Rozdział 7 Dorośli nie muszą o wszystkim wiedzieć...
- Kochana pójdź ze mną...
- Dobze plose pani, ale najpielw muse się spytać mamusi cy mi poswoli...
Kobieta wykrzywiła się choć dziewczynka nie zdążyła zapmiętać jej twarzy.
Mała natomiast się przebudziła i z samego rana pobiegła do sypialni rodziców.
- Mamusiu! - krzyczała. - Jakaś miła pani chciała zebym z nią posła. Ale ja jej powiedziałam zeby pocekała. Powiedziałam, ze muse spytać się mamusi! To moge pójść?
- Jak ta pani wyglądała kochanie? - odparła sennie młoda kobieta w włosach o barwie miedzi przeplatanej czerwinią.
- No nie do końca widziałam. Ta pani stała za słoneckiem. A ono strasnie raziło!
- Dobrze kochanie pójdziesz, ale najpierw zamknij oczy.
Dziewczynka wykonała swoje "zadanie". Po chwili runęła na podłogę, a jej matka podniosła ją i zaniosła do łożka.
- Znowu to samo - stwierdziała przy mężu. - Boje się o nią. Złe siły będą się nią interesować, jeśli już tego nie robią. Nie chce by stało się jej coś niedobrego... Nie chce by kontynuowała tą znajomość. Nie ważne kim Ona jest. I jak dobra dla niej nie jest.
- Masz racje skarbie - odparł mężczyzna. - Ale i tak wiesz, co się stanie. A ona sobie poradzi. Uwierz mi. Nikt jej nie zdoła pokonać. Przynajmniej na słowa. Świetnie wiesz jaką jest gadułą.
Kobieta uśmichnęła się lekko i zaczęła przygotowywać śniadanie. Trzeba było odwieźć małą do przedszkola.
***
- Ana? Jesteś na dole? - spytała zaspana Ann schodząc ze schodów w sobotni poranek.
- Tak, robie jajecznicę. Zjesz?
- Pewnie, że tak! - odparła czując wielki głód. - Właśnie, dziwny miałam dzisiaj sen... - stwierdziła i opowiedziała całą historię.
Kiedy tylko skończyła popatrzyła na opiekunkę. Stała nieruchomo nad patelnią. Głowę miała pochyloną. Rudowłosa wiedziała, że coś jest nie tak.
- Zrobiłam to specjalnie. Nie wiedziałam kim jest ta kobieta. Nie chciałam cię narazić. A co by było gdybyś zgodziła się bez pytania mnie? W Anthie jest dużo potężnych ludzi, którzy tylko czychają na twoje życie. Dali by wszystko byle by tylko zająć miejsce twojej rodziny...
Dziewczyna nie odpowiedziała. Była zbyt przerażona wypowiedzią opiekunki. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, że ktoś będzie chciał zająć jej miejsce. Wstała i podeszła do Anastazji, która nadal była lekko oszołomiona. Jednak pomimo tego nie była zła, tylko zaskoczona.
- Ja dokończę - odparła i zaprowadziła blondynkę do wyspy kuchennej, by tak usiadła i poczekała na śniadanie. Ana wkońcu przestała farbować włosy na kolor miedzi jak to robiła przez ostatnie kilkanaście lat.
Kiedy obie zaczęły jeść, Annie nie mogła nie zauważyć niepewnych ruchów opiekunki.
- Spokojnie. Narazie nic mi nie grozi. Rozumiem do czego byłaś zmuszona. Nie tłumacz się tylko jedz.
Kobieta tylko uśmiechnęła się, a Ann poleciała na pierwsze piętro obudzić Brada by ten, który jako jedyny miał doczynienia z etykietą zaczął uczyć dziewczynę.
Całe dwie godziny później siedzieli już na sofach na piętrze i omawiali zupełnie nie zrozumiałe dla dzkewczyny rzeczy.
***
Ann właśnie odepchnęła falę wody, która na nią nacierała. Kolisty, pewny siebie i płynny ruch pozwolił dziewczynie na ujarzmienie żywiołu. Falę zmieniła w zwykłe krople, które opadły do basenu. Rudowłosa skupiła się. Sięgnęła do głębi serca, a w jej rękach pojawiła się ognista kula. Przeciwnik, czyli Anastazja, runęła na ziemię, a Sky'ówna zawirowała ze szczęścia w powietrzu. Wylądowała na płaskim podłożu w wyrafinowanej pozie zwycięstwa, jak zwykła na nią mówić.
Czerwono włosa podbiegła do kobiety i pomogła jej wstać. Teraz ćwiczyły podstawowe żywioły dziewczyny. Magię ziemii wykorzystywała do przesadzania kwiatów, gdyż żaden jej opiekun nie umiał się posługiwać tym żywiołem.
- Co raz lepiej księżniczko - odparła kobieta, która od nie dawna była czarnowłosa.
- Dziękuję, ale to tylko wasza zasługa. Co na obiad bo jestem strasznie głodna? - spytała pomijając etykietę.
Obie ćwiczyły ponad godzinę tylko samą magię oginia. Zaklęcia męczyła dwie godziny, dworskie maniery, w tym sytuację polityczną i savor a vivr, drugie dwie. Teraz natomiast dochodziła czternasta, a śniadanie jadła o dziewiątej. Każdy na jej miejscu byłby głodny.
- Nie wiem - odparła kobieta, prawie cały dzień ćwicząca z następczynią.
Była pierwsza sobota czerwca, a Ann zostały już tylko trzy tygodnie na Ziemii. Było jej smutno z powodu braku możliwości odwiedzenia tych wszystkich pięknych miejsc, w których jeszcze nie była, ale także i tych, do których by ponownie wróciła. Niestety nie miała, aż takiej mocy by przenosić kilka osób w dwie strony. Nie chciała jej tracić też z powodu portalu. Nie wiedziała czy pomoże jej zagadkowa bogini Kai, czy tylko umożliwi przejście, a energię będzie miała dostarczyć dziewczyna.
Co do niej i Mike'a, nadal chodzili, a szkolne koło dziennikarskie, robiące gazetkę wypisywało:
"Najnowsza sensacja w życiu najpopularnejszych osób w szkole!
Mike McWinster, szkolny podrywacz i łamacz serc chodzi z naszą najładniejszą Cheerleaderką - Anną Sky już od trzech miesięcy! Jest to rekord jeżeli chodzi o blondyna. Ann nie miała ponoć drugiej połówki, więc tym bardziej interseujący jest fakt jej pierwszego związku. Dodamy także owa para przez siedem lat nienawidziła się. Czy niedaleko od nienawiści jest miłość? Możliwe, jednak redakcja dziwi się jak ta dziewczyna zdołała zatrzymać Mike'a. Większość uczennic naszej szkoły twierdzi, że mu zapłaciła, dosypała czegoś do picia, odurzyła, zahipnotyzowała albo to Mike ją przekupił. Reszta dzieczyn nic nie uważa, chcą jedynie aby McWinster zerwał z Sky i chodził tylko z nimi. My jednak życzymi im wszystkiego dobrego i będziemy nadal relacjonować ich poczynania."
Nie męczyło to dziewczyny. Wręcz przeciwnie: raczej uważała to za zabawne i niektóre opisy porównywała z prawdą. Poza tym musiała się przyzwyczaić do takich nagłówków, bądź jeszcze bardziej śmiałych, kontrowersyjnych, nie będących prawdą albo obraźliwych. Jako następczyni tronu musiała być silna. Nie mogła pozwolić sobie na chwile niepewności lub strachu. Musiała mieć dystans. Do siebie, ale także do innych spraw, z którymi się na przykład nie zgadzała.
Co raz więcej wiedziała o polityce. Nawet lubiła niektóre wybryki, prawa, immunitety... Musiała nawet je znać. Administracja, podział na cesarstwo elfickie, resztę królestwa, hrabstwa, margrabstwa, księstwa... To było interesujące uczyć się o własnym kraju, o którym wcześniej nie miała pojęcia. Wygłaszanie mów, etykieta. Tak etykieta to było coś, co ją satysfakcjonowało. Te wszystkie zasady, używanie sztućców, chusteczek, ukłony, dygnięcia, zasady wymowy, pokazywanie swojej osoby od jak najlepszej strony jednocześnie prezentując się dumie i pewnie. To było pasjonujące! Ann uwielbiała to pomimo swoich niedociągnięć, które nadal występowały jak u każdego, kto uczyłby się przez trzy miesiące.
- Wreszcie jedzenie! - ucieszyła się dziewczyna kiedy wreszcie usiadła przy stole i zobaczyła talerz przed sobą.
Wypełniony był po brzegi ryżem i polany sosem słodko-kwaśnym. Ann uwielbiała egzotyczną kuchnie, zwłaszcza, że to Brad zawsze gotował co trudniejsze dania. Jednak to nie wymagało umiejętności. Zrobił je by odciążyć żonę pomagającą rudowłosej czternastolatce, będącej jego oczkiem w głowie.
Sky zjadła obiad i poszła na górę do swojego pokoju. Wyciągnęła księgę zaklęć, choć teraz nie nazwałaby jej tak. Raczej opisywała podstawy życia na Anthię. Kulturę, sztukę i monarchię. Zaklęcia i uroki były tutaj na drugim miejscu, a i tak nie było ich wiele. Lektura tak wciągnęła dziewczynę, że nie zdąrzyła nawet zauważyć kiedy minęły dwie godziny.
Chwile później rozległo się pukanie do drzwi.
- Kto tam? - spytała dziewczyna brutalnie odciągnięta od czytania.
- To ja, Anastazja - odparł głos z korytarza. Ona zawsze szanowała prywatność Ann, tak samo jak Brad.
- Wejdź.
- Witaj królewno - odparła bez dygania czy ukłonów. Już dawno ustalili, że tutaj na Ziemii nie muszą tego robić. - Ja i Brad zarezerwowaliśmy miejsce w spa. Chcieliśmy ci powiedzieć...
- Wiem, wiem jedziecie bezemnie. Okay jedźcie. Poradze sobie. - Ana odpuściła, a dziewczyna już realizowała swój niecny plan.
Półgodziny później w domu Sky'ów było prawie całe miejscowe liceum i dwie najstarsze klasy podstawówki. Muzyka grała głośno, a po kątach... Cóż robili co chcieli. Jedni się całowali, inni tańczyli, a jeszcze inni pływali w basenie. Samowolka. Jednak nie przeszkadzało to czternastolatce, byleby nie potłukli czegoś.
Takie imprezy nie były nowością u Ann. Często starsi od niej prosili o udostępnienie domu na jedną noc. Tak właściwie dziewczyna zdobyła sławę. Jednak tym razem ona sama urządziła zabawę. Tym razem chciała pożegnać Ziemię, a najlepiej wychodziło to w taki sposób.
Kiedy muzyka grała, a uczestnicy zaczęli zajmować się sobą albo tańcem Ann miała chwilę wytchnienia. Odeszła od salonu, odpowiednio uprzątniętego, by znaleźć Mike'a. Widziałam jak wchodził, ale nie widziałam jak wychodził -myślała. Zaczęła sobie przypominać, w którą stronę poszedł jej chłopak zaraz po tym jak mrugnął do niej na przywitanie i zniknął w tłumie. Niestety rudowłosa nie miała dużo czasu na zastanowienie. Nagle jej oczy zostały zasłonięte przez jakąś szmatkę. Osoba, która to zrobiła popchnęła ją. Ann zrozumiała, że ma iść do przodu. Gdyby tylko mogła odwróciła by się i strzeliła kulą ognia, ale tam było za dużo ludzi. Za dużo niewinnych ofiar. Za dużo ryzykowałaby, nawet własne życie.
Dziewczyna szła i szła. Domyślała się iż muszą być na dachu. Takie było jej przypuszczenie odkąd chłodny wiatr delikatnie musnął jej twarz. Jej włosy rozwiały się do tyłu, a nastolatka oddychała pełną piersią. Zupełnie jakby nie było porywacza i chustki zawiązanej na jej oczach. Jednak ku jej zdziwieniu i ta została zdjęta zaraz po przyjściu na dach. Kiedy tylko otworzyła oczy przyjemności odsunęła na bok, a następnie odwróciła się do osoby, która ją tu przywiodła. Już miała przysmażyć tego kogoś, jednak szybko się opamiętała. Przed nią stał Mike McWinster we własnej osobie.
- Mike? - spytała niewierząc własnym oczom. - Po co to zrobiłeś?!
- Ciszej... - uspokoił ją. - Chyba nie chcesz, żeby ktoś nas usłyszał? Przepraszam, ale nie było innego wyjścia. Kiedy tylko przyszedłem zacząłem mówić, że zamierzam zabrać cię na dach. Nikt nie miał pretensji. Wszyscy świetnie się bawią na dole. Chciałem pogadać... - odparł w końcu. Dziewczynę powoli zaczęła bawić delikatna plątanina zdań. Jednakże była też nudząca.
- O czym? - spytała jak małe dziecko.
- O twoim powrocie [przyp. aut. Powiało grozą...]. Ana i Brad nie chcieli ci tego mówić. Powrót to nie przelewki. Wtedy zostaje przeprowadzony pewien rodzaju test. Sama planeta go wywołuje. Kiedy ktoś wraca Anthię wysyła potwora, by sprawdził umiejętności powracającego. Dlatego dużo ludzi boi się wysłać dzieci bez magii, czy kogokolwiek dalej niż w odrębie prowicji. Nie wiadomo kiedy potwór zaatakuje i czy to zrobi...
- Wiadomo czym jest ten potwór?
- I właśnie to jest najgorsze... Nikt nigdy nie umiał go opisać. Niektórzy podejrzewają, że to stworzenie ma duszę, ale ciało zrobione jest z różnych rzeczy w zależności od osoby i tego czego się boi. Do tego nikt ci nie będzie pomogał, a Ana i Brad nie przejdą razem z tobą. Moja matka twierdzi, że skazono ich na banicję. Ale dlaczego? Tego już powiedzieć nie chciała...
- Dziwne, ale co zrobisz? Nawet jeśli mam przejść przez portal sama, zrozumiem. Zrozumiałabym! Nie pojmuje jednak dlaczego sami mi tego nie powiedzieli?! Nie rozumiem! Bali się? Nawet jeśli będę królową to nie skazałabym ich za coś takiego! Ech...- westchnęłam lekko rozdrażniona. - Coś jeszcze?
- Tak.
- No to mów. - Ann próbowała wczuć się w role następczyni tronu, ale średnio jej to wychodziło z powodu nadmiaru złych emocji.
- Chodzi o to, że twoi rodzice, para królewska... Oni myślą, że... - mówił powoli, akcentując każdą sylabę bardzo starannie. Dobrze przeciągał wyjawienie prawdy.
Ann nie chcąc mu przeszkadzać popatrzyła na niego wyraźnie dając do zrozumienia by kontynuował. On tylko głośno przełknął ślinę i szybko powiedział:
- Oni uważają, że nie żyjesz.
- Że co?! - spytała oszołomiona.
- Kiedy Andromena cie porwała, Anastazja i matka Brada uwięziły ją na wyspie więziennej, na której ograniczono używanie magii do zera. Jednak nie wiedzieć jak ona wydostała się. Wróciła do Stolicy i poinformowała o wszystkim. Zarządzono żałobę. Andromeda opowiedziała o tym jak opętał ją ktoś, komu zależało na władzy. A po całym zajściu wstąpiła do świątynii Kai i została kapłanką. A od niedawna nawet arcykapłanką.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Moja mama prenumeruje czasopismo Czas Anthię. Tam było wszystko opisane.
- Ech... Nic mnie już nie zdziwi. Jednak mimo wszystko będę musiała udowodnić parze królewskiej, że jestem ich córką.
- Spokojnie, napewno ci się uda - powiedział obejmując dziewczynę.
Oboje zeszli na dół i usiedli na jedej z nieschowanych sof.
- Wiem - powiedziała rudowłosa i położyła głowę na jego ramieniu.
***
O godzinie siódmej rano Ann już była na nogach, pomimo tego, że poszła spać o trzeciej nad ranem. Ktoś jednak musiał posprzątać bałagan po imprezie. Takie były konsekwencję ich robienia. Dodatkowym minusem było to, że samemu się to robi.
Po zejściu na dół, zjedzeniu śniadania i ubraniu się Ann postanowiła wziąć się za porządki. Miała na to około jedenaście godzin. Dużo dla niektórych, ale dla rudowłosej to był koszmar. Zaczynając od samej góry prezentowało się to mniej więcej tak: dach - czysto, zero ustawiania mebli; drugie piętro - sprzątanie butelek i rzadziej papierów, dużo ustawiania; pierwsze piętro - plamy po ponczu, piwie przyniesionym przez licealistów i czegoś czego nie udało się zidentyfikować, mało ustawiania; parter - papiery, butelki i wiele więcej, basen, bardzo, bardzo dużo ustawiania.
Dziewczyna wzięła kosz na śmieci spod zlewu i poszła na drugie piętro. Wolała zacząć od góry, gdzie było mniej śmieci. Chciała okłamać podświadomość, że więcej zrobiła.
Gdy tam się znalazła usłyszała dzwonek do drzwi. Westchnęła głeboko i przewróciła oczami z frustracji. Miała właśnie sięgać po ostatni papier! Jednak nie chciała by osoba za drzwiami czekała. Wiedziała, że to nie Ana i Brad, mimo tego nadal się bała.
Po zejściu na dół i krzyczeniu "Prosze poczekać! Już idę!", w kierunku drzwi, nacisnęła po klamkę, a przed nią stanął Mike.
- Cześć. Co ty tu robisz? - zapytała szczerze zdziwiona. Zwłaszcza, że to on pod presją pięciu licealistów wypił kilka szklanek piwa i nalegał by zabawa jeszcze trwała.
Ann strasznie się zaczęła martwić.
- Chciałem ci pomóc w sprzątaniu. Wiesz troche mi głupio za to piwo, krzyczenie i co tam jeszcze robiłem. Muszę odreagować...
- Nigdy nie piłeś... - zaczęła wcześniej zapraszając go do środka. - I błagam do przynajmniej kilku miesięcy przed osiemnastką nie próbuj znowu...
- Mam nadzieję, że mi się uda... No to gdzie zaczynamy? - powiedział lekko zachrypnięty, ale, o dziwo, pełen energii.
- Chyba miałeś na myśli "gdzie TY zaczynasz"? Weź wiaderko, gąbkę, nasyp tam proszku do prania i chodź na górę.
Chwilę po wyznaczeniu zadań Mike miał przygotowane zajęcie, Ann powoli przesuwała na swoje miejsce meble, a dom wyglądał jakby nigdy w nim nie było żadnej domówki. Brud i czas znikał w miłej atmosferze bez magii. Na tym najbardziej zależało dziewczynie. Chciała oszczędzać siły, zwłaszcza na przejście. Nadal nie miała pojęcia czy ktoś pomoże jej przejść, czy może sama będzie musiała zużyć troche energii.
Kiedy wybiła godzina jedenasta oboje poczuli głód. Ann wynosząc pełne wiaderko śmieci przy okazji zajrzała do lodówki. Znalazła tam piersi z kurczaka kupione dzień wcześniej z myślą o obiedzie. Dziewczyna wyjęła mięso, umyła dokładnie dłonie, a później piersi. Wyjęła jajka, bułkę tartą i przygotowała panierkę. Kwadrans później oboje z Mike'iem jedli prowizoryczny obiad. Chwile odpoczęli, ale nie mogli sobie pozwolić na za wiele. Musieli wracać do pracy.
Po całym dniu spędzonym na przestawianiu mebli, sprzątaniu i śmianiu się byli zmęczeni. Bardao zmęczeni. Dochodziła godzina osiemnasta. Godzina powrotu opikunów. Jednak Ann nie bała się, jak zazwyczaj dom był posprzątany i zadbany, w mniej więcej podobnym stanie w jakim został pozostawiony.
Pomimo to dziewczyna nie chiciała słuchać pochwał. Wolałaby się położyć spać. Od razu wcieliła ten plan w życie. Poszła się umyć, a po powrocie weszła do kuchni i napisała, krótką, ogólnikową kartkę. Dorośli nie muszą o wszystkim wiedzieć...
Drodzy opiekunowie,
Dzień minął mi dobrze. Widziałam się z Mike'iem. Poszłam spać. Nie budźcie mnie! Obiad macie w lodówce.
Dobranoc,
Ann
___________
Mój ostatni leń został przezwyciężony i tak oto powstał ten rozdział. Nooooo cóż wiem, że miał być wcześniej, ale miałam wesele, poprawiny, a na powrocie wpadliśmy do przyjaciół rodziców i nie miałam kiedy dokończyć i gdzie podładować tableta. Mam nadzieje, że się usprawiedliwiłam. A po za tym dziękuje za wszystkie gwiazdki i przeczytania. Tych drugich jest aż 107! Jesteście wielcy!
Enigma :*
[Aktualizacja]: Poprawione :) Rozdział miał być opublikowany razem z innymi, ale stwierdziłam, że nie będę was męczyć czekaniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro