Lekcja czwarta
Sam się w to wpakowałem.
Chciałem pomóc komuś kto tej pomocy potrzebował. No bo przecież przykład trzeba było dawać innym.
Ale jak bardzo się myliłem i jak głupi byłem, sądząc, że będzie łatwo. Chyba miałem zamroczenie umysłu. Albo moment kiedy trybiki w mózgu mi nie stykały. Na pewno nie byłem w pełni inteligentny gdy jej to proponowałem.
Byłem na siebie zły, tak cholernie zły, że miałem ochotę przygrzmocić głową w ścianę. Nie tak chciałem spędzać czas. Już wolałem siedzieć i gapić się w ścianę. Zawsze to ciekawsze zajęcie niż uczenie tej dziewczyny w moim sanktuarium wiedzy, na które ludzie wołają biblioteka.
Siedziałem z Dumbi znowu, już czwartą godzinę tłumaczyłem jej jeden przykład z podręcznika. Pokazałem jej na dwudziestu zadaniach jak powinno się to wszystko rozwiązywać. Wykorzystałem wszystkie swoje pomysły i siły. Nic to nie dawało. Dziewczyna dalej siedziała i patrzyła na zadania z głupią miną. Czułem jak wszystko we mnie buzowało, byłem na granicy wybuchnięcia gdy Dambi odłożyła długopis i położyła głowę na bibliotecznej ławce.
- Nie nadaje się do szkoły - wymruczała. - Jestem za głupia na to wszytsko.
- Nie powiem, że nie - powiedziałem ze złością, zamykając podręcznik. - Na dzisiaj koniec. Nie mam już siły na ciebie. Gdyby to widziała moja babcia, to by się załamała.
- Nie martw się, też się załamuje. Bardziej niż wszyscy.
Podniosła głowę i bez słowa zaczęła pakować wszystko do swojej torby wypełnionej jak zwykle książkami i netbookiem. Zastanawiało mnie jedno, skoro tak dużo czytała to dlaczego nie potrafiła skupić się na nauce?
Już chciałem coś powiedzieć, gdy zauważyłem, że w jej oczach zbierają się łzy. Było mi głupio się teraz odezwać, dziewczyna znajdowała się na skraju wybuchnięcia płaczem. Ze złością wytarła jedną łzę, zapięła torbę i ruszyła do wyjścia, zostawiając mnie z wielkim znakiem zapytania na twarzy.
Siedziałem jeszcze przez moment, bijąc się z myślami. Równocześnie nie chciałem iść za nią, jak i kompletnie zignorować fakt w jakim stanie wyszła. Stukałem przez moment palcami w blat ławki, wiedziałem, że im dłużej będę zwlekał tym trudniej będzie mi ją złapać.
- Niech to szlag - warknąłem i zerwałem się z miejsca.
Tak jak podejrzewałem, dziewczyna szła jeszcze korytarzem do wyjścia z biblioteki. Zarzuciłem plecak na ramię, wsadziłem dłoń do kieszeni i zacząłem zbliżać się do brunetki. Będąc już wystarczająco blisko, usłyszałem jak rozmawiała przez telefon.
- Tak tato, dobrze mi idzie w tej szkole... Nie, nie płakałam, przeziębiłam się... Tak, mam na jedzenie... Dobrze. Pozdrów mamę... Też was kocham.
Dambi na koniec rozmowy głośno westchnęła i schowała telefon do torby. Przełyknąłem ślinę, nie ułatwiałem jej wcale pobytu w tej szkole, nie wiedziałem przecież dlaczego się tutaj przeniosła. Brawo ja, z nudów potrafiłem wpakować się w różne rzeczy. Bycie przewodniczącym klasy było jednym z tych przykładów.
Teraz gdy byłem zwolniony z lekcji, moje miejsce zajął Minhyuk. Współczułem mu, klasa śmiała się z niego i często musiałem ich wszystkich uspokajać, bo mimo wszystko, rządziłem tą klasą. Nie mieli nawet jak mi podskoczyć, kilku z ich rodziców pracowało w firmie mojego ojca. Miałem nad nimi przewagę, nie tylko pod względem ocen ale i tła rodzinnego.
Dambi szła, lekko powłócząc nogami. Na dworze robiło się już ciemno. Siedzieliśmy razem w bibliotece do dziewiętnastej i jako, że powoli nadchodziła wiosna, dzień stawał się coraz dłuższy.
Nie miałem co robić, więc śledziłem dziewczynę, która po wsadzeniu sobie słuchawek do uszu szła i lekko bujała się na boki. Uśmiechnąłem się pod nosem, widocznie lubiła słuchać muzyki. Zabawne było to, że im dłużej tak kroczyłem za nią, tym bardziej przechodziło mi zdenerwowanie. Miała coś dziwnego w sobie, że samo obserwowanie jej przynosiło mi ulgę.
W drodze spotkała jakąś panią z psem, kucnęła i zaczęła go głaskać. Zwierzak zaczął lizać ją po twarzy i pech chciał, odwróciła głowę w moją stronę. Uśmiech momentalnie zszedł jej z ust. Pożegnała się z właścicielką burka, powiedziała coś bezgłośnie patrząc w moją stronę i ruszyła spowrotem w drogę. Tym razem szła szybciej, musiałem trochę podbiec żeby jej nie zgubić. Zdenerwowana kierowała się w najciemniejsze ulice, zacząłem się trochę martwić. O tej godzinie przebywanie w takich miejscach nie było mądrym posunięciem. Zwłaszcza jeśli było się drobną dziewczyną.
Dambi zerknęła w tył na mnie i o mały włos się nie przewróciła po tym jak odbiła się od jakiegoś faceta. Tak jak przeczuwałem, te uliczki bywają zdradzieckie.
- Hej mała, nie wiesz jak się chodzi? - prychnął głośno brodaty typ. Był mega napakowany i sam aż przełknąłem ślinę. Nie miałem z nim szans, gdyby chciał coś nam zrobić.
- Przepraszam - wydusiła poprawiając okulary. - Nic się panu nie stało?
- Nie.
- To dobrze. Jeszcze raz przepraszam - ukłoniła się lekko i gdy chciała ominąć mężczyznę, ten złapał ją za ramię i postawił w mieście gdzie stała wcześniej.
- A gdzie to się wybieramy?
- Do domu.
"Idiotka, zamiast wiać, będzie z nim rozmawiała" pomyślałem zawiązując mocniej sznurówki. Miałem nadzieję, że chociaż biegać potrafiła.
- Nie sądzę.
Donośny głos faceta rozniósł się po uliczce. Wydawało mi się przez moment, że słyszę jak dziewczyna przełyka ślinę. Złapała mocniej za rączkę od torby i zaczęła się wycofywać.
- Nie mam nic wartościowego. Kilka książek, stary telefon, długopisy. Nic pan nie będzie miał ze mnie - powiedziała trzęsącym się głosem.
- Masz coś, czego nie ma w torbie.
"Kurwa" pomyślałem, dyskretnie skradając się do dziewczyny. Miałem ambitny plan, żeby złapać ją za rękę i zacząć biec. Ja, geniusz, musiałem robić takie rzeczy.
Stoczyłem się. Babciu, proszę wybacz mi, że twój genialny wnuczek bawił się w takie rzeczy.
- Nic nie mam - pisnęła dziewczyna, jeszcze bardziej się cofając.
Mężczyzna robił to samo, tylko, że szedł naprzód. Serce podchodziło mi do gardła, jeśli ją złapie, będzie po wszystkim.
- Dambi!
Zerwałem się z miejsca, dziewczyna jakby z automatu odwróciła się w moją stronę i zaczęła biec. Podbiegłem do niej, złapałem za rękę i niczym poparzony ruszyłem spowrotem na bardziej ruchliwą drogę. Mężczyzna biegł za nami, siedział nam na ogonie. Echo naszych kroków rozbrzmiewało w uliczkach, Dambi o mały włos nie zgubiła swoje torby, złapałem ją prawie w locie w garść i biegliśmy dalej.
- Zwolnij, nie mam siły - wydusiła ciężko.
Spojrzałem na nią, była cała czerwona i mokra od potu. W sumie sam nie byłem w lepszym stanie. Szukałem wzrokiem jakiegoś zaułka, jakiegoś schronienia, które często ludzie uciekający w filmach znajdują. Bez skutku, takie rzeczy tylko mogą napotkać aktorzy.
Rozpoznałem za to uliczkę, byliśmy blisko mojego domu. Tam mieliśmy schronienie przed tym śmierdzącym gościem, który dalej nas gonił. Tak jakby ta dziewczyna zabiła mu matkę.
- Jin, nie mogę biec już więcej - powiedziała słabo Dambi.
- Jeszcze trochę, wytrzymaj.
Zacisnęła mocniej rękę na mojej dłoni i tylko czułem jak nie ciągnę jej jak do tej pory, tylko faktycznie biegnie ze mną. Mój dom był oddalony od nas minutą biegu, musieliśmy wytrzymać. Modliłem się, żeby furtka była uchylona.
- Dorwę was! - wrzasnął facet z tyłu.
- Powodzenia! - odkrzyknąłem.
- Zamknij się! - tym razem dziewczyna pisnęła.
Dobiegliśmy do mojego domu, furtka była zamknięta, szybko wpisałem kod, wcisnąłem dziewczynę przed sobą, sam szybko wszedłem i zamknąłem metalowe drzwiczki. Jednak dla pewności złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem w stronę domu. Brązowe drzwi na szczęście były otwarte i pozwoliło to nam wejść bez problemu. Zamknąłem drzwi na klucz i oparłem się o nie głową ciężko oddychając.
- Matko, moje nogi - jęknęła dziewczyna opadając na ścianę. Dalej trzymała kurczowo moją dłoń, jakby bała się puścić.
- Masz piątkę z wuefu.
- Pierwsza piątka od dłuższego czasu - zaśmiała się dziewczyna.
- Powinnaś być dumna - zwróciłem się do niej.
Stała z zamkniętymi oczami i opierała się o ścianę. Po jej twarzy spływały strumienie potu, zaróżowione policzki dodawały uroku. Przełknąłem ślinę, nie przyglądałem się jej bardziej na lekcjach.
A powinienem był.
Nie, zaraz. Nie będę się pogrążał jeszcze bardziej.
- Dambi?
- Hm? - otworzyła powoli oczu.
- Trzymasz mnie dalej za rękę, wiesz o tym?
Na moje słowa, dziewczyna podskoczyła i puściła moja dłoń. Poczułem się teraz dziwne, jej dłoń idealnie pasowała do mojej. Podałem bez słowa torbę, ona tylko sprawdziła zawartość i postawiła na ziemi.
- Spociłam się jak świnia - powiedziała wachlując się dłonią. - Ciekawe czy ten facet dalej tam stoi.
Wzruszyłem ramionami i skierowałem się do domofonu, dziewczyna podążyła za mną. Przyciskiem włączyłem kamerę i oboje głośno złapaliśmy powietrze gdy na ekranie pojawił się widok na bramę. Ten facet dalej stał pod furtką i ją szarpał jak głupi.
- No nieźle, jak ja teraz wrócę do domu - wydusiła brunetka zaraz koło mojej twarzy. Odwróciłem głowę w jej stronę i momentalnie pożałowałem tej decyzji. Jak wszystkiego co jest związane z tą dziewczyną.
Dambi zrobiła to samo.
Stykaliśmy się przez to ustami jak dwie ryby.
"Niech ktoś zatrzyma tą karuzelę śmiechu, ja wysiadam" pomyślałem gdy dziewczyna wpatrywała się w moje oczy, zdziwiona obecna sytuacją o wiele bardziej niż ja.
——————
Ohohoho, co tu się zadziało? XD
Mam nadzieję, że się Wam taki rozwój akcji podoba i to jak kreują się postacie. Jeśli macie jakieś sugestie, dajcie znać 😁
A jeśli Wam się podobało, przygwiazdkujcie temu rozdziałowi XD Jest to niezła motywacja do pisania 💜
Do następnego 💐💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro