Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

Wysoki, szczupły mężczyzna trzymał ręce w kieszeni i patrzył na kierat niżej postawionych kolegów z pracy. Obok niego stał chłopak o wiele lat młodszy. Świeżo upieczony detektyw. Był niższy o głowę od starszego mężczyzny. Jego blond włosy jak zwykle były potargane, ponieważ ich właściciel nie odczuwał potrzeby kupienia grzebienia.

— Nie śpieszy się jej. — Mruknął zniecierpliwiony mężczyzna. Młodszy tylko na niego spojrzał i kiwnął głową. Jak na zawołanie podeszła do nich kobieta w ciemnoszarym płaszczu, krzyżując ręce na piersiach. — W końcu pani jest, pani Ackley.

— Robota pani od anonsów? — Odpowiedź była oczywista. Omiotła spojrzeniem miejsce zbrodni. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale przerwał jej w tym nowy kolega.

— Skoro wiemy, że to robota tej Ano, to czemu jej nie złapiemy? — Starszy mężczyzna prawie prychnął śmiechem, jak i pani Ackley.

— Możemy sobie wiedzieć, że to ona — Odpowiedział. — Ale, żeby postawić ją przed sądem, musimy mieć na nią dowody. Nie wiem... Odciski palców, ślady DNA, świadków i inne takie, a co mamy? Gówno mamy. Ona nie zostawia odcisków palców. Cały czas nosi rękawiczki.

— Adresu jej zamieszkania też nie mamy. Nie ma telefonu na kartę, korzysta z nie wiadomo jakiej przeglądarki albo jeszcze lepiej... Ma swoją, która nie zostawia adresu IP w internecie. — Dokończyła Ackley i westchnęła — Możemy mieć ją jako podejrzaną osobę, ale nie mamy dowodów, że ta zbrodnia została przez nią popełnione. — Młody chłopak przysłuchiwał się pani Ackley i na znak zrozumienia kiwnął głową. — A nawet jakby były tu jakieś odciski palców, które prawdopodobnie należałyby do niej, to z jednej strony dobrze dla nas, bo mamy na nią dowód, a z drugiej strony, ktoś mógłby je podłożyć. Jest to trudne, ale możliwe. — A tak na marginesie... —Spojrzała na nowego współpracownika i wyciągnęła do niego dłoń — Nancy Ackley — Chłopak uścisnął jej śródręcze.

— Terry Willow.

— Świadkowie? — Zapytała. Spojrzała na starszego współpracownika.

— Dwóch policjantów było w tych kamienicach. Pytali i każdy odpowiadał to samo... Tylko słyszeli, nie widzieli. — Wzruszył ramionami i włożył ręce do kieszeni — Czyli tkwimy w martwym punkcie... — Westchnął ciężko.

— A psy? Przecież są po to, żeby wskazać drogę, którą kierował się morde...

— A masz coś, co pachnie, jak motocyklista, której wszystko uchodzi na sucho, bo nie zostawia po sobie niczego, tylko swoją robotę? No właśnie... — Przerwał jej starszy facet. Spojrzał na pochodzącego do niego fachowca. Nie musiał zadawać pytania. Erudyta pokręcił głową. Nancy jęknęła niezadowolona.

— Trzeba czekać na sekcję zwłok? To jedziemy na komisariat i sprawdzamy, kim były ofiary. — Oznajmiła. Niezadowolona z całej sytuacji. Włożyła dłonie do kieszeni i poczłapała do samochodu. Terry oraz starszy mężczyzna poszli do nieoznakowanego radiowozu. Po kilku chwilach cała trójka udała się na komisariat. Spotkali się w biurze Nancy. Usiedli i popadli w zamyślenie.

— Ej, ale przecież jakiś czas temu doszło do podobnego przypadku w Far City. I nie była to sprawka Ano, ponieważ aplikacja była nieczynna...

— Nieczynna? — Zapytał młody detektyw.

— Jak zwał, tak zwał. A każdy wie, że jak jest nieczynna, to ona nie pracuje, nie wykonuje zleceń i innych takich. Taka teoria. — Kiedy skończyła, to w całym biurze cisza panowała tylko przez chwilę.

— To, że była wyłączona, nie znaczy, że nie mogła tego zrobić, a poza tym... Ta sprawa już dawno jest wyjaśniona. Sprawca dostał karę więzienia i siedzi tam do dziś, więc to nie była ona. A jak do tego doszliśmy? Raz. Byli świadkowie. Dwa. Były odciski palców. Trzy. Były ślady DNA. — Odezwał się mężczyzna.

— Raz. Świadków można przekupić. Dwa. Odciski palców można podłożyć. Trzy. DNA można pozostawić, za pomocą włosa. W końcu ucięte włosy to magazyn DNA, no nie? — Zripostował Terry. Nancy nagrodziła go śmiechem i krótkimi oklaskami.

— Poniekąd. Ale, żeby podłożyć DNA z włosa, to musiałby go wyrwać z głowy, a nie obciąć. — Odpowiedziała mu, śmiejąc się pod nosem. Usiadła wygodnie i założyła ręce na kark. — Skąd miałeś taki pomysł?

— Czytałem tak w podręczniku kryminalistyki... — Udzielił niepewnej odpowiedzi, przygotowując się na kolejną uwagę Nancy. Ackley postukała palcem w skroń.

— Kryminalistyka tylko czerpie z biologii. Wytłumaczyć ci, jak zdobyć DNA z włosa? — Ciągnęła z pewnym siebie uśmiechem.

— A zamknijcie się już oboje. Trzeba ustalić, kim byli tamci chłopcy. Miasto duże nie jest, każdy zna każdego. Mieszkańcy kamienicy będą orientować się, kim są ci chłopcy. — Powiedział poddenerwowany mężczyzna. — Jeszcze dzisiaj ktoś pojedzie po dwóch, czy trzech mieszkańców.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro