Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

04| wtrącenie problemów z mamą


Głupia baba od biologii. Wstawiła jej jedynkę za sprawdzian, bo uciekła z lekcji. Wzięła ją na środek klasy, kazała stanąć twarzą do wszystkich innych uczniów i zaczęła jej prawić kazania. Jaka to z niej uciekinierka, leserka i, w ogóle, nieudacznik i gówno. A na dokładkę dała jej obowiązkową pracę do zrobienia już na jutro.

Anna trzasnęła drzwiami. Zakręciła kluczami na palcu i ruszyła w stronę kuchni.

Miała ochotę złapać tę typiarę za włosy i wciągnąć do kanału.

AnnaMay, nie widzisz, że myłam podłogę? 

Anna westchnęła głośno i otworzyła lodówkę. Wiało pustkami, a w jej brzuchu głośno burczało. Zapomniała wziąć śniadania z domu, a nie miała kasy na nic ze stołówki.

— Nie widziałam.

Zamknęła lodówkę i zajrzała pod talerz na blacie.

— Znowu naleśniki? — jęknęła z grymasem.

— Przecież lubisz naleśniki — powiedziała jej mama i weszła do kuchni. W ręce trzymała mop, a włosy, jak zwykle po pracy, spięła w niską kitkę. Były trochę wilgotne u nasady. — Nic innego nie ma. Jedz to, co jest.

— To będę głodować — odparła i nalała sobie do szklanki wody z kranu.

— Dzwonił do mnie twój pan z kursu.

Anna już zaczęła wywracać oczami, jednocześnie pijąc wodę.

— Mówi, że cię wyrzucili.

— Dzięki Bogu — westchnęła Anna i odstawiła szklankę do zlewu.

Pozbyła się jednego tyrana z życia.

— AnnaMay, zapłaciłam za ten kurs sześćdziesiąt dolarów — powiedziała kobieta z wymuszonym spokojem.

— Nie prosiłam cię o to — odparła Anna i minęła ją, żeby pójść do swojego pokoju.

— Chciałaś mieć prawo jazdy — zawołała kobieta, odwracając się gwałtownie w jej stronę. — To zrobiłam, co mogłam, żebyś je dostała.

Ale nie chciałam iść na żaden głupi kurs! — krzyknęła, zatrzymując się. — Ten instruktor jest okropny, mówiłam ci!

— Ale ma cię czegoś nauczyć. Czy tak ciężko wytrzymać z nim dwie godziny raz w tygodniu?

— Tak! — krzyknęła Anna, unosząc ręce. — On jest psychiczny! Nawet nie mam czasu, żeby chodzić na te kursy, ciągle się spóźniałam, a on mnie przez to wyzywał. Mówiłam ci, to nie słuchałaś.

— Tak i mówiłaś, że spóźniałaś się przez własną głupotę.

— To nie moja wina! Gdybyś załatwiła mi ten kurs gdzieś bliżej szkoły, nie musiałabym biegać z jednego miejsca do drugiego jak nienormalna.

— Gdybyś przestała wydawać pieniądze na pierdoły, to może i mogłabym!

— To po co w ogóle zapisałaś mnie na ten kurs? Mówiłam ci, że to bezsensu to też nie słuchałaś! Chciałam podręcznik i jazdy!

— No, teraz możesz być szczęśliwa, bo nie dostaniesz nic — odparła kobieta, rozkładając ręce. — Załatwiłaś sobie, to masz. Pieniądze wyrzucone w błoto.

Mamo! Za miesiąc miałam zdawać egzamin!

Anna nienawidziła tego, jak nagle poczuła, że oczy pieką ją od wstrzymywanych łez.

— Nie obchodzi mnie to. Nie będę znowu marnować pieniędzy. Mam lepsze wydatki.

Anna parsknęła.

— Wino i papierosy?

Matka spojrzała na nią, a jej twarz kompletnie skamieniała. Anna odwróciła wzrok. Nienawidziła tego.

Hej, nie zarabiasz własnych pieniędzy, to nie będziesz mnie rozliczać. To nie są twoje pieniądze. A ja nie muszę ci nic dawać. Masz wszystko, czego chcesz! A ty nic tylko; mamo, przelej hajs, mamo, przelej hajs, mamo, przelej hajs... A co ty dajesz od siebie, Annamay?!

Nienawidziła tego. Nienawidziła tego. Nienawidziła tego. Nienawidziła tego. Nienawidziła tego.

— No, dzięki za dawanie mi tego skrajnego minimum — rzuciła piskliwym głosem i odchrząknęła. — Ty przynajmniej nie musisz siedzieć w tej okropnej szkole od siódmej do szesnastej! Nie męczysz się z nauką po nocach! Ani z okropnymi nauczycielami, którzy się nade mną znęcają!

Kobieta zaśmiała się.

— Przestań, Annamay — parsknęła i pokręciła głową. — Kiedy ja chodziłam do szkoły, musiałam klęczeć na worku z grochem, trzymając wielką donicę nad głową. Nie mów mi o szkole, bo nie masz pojęcia, co ja musiałam znosić. A po szkole co? Praca w polu!

— Tak, ale ty się nawet nie starałaś! — przerwała jej histerycznie. — A ja chcę robić w życiu więcej niż ty!

Kobieta westchnęła i uniosła wzrok na sufit.

— Dla ciebie robię wszystko, co mogę. Myślisz, że tak łatwo zarabia się na twoje głupie kosmetyki, których potrzebujesz co miesiąc?

— Łatwiej byłoby, gdybyś nie kupowała tyle papierosów.

Matka gwałtownie złapała ją za ramię.

Przestań już — powiedziała stanowczo i ją popchnęła. — Idź do swojego pokoju. Skończyłyśmy.

Jesteś okropna! — zawołała. Otworzyła gwałtownie drzwi, a one odbiły się od szafki i uderzyły ją. Zignorowała to i weszła do środka.

— Podziękuj sobie za koniec kieszonkowego — odparła jej matka i już stała przy oknie, odpalając papierosa. — Nawet nie próbuj do mnie pisać o pieniądze.

— Nienawidzę cię!











oceeeńcie zachowanie obu kobietek

żadna nie jest ani do końca zła, ani do końca dobra







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro