Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4 "Nowy" przyjaciel

- Och miłość! Czy może być coś piękniejszego? - rzekła Betty we wspaniałym humorze.

Dziewczyny właśnie skończyły lekcję. Po szkolnych korytarzach chodzili już przedstawiciele Samorządu Uczniowskiego z wielkimi różowymi pudłami, do których prawie wszyscy wrzucali koperty walentynkami. Prawie wszyscy, poza Ann. Jedyną dziewczyną, która nigdy nie wysyłała listów miłosnych dla kogokolwiek, oprócz chłopaka, którego pokocha. Oczywiście ognistowłosa zdawała sobie sprawę z tego, że całą jej ławkę będą zajmować wypociny chłopaków z całej szkoły. Będą nazywać ją boginią, ich jedyną wielką miłością, a potem pewnie rzuciliby ją dla innej.

- Co? - spytała dziewczyna.

Nie słuchała przyjaciółki. Myślała o pewnej rzeczy, która już od bardzo dawna zaprzątała jej głowę. Skąd miała moc czytania w myślach? Rudowłosa wiedziała, że to nie wszystko co potrafii. Czuła, że w pewnych momentach czas płynie szybciej, a w innych wolniej. Tylko nie umiała zbytnio nad tym zapanować... Po prostu czas przepływał jej przez dłonie, a ona tego świadoma starała się go zatrzymać. Czasem się to udawało, ale były to wyjątki.

- Dziewczyno co się z tobą dzieję? Od początku roku chodzisz z głową w chmurach, a teraz to zaczyna się nasilać. Czy coś w ciebie wstąpiło? A może... Ann, a może ty się ZAKOCHAŁAŚ?! - Betty nie mogła ukryć tego, że cieszy się z faktu iż jej najlepsza przyjaciółka poczuła miłość.

- Nie. Odczep się Betty. Nic mi nie jest. Tylko... Po prostu dużo się ostatnio działo.

Betty nie wiedziała nawet jak dużo. Na początku czytanie w myślach, potem zobaczenie czasu jako rzeczy, nie jednostki czy czegoś czego nie umiemy opanować. A teraz cisza. Cisza, która oznaczała coś złego. Cisza przed burzą.

- Tak? A niby co takiego?

- Nie ważne. Chodźmy do mnie i tyle - odparła Ann kończąc niewygodną rozmowę i ruszyła w kierunku żółtego autobusu, który odwoził uczniów do domów.

Oczywiście i tu panowały pewne zasady. Z przodu pierwszaki, dalej druga, trzecia i tak dalej klasami. Wyjątkami, oczywiście, były osoby popularne, bądź należące do cheerleaderek. Ann od czwartej klasy siadała na jednym i tym samym miejscu. Znajdowało się ono na samym końcu autobusu. Ostatnie na prawo od okna. Przy nim wykrobała cyrklem swoje inicjały. Zazwyczaj siedziała obok niej jakaś cheerleaderka lub Betty, a to miejsce często zmieniało swego właściciela ze względu na osobę siedzącą po prawo. Działo się tak ze względu na to, że środkowe miejsce było zajmowane przez Mike'a McWinstera.

- Ann? Mogę ja dzisiaj usiąść przy oknie? - spytała ze szczenięcymi oczami Betty.

- Dobra. W sumie nigdy tu nie siedziałaś. - Ann nie widziała dużej różnicy pomiędzy siedzeniami, więc bez namysłu zamieniła się miejscami. Niestety zapomniała o tym, kto w takim wypadku usiądzie obok niej.

Weszły do autobusu jako pierwsze, więc miały pewność, że nikt nie zajmie im miejsc. Zanim autobus odjechał minęło jeszcze piętnaście minut, które Ann spędziła razem z Betty na plotkach. Kiedy pojazd się zapełnił, kierowca odpalił silnik i ruszyli. W tej chwili rudowłosa poczuła nacisk tapicerki sąsiedniego siedzenia i odwróciła głowę, by spojrzeć na gościa. Dziewczyna zobaczyła Mike'a uśmiechniętego od ucha do ucha, widocznie zadowolonego z takiego obrotu spraw.

- Cześć Sky. Jak tam u ciebie? - rzekł przyjaźnie.

Na krótką chwilę zaniemówiła i żałowała, że pozwoliła Betty zająć swoje miejsce.

- A nic - odparła obojętnie do chłopaka, wyczuwając w nim coś dziwnego, czego nie czuła przy innych, coś z nim było nie tak. Jednak nie w sposób, którego starała się unikać. Wręcz przeciwnie! Coś pchało Ann do niego. I to coś na pewno nie miało na imię Betty. Postanowiła jednak zostawić to na później, jak wszystko w życiu. - Jakoś żyję. A ty?

- U mnie wszystko w porządku. Wracasz sama? - spytał.

Hmm... dziwne od kiedy on chce mnie odprowadzać? Cóż muszę go spławić...

- Nie, nie wracam sama, idzie do mnie Betty.

- Możesz wpaść, Sky mówi, że ma wolną chatę - odezwała się wspomniana.

- Serio mogę? - spytał szczerze zdziwiony.

- Nie.

- Tak!

Obie odparły równocześnie. Brunetka oczywiście podekscytowana i pełna wrażeń, a Ann niechętna oraz zmęczona.

- Spokojnie. Jak nie możecie się dogadać to tylko was odprowadzę - złagodził spór.

Uff... dlaczego Betty tak chce go zaprosić. Aaa... no tak... "zakochała" się. Zapomniałam...

- Ech... Dlaczego?! - usłyszła swoją przyjaciółkę. Tak krzyczała w myślach, że mogłaby obudzić nieboszczyka. - Dlaczego! Dlaczego ona go tak nie lubi? Dlaczego go nie wpuści do domu? Co może ma tam bałagan?! Ech! No trudno. Tylko czemu? Czemu ona go nienawidzi?

- Betty... - zaczęła szeptem. - Wiem, że chcesz go zaprosić, ale... Mogę ci tylko obiecać, że kiedyś przyjdzie. Za niedługo. Ok?

- Dobrze, ale żebym za długo nie czekała.

- Nie martw się o to...

Kiedy autobus dojechał na ostatni przystanek pod domem Sky'ów wysiadły z niego aż trzy osoby: Mike, Ann i Betty.

Chłopak odrowadził dziewczyny pod drzwi i sam wrócił do siebie. One natomiast weszły, ściągnęły buty i poszły do pokoju rudowłosej. Zasłoniły okna, włączyły komputer i do północy oglądały filmy. Oczywiście z przerwami do toalety i po przekąski. Potem postanowiły porozmawiać o wszystkim i w końcu odpłynęły.

***

- Jeeej! Dzisiaj walentynki! - Betty jak zawsze była mocno pod ekscytowana sprawami miłosnymi.

Annie czasem wydawało się, a zwłaszcza po przeczytaniu Percy'ego Jacksona, że jest córką Amora. Tylko jedną, a może nawet dwoma rzeczami, które ją dyskwalifikowały to brak dysleksji i ADHD. 

- No i z czego się tak cieszysz?! To najgorsze święto w całym roku. A wiesz dlaczego?! Ponieważ jest nie sprawiedliwe! A czemu jest nie sprawiedliwe? Ponieważ ja nie wysłałam ani jednej kartki, a dostane cały stos! -wykrzyczała Ann, a jej włosy sprawiały wrażenie jeszcze bardziej czerwonych niż zwykle. Niektórzy twierdzili, że błyszczał w nich wtedy żywy ogień i zbyt blisko nie podchodzili, inni to ignorowali, ale też trzymali się z daleka.

Ostatnimi czasy dziewczyna nie kontrolowała swoich wybuchów złości. Zrobiła się niemiła nawet wobec przyjaciółki. Za dużo energii gromadziło się w niej. Może to dlatego, że udało jej się, ograniczyć, a wręcz zmniejszyć zmęczenie przy czytaniu w myślach do minimum. Wtedy pasowałoby to. Jej organizm mógł przyzwyczaić się do zużywania dużej ilości energii i produkował jej dużo więcej, a teraz gdy nie zużywała jej ta gromadziła się doprowadzając do takich sytuacji. Dodatkowo Ann odkryła, że może delikatnie zwalniać i przyśpieszać czas. Ale w tej chwili to nie było ważne. Dziewczyny doszły do sali, w której miała odbywać się biologia.

- Przepraszam. Poniosło mnie trochę.

- Dobra nic się nie stało. A jak już usiądziesz obok Mike'a to pozdrów go ode mnie. - Ostatnie zdanie Betty wypowiedziała z rozmarzeniem w głosie i poszła w stronę swojej klasy.

Czerwonowłosa tylko westchnęła, gdyż teraz na biologii miało się odbyć rozdawanie walentynek. Zajęła miejsce w swojej ławce. Chwile później dołączył do niej Mike, który też lubił przychodzić na lekcję wcześniej.

Kiedy usiadł obok zagaił:

- Hej Sky! Co tam u ciebie?

- Co lekcję pytasz się mnie o to samo i w ten sam sposób. Co się miało stać?! Nic się nie stało!

- Za dużo się ostatnio denerwujesz. Nigdy nie widziałem żebyś się, aż tak złościła. Spokojnie, wyluzuj - powiedział spokojnie poczym złapał ją za ramiona i obrócił tak, że spotkali się wzrokiem. Ann nie miała innego wyboru jak tylko patrzeć w jego cudowne, szare tęczówki... Nie wiedziała dlaczego, ale czuła się przy nim bezpiecznie.

Gdy uspokoiła się wystarczająco, ich twarze zaczęły się niebezpiecznie do siebie zbliżać. Chłopak, co chwilę powtarzał "Wyluzuj", a może jej się tylko zdawało... To było jak w śnie, on był tak blisko, że czuła wydychane przez niego powietrze w swoich ustach. Kiedy dzieliło ich tylko kilka centymetrów ktoś wszedł do klasy. Niestety dziewczyna nie zdąrzyła zauważyć kto, ponieważ nie mogła oderwać wzroku od jego oczu. Wręcz hipnotyzowały ją... Kazały jej patrzeć...

- Ups! Sorry nie chciałem przerywać wam! Już wychodzę! Poczekam na korytarzu!

- Nie trzeba już skończyliśmy - odparł sucho, jakby nic się nie stało i puścił Ann, pomimo wewnętrznego sprzeciwu rudowłosej. Ona chciała, by ta chwila trwała wiecznie.

Skarciła się za tą myśl. Ann on przecież zmieni cię jak skarpetki. Tak jest zawsze.

Gdy dzwonek zadzwonił i nauczyciel wszedł do klasy. Zaraz za nim zjawiły się dwie osoby z samorządu trzymające pudełka z kopertami.

- Dzień dobry, czy w tej klasie jest Ann Sky i Mike McWinster? - rzekła dziewczyna trzymająca większe pudło.

- Tak, siedzą tam w ostatniej ławce. - Nauczyciel wskazał na nich, a Sky odruchowo podniosła ręke, żeby pokazać gdzie są.

- To dobrze, bo dla was jest najwięcej listów. - Tym razem odezwał się chłopak i podszedł razem z dziewczyną do ich stoliku.

Kiedy stanęli przed nimi okazało się, że większe pudełko jest dla Ann. Zdziwiło ją to, gdyż nigdy nie dostała, aż takiej ilości listów.

- Pomóc ci to posegregować? - spytał Mike.

On? Chciał mi pomóc? W układaniu walentynek? Co mu się stało?! Nigdy tego nie robił. Co mi się stało...? - stwierdziła dziewczyna w myślach.

- Tak, ale najpierw poukładajmy twoje, będzie szybciej - zgodziła się.

- Panno Sky i Panie McWinster - rozległ się głos nauczyciela. - Wasza dwójka niech posortuje te swoje listy, my dzisiaj mieliśmy się zajmować porównaniem tkanek roślin i zwierząt, lecz z tego, co pamiętam wy macie to bardzo dobrze utrwalone. Bylebyście nam nie przeszkadzali.

- Dziękujemy - powiedzieli chórem choć Ann zadziwiła postawa nauczyciela. Mike natomiast traktował to normalnie. Bo przecież nauczyciele BIOLOGII pozwalają swoim uczniom na samowolkę...

Jesteś za sztywna Ann - powiedziała sobie w duchu, odetchnęła i odwróciła się do swojego znienawidzonego sąsiada, nadal nie wierząc, że to wszystko dzieje się na prawdę.

By mieć więcej czasu na przeczytanie walentynek postanowiła go spowolnić. Udało jej się, nawet chyba aż za bardzo. Słyszała głosy innych, lecz były tak spowolnione, że postanowiła nie zwracać na nie uwagi. Pomimo tego wzieła pierwszą walentynkę z pudła Mike'a i zaczęła czytać:

- "Dla mojego Mikusia, najsłodszego chłopaka w szkole". - Po przeczytaniu tego czerwonowłosa zaczęła cicho chichotać. Popatrzyła na adresata, też śmieszyła go ta walentynka.

- Co roku takie dostaje. O poczekaj. - Ona odłożyła na bok przeczytaną kartkę i czekała aż Mike przeczyta kolejną. - "Dla Mike McWinstera, ponieważ...". Proszę, nie każ mi dalej czytać na głos - odparł gdy pobieżnie przewertował tekst wzrokiem.

- Dobra, dobra - powiedziała i sprawdzali dalej jego listy. Gdy skończyli mniejsze pudło, dziewczyna popatrzyła na zegar wiszący nad drzwiami.

- Wow. Dwadzieścia pięć minut za nami, a teraz moje pudełko. - Już sięgała po walentynkę gdy Mike zabrał je jej sprzed nosa. - Ej co robisz?!

- Ty pierwsza brałaś kartkę z mojego pudełka, to ja chcę pierwszy wziąć z twojego.

- Dobra bierz.

- Ekchem - odchrząknął. - "Dla mojego słoneczka, by zawsze promieniało szczęściem". - Gdy to przeczytał, dziewczynie zrobiło się dziwnie ciepło na sercu, ale także poczuła jakby ktoś posłodził jej herbatę dziesięcioma, nie dwoma łyżeczkami curku. Mike natomiast ciągnął dalej. - Ej to nie fair. Dlaczego wszystkie dziewczyny w szkole są takimi laluniami i wysyłają mi jakieś słodziutkie listy albo psychopatkami i chcą mnie tylko dla siebie?! A ty dostajesz w miare normalne listy?!

- Po pierwsze nie wszystkie, bo ja ci nic nie wysłałam, po drugie te "psychopatki" mają po części rację, jesteś dość przystojny; a po trzecie rzeczywiście mam dość normalne listy, ale jak trafi się jakiś idiota to walentynki są sto razy gorsze.

- Serio? - powiedział z nadzieją w głosie.

- Tak... Nawet nie wiesz, co w tamtym roku ktoś mi napisał...

- Nie mówię o tym... Naprawdę uważasz, że jestem przystojny?!

- Co?! No... Och! Nie łap mnie za słowa, poza tym o cię to obchodzi - powiedziała z oburzeniem i wzięła kolejną walentynkę. - "Dla słodziutkiej Sky...". Och błagam nie każ mi czytać dalej.

Wyglądało, że w tym roku dużo osób postanowiło wymyślać jakieś bzdury w walentynkach. Kartkach miłosnych, które wiążą częto całe rodziny.

- Hmm... - Mike ciągnął tak długo to swoje "Hmm", że dziewczyna myślała iż zestarzeje się tam. - Nie, nie czytaj dalej, bo nawet ja bym się przeraził treścią.

Resztę lekcji rozmawiali i czytali kartki. Ostatnia najbardziej zaciekawiła Annę.

- "Dla mojej Ann - rozpoczął Mike, jakby mówiąc na pamięć i udając, że spogląda na treść. - Długo się znamy, lecz nie pamiętasz, co i jak. Chce ci odświerzyć pamięć do końca roku, bo przenoszę się daleko. Wiem, że nic się nie rymuje, ale to nie ważne. Potrzebujesz kogoś kto cię uświadomi. Kocham cię od zawsze, uniżony przed tobą także".

- Wow. Nie wiem czemu, ale ta kartka była najpiękniejsza z nich wszystkich.

- Tak, dosyć ładna. Ciekawe o co mu chodzi?

- Skąd mam to wiedzieć?

- A to uświadomienie... Przecież jesteś uświadomiona.

- Tak, ale mam nadzieje, że nie chce mi tego pokazać - zaczęli się śmiać. O dziwo po tym dniu Ann stwierdziła, że było nawet miło.

***

Gdy wróciła tego dnia do domu, postanowiła pobiegać. Przebrała się w dresy, wizęła MP3, wyszła i zaczęła biec. Nagle nie wiadomo skąd przyszły ciemne chmury i zaczęło kropić, a ona, jak na złość, byłam pod domem Mike'a. Jeśli zaraz miałby zacząć padać deszcz musiałaby zdać się na łaskę McWinsterów.

Coś za często jesteśmy razem - chodziło jej po głowie. On natomiast właśnie wychodził. Chciała go zignorować, jak zwykle, ale wpadła na lepszy pomysł. Oczyściła myśli i spróbowała wedrzeć się do jego umysłu. Nagle natrafiła na barierę. Zaczęła ją rozbijać. Chłopak miał bardzo silną wolę. Jednak w końcu dziewczyna wybiła malutki otwór, przez który weszła.

- Przywitać się czy raczej nie? - zastanawiał się.

- Hej Sky! - Jednak odparł. - O rany! Pada! Choć tu bo zmokniesz!

Nie miała, co innego wyboru, jak podbiec do niego rozkładającego parasolkę. Znów byli blisko siebie. Mike natychmiast podbiegł, przytulił ją i otulił swoją kurtką, ponieważ miała na sobie tylko bulzkę z krótkim rękawem, a było chłodno.

- Odprowadzę cię do domu, bo przemokniesz jeszcze bardziej.

Kiwnęła głową i ruszyli w milczeniu. Mike obejmował ją ramieniem, a ona przybliżała się do niego. Gdy doszli do jej domu, wpartywali się w siebie nie wiedząc co powiedzieć. Ann zauważyła, że McWinster ma teraz niebieskie oczy. Chłopak przybliżył się do niej, lecz nie skończył tego co najwyraźniej chciał. Znów tego bardzo pragnęła, nie wiedząc czemu. Mike odchodził w smutku i ledwo widocznej niepewności, lecz Sky udało się zadać mu ostatnie pytanie:

- Hej! Mike! - Blondyn na dźwięk swojego imienia odwrócił się. - Jaki masz kolor oczu?

- Niebieski - odpowiedział.

Chciała coś jeszcze do niego krzyknąć, ale po prostu nie wiedziała co. Miała już otwierać drzwi, gdy dostała SMS-a. To była Betty:

Betty: Słuchaj dostałam dzisiaj walentynkę i nadawca jej zaprosił mnie na randkę.

Ty: No i?

Betty: Wiesz kto to był?

Ty: Nie.

Betty: To był Mike i on chce ze mną chodzić! :)

Ty: To super - napisała chociaż nie wiadomo czemu gdzieś w głębi duszy czuła, że się załamie.

To dlatego się wahał. Może nie do końca bawi się dziewczynami...
_

___________________________________________________________________
Och a było już tak blisko! No cóż powoli rozkręcamy fabułę. Ciekawi co będzie w następnym rozdziale? Ta osoba, która zgadnie otrzyma małego spojlera (piszcie jakiego rodzaju spojler byście chcieli) jestem ciekawa co wymyślicie :). Po za tym jak się podobał kawałek w biologicznej i pod domem Ann? Jak zwykle zapraszam do gwiazdkowania i komentowania.

Enigma :3

[Aktualizacja]: Rodział poprawiony, ale myślę, że znowu go poprawie na 3-osobową narracje xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro