Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lekcja Siódma

- Hyung! - krzyknął Hobi, a ja jak oparzony odskoczyłem od Dambi. - Kupę lat!

- Jakich lat, widzieliśmy się w tym tygodniu - odpowiedziałem zmieszany.

- Hyung, dzień bez ciebie dłuży się niczym rolka papieru toaletowego - powiedział dramatycznie przykładając dłoń do czoła.

- Piękne porównanie - zaśmiała się Dambi.

- Iście cudowne - przekręciłem oczami. Czasem na to co powiedział Hoseok nie miałem słów. Jego roztrzepanie często przyprawiało każdego o albo zażenowanie albo ból brzucha ze śmiechu. - Czy możemy już iść? - zwróciłem się do dziewczyny, której mina zrzędła na moje słowa.

- Szłam do domu.

- Mamy do pogadania młoda damo.

- Jestem od ciebie starsza, gówniarzu.

Ulicę wypełnił donośny śmiech Hobiego. Oboje spojrzeliśmy na chłopaka, który usiadł na chodniku i wył ze śmiechu.

- Tobie co? - prychnąłem.

- Kocham tą dziewczynę - wskazał palcem na Dambi, która chowała twarz w szaliku i widać było to, że chichra się pod nosem, bo jej ramiona delikatnie drżały. - Dambi, musisz się z nami trzymać. Koniecznie!

- Taak, taak, zabawne. Idź już do domu - pomachałem ręką jakby był natrętną muchą. - A my idziemy.

Złapałem za rękę dziewczynę i zacząłem prowadzić ją w stronę kawiarni do której i tak zmierzałem. Hobi pomachał nam wesoło i pobiegł gdzieś. Podejrzewałem, że poleciał na boisko, przeważnie w weekend grał z kumplami w kosza. Ciekawe ile razy oberwał piłką w głowę.

- Dumbi, powiedz mi jedno - zacząłem stając naprzeciwko dziewczyny. - Czy dobrze się czujesz?

- Tak, dobrze. Dziękuję za troskę - spojrzała na to, że trzymałem jej dłoń w swojej. - Mógłbyś mnie puścić?

- A, no tak - odpowiedziałem mądrze. - Dlaczego mnie przytuliłaś?

- Po prostu - sapnęła naburmuszona.

- Dziwne to. Co chcesz ode mnie? Ile pieniędzy?

- Słucham? - spytała zdziwiona. Widziałem, że jej twarz zaczęła przybierać jeszcze bielszego odcienia.

- Nie będę się powtarzać - powiedziałem ściągając plecak z ramion i szukając w nim książeczki z czekami. - Ile?

- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy - przekręciłem oczami na jej słowa. - Serio.

Nie słuchając jej, napisałem czek na pięć tysięcy. Przeważnie na tyle zgadzała się każda osoba, która nagle zaczęła okazywać mi coś więcej niż gesty jako znajomy. Hobi nie miał tego problemu, sam pochodził z bogatej rodziny i wiedziałem o tym, że nie będzie chciał ode mnie pieniędzy.

- Masz. Powodzenia na egzaminach.

Podałem jej czek, włożyłem ręce do kieszeni i ruszyłem w stronę kawiarni. Nie wiedziałem czy dam radę skupić się na nauce. Może tak, może nie. Uliczki, którymi szedłem wcale nie poprawiały mi nastroju, ponure i zacienione sprawiały, że miałem ochotę położyć się na schodkach i nie ruszać z miejsca.

***

Dzwonek przyczepiony do drzwi od kawiarenki niezmiernie mnie irytował. Gdy znalazłem swoje miejsce, zupełnie inne od tego niż zwykle przez głupią parę siedzącą i pijącą kawę, rozłożyłem moje notatki i biorąc coraz łyka świeżo zmielonego napoju, próbowałem się uczyć.

Próbowałem to było dobre słowo.

Ciągłe otwieranie się i zamykanie drzwi irytowało mnie niemiłosiernie. Tak samo jak rozmowy ludzi. Byłem zdenerwowany, nie wiedziałem dlaczego. Trzymałem w dłoni długopis i starałem się śledzić dzięki niemu tekst. W głowie zamiast powtarzających się słów, które czytałem, widziałem uśmiech dziewczyny. Kiedy chciałem skupić się na tym co znajdowało mi się przed oczami, mój umysł wędrował do kiwającego się długopisa pandy.

Podniosłem wzrok z kartek i zauważyłem coś znajomego. Zza lady patrzyła na mnie Dambi. Ubrana w strój baristy trzymała filiżankę w rękach i ze zdziwioną miną skupiała wzrok na mnie. Potarłem oczy i znowu spojrzałem na miejsce za ladą. Dziewczyna zniknęła.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, nie mogłem jej nigdzie odnaleźć. Miałem już jakieś zwidy. Zebrałem wszystkie notatki, dopiłem kawę i zarzucając plecak na ramię, wyszedłem z kawiarni.

Na dworze zrobiło się już ciemno. Westchnąłem na myśl o tym, że dziewczyna musiała pewnie sama skądś wracać. Na domiar złego, zaczęło padać. Szybko wyciągnąłem parasolkę i przyśpieszyłem kroku.

Świeży zapach powietrza orzeźwił mój umysł i dzięki temu myśli, które kręciły mi się w głowie, powoli układały się w jasny obraz. Zwłaszcza po tym jak zobaczyłem ją w kawiarni i jak widziałem ją w swoim umyśle, jedno było pewne.

Wpadłem w obsesję.

Wzdrygnąłem się na myśl o tym i schowałem bardziej pod parasolką. Deszcz coraz głośniej uderzał w materiał. Zapowiadała się taka pogoda na najbliższe dni, poniekąd cieszyłem się z tego, że miałem wolne. Jednak przez dziewczynę zwiększyła się też ilość czasu, który był dla mnie dostępny. Nie lubiłem nie mieć czegoś do roboty. Szkoła zajmowała większość mojego dnia, uczenie się również. Dodatkowo od czasu do czasu jechałem na rowerze nad morze i w jednej z restauracji, pokryjomu dorabiałem jako pomoc kuchenna.

Moja babcia ciągle powtarzała mi, że obojętnie ile masz pieniędzy na koncie, liczy się bardziej to jakim jesteś człowiekiem. Na początku nie rozumiałem jej słów i opierałem się przed ciężką pracą, ale gdy ujrzałem, że właśnie tym a nie pieniędzmi mogłem sprowadzić uśmiech na twarzach ludzi, zrozumiałem, że tak należało żyć. Właściciel restauracji wiedział kim jestem ale mimo wszystko traktował mnie jak zwykłego pracownika. Odpowiadało mi to. Dzięki temu uczyłem się tego, co wielu ludziom brakowało, pokory.

Nie byłem w tym najlepszy, moje dania często nie wyglądały tak jak trzeba ale dzięki naukom od starszych, moje dania wychodziły coraz lepsze. Dodatkowo sprzątałem salę, myłem naczynia. Byłem człowiekiem od wszystkiego.

Kałuże na chodniku robiły się coraz większe, moje adidasy zaczęły przemakać. Cieszyłem się na myśl, że jak wejdę do domu, przebiorę się w ciepły dres i będę mógł bezkarnie grać w Mario. Muzyka leciała cicho na słuchawkach i w jej rytm omijałem większe kałuże. Wszyscy na ulicach chowali się pod dachami, aby uniknąć deszczu. Mruknąłem pod nosem, do domu miałem jeszcze pięć minut drogi, nie chciało mi się biec więc szedłem normalnym krokiem pod czarnym parasolem.

Gdy znalazłem się na uliczce prowadzącej do mojego domu, czułem, że coś było nie tak. Na schodach leżał worek ze śmieciami, tak mi się zresztą wydawało. Spokojnie zbliżałem się do furtki i momentalnie zamarłem. Owy worek poruszył się. Poczułem jak pod gardło podchodził mi żołądek a nogi uginają się ze strachu.

- Duchy? - wyszeptałem pod nosem. - Całkiem mnie już porąbało.

Złożyłem parasolkę i złapałem ją jak miecz. Powoli zbliżając się do domu, wyciągałem bardziej rękę aż w końcu dotknąłem czegoś miękkiego. Worek poruszył się jeszcze bardziej, na co ja podskoczyłem.

- Jesteś w końcu - odezwał się znajomy głos.

- Dambi? - spytałem niepewnie.

- Nie. Dziewczynka z zapałkami.

Spod folii ujawniła się jasna twarz dziewczyny. Miała mokre włosy i przemoczone ubrania. Wstała z miejsca i uśmiechnęła się słabo wyciągając przed siebie rękę. Krople deszczu uderzały w chodnik jeszcze mocniej, otworzyłem parasolkę bo poczułem jak moje ubranie robi się mokre.

- Masz - powiedziała otwierając rękę pod parasolem. Na jej dłoni znajdował się pomięty czek, który wcześniej wypisywałem.

- To dla ciebie - burknąłem.

- Nie - pokręciła głową. - Nie wiem na jakie osoby trafiłeś w swoim życiu, ale nie chcę twoich pieniędzy.

- Tylko tak mówisz - westchnąłem składając jej palce na papierze. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo.

- Masz jakichś przyjaciół?

- Mam - odpowiedziałem niepewnie. Nie wiedziałem o co jej chodzi.

- Hobi się nie liczy.

- Liczy. Co cię to obchodzi? - spytałem oburzony. - Masz pieniądze, nie musisz za mną chodzić. Daj mi spokój.

- Tss, tss - pokręciła głową. - Nie potrzebuję twoich pieniędzy, możesz je przekazać na schronisko skoro nie masz co z nimi zrobić - powiedziała wkładając mi do kieszeni od bluzy świstek papieru. Dopiero gdy się do mnie zbliżyła, zauważyłem, że cała się trzęsła. Wolałem nie myśleć ile czasu spędziła na deszczu. Na twarz kapały jej krople wody ściskające z grzywki, mokra bluza była ciemna od ilości cieczy, którą zebrał materiał. Dziewczyna jednak jakby nigdy nic poklepała mnie po klatce, nałożyła przemoczony kaptur i omijając mnie, ruszyła w stronę ciemnej uliczki.

- Pogrzało ją - powiedziałem do siebie i nacisnąłem klamkę od furtki.

W domu szybko przebrałem się w dres, zrobiłem cieplej herbaty i usiadłem do komputera. Nie mogłem jednak skupić się na grze. Martwiło mnie czy Dambi dotarła do domu i czy dobrze się czuła.

Złapałem za telefon, chciałem zadzwonić, ale gdy już naciskałem zieloną słuchawkę, rozmyśliłem się. Zamiast tego, otworzyłem przeglądarkę na komputerze. Chwilę zajęło mi wyszukanie jej profilu na Facebooku. Gdy w końcu udało mi się go znaleźć, zaniemówiłem.

- Kim ty jesteś dziewczyno? - wyszeptałem do siebie przeglądając jej profil. Było na nim pełno tekstów, zdjęć i co najgorsze, wszystko wydawało mi się cholernie dobre. - Dambi taka Dumbi nie jest.

_____

Hej, ho!
Witam Was w Nowym Roku 💜
Nie mam pojęcia kiedy to wolne minęło, ani kiedy już mamy styczeń. Miałam tyle zrobić, nie zrobiłam nic. 😅
Nie bijcie za to, że rozdział pojawia się tak późno. Przyznaje bez bicia, miałam lekki zator + nie miałam ochoty pisać.

Trzymajcie się ciepło 💜
I do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro