatrzymał się.

– Powtórzę to, co wczoraj napisałem – powiedział, patrząc mi w oczy. Dopiero teraz uderzyło mnie, jak bardzo jest zestresowany. Nie wyglądał jak Amadeusz, jakiego znałam na co dzień, nonszalancki, z niezachwianą pewnością siebie. – To ja pisałem do ciebie liściki. Prawda jest taka, że... podobasz mi się.

   Całkowicie mnie zatkało. W głowie cały czas dźwięczały mi jego słowa. Zastygła w bezruchu patrzyłam na jego twarz. Mimo grubej rękawiczki czułam wyraźnie dotyk długich, smukłych palców na mojej dłoni. Poza tym pachniał tak oszałamiająco przyjemnie.

– Nie wiem, co mam ci powiedzieć... – odezwałam się bardzo cicho.

– Po prostu mi uwierz – poprosił i delikatnie uniósł moją dłoń do swojej piersi, tym samym przybliżając nas do siebie.

   Nigdy nie byłam tak blisko żadnego chłopaka.

– O-okay – szepnęłam, teraz już całkowicie odpływając.

   Na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech ulgi. Nadal patrząc mi w oczy, zapytał:

– Pójdziesz ze mną do kina? Jak wyzdrowiejesz.

– No... jasne – zgodziłam się, odwzajemniając uśmiech. Nadal nie do końca wierzyłam w to, co się dzieje.

   Przez chwilę jeszcze tak staliśmy naprzeciw siebie, tworząc pewnie ciekawy obrazek na tle mroźnego krajobrazu. Ja w pięćdziesięciu warstwach grubych ciuchów, z kurtką pod pachą, a on w samej bluzie.

– Wracaj już na lekcję – poprosiłam go, gdy przez głowę znowu przemknęło mi, jak lekko jest ubrany. – Bieganie po mrozie w samej bluzie to nie przelewki, coś o tym wiem.

– Dobrze – powiedział, a krótko po tym przytulił mnie.

   AMADEUSZ MNIE PRZYTULIŁ. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. To trwało pewnie dwie, może trzy sekundy. Później uścisk się rozluźnił, a chłopak oddalił się, mówiąc:

– Zdrowiej, Basiu! – pobiegł w przeciwną stronę.

   Ja jednak czułam na sobie jego zapach przez całą drogę powrotną do domu.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro