Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lekcja Trzynasta

     Szkoła późnym południem była prawie pusta, dużo osób skończyło już lekcje i każdy mógł robić to co chciał. Niektórzy siedzieli na dachu, inni korzystali z boiska. Hobi jak zwykle urzędował z chłopakami i grał z nimi w piłkę. Chciał wciągnąć mnie do swojej drużyny, ale skutecznie mu się opierałem. Widząc to, jak bezsensownie biegali za piłką, sprawiało, że traciłem wiarę w to czy w głowie chłopaka znajdował się jakikolwiek mózg. Sport był tą dyscypliną, która nie wymagała jakichś większych umiejętności myślenia czy rozumowania.

     Siedziałem na trybunach i łapałem ciepłe, wczesnowiosenne promienie słońca. Po dodatkowych zajęciach czułem się spełniony. Cieszyłem się, że nie było na nich Dambi, nie mógłbym wtedy skupić się tak jak chciałem. Rozwiązałem wszystkie zadania, na zajęciach zrobiłem dwa arkusze dodatkowe i dzięki temu mój umysł był odprężony. Skupianie się na nauce pozwalało mi oczyścić myśli, zawsze czułem się dużo lepiej gdy spędziłem mnóstwo godzin na uczeniu się.

     Wyciągnąłem z plecaka czekoladki, które kilka dni temu dostałem od dziewczyny, której imienia już nawet nie pamiętam. Chciałem podarować je Dambi, jednak ona doskonale ignorowała moją osobę. Na stałe usiadła za Minhyukiem i Kihyunem. Z tego co widziałem, dogadywała się z nimi dość dobrze. Trochę czułem się zdradzony, widziałem, że korzystała z notatek, które jej zrobiłem, gdy mama opiekowała się nią podczas okresu gdy była chora.

     - A mogłem spędzić tamte godziny na czytaniu książki - burknąłem pod nosem, na co usłyszałem znajomy śmiech.

     Otworzyłem jedno oko, naprzeciwko mnie stał nikt inny, tylko Dambi. Przekręciłem oczami, pewnie to kolejna moja halucynacja i dziewczyna nie była prawdziwa. Chrząknąłem i otworzyłem oczy, dziewczyna dalej stała przede mną.

     - Co cię tu sprowadza? - rzuciłem od niechcenia.

     - Przyszłam cię o coś zapytać - powiedziała poprawiając włosy.

     - No proszę, pytaj.

     - Wytłumaczysz mi jedno zadanie? Minhyuk starał się mi je wytłumaczyć, ale nic i tak nie rozumiem - westchnęła cicho wyciągając zeszyt i książkę.

     - Minhyuk ci pomaga? - podniosłem brew. - On potrafi coś robić?

     - Jest naprawdę dobry, to trzeba mu przyznać. Ale nie ma talentu do uczenia innych - burknęła podsuwając mi kartkę z zapisanym równaniem. - To jak?

     - Pomogę ci, ale musisz zrobić jedną rzecz.

     - Jaką? - zapytała przechylając głowę.

     - Czwartek, szesnasta, kino. Co ty na to?

     - Czy to randka? - wydusiła, a jej oczy zrobiły się okrągłe niczym monety. - Gorzej ci? Ile czasu próbuję się z tobą umówić, a ty nic.

     - Można by powiedzieć, że musiałem przejść szkolenie - odpowiedziałem zmieszany, pokasłując. - Jeśli nie chcesz, to okej. Wymyślę coś innego.

     - Nie, nie, nie. Jasne, że chcę! - klasnęła dłońmi siadając koło mnie. - Zgadzam się!

      Uśmiechnąłem się pod nosem, dziewczyna siedziała rozpromieniona i zadowolona z siebie bawiła się zamkiem od kurki. Wziąłem od niej kartkę, położyłem na książce i zacząłem tłumaczyć. Dami lekko przybliżyła się do mnie i wpatrywała się w to co pisałem. Jej twarz była blisko mojej, poczułem dziwne uczucie w żołądku na obecną sytuację. Przełknąłem głośno ślinę, dziewczyna obróciła głowę w moją stronę.

     Poczułem się, jakbym przeżywał deja vu.

     Znowu nasze usta się złączyły i niczym sparaliżowani, siedzieliśmy w bezruchu, patrząc sobie w oczy. Ciepło ust dziewczyny, dziwnie sprawiało, że poczułem jak na moich policzkach pojawiał się rumieniec. Dambi zaczęła szybko mrugać i gwałtownie odsunęła się ode mnie, tracąc przy tym równowagę. Złapałem dziewczynę za ramię i przyciągnąłem spowrotem do siebie, a ona zarzuciła mi rękę na szyję.

     Poczułem się jak w jakiejś dramie, którą moja mama ogląda.

     - Uważaj bo spadniesz - wydusiłem, gdy opanowałem oddech.

     - Dziękuję - odpowiedziała cicho dziewczyna.

     Dambi zmieszana zaczęła rozglądać się wokół nas, ja z kolei nie mogłem oderwać wzroku od dziewczyny. Jej zaróżowionych policzków. Jej słodkich ust.

     - Czy mówił już ci ktoś, że jesteś ładna? - rzuciłem nieświadomie, a następnie ugryzłem się w język.

     - Co? - zapytała nadymając usta. - Co ty mówisz teraz?

     - Nieważne - puściłem dziewczynę i odsunąłem się na bezpieczną odległość.

     W myślach żałowałem tego, że złożyłem propozycję randki dziewczynie. Z tego co opowiadał Hobi, w kinie dzieją się ciekawe rzeczy.

     Chyba musiałem uderzyć się w głowę po poznaniu Dambi, bo robiłem rzeczy, na które kiedyś wręcz reagowałem obrzydzeniem.

     Albo mój idiotyzm wychodził na jaw.

***

      Czwartek.

     Dzień sądu ostatecznego.

     Dzień, w którym pogrążona zostanie całkowicie moja zdolność do myślenia.

      Ubrałem się w jedną z najlepszych koszul, do tego na nogi wcisnąłem jeansy, a zamiast kurtki, wybrałem swój ulubiony, brązowy płaszcz. Gdy wyszedłem tak ubrany z pokoju, mama o mało co nie uderzyła ojca drzwiami od łazienki.

    - Jinnie? Gdzieś idziesz? - spytała, idąc za mną jak cień. - Ale się wyperfumowałeś, ładnie pachniesz synu.

     - Dziękuję, mamo.

     - Odpowedz mi na moje pytanie. Gdzie idziesz?

     - Spotkać się z kimś - mruknąłem pod nosem, ubierając buty.

     - Kto to ten szczęśliwy ktoś? - zapytał ojciec stając obok mamy, niczym ochroniarz.

     - A wam co? - burknąłem. - Nie mogę się ubrać i wyjść z domu?

     - Synu... - mama położyła mi dłoń na ramieniu. - Ty nie wychodzisz nigdy z domu, nie ubierasz się tak ładnie, nie masz znajomych, nie licząc Hobiego. Dziwne jest to, co się z tobą dzieje.

     - Dziękuję mamo, że podsumowałaś moje życie jednym zdaniem.

     - Nie ma za co - uśmiechnęła się szeroko, na co ojciec parsknął i przytulił mamę od tyłu.

     - Kup jej coś dobrego, słuchaj tego co do ciebie mówi - powiedział tata wtulając się w kark stojącej przed nim kobiety. - A najważniejsze, nie denerwuj się, Jinnie. Bądź sobą

     - D-dziekuję tato - wydusiłem cicho i zażenowany wyszedłem z domu.

     Liczyłem na to, że nikt się nie połapie, że wychodzę gdzieś indziej niż do kawiarni się uczyć czy do szkoły. Uśmiechnąłem się pod nosem, rodzice łatwo potrafili mnie rozczytać. Szczególnie ojciec. Wiele razy już zgadł co działo się u mnie, bez mówienia mu czegokolwiek.

     Szkoda, że nie wiedział z jakim potworem się spotykałem.

***

     Kino było jak zwykle zatłoczone. Zacząłem żałować tego, że akurat tutaj zaprosiłem Dambi na randkę. Coraz ludzie wpadali na mnie, stojącego pod jednym z filarów jak głupiec. Dziewczyny jeszcze nie było, przyszedłem dużo wcześniej niż trzeba. Spojrzałem na listę filmów, które aktualnie leciały na ekranach.

     - Same romanse - powiedziałem pod nosem. - Świetnie.

     Zdenerwowany podszedłem do kasy. Wyciągnąłem z portfela wizytówkę i pokazałem ją brunetce stojącej przy kasie. Kobieta po ujrzeniu mnie i kartki zrobiła się czerwona na twarzy. Westchnąłem lekko, gdy jej koleżanki zaczęły śmiać się za jej plecami. Z lekkim uśmiechem pomachałem w ich stronę, na co one zrobiły się bardziej czerwone niż ich współpracownica.

     - Chciałby pan miejsca vip?

    - Nie trzeba - rzuciłem. - Nie mam ochoty tak blisko siedzieć koło niej.

     - Oh, widzę, że przyszedł pan na randkę? - zapytała brunetka, wesoło nabijając miejsca na ekran. - Mamy dzisiaj wysyp par, na ekranach głównie lecą romanse.

     - Widziałem.

     - Ten, który pan wybrał to typowy wyciskacz łez. Gwarantuje panu, że dziewczyna będzie się do pana przytulać - uśmiechnęła się ciepło kobieta.

     - Ma pani inny film? - jęknąłem i spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem.

     - Proszę pana, nic lepszego pan dzisiaj nie znajdzie. Dwa inne filmy są niskobudżetowe i ludzie opuszczają salę zanim dobiegnie końca. Kolejny nie jest zły, ale na pana miejscu, po zostałabym przy tym, którego pan wybrał.

      - No niech będzie - westchnąłem.

      - Jakieś jedzenie do tego?

     - Ni-...

     - Poproszę popcorn oraz dużą Pepsi - przerwał mi znajomy głos.

      Obróciłem głowę w jego stronę i zaniemówiłem. Dambi była ubrana w różowy płaszczyk do kolana, pod spodem zauważyłem, że miała na sobie czarną sukienkę w groszki. Na to zarzuciła czarną chustę, a na głowie, spod czarnego kapelusza, na ramiona spływała fala wyprostowsnych włosów. Wydawało mi się, że jest wyższa, więc rzuciłem okiem na jej nogi. Zamiast podartych adidasów, jej stopy zdobiły czarne buty za kostkę, które były na obcasie.

     - O, pani idzie z tym panem na film? - zaśmiała się kasjerka.

     - Tak - odpowiedziała pewnie Dambi, stając koło mnie. Poczułem jej perfumy oraz z bliska zauważyłem, że nałożyła delikatny makijaż.

     - Coś ty ze sobą zrobiła? - wydusiłem.

     - Ubrałam się - poprawiła okulary, jak zwykle, środkowym palcem i uśmiechnęła się szeroko. - Ty też się ubrałeś.

     - Ale ja to ja, a ty to ty. Skąd masz takie ubrania?

     - Prosze pana, wystarczy, że pan powie, że wygląda ślicznie - zaśmiała się kobieta i podała mi jedzenie, a następnie bilety. - Na koszt firmy, tak jak zostało to umówione.

     - Koszt firmy? - zapytała Dambi, biorąc ode mnie popcorn.

     - Długa historia. Dziękujemy - skinąłem głową delikatne w stronę kobiety, na co ona zaśmiała się i wróciła do swoich koleżanek.

     Ludzi było coraz więcej, Dambi ledwo mogła manewrować z wielką porcją popcornu. Westchnąłem, szła obok mnie zamiast za lub przede mną, więc ludzie nie mieli jak dobrze nas omijać. Złapałem wolną ręką za jej dłoń i zacząłem przedzierać się przez tłum z dziewczyną za sobą. Czułem jak jej drobna dłoń zaciskała się na mojej. Przełknąłem ślinę, Hobi ostrzegał mnie, że takie rzeczy mogą się zdarzyć na randce. Stanęliśmy koło wejścia do sali i po skasowaniu biletów udaliśmy się do środka.

     - Jin? - usłyszałem za sobą. Zaciekawiony obróciłem głowę. Dziewczyna uśmiechała się szeroko i głową wskazała na prawie puste pudełko na popcorn. - Zjadło mi się wszystko.

     - Co? - złapałem za pudełko. Na dnie leżało kilka ziaren. - Nie karmią cię w domu czy co?

     - Nie - spochmurniała dziewczyna i powoli zaczęła iść  w stronę naszych miejsc. - Byłam głodna.

      - To mogliśmy iść gdzieś zjeść, a nie na film.

     - Nie chciałam robić problemu - powiedziała cicho. - Już i tak robię problemy.

     - Jakie?

     - Nieważne - burknęła siadając, zrobiłem to samo i spojrzałem na dziewczynę, która zaczęła ściągać swój płaszcz.

     Sukienka była lekko na nią za duża, a gdy przyjrzałem się płaszczowi, powinien być tak samo, dwa rozmiary mniejszy. Rzuciłem okiem na buty i miałem te same myśli.

     Ubrania w których przyszła Dambi, były na nią za duże.

     Dziewczyna niezręcznie poprawiła sukienkę, oraz spadające jej włosy na twarz. Uśmiechnąłem się pod nosem, nie sądziłem, że kiedyś ujrzę ją w takim stanie. Dambi usiadła i zaczęła pić Pepsi.

     - W takim tempie jak będziesz jadła i piła, to wszystkie kina ogłoszą upadek, bo zjesz wszystko.

     - Bardzo zabawne. Serio, głodna jestem - wzruszyła ramionami i powróciła do picia.

     Jedno pasmo włosów wpadło jej pomiędzy twarz, a okulary. Dziewczyna chciała się jego pozbyć, ale włosy jak na złość zaczepiły się jej o zawias w okularach. Pokręciłem głową i zacząłem poprawiać jej włosy, czułem ciepły oddech na swojej dłoni i świdrujące mnie oczy na sobie.

     - Seokjin, ty się chyba dzisiaj źle czujesz - wydusiła gdy w końcu jej włosy wydostały się z potrzasku.

     - Może. Powinienem był siedzieć w domu, a nie tutaj - powiedziałem wzdychając.

     - Sam mnie tutaj zaprosiłeś.

     - Żebyś dała mi spokój - palnąłem zanim ugryzłem się w język.

     Sala zrobiła się ciemna, ale czułem na sobie jej wzrok. Lekkie światło rozpoczynających się reklam pokazywało co chwila jej kamienną twarz i błyszczące się okulary. Przełknąłem ślinę, wyglądała przerażająco.

     - Coś ty powiedział? - warknęła. - Żebym dała ci spokój?

     - Nie o to mi chodziło, oglądaj film.

     - Jakbyś chciał wiedzieć, to odechciało mi się go oglądać - powiedziała z wyrzutem i wstała z miejsca.

     Żeby opuścić rząd musiała przejść koło mnie, więc wyciągnąłem rękę przed siebie i zablokowałem jej drogę. Dziewczyna chciała ją przesunąć, jednak zachwiała się w swoich obcasach i...

     To były jakieś żarty.

     Usiadła mi na kolanach.

     Moje ciało zamieniło się w kamień, jej również. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a w mojej głowie wirowała jedna myśl.

"Ty idioto."


[rozdział bez poprawek]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro