OPISOWY 2
Podobno od pierwszego momentu jak się obudziłam ze śpiączki Gilbert wraz z Dianą planowali takie małe wakacje w ciągu roku akademickiego. I tak się to skończyło że wylądowaliśmy we czwórke na Malediwach a mianowicie: Ja, Gilbert, Diana i Jerry. Miała lecieć z nami jeszcze Prissy, ale z powodu ogromu nauki nie mogła z nami wybrać się na wakacje. Na samym początku ja wraz z Jerrym opieraliśmy się i nie chcieliśmy jechać, z powodu że w czasie naszego pobytu na wakacjach wypada 5 rocznica śmierci Mateusza i nie chcieliśmy opuszczać wtedy Maryli.
Teraz siedzę w moim pokoju który dziele z Gilbertem, zastanawiając się co dzieje się na Zielonym wzgórzu. Już mam iść po laptopa i zadzwonić na Face time do Maryli gdy słyszę cichy głos Gilberta przy moim uchu.
- Aniuuuu?
- Coś się stało? -Pytam zmartwiona widząc wyraz twarzy mojego przyjaciela
- Chodź ze mną do basenuu. Proooszę.
- Dobrze wiesz ze nie umiem pływać i raz już się o tym przekonałeś - mówię widząc że Gil wzdryga się na wspomnienie sytuacji gdy poszliśmy nad morze a ja zaczęłam się topić.
- To ja cię nauczę. No chodź proszę.
- Dobrze ale daj mi pół godziny żeby się przebrała.
- Dobra to ja idę do salonu zawołaj mnie jak będziesz gotowa.
- Ok, a ty zmykaj
Po niecałych 30 minutach zeszłam na dół i zobaczyłam ciemnowłosego chłopaka śpiącego spokojnie na kanapie z telefonem w ręce.
-Heej. Gil wstawaj miałeś nauczyć mnie pływać- szepnełam mu do ucha lekko nim szarpiąc
- Jeszcze pięć minut tato...
- Żadne tato i żadne pięć minut. wstawaj teraz albo nici z basenu
- Już wstaje marchewko - zaśmiał się za co dostał ode mnie w głowę poduszką.
- A spadaj, idź się przebierze a ja idę na leżak.
Po kilku minutach czekania gdy zaczęłam zasypiać Gil pojawił się w drzwiach w kąpielówkach z ręcznikami o których zapomniałam
-To jak gotowa na naukę pływania z Gilbertem Blythem?
-No nie wiem. Ostatnio prawie mnie utopiłeś...
- Było minęło teraz będę cię trzymać i nie puszczać jeżeli coś będzie się dziać
- Obiecujesz doktorze Blythe?
-Obiecuje marchewko
Po około trzech godzinach taplania się w basenie ogarnęłam mniej więcej podstawy i nauczyłam się nurkować. Postanowiłam zrobić Gilbertowi mały prank i zanużyłam się na trochę dłużej pod wodą tylko co jakiś czas wynużająac nos i usta żeby zaczerpnąć tlenu. Słyszałam tylko nawoływania Gila który wyszedł z basenu
- Ej marchewko to nie jest śmieszne! Wychodź gdziekolwiek jesteś i powiedział że to był głupi żart
Postanowiłam się już z nim nie droczyć tylko wypłynąć na powierzchnię i go przytulić, lecz nie mogłam tego zrobić ponieważ moja stopa zaplątała się w jakiś sznurek i nie mogłam jej wyciągnąć. Zaczęłam niespokojnie poruszać się pod wodą tak aby Gil mógł zobaczyć gdzie jestem. Gdy mnie zobaczył od razu wskoczył do basenu i pomógł mi wyplątać nogę ze sznurka. Gdy nam się to wkońcu udało on od razu mnie przytulił szepcząc mi cicho do ucha:
-Boże Aniu nie wiesz nawet jak się o ciebie martwiłem. Zauważyłam ze po jego policzku spływa jedna łza otarłam ją delikatnie kciukiem trzymając w dłoniach jego bladą twarz.
-Hej. Popatrz stoje tutaj przed tobą i przytulam się do ciebie nic mi nie jest nie martw się już. Żyje i musisz się jeszcze trochę ze mną pomęczyć, nie opuszczę cię tak łatwo.
- Obiecujesz marchewko?- spytał patrząc mi prosto w oczy.
- Obiecuje doktorze Blythe. Na wszystkie czasy i na królową śniegu na jezioro ślniących wód.
Wtedy zauważyłam ze nasze twarze dzielą już tylko milimetry. Po kilku sekundach poczułam jego usta na swoich, bez zastanowienie oddałam jego pocałunek który był delikatny a zarazem zmysłowy. Całowaliśmy się do czasu aż nie zabrakło nam powietrza w płucach, odsuneliśmy się od siebie, a ja oparłam czoło o czoło Gilberta
- Wiesz marchewko? Kocham Cię. Kocham cię od momentu kiedy rozwaliłaś na mojej głowie tabliczkę kiedy nazwałem cię marchewką. Kocham ciebie całą, każdy milimetr twojego ciała, każdy ten pieg który przypomina mi rozsypany bo całej twarzy piasek- powiedział przejeżdżając kciukiem po moim policzku - Kocham każdy ten niesforny kosmyk twoich rudych włosów których tak nie nawidzisz, ja je uwielbiam. To wszystko tworzy jedyną w swoim rodzaju Anie której nie da się nie kochać. Kocham Cię, ja cię po prostu kocham - przysłuchiwałem się temu co mówi że łzami w oczach, ju nawet nie chciałam ich ukrywać i pozwoliłam im wypłynąć.
- też cię kocham Gilbercie. Kocham każdy kawałeczek ciebie. Twój cudowny uśmiech, twoja loczki, twój niesamowity charakter. Całego ciebie ze wszystkimi wadami i zaletami, że wszystkim co w tobie oryginalnego i co w tobie przeciętnego. Kocham cię... Naprawdę cię kocham - Gdy skończyłam to mówić znaczyłam nasze usta w długim i przyjemnym pocałunku.
-Więc marchewko. Uczynić mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?
- Oczywiście mój doktorku.
-Co ty na to żeby pociągnąć jeszcze przez chwilę ta szopkę pod tytułem: "Jesteśmy tylko przyjaciółmi"?- zapytał gdy wychodziliśmy z basenu
-Nie jest to taki zły pomysł, ale trudno będzie mi okłamywać Di
-Nie martw się nie będzie to trwało długi najwyżej 2 góra 3 dni. Dobrze?
-Dobrze. A teraz chodź zanim Diana i Jerry wrócą z galerii, chociaż po sianie to nie spodziewam się żeby prze najbliższą godzinę wrócili- zaśmiałam się wtulajac w bok mojego CHŁOPAKA.
-Idź się przebrać ja zamówię coś do jedzenia i oglądnięciu jakiś film.
-Dobra, tylko zamów pizze proooszę...
- Ta co zawsze - zapytał na co kiwnęłam tylko znacząco głową na tak
Po około 30 minutach siedzieliśmy już na kanapie oglądając Piękna i Bestię
-Kochanie- przerwałam ciszę pomiędzy naszą dwójką.
-Tak?
- Czy ta bajka nie jest piękna? Pokazuje nam że każdy może znaleźć partnera nawet osoba która nje grzeszy urodą lecz jest piękna z charakteru.
- Muszę się z tobą w pełni zgodzić. Ale niestety ja już znalazłem taką jedna dziewczynę jesteśmy razem i ona jest cudowna z charakteru jak i piękna na zewnątrz.
- O a kto to może znam ją?
-Może kojarzysz jest taka jedna Ania Shirley-Cuthbert
-Tak znam ją bardzo miła dziewczyna. Ja za to poznałam pewnego chłopaka ma piękny charakter i jest niczego sobie z wyglądu, znamy się w sumie już że szkoły lecz dopiero teraz zrozumiałam co do niego czuję. Nie wiem może go kojarzysz a może nie.
-Tak a kto to taki?
-Pan doktorek Gilbert Blythe
-Znam, bardzo miły gościu z niego- powiedział na co ja już nje wytrzymałam i wybuchłam śmiechem a zaraz po mnie zrobił to Gilbert
Skończyliśmy oglądać film i nawet nie wiem kiedy zasneliśmy
~~~
Więc tak oto jest 1040 słów. Nie wiedziałam nawet że tak potrafię.
O dziwo jestem dziwnie zadowolona z tego rozdziału pisze go o godzinie 1 więc mogą być w nim błędy pomimo że rozdział będzie jeszcze sprawdzany.
Do następnego, Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro