Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 Prawdziwa prawda

Ann leżała na łóżku i jadła lody, które znalazła w zamrażalniku. Nie wiedziała dlaczego, ale nigdy nie miała chrypki, bądź bolącego gardła przez za szybkie ich zjadanie. Nie wiedziała też dlaczego naszła ją ochota właśnie na nie? Zazwyczaj robiła to gdy była smutna. Ale zjadła już dwa opakowania!

Gdy skończył się film, który oglądała, wyniosła puste pudełka do śmieci. Jak wróciła na górę od razu sięgnęła po telefon. Szukała go po całym pokoju. Okazało się, że był w łazience. Ktoś do niej napisał. Odblokowała go i kliknęła na ikonę wiadomości.

Betty: 1 nieodczytana wiadomość

Kliknęła na nią i pojawił się tekst:

Betty: Jak tam Sky? Ja już wróciłam do domu. Mike mnie odprowadził! Było cudownie! Chodziliśmy w świetle księżyca, przytulaliśmy się. A on dał mi całusa w policzek! Włącz cokolwiek to opowiem ci wszystko ze szczegółami!

Rudowłosa nie miała ochoty nad rozmawianie z nią o Nim, nawet jeżeli była jej przyjaciółką. Zdenerwowała się i popatrzyła w lustro. Jej czerwone włosy powędrowały w górę i jakby się paliły, a tęczówki nie miały tego błękitu co zawsze i nie sprawiały wrażenia przelewającej się przez nie wody. Były tego samego koloru co włosy. Widziała w nich ogniska, palące się tak żywo, że przez chwile myślała iż rzeczywiście rodzice wrócili do domu i rozpalili takie same, a to co odbijało się w jej oczach było obijane przez lustro.

Popatrzyła na ręce. Na prawej nic się nie zmieniło. Na lewym nadgarstku delikatnie świeciło się jej znamie w kształcie serca. Wewnątrz dłoni palił się ogień. Ann szybko odkręciła kurek z wodą - co nie było łatwe gdyż była lewo ręczna - i podstawiła rękę pod strumień wody.

Uspokoiła się. Włosy nie paliły się i normalnie opadały na ramiona, i plecy. W dłoni nie miała płomienia, ani popiołu, ale na wszelki wypadek zostawiła trochę wody w umywalce. Popatrzyła w stronę lustra. Tęczówki znów były niebieskie. Ale nie takie same jak wcześniej, ich kolor teraz był mocniejszy. Wręcz emanowały niebieskim światłem.

Sky popatrzyła na włosy, delikatnie falowały w powietrzu jakby wiał wiater, lecz wszystkie okna były zamknięte. Na końcówkach zaczęły pojawiać się granatowe pasemka. Znów spojrzała na lewą dłoń. Znamię było niebieskawe, a na dłoni nic nie było. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i nachyliła się nad umywalką.

- Aaaa! - krzyknęła, ponieważ woda niedaleko kranu unosiła się w powietrzu.

Po wydanym przez siebie odgłosie, ciecz powróciła na swoje miejsce. Ann postanowiła iść spać i pomyśleć nad tym co się wydarzyło.

***

Była w jakimś miejscu wysoko położonym. Spojrzała w dół. Pod nią rozciągały się cudne doliny pełne zieleni i drzew. Podniosła głowę i zobaczyła osiem tronów ustawionych w okręgu. Na prawie każdym siedziała jedna osoba. Tylko dwa trony były puste - czarny najprawdopodobniej z obsydianu i złoty ze żłobieniami wypełnionymi fioletową cieczą. Na pierwszym położona była czarna płachta.

Każda z osób siedzących miała inny kolor tronu i maskę na twarzy. Pierwszy od tego złoto-fioletowego był czerwony i siedział na nim postawny mężczyzna trzymający za rękę kobietę obok. Jej tron był błękitny. Oboje uśmichali się do Ann. Dalej był brązowy tron, który oplatały jakieś liany. Na tym też siedziała kobieta. Później był tron z lodu, a nim siedział mężczyzna najwyraźniej znudzony jej obecnością. Najwyraźniej nie przypadli sobie do gustu.

Dalej były trzy trony: przezroczysty, złoty z różnokolorowymi zdobieniami i ten obsydianowy. Dziewczyna siedząca na tronie błękitnym wstała i zaczęła:

- Witaj Anno. Długo na ciebie czekaliśmy lecz to nie tutaj jest twoje miejsce. - Wstała i wskazała na drzwi pomiędzy obsydinowym, a złotym tronem, które dopiero teraz tam się pojawiły.

- Tam kryje się twoja przyszłość...

Gdy przez nie przeszła ukazały jej się dwie postacie na dwóch tronach. Ten po prawo był srebrny i siedział na nim mężczyzna o takich samych włosach, lecz nie wyglądał staro. Drugi był czysto złoty i siedziała na nim kobieta, ale rudowłosa nie widziała jak wygląda, ponieważ za nią świeciło słońce.

- Witaj drogie dziecko, dawno cię nie widziałam. Robisz duże postępy w nauce czegoś więcej niż nudnych obliczeń matematycznych. Odkryłaś prawie wszystko co umiesz, ale o tym na końcu. Za nie długo się dowiesz czegoś więcej od przyjaciela lub przyjaciółki, ale tylko jedno z nich wie. Z tego co wiem, będziesz dobrze wyglądać w blondzie... - Jej głos cichł, a Ann mimo dziwnie zawiłego języka rozumiała więcej, niż myślała. Nadal pozostawało wiele pytań.

***

Sky obudziła się. Pobiegła szybko do łazienki. Stanęła przed lustrem, zaczęła myć swoją twarz i zastanawiała się nad słowami kobiety, którą widziała w śnie. Naprawdę chciała zobaczyć się w blond włosach. Trudno było sobie to wyobrazić, ale jednak otworzyła oczy i przeraziła się tym, co zobaczyła. Zamiast siebie była tam jej siostra bliźniaczka, której oczywiście nie miała, z blond włosami. Zamknęła oczy i chciała mieć swój dawny kolor włosów. Znów spojrzała w lustro i odetchęła z ulgą. Znów była tam piękna czerwonowłosa dziewczyna o ślicznych błękitnych oczach. Ann postanowiła narazie nie bawić się tą mocą, gdyż mogła być na tyle niebezpieczna, że mogła nie wrócić do swojej postaci.

Zeszła na dół by zjeść śniadanie. Po umyciu talerza poszła się przebrać i ruszyła na przystanek. Gdy tam dotarła włożyła słuchawki do uszu i włączyła pierwszą piosenkę na ulubionej playliście. Nagle zauważyła ruch po swojej prawej stronie. Obróciła szybko głowę i zobaczyła przyjaciółkę z Nim! W jednej sekundzie całe szczęście z niej uleciało i wypełniło ją aż się wylewało jednocześnie. Po co przyszła akurat tutaj? Wsiadłaby przecież za dwa przystanki.

Świetny dzień nam się szykuje - pomyślała.

Gdy autobus przyjechał rudowłosa usiadła obok jakiegoś chłopaka od Sportowców, gdyż jej miejce zostało chamsko zajęte. Za nimi usiedli Mike i Betty. Przez całą drogę migdalili się, "szeptali" słodkie słówka, które i tak słychać było na cały autobus. W końcu nie wytrzymała. Też chciała mieć drugą połówkę. Pod wpływem zdenerwowania i desperacji zaczęła flirtować z chłopakiem obok, którego siedziała. Mrugała zalotnie i zerkała na niego od czasu do czasu aż dojechali do szkoły. Wtedy wyszła jako pierwsza opuszczając rozanielonego chłopaka, "którym zainteresowała się sama Anna Sky - Najlepsza Laska W Szkole" jak później go nazywano. Na pożegnanie rzuciła mu tylko takie spojrzenie, po którym ślina zaczęła lecieć mu po brodzie. Na ten widok Ann uśmichnęła się i pobiegła swojej do szafki by wziąść książki.

***

Był już środek marca, a dokładniej dwudziesty pierwszy. Ann jak co roku wybierała drogę przez las by w pierwszy dzień wiosny przywitać ją. Szła do polanki, na której spędzała chwilę aby podziwiać piękno natury. Myślała o Mike'u i Betty, chodzili ze sobą ponad miesiąc, a to rekord jeśli chodzi o McWinstera. Właśnie weszła na polankę i zobaczyła nikogo innego jak chłopaka swojej przyjaciółki, który siedział na jednym z dwóch powalonych drzew. Wiedziała, że to nie może być przypadek. On musiał się na nią zaczaić. Tylko po co...?

- Hej Sky? Jak tam u ciebie? - zaczął tonem jakby właśnie się na nią doczekał, a Ann usiadła na przeciwległym drzewie.

- Cześć. U mnie nic ciekawego - stwierdziła obojęnie.

- A ja natomiast twierdzę troszeczkę inaczej. - Chłopak zainteresował Ann swoją odpowiedzią.

- Co w takim razie twierdzisz?

- Twiedzę, że jesteśmy do siebie bardzo podobni, naprzykład jak... DWIE KROPLE WODY. - Trzy ostatnie wyrazy mocno podkreślił, a dziewczyna przypomniała sobie incydent z ogniem i wodą u siebie w łazience.

Jej twarz natychmiast stała się bardziej powściągliwa i pełna przerażenia. On musi coś wiedzieć - chodziło jej po głowie.

Chłopak natomiast nie stracił swojego szarmanckiego uśmiechu. Wręcz przeciwnie uśmiechał się jeszcze bardziej. Wiedział, że trafił w czuły punkt. Mimo tego starał się zachować kamienną twarz jak uczył go jego ojciec.

- Nie jesteśmy przecież rodziną - odparła dziewczyna starając się wybrnąć i odrzucić od siebie wszystkie domysły.

- Nie, rzeczywiście nie jesteśmy, chodziło mi raczej o pochodzenie... - Ciągnął dalej czekając na jej pierwszy błąd, potknięcie.

- O co ci chodzi? Oboje urodziliśmy się tu, w Long Lake - kłamała.

Po tym jak udało jej się wyczrować płomień, albo jakkolwiek to zrobiła, wahała się skąd tak naprawdę pochodzi. Ludzi, którzy potrafią czarować nie ma na Ziemi, a przynajmniej nie rodzą się na niej. W takim razie jak tak naprawdę nazywa się miejsce, z którego pochodziła?

- Dobrze wiesz, że kłamiesz. Teraz nie masz zielonego pojęcia kim jesteś - powiedział jakby czytał jej w myślach.

- Jeśli kłamie to powiedz mi skąd niby jesteśmy.

- Z Anthie... - stwierdził beztrosko.

- To jakiś nowy stan? Miasto? Kraj w Europie, Azjii, Afryce lub Australii? - spytała udając, że nic nie wie o rzeczach niezwykłych takich jak czary, bądź o cokolwiek co miało związek z tą Anthie.

- Anthie to planeta, na której magowie żywiołów tacy jak ja i ty się rodzą, rozwijają i umierają. Każdy mag na począku włada dwoma żywiołami, podstawowym określający jego charakter i podrzędnym dopełniającym go. Rzadko się zdarza, że mag od początku kontroluje dwa przeciwne sobie żywioły. My naprzykład tak umiemy. Władamy ogniem i wodą w tej kolejności. - Dziewczyna wybałuszyła oczy ze zdziwienia.

Jak to my? - nie potrafiła tego dociec.

- Po pierwszę udowodnij, że jesteś magiem, po drugie powiedz skąd wiesz co kontroluję - powiedziała w końcu ujawniając się. Dopiero po chwili zdała sobię z tego sprawę.

Mike natomiast uśmiechnął się jeszcze szerzej, w co nikt by nie uwierzył. Siedział zadowolony. Wreszcie Ann się potknęła. Wiedział, że już wygrał. Nie był pewien jak długo dziewczyna pociągnie tą gierkę, ale szybko się nią znudziła.

- Dobrze. Skąd wiem co kontrolujesz? Magowie, którzy się rodzą tego samego dnia otrzymują te same żywioły. Proste nieprawdaż? Pamiętasz nasze daty urodzenia? Naprzykład wtedy gdy czytałaś z umysłu swojej najlepszej przyjaciółki jak z otwartej księgi. - Dziewczyna kiwnęła na tak zanim usłyszała ostatnie zdanie.

Mike wzbudził w niej poczucie winy. Nawet jeśli nie miała złych intencji i dopiero poznawała swoją nową moc, chciała ją rozwijać, to nie usprawidliwiało jej, żeby przetestować to na przyjaciółce.

- A więc gdy odkryłem, kim jestem zacząłem czytać starą księge, którą znalazłem w domu. Pokazałem ją rodzicom, a oni stwierdzili, że przyszedł czas abym się dowiedział. Mogę pomóc ci znaleźć taką samą u ciebie. - Wtrącił pomiędzy zdaniami, a później wrócił do rozpoczętego wątku. - A gdy ją przeczytałem... No cóż tam jest wszystko napisane. Poza tym tak naprawdę nigdy do nikogo ze szkoły, wbrew pozorom, nic nie czułem. Tylko ty wytwarzałaś coś co powodowało, że chciałem być blisko ciebie. Odrazu wiedziałem, że jesteś magiem. To więź wszystkich magów. Na Anthie tego nie odczujesz. Tam wszyscy mają Moc. Delektuj się puki możesz. Wracając... Chciałaś zobaczyć co potrafię? Prosze bardzo. - Mike wstał, podszedł do Ann i wyciągnął zza pleców różę.

Oczywiście nie mogło być tak pięnie. Roślina była stworzona z ognia. Dziewczyna wzięła kwiat i zachwycała się nim. Nagle strużka wody kierowanej przez chłopaka zaczęła płynąć w powietrzu do cudu magii i wleciała w różę sprawijąc, że po obu żywiołach została jedynie para, która unosiła się coraz wyżej.

- Dobra, niech ci będzie. Wierze ci - odparła lekko sceptycznie, jednak nadal oczarowana magią. - A teraz opowiedz mi trochę więcej o Anthie.

- Dobra, ale musisz coś wiedzieć. Chodzi mi o to, że wiem... O... - Mike nie mógł z siebie wydusić ani jednego słowa. To nawet jeśli ubrane w kolokwialne słowa miało być potem punktem wyjściowy od wszystkiego co się stanie. - Wiem, że umiesz czytać w myślach i manipulować czasem... - To zaskoczyło całkowicie Ann, ale nie tak bardzo jak to, co Mike miał powiedzieć. - Ponieważ... Sam tak umiem.

Dziewczyna oniemiała. Po jej głowie krążyły różne myśli. Kiedy jednak jedna z nich tylko jej przemnkęła Ann natychmiast zaczęła łączyć fakty: są bardzo podobni do siebie, mają te same daty urodzenia, władają tymi samymi żywiołami, a teraz TO!

Wdech, wydech. Wdech, wydech - powtarzała dziewczyna w myślach.

Dopiero po chwili zdołała coś powiedzieć.

- Naprawdę? - spytała dla pewności.

Mike natomiast stał blisko niej. Bardzo blisko niej.

- Tak. Skutek uboczny urodzenia się w tym samym dniu co ty - stwierdził podnosząc lewy kącik ust w uśmiechu, który wydał się Sky uroczy.

Dziewczyna też się uśmiechnęła. Tym razem ufała... Przyjacielowi? Czy mogła go tak nazywać po siedmiu latach nienawiści? Czy wybaczył by jej... No właśnie - Co? Pomimo tych nie pewności jednak podeszła do niego bliżej i wtuliła się w jego ciepły tors. Mike pachniał męskimi perfumami. Trudno było Ann określić z czego konkretnie były zrobione. Dla niej ważne było tylko to, że nie wyczuwało się ich z kilometra. Były wyraziste, ale nie kłujące w nos.

- Nie jestem wreszcie sama - odparła wreszcie. - Ale i tak mi to udowodnij.

Ann wolała jedank wiedzieć na czym stoi. Nadal przytulała się do McWinstera, ale szybko oderwała się od chłopaka kiedy tylko usłuszała w swojej głowie jego głos mówiący: Cześć Sky. Za chwile ptaki przelatujące w powietrzu zawisły w nim, a następnie Mike, najwyraźniej w ramach dodatku, jakimś cudem zmienił kolor końcówek swoich włosów na czerwony, a następnie różowy Dziewczyna na ten widok czekała latami, głównie w celach wyśmiewczych, ale tak też mogło być. Po takim pokazie musiała wreszcie odpuścić i powiedzieć:

- No dobrze, niech ci będzie: wierze ci.

- To dobrze, bo to dary od Bogów dla nas...

- Bogów?! - Dziewczyna znów się zdziwiła.

- Tak, Bogów - odrzekł Mike i opowiedział całą historię powstania Anthie, co się dzieję z niemagicznymi ludźmi... Oczywiście wcześniej zatrzymując czas by nie stracić go za dużo. Nauczył ją też jak używać swoich mocy, wytłumaczył jakie uczucie się odnosi do jakiego żywiołu, co robić jak się złości... Potem siedzieli obok siebie na trawie, opierając się o konar.

- Ok Ann, powtórka... - zaczął Mike sprawiając, że czas znów biegł wcześjniejszym tempem, lecz dziewczyna mu przerwała.

- Po raz pierwszy od... Nie pamiętam kiedy powiedziałeś do mnie "Ann".

- Skoro już wiesz o wszystkim, to dlaczego nie miałbym ci mówić po imieniu? - Gdy nie dostał odpowiedzi kontynuował. - Zacznijmy powtórkę. Po pierwsze co możemy robić z mocami?

- Gdy czarodziej odpowiednio się wyszkoli i będzie bardzo dobry, może korzystać z mocy wody, jeśli wcześniej ją opanuję. Dzięki niej stajemy się niewidzialni, jednak lepiej się ukrywać przy pomocy lodu, możemy kogoś uspokoić, a także zahipnotyzować. Ogniem dodamy komuś odwagi, podbudzimy emocje takie jak złość czy radość. Lód pomaga nam się bardzo dobrze ukrywać, ukrywa emocję, wzbudza zazdrość. Dzięki naturze będziemy rozpoznawać niektóre rośliny, a także okiełznać zwirzęta. Powietrze nie jest szczególnie potrzebne. Przynajmniej w magii. Wzbudza obojętność, ulotność, a gdy ktoś popracuje to może nawet latać.

- Dobrze, teraz stwórz różę z ognia i ją zgaś. - Ann dokonała prezentacji umiejętności indentycznie Mike i wyszło jej bardzo dobrze. Możliwe, że stało się tak spowodu bujnej wyobraźni dziewczyny. - I na koniec co to są żywiołaki?

- Żywiołaki? Nie mówiłeś nic o żadnych żywiołakach - oburzyła się rudowłosa.

- Nie mówiłem?! - Ann kiwnęła głową na nie. - No więc kiedy mag jest opanowany naprzykład złością, ale nie taką zwykłą tylko jest wściekły i używa żywiołu ognia, ponieważ magia ognia opiera się na złości; istneje możliwość, że ogień zbierze się w okół niego i stworzy kulę ognia. Z tej kuli wyłania się potem mag cały w tym żywiole i atakuję klika razy mocniej. Nie umiem tego dobrze wytłumaczyć w Pradawnej Księdze jest dokładniej napisane. Wiem tylko tyle, że trudno jest osiągnąć postać żywiołaka w magii innej niż nasza własna. Ponadto podczas trawnia zmiany nasze ciało staje się ogniem, wodą lub tym czego akurat używamy. Ponoć wygląda się wtedy świetnie.

Gdy skończyli tę krótką powtórkę zaczęli rozmawiać o tym co robili kiedy już się nie przyjaźnili. Śmiali się i pocieszali w różnych sprawach. Nagle Ann przypomniała sobie jego słowa "Nigdy do nikogo ze szkoły, wbrew pozorom, nic nie czułem. Tylko ty wytwarzałaś coś co powodowało, że chiałem być blisko ciebie." i tekst walentynki, którą Mike nie czytał, tylko recytował jak z pamięci -"Dla mojej Ann, długo się znamy lecz nie pamiętasz co i jak chce ci odświerzyć pamięć do końca roku bo przenoszę się daleko. Wiem, że nic się nie rymuje, ale to nie ważne. Potrzebujesz kogoś kto cię uświadomi. Kocham cię od zawsze, uniżony przed tobą także." albo to jak się jej spytał czy wraca sama, sytuacja w biologicznej sali kiedy prawie się pocałowali i pod jej domem, gdzie też doszłoby do wymiany śliny, jak jechała pierwszego września na rozpoczęcie roku oraz za kulisami gdy się do niej uśmiechnął. To wszystko składało się w jedną całość. "Mike chyba się we mnie kocha".

Ann spieła się. Jeszcze około dwa miesiące temu nienawidziła McWinstera, później coś się zmieniło i chciała z nim rozmawiać, a ostanio nawet była gotowa go pocałować. W końcu jednak musiała go o to zapytać.

- Mike, co miałeś na myśli mówiąc, że nigdy w szkole nikogo nie kochałeś, i że tylko ja wytwarzałam w około coś takiego iż chciałeś być blisko mnie?

- No... - Rozpoczął, ale od początku było wiadome, że nie skończy.

- Mike wysłałeś mi walentynkę? - Dziewczyna nadal naciskała jak wcześniej chłopak, ale tym razem trafiła na temat, na który sama nie chciałaby dyskutować.

- Ja... - Nie dawała mu dokończyć, bo odrazu zaczynała kolejne zdanie. Nie miało żadnego sensu dać mu skończyć niczego by to nie zmieniło.

- O co ci chodziło wtedy z tym czy wracam sama? Albo to co się zdarzyło w biologicznej przed lekcją. To pod moim domem, lub wtedy pierwszego za kulisami? Albo... - Nie zdąrzyła nic powiedzieć gdyż coś skutecznie zamknęło jej usta.

Otworzyła oczy i zobaczyła Mike'a. Zrozumiała, że jednak ją kocha, nie mógłby się na to zdobyć, ale taka była prawda. Najwyraźniej dla niego najlepszym wyjściem wyjściem z tej sytuacji był pocałunek.

Jego usta są takie miękkie! - myślała i oddawała pocałunki chcąc zaznaczyć, że pragnie więcej. Nagle on przestał całować i powiedział:

- Musiałem... nie dawałaś mi dojść do słowa. A po drugie nawet nie wiesz jak chciałem to zrobić... Poza tym mówiąc, że nikogo nie kocham w szkole, pytając się czy wracasz sama, czy wysłając walentynkę, chciałem ci powiedzieć, że... Kocham ciebie. I tak wysłałem walentynkę. A w biologicznej i pod twoim domem też próbowałem cię pocałować, ale się zawahałem, i nie udało mi się. Natomiast wtedy za kulisami... Szczerze mówiąc sam nie wiem co dokładnie chciałem zrobić - powiedział, a dziewczynie od razu zrobiło skę ciepło na sercu. Nagle jednak wymieniane przez Mike'a sytuację przypomniały o czymś Sky'ównie...

- Ja też cię kocham... Chyba... - odparła pod wpływem emocji i sytuacji, jednak to co czuła było pewne. - Tylko mam jeszcze dwa pytania, które teraz mi przyszły na myśl.

- Jakie? - spytał z szczerą ciekawością.

- Po pierwsze o co chodzi z tymi zmieniającymi się tęczówkami?

- Wiem o co ci chodzi. O to jak cię uspokajałem w sali biologicznej? - Upewnił się, a gdy otrzymał odpowiedź twierdzącą ciągnął dalej. - Naprzykład jeżeli ty normalnie masz niebieskie oczy, to jak się złościsz one robią się czerwone. Dzieje się tak, ponieważ złość wzmacnia ogień. Inną oznaką zmiany koloru oczu jest używanie specjalnych zdolności, ale o tym już wiesz więcej.

- Aha - odparła mądrze. - Po drugie skoro się całowaliśmy to chyba jesteśmy parą prawda? - Mike kiwnął głową na tak, a dziewczyna mówiła dalej. - Dobrze, jeżeli więc jesteśmy razem to co powiemy Betty? Przecież z nią chodzisz.

- U... - powiedział, najwyraźniej całkiem o niej zapominając. - No cóż trzeba będzie jej powiedzieć, wkurzy się, ale no cóż... Chyba, że użyjemy uspokajającej mocy wody.

- Tak. Tylko to chyba będzie za łatwe, a poza tym to moja przyjaciółka. Obiecywałam, że nie będę przeszkadać jej związkom. Ale mówiłam też, że cię kiedyś zaproszę do siebie, więc idziemy do mnie. Tylko masz się zachowywać! - Ostatnie zdanie powiedziała groźnie, ale i tak ostatecznie się śmiali.

***

Gdy doszli do domu dziewczyny, ta od razu zadzwoniła do Betty. Ona zgodziła się przyjść i była na miejscu po dziesięciu minutach. W tym czasie Mike i Ann siedzieli razem na kanapie, dopóki dwonek do drzwi im nie przerwał. Gospodyni pociągnęła go do drzwi, otworzyła swojej przyjaciółce i od razu zaczęła:

- Betty. Słuchaj jest taka sprawa. Tylko się nie gniewaj! Tak więc ja i Mike... my...

- Chodzimy ze sobą - dokończył chłopak łapiąc rudowłosą w talii.

- Że co proszę?! Mówiłaś, że go nienawidzisz, że nigdy z nim nie będziesz chodzić! A co najważniejsze, że nie będziesz próbować psuć moich związków! - Ann nie dała jej dokończyć, nie chciała patrzeć jak cierpi, wyciągnęła rękę i spróbowała ją uspokoić. Na jej nieszczęście zapomniała zaklęcia, lecz Mike także wyciągnął dłoń wypowiadając jakąś dziwną formułę. Nagle fala spokoju ogarnęła Betty. Blondyn nie tracąc czasu dotknął czoła Betty i jakby coś podnosił. Chwilę później nad byłą przyjaciółką unosił się niebieskawy płomyk, który Mike natychmiast zniszczył. Magowie odprowadzili ją do jej domu, a ona życzyła im wszystkiego dobrego w nowym związku.

Po powrocie para usiadła na jedej z sof w salonie.

- Jak to możliwe, że pomogłam to zrobić nie wymawiając czaru?

- Cóż czasem zdarzają się magowie tak uzdolnieni iż nie potrzebują zapamiętywać formuł zaklęć po prostu myślą co chcą zrobić i to robią. Albo nie jesteś pierwszym wcieleniem swojej duszy. Twoje poprzedniczki uczyły się tych zaklęć, ale ty już nie musisz. Podświadomie wypowiadasz formuły nawet ich nie znając.

- I ja tak potrafię?

- Możliw... - przerwała mu gdyż usłyszała cichy dźwięk wydobywający się z garażu, nad którym był salon.

- Mamo? Tato? To wy? - spytała.

- Tak, wróciliśmy z pracy! - usłyszała.

- Musimy pogadać.

____________________
No wreszcie. Za około trzy rozdziały przenosimy się w nowe miejsce. Mam nadzieje, że będzie ciekawiej. A po za tym oooooooo wreszcie się pocałowali. Czemu Mike wachałeś się tyle razy? Ona tego chciała od począku!
Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania gdyż to naprawde motywuję do ciężkiej pracy jaką jest pisanie książek na Wattpadzie. Po za tym powinnam zmienić narrację na pierwszo-osobową (oprócz w prologu/rozdziału pierwszego) czy zostawić tak jak jest?

Enigma :*

[Aktualizacja]: Poprawka skończona i zabieram się za kolejny rozdział. Gdybyście swierdzili, że jakieś zdanie jest dziwne/bez sensu/i tak dalej to piszcie. Jestem otwarta na krytykę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro