Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lekcja Piętnasta

     Niczym nagła burza, wpadłem do domu. Trzaskając wszystkimi drzwiami, które znalazły się na mojej drodze, wkroczyłem do swojego pokoju. Rzuciłem płaszcz na podłogę i wściekły padłem na łóżko. Wpatrywałem się w biały sufit i czułem jak powoli do moich oczu napływały łzy.

     Mówi się, że faceci nie płaczą, jednak gdy faktycznie to robią, w ich życiu dzieją się naprawdę złe rzeczy.

     Świadomość, że moja matka posunęła się do takiego chwytu i wykorzystała niewinną dziewczynę do tego, żeby się ze mną zaprzyjaźniła, bolało bardziej niż cokolwiek co czułem w swoim życiu. Nie rozumiałem jednak dlaczego tak się działo, matka przecież wiele razy płaciła ludziom żeby zbliżyli się do mnie. Z Dambi działo się coś innego.

     Wyciągnąłem telefon z kieszeni i trzymając go nad sobą, wpatrywałem się w ekran. Pojawiały się na nim ciągle wiadomości od dziewczyny, nie miałem ochoty nawet przeczytać tego co pisała. Nic już się nie liczyło, znajomość z Dambi dobiegła końca. Przycisnąłem dłużej pozycję z jej imieniem w książce z kontaktami i zablokowałem numer, a następnie usunąłem wszelkie ślady jej obecności w moim telefonie.

     - Jinnie? - głos mamy dobiegł mnie zza drzwi. - Coś się stało?

     - Coś się stało? - prychnąłem. - Powinnaś doskonale widzieć co się stało, mamo. Dziękuję, że zniszczyłaś moją kolejną znajomość.

     - Synku, to nie tak - powiedziała powoli otwierając drzwi.

     - Nie wchodź tu! - ryknąłem i rzuciłem się do drzwi, zatrzaskując je mamie przed nosem. - Mam was wszystkich dosyć.

     Wściekły otworzyłem garderobę i wyciągnąłem z niej największą walizkę. O ucieczce myślałem już długo, mama za bardzo wtrącała się w moje życie, ojciec z kolei miał wszystko gdzieś. Czara się przelała, to najwyższa pora żebym stąd uciekł.

***

     Siedziałem do wieczora i pakowałem swoje rzeczy. Nie wiedziałem do kogo jechać, miałem dwie opcje, albo babcia albo restauracja. 

     W szkole pozostało mi tylko zdać egzaminy i już nigdy więcej nie pojawić się w tym miejscu. Wiedziałem, że mogę w jakiś sposób ominąć uczęszczanie na lekcje, nauczyciele i tak wiedzieli o tym, że nic więcej nie nauczę się i nich na lekcjach. Jedyne to było dobre w tym jaki byłem.

     Zdawałem sobie sprawę, że to w jakiś sposób odcinałem się od ludzi i skupiałem na nauce, poniekąd zmusiło moją mamę do tego, żeby szukać mi przyjaciół. Jednak nie dochodziło do niej to, że nie wszystko można było kupić za pieniądze. Zapomniała chyba, jak poznała ojca.

     - Bo przecież jestem idiotą i sam nie potrafię nic zrobić - wyszeptałem pod nosem i lekko się uśmiechnąłem.

     Usiadłem na podłodze, plecami oparłem się o łóżko. Pod szafką przede mną ujrzałem Dambi. Przypomniało mi się, jak usiadła w moim pokoju, dokładnie w tym samym miejscu. Nie wiedziałem dlaczego tak zareagowałem na to wszystko związane z nią. Nie byłem być może gotowy na coś więcej.

     Zacząłem uśmiechać się przez łzy, wszystko wokół mnie wydawało się być puste niczym opakowanie po ciasteczkach, bez ciasteczek w środku. Nie wiedziałem co dalej robić, najchętniej od razu uciekłbym gdzie pieprz rośnie, zostawiając wszystko za sobą.

     Gdy w końcu wstałem i zacząłem dalej pakować walizkę, usłyszałem ciche stukanie do drzwi. Zdenerwowany rzuciłem wszystko i z impetem otworzyłem drzwi. Moim oczom ukazała się Dambi. Dalej w swojej za dużej sukience i z czerwonymi policzkami.

     - Czego chcesz? - warknąłem. - Mało ci?

     - Kim Seokjin, wysłuchaj mnie. Proszę - wyjąkała.

     - Nie mam czego tutaj słuchać. Żegnam - zamknąłem jej drzwi przed nosem i wróciłem na łóżko.

     Wpatrywałem się jeszcze moment w drzwi, licząc chyba na to, że dziewczyna otworzy je mimo moich słów. Jednak jedyne co usłyszałem to ciche kroki, które zginęły po chwili w głębi korytarza.

     Ucichły zupełnie tak jak moja chęć do mieszkania w tym domu.

***

     Szkoła nie była już miejscem, gdzie mogłem być sobą. Przez to wszystko co się stało, odizolowałem się od ludzi z klasy, sprawiając, że patrzyli na mnie jak na dziwaka. A Dambi zniknęła tak nagle jak się pojawiła.

     Na przerwie siedziałem i przez okno wpatrywałem się w gołębia, który chodził po boisku. Hobi przyszedł i po tym jak całkowicie go olałem, wrócił do swojej sali. Reszta klasy zachowywała się wyjątkowo cicho. Słychać aż było to jak Minhyuk chrapał przez sen.

     - Seokjin? - usłyszałem znajomy głos koło siebie. Z niechęcią odwróciłem wzrok w jego stronę.

     Dambi stała w zwykłej bluzie i ze swoją torbą z netbookiem przewieszoną przez ramię.

     - Dostaniesz karę za nie założenie mundurka - rzuciłem oschle i wróciłem do obserwowania ptaka za oknem.

     - Nie dostanę - zaczęła cicho. - Chciałam się pożegnać. Wracam do domu.

      Przełknąłem głośno ślinę, starając się pokonać gulę, która utworzyła mi się w gardle. Znowu zabolało.

     - Nie musisz się ze mną żegnać - wydusiłem. - Nie mamy nic wspólnego.

     - Przepraszam, że tak wyszło - powiedziała kładąc coś na mojej ławce. - Może kiedyś znowu się spotkamy.

     Nie odwracając głowy, usłyszałem jak Dambi wychodzi z sali. Reszta klasy szeptała coś między sobą. Plotki szybko się rozeszły i wszyscy wiedzieli już o tym, co zrobiła moja matka, oliwy dorzucały osoby, które już kiedyś albo spławiłem sam, albo zostały zamieszane w to przez moją matkę.

     Gołąb na boisku zaczął jeść skórkę od chleba gdy spojrzałem na to co zostawiła dziewczyna.

     - Piórnik? - powiedziałem pod nosem. Podniosłem go i poczułem, że jest pusty.

     Coś podkusiło mnie, żeby zajrzeć do środka. Serce stanęło mi w piersi, gdy ujrzałem zdjęcie, które dziewczyna tak bardzo przede mną ukrywała. Złapałem jej piórnik i wybiegłem z sali.

     Miałem jednego prawdziwego przyjaciela w dzieciństwie.

     Albo można powiedzieć, przyjaciółkę.

     - Dambi! - ryknąłem na cały korytarz, widząc plecy dziewczyny.

     Brunetka stanęła i powoli zaczęła obracać się w moją stronę. Podbiegłem do niej i wyciągnąłem zdjęcie przed siebie.

     - Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?

     Dziewczyna spojrzała się na nasze wspólne zdjęcie, gdy oboje mieliśmy pięć lat. Dambi siedziała na huśtawce, a ja popychałem ją, żeby huśtała się jeszcze wyżej. Nasze twarze były wypełnione uśmiechami. Doskonale pamiętam te dni, kiedy wychodziłem z domu tak często jak było to możliwe.

     Bawiliśmy się godzinami na dworze, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Jak to dzieci, nasza wyobraźnia nie znała granic, raz byliśmy odkrywcami kosmosu, jeszcze innego razu osobami, które zostały zesłane na bezludną wyspę i lepiliśmy babeczki z piasku, udając, że to jedzenie.

     Doszło do mnie to, że zgubiłem gdzieś tą swoją dziecięcą ciekawość i wyobraźnię, siedząc nad książkami i poświęcając się nauce. Dambi z kolei dalej kontynuowała to co zaczęliśmy jako małe dzieci, pisząc opowiadania, dalej żyła jak wtedy gdy mieliśmy pięć lat.

     - Co by to zmieniło? - wzruszyła ramionami, wyrywając mnie z natłoku wspomnień.

     - Dużo! - wrzasnąłem, Dambi aż podskoczyła. - Od kiedy to wiedziałaś?

     - Gdy zobaczyłam zdjęcia jak byłeś mały w twoim domu. To - wskazała na zdjęcie, które trzymałem w dłoni. - Zawsze noszę przy sobie. Gdy ten chłopak wyprowadził się, nie pozostawiając za sobą żadnego śladu, przysięgłam sobie, że kiedyś go znajdę.

     - Jak znalazłaś się w tym mieście?

     - Dzięki twojej mamie. Albo jej wtyce, która zaproponowała taki układ, widząc stan finansowy mojej rodziny. Mój daleki wujek wiedział o tym, że chciałabym mieszkać w większym mieście, ale nie miałam funduszy. I... Będę szczera - wzięła oddech. - Te pieniądze bardzo pomogłyby i mi i mojej rodzinie.

    - Więc dlaczego tego nie przyjęłaś? - zapytałem podnosząc brew i krzyżując ręce na piersi.

     - Nie tędy droga jeśli mam coś w życiu osiągnąć. Moja rodzina daje sobie jakoś radę bez tych pieniędzy, więc-.

     Urwała patrząc się gdzieś w dal. Nie wiedziałem co takiego weszło jej do głowy w tym momencie. Dziewczyna zrobiła się blada jak ściana i odwróciła się do wyjścia ze szkoły.

     - Co się stało? - spytałem spoglądając przez ramię. - Niech to szlag.

     Środkiem korytarza dumnie kroczyła moja mama. Założyła znowu swój kapelusz i zadowolona wymachiwała torebką. Szybko uciekłem z pola rażenia jej wzroku i wybiegłem ze szkoły, tym samym wyjściem co Dambi.

     Dziewczyna stała pod drzwiami i starała się uspokoić oddech, jednak złapałem ją za dłoń i puściliśmy się biegiem w stronę trybun na boisku. Minęliśmy bramki i dalej pędziliśmy, aby być jak najdalej od kapelusznicy. Gdy zniknęliśmy z pola widzenia mojej mamy, padłem na trawę pod jednym ze szkolnych drzew, a Dambi usiadła i oparła się o nie.

     - Nie wierzę, że ona tutaj przyszła - wysapałem łapiąc oddech. - Odkąd chodzę do szkoły, pojawiła się w niej tylko trzy razy.

     - Dlaczego tak mało?

     - Bo głównie ojciec interesował się moją szkołą - wzruszyłem ramionami i spojrzałem na dziewczynę.

     Siedziała z różowymi policzkami i potarganymi włosami, wpatrując się w niebo. Poczułem ukłucie w sercu, nie sądziłem, że spotkam kiedyś moją prawdziwą przyjaciółkę. Kompletnie zapomniałem o wszystkim i sądziłem, że każdy został przekupiony żeby mnie lubić.

     Dziewczyna spojrzała na mnie i szeroko się uśmiechnęła, sprawiając, że szybko zmieszany odwróciłem głowę.

     - Mimo, że się znowu spotkaliśmy, musimy znowu się rozstać - zaczęła cicho. Zmieszany usiadłem i zacząłem wpatrywać się w jej twarz. Dambi słabo uśmiechnęła się pod nosem i wstając podała mi rękę. - Wracam do domu, duże miasto nie jest dla mnie.

     - Mogę ci pomóc - wydusiłem. - Dasz sobie radę.

     Dziewczyna tylko pokręciła głową i spojrzała w niebo, uśmiechając się szeroko. W kącikach jej oczu zauważyłem łzę. Nie wiedziałem co robić więc, jak dureń wstałem i stałem przed nią.

     - Moja mama zachorowała, muszę wracać pomóc ojcu. Może kiedyś się spotkamy, Kim Seokjin.

     - Masz mój numer, dzwoń kiedy będziesz potrzebowała z kimś porozmawiać.

     - Dziękuję, to miłe z twojej strony.

     Dambi poprawiła torbę na ramieniu i po otarciu jednej łzy, odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w stronę miasta.

     Poczułem jak jedyna moja nadzieja na wszystko odchodzi. Dziewczyna sprawiła, że chciałem się zmienić, bez niej to nie było to samo. Widok jej pleców sprawiał mi ból, zupełnie jak nagły wyjazd z miasta gdy byłem mały. Praca ojca zmusiła go do zmiany miejsca zamieszkania z dnia na dzień. Nie zdążyłem nawet pożegnać się z dziewczyną.

     - Dambi! - krzyknąłem, na co brunetka odwróciła głowę. - Oddam ci to zdjęcie gdy kolejnym razem się spotkamy! Obiecuję!

     Dziewczyna na moje słowa, słabo się uśmiechnęła i kiwnęła głową. Po tym jak zniknęła za rogiem budynku, usiadłem na trawie i zacząłem wpatrywać się w zdjęcie, które tyle czasu trzymała w piórniku.

     - Jednak miałem dobre wrażenie, gdy sądziłem, że skądś cię znam. Dumbi.

_____
No hej!
Dość długo mnie tu nie było... 😅

[rozdział bez poprawek]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro