Lekcja Dziewiąta
Dambi leżała półżywa, głucha noc, a ja, bardzo mądrze, dobijałem się do mamy. Dzwoniłem już trzy razy i nie odbierała. Spanikowany zacząłem krążyć po mieszkaniu dziewczyny, szukając czegokolwiek co by pomogło w tej sytuacji.
Po dziesiątym okrążeniu, uderzyłem się w głowę z całej siły, jednak nie zabolało to bardziej niż moja głupota. Miałem w ręce telefon, z dostępem do Internetu, a jak głupi myślałem jak radzić sobie w tej sytuacji. Szybko usiadłem na podłodze przed pięknie spoconą dziewczyną i zacząłem szukać.
- Letnie okłady... Tabletki... Gdzie ja tu znajdę miskę? - mruczałem pod nosem czytając wyniki, które pokazał mi wujek Google. - Co ja tu robię, chcę do mamy - wyjęczałem patrząc na tak samo jęczącą dziewczynę.
Po sprawdzeniu co mam robić, wleciałem do kuchni i zacząłem szukać miski. Jednak ta dziewczyna chyba misek nie miała, złapałem pierwszy lepszy garnek, nalałem do niego wody i prędko postawiłem go na stoliku koło sofy. O mały włos nie potknąłem się o dywanik leżący na podłodze.
- Okład, okład... - sapałem poszukując czegoś materiałowego, co nadałoby się na zimny kompres. I znów, w obliczu mojego jakże cudownego intelektu, uderzyłem się w głowę. Przez dały ten czas miałem dobry szalik zawieszony na szyi, nadawałby się idealnie na okład, ale mój cudowny umysł chyba zapomniał w co się ubrałem gdy wychodziłem z domu.
Szybko zwilżyłem materiał i po obróceniu dziewczyny na plecy, położyłem jej go na czole. Gdy to zrobiłem, zajrzałem jeszcze raz do telefonu. Zastanawiało mnie, dlaczego kupione przezemnie okłady nie działały. Wziąłem jednego w rękę i zdziwiłem się, bo był zimny. Wsadziłem go w rękę dziewczynie i przykryłem ją kocem aż pod brodę. Kompres, który miała na czole zrobił się ciepły więc znowu zamoczyłem go w letniej wodzie i położyłem na miejsce.
Martwiło mnie, że temperatura nie spadała. Złapałem więc za opakowanie tabletek i w Internecie, niczym każdy cywilizowany człowiek, zacząłem szukać po jakim czasie substancje zawarte w tabletkach miały zacząć działać.
- Do dwóch godzin - wumruczałem patrząc na zegarek. Odkąd Dambi wzięła tabletkę minęło pół godziny.
Zmieniłem jej kompres jeszcze raz i z nudów chwyciłem za notatnik leżący na stoliku. Miał zniszczoną okładkę, strony powywijane końce, jakby właściciel nie miał co robić, tylko przeglądać kartki. Przełknąłem ślinę, poniekąd bałem się tego co mogłem zastać w środku. Dambi była nie do przewidzenia. Mrucząc oczy otworzyłem notatnik na pierwszej stronie. Zaniemówiłem.
Pierwsza kartka była wypełniona rysunkami jakiejś postaci, kolejne po brzegi ukazywały szczegóły osoby z pierwszej kartki.
"Ming Yunmi, 23 lata, hobby kickboxing, ma słabość do małych psów"
Krótka notatka widniała pod drugą postacią. Przyjrzałem się im z bliska, pierwsza była młodym mężczyzną, kolejna kobietą.
- Zaraz. Czy to nie są postaci do książek? - spytałem sam siebie, wracając na pierwszą stronę. Postać była tak samo opisana. Szczegóły związane z charakterem, wyglądem czy nawet sposobem chodzenia były zapisane malutkimi literkami wokół narysowanego mężczyzny.
Oglądałem wszystko kartka za kartką, widziałem nie tylko postacie ludzkie ale i jakieś dziwne stworzenia. Demony, ludzie z ogonami i uszami, wielkie świnie. Byłem pod wrażeniem tego, z jakimi szczegółami dziewczyna wszystko przestawiała. Gdy Już dochodziłem do końca zeszytu, jedna z postaci przykuła moją uwagę na dłużej. Była w mundurku szkolnym, z dość szerokimi ramionami i krzywym uśmiechem. Złapałem za telefon i włączyłem przednią kamerkę, robiąc przy tym taką samą minę jak postać z obrazka.
- No przecież to ja - wyszeptałem pod nosem. Ciekawiło mnie, co takiego wpisała w, najwidoczniej, moją postać.
"Lee Changsun, 18 lat, przewodniczący klasy, kocha Mario. IDIOTA."
Parsknąłem śmiechem, Dambi stworzyła postać wzorując się na mnie. Złapałem za ołówek leżący na stoliku i dopisałem kilka rzeczy, śmiejąc się pod nosem.
"Uwielbia matematykę ale denerwuje go to, że jego uczennica zamiast robić zadania, siedzi i rysuje jego postać w notatniku. T^T "
***
Musiałem przysnąć na fotelu, bo gdy się poruszyłem, całe ciało miałem obolałe. Powoli otwierając oczy zacząłem ziewać, nie wiedziałem nawet, która godzina. Gdy w końcu spojrzałem przed siebie, ujrzałem Dambi siedzącą przed notatnikiem z przerażeniem wypisanym na twarzy.
- Witaj spocona świnko - powiedziałem, na co ona aż podskoczyła. - Lepiej się czujesz?
- Czy ty przeglądałeś ten zeszyt? - zignorowała moje pytanie i spojrzała na mnie, miała łzy w oczach.
- Tak, a co?
- Nikt go nie oglądał wcześniej - wyszeptała spuszczając wzrok.
- To jakiś tajny zeszyt? - spytałem ziewając, dziewczyna w odpowiedzi zaczęła tylko kiwać głową. - Ładnie rysujesz.
- Dziękuję - wydusiła zmieszana. - Dziękuję też, że się mną zająłeś. Siedziałeś całą noc... Nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Przysiądź się do nauki, tak jak siedzisz nad swoimi opowieściami - wyciągnąłem rękę i delikatnie zmierzwiłem jej grzywkę. Dziewczyna spojrzała na mnie. Nie miała ubranych okularów i mogłem w pełni oglądać jej twarz. Pulchne poliki, mały nos oraz duże usta sprawiły, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Dambi rzuciła mi zdenerwowane spojrzenie spod roztrzepanej grzywki i zakryła twarz kocem. Zmieszany zabrałem dłoń i szybko wstałem z fotela.
- Która to godzina? - spytałem wyciągając się.
- Koło dziesiątej. Nie wiem, nie patrzyłam na godzinę - burknęła. Zarzuciła koc na głowę i wstała z sofy, powolnym krokiem zbliżyła się do kuchenki i odpaliła gaz. Obserwowałem ją jak kot obserwuje kropkę z lasera. - Chciałbyś coś zjeść? - rzuciła przez ramię.
- Pewnie... - zatrzymałem się na chwilę. Zaczynało powoli dochodzić do mnie, która była godzina. - Zaraz, już jest ranek?
- Tak, mądralo. Spójrz tylko, słońce świeci.
Zdenerwowany zerknąłem w okno, był już dzień. Moi rodzice pewnie już wstali i zastanawiali się gdzie jestem. Uśmiechnąłem się bezsilnie pod nosem, ta dziewczyna mnie zamorduje, albo osiwieje przez to co się przez nią dzieje.
- Twoi rodzice wiedzą gdzie jesteś? - usiadła przy stole i zaczęła dmuchać w kubek żeby ostudzić herbatę. - Nie będą źli?
- Moi rodzice nic nie wiedzą, dodatkowo dzwoniłem do mamy w nocy - wydusiłem padając na krzesło koło dziewczyny. Chwyciłem za kubek i wziąłem łyk napoju. Jednak, mój intelekt znowu się obudził i oparzyłem się w język. Wystawiłem go i zacząłem szybko oddychać i wachlować się dłońmi. Dambi patrzyła na mnie i ledwo co powstrzymywała śmiech. Widziałem jak robiła się purpurowa. W końcu gdy nic nie dawało dmuchanie, podleciałem do zlewu i wsadziłem język pod zimną wodę. Usłyszałem jak dziewczyna ryknęła wręcz śmiechem. Odwróciłem głowę w jej stronę, leżała na stole, a jej ciało trzęsło się niczym galaretka.
- Barłdzo szmeszne - warknąłem stając przed nią z językiem na wierzchu. Dziewczyna tylko rzuciła mi ciepły uśmiech i sama wróciła do picia ze swojego kubka, delikatnie śmiejąc się pod nosem.
Poniekąd cieszyło mnie, że lepiej się czuła. Nawet jeśli teraz oznaczało to dla mnie naganę ze strony rodziców, że spędziłem noc poza domem, w dodatku u dziewczyny. Wolałem nie myśleć jakie scenariusze moja mama musiała tworzyć. Najdziwniejsze było to, że nikt nie dzwonił. Wziąłem swój telefon do ręki i włączyłem ekran, nie reagował.
- Pewnie padła ci bateria - stwierdziła Dambi sięgając po miski z szafki. Stały wysoko, więc aby tam dosięgnąć stała na palcach. Pokręciłem głową i zbliżyłem się do niej. Chwyciłem za miski i podałem je, patrzącej na mnie jak na jakiegoś boga, dziewczynie, która stała z utworzonymi ustami.
- Dziękuję kapitanie oczywisty - poklepałem ją po ramieniu, złapałem za płaszcz i zacząłem się ubierać.
- Idziesz już? - spytała ze smutkiem w głosie.
- Tak, moi rodzice mnie zamordują. Jakieś ostatnie życzenia przed moim odejściem z tego świata?
- Mam jedno, ale ci się nie spodoba - powiedziała nerwowo drapiąc się po głowie.
- Jakie niby?
- Głupie - burknęła.
- Sam to ocenię. Powiedz.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i stanęła naprzeciwko mnie.
- Kim Seokjin - delikatnie wsadziła kosmyk włosów za ucho.
- To ja, we własnej osobie - prychnąłem wzruszając brwią.
- Nie przerywaj mi - zaczerpnęła znowu powierza. - Pójdziesz ze mną na randkę?
Na jej słowa, ugięło się pode mną wszystko. Chciałem udawać, że się przesłyszałem. Jednak w domu panowała kompletna cisza.
Dlaczego ta dziewczyna zadała mi takie pytanie? Czy znowu śniłem i za moment jej oczy zaświecą się na czerwono, a podłoga zacznie zjadać mnie jak pacman? Stałem i patrzyłem na nią z otwartymi ustami, starając się przyswoić słowa, które wypłynęły z jej ust.
- Coś ty powiedziała? - wydusiłem.
_____
Heloł, itz mi.
Równo po tygodniu rozdział, wow. Jestem pod wrażeniem. *klepie się po ramieniu*
Chciałam wstawić jutro ale muszę się uczyć + mam urodziny, więc pewnie zapomnę o tym. Także, tak wyszło, że to mini prezent przed urodzinowy ode mnie dla Was xD
Do następnego 💜
[rozdział bez poprawek]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro