Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☙5

❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧
Logan
❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧
Przed wyruszeniem dalej, postanowiliśmy jeszcze zebrać trochę drewna, aby dorobić kołków.

Dlatego ja i Evelyn szliśmy właśnie przez las, gdy nagle usłyszałem jakiś szelest. Następnie do moch nozdrzy doszedł zapach Lili. Lilie to zawsze nic dobrego. Oznaczają Montamartra.

Spojrzałem na Evelyn. Nie była w stanie tego wyczuć, ale zauważyła moją minę. Nachyliła się nade mną i szepnęła tuż obok ucha.

- O co chodzi? - zapytała.

Zbliżali się.
Byłem prawie pewien, że Montamartramer nie chodzi sobie po lesie, ale mógł wysłać zwiadowców.

Nachylając się tak jak ona wcześniej poczułem, że pachnie ona jaśminem i bzem. Jednak skoncentrowałem się i przekazałem jej wiadomość:

- Zwiadowcy. Zbliżają się - widziałem jak sztywnieje gotowa do walki. Pokręciłem przecząco głową - Na mój sygnał rzuć się biegiem za mną - powiedziałem cicho. Ona pokiwała trochę nie chętnie głową.

Czekałem na odpowiedni moment. Jeżeli byśmy zaczęli biec od razu oni nas usłyszą i odetną drogę ucieczki.

- Chodź tu - usłyszeliśmy głos. - Po jaką cholerę idziesz przez te chaszcze?

- Wydaje mi się, że czuję człowieka - powiedział drugi. Evelyn skrzywiła się.

Niezależnie jak dobra była w tropieniu i tak można było ją wyczuć między innymi przez bicie serca.

Podniosłem jedną rękę, spojrzałem na Evelyn i bez głośnie powiedziałem: Teraz! Rzuciłem się biegiem, a ona tuż za mną.

- Tutaj są! - usłyszałem za sobą. Obejrzałem się za siebie. Evelyn biegła za mną ile sił w nogach, ale i tak złapałem ją za rękę, aby trochę przyspieszyć.

Nie wiedziałem za bardzo gdzie biec. Do obozu nie, ponieważ z tego co słyszałem zwiadowców jest więcej niż para, a przecież nie będziemy biegać przez cały czas po lesie.

Należało się gdzieś schować, tylko niezabardzo wiedziałem gdzie.

Wiedziałem, że długo nie damy rady tak biec, zwłaszcza, że Evelyn niedługo zacznie tracić siły.

Wpadłem na inny pomysł.

Zatrzymałem się i puściłem rękę Evelyn.

- Co ty wyprawiasz? - syknęła.

- Ratuję twój śliczny tyłek - odsyknąłem. Zanim Evelyn zdążyła coś powiedzieć ruszyłem w przeciwną stronę.

Byle jak najdalej od niej, by była bezpieczna.

Słyszałem litanię przekleństw, wszystkie po włosku i z całej siły jaką miała w płucach.

Podświadomie wiedziałem, że zbliżam się do zwiadowców, a gdy ich zauważyłem staneli oni jak wryci widząc, że biegnę w ich stronę.

- Wiedzieliście, że królewska krew jest słodsza? - powiedziałem, po czym wyjąłem nóż i przejechałem ostrzem po wewnętrznej stronie przedramienia, powstrzymując przekleństwo.

W filmach nikt nie wspominał jak cholernie to boli.

Wyciągnąłem rękę, a krew spłynęła mi na łokieć i skapnęła na ziemię.

Większość zwiadowców mierzyła mnie głodnym spojrzeniem. Na ogół nie zabijają nas dla krwii, ale miałem nadzieję, że teraz pokusa weźmie górę.

- Chodźcie i spróbujcie - krzyknąłem do nich, zanim rzuciłem się między drzewa, z dala od Evelyn.

Upewniłem się, że moja krew jest rozpryśnieta wszędzie i zostawoa ślad, który zdołałby wyczuć ślepy szczeniak pozbawiony węchu.

Usłyszałem za sobą ich kroki. Zmusiłem nogi, żeby biegły tak szybko jak mogą, aż las stał się smugą zieleni i czerni po obu stronach. Kiedy byłem pewien, że są naprawdę porządnie zaskoczeni moim biegiem, zgiąłem ramię i przycisnąłem je, aby zatamować upływ krwi.

Rozcięcie już zaczynało pulsować, co oznaczało, że się goi. Nie wiedziałem za bardzo gdzie uciec, więc rozpaczliwie rozejrzałem się dookoła.

Koniec końców postanowiłem wskoczyć na drzewo. Usiadłem na jednej z wyższych gałęzi i zaciskając rękę na szpadzie obserwowałem dół.

- On tu jest - usłyszałem. W duchu liczyłem, na cud, aby mnie nie znaleźli.

Jednak cud nie nadszedł, a przynajmniej nie w takiej postaci jakiej oczekiwałem. Wampir wydał z siebie bulgot i obrucił się w pył, chwilę później to samo stało się z pozostałymi.

Evelyn wydostała się z krzaków i spojrzała na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

- Nigdy więcej tego nie rób.

❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧
ɴɪᴄʜᴏʟᴀs
❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧
- Widzieliście gdzieś Logana i Evelyn? - zapytałem. Mieli wyjść tylko po drewno, a nie ma ich od ponad godziny. Zaczynałem mnie złe przeczucia.

- Nie wiedziałam ich od kąd poszli po drewno - powiedziała Solange przestraszona. - musimy ich poszukać - odparła.

- Jestem za - poparła ją Lucy, a i pozostali byli tego zdania.

❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧
𝐸𝑣𝑒𝑙𝑦𝑛
❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧
- Wiesz jak wrócić do obozu? - zapytałam.

- No niezbyt - przyznał. - A ty?

- Ja tak samo - odpowiedziałam i wyjęła swój telefon. - Rozładowany - powiedziałam. On spojrzał na swój.

- Mój się rozwalił - obydwoje spojrzeliśmy na siebie. Nie wiedzieliśmy jak wrócić do reszty, a nie mogliśmy zostać w tym miejscu.

Widziałam, że Logan próbuje coś wymyśleć, ale najwyraźniej nic nie przychodziło mu do głowy, mi również. Na dodatek zrobiło się zimno i zaczeło padać.

- Chodź - powiedział do mnie idąc gdzieś. Poszłam za nim, aż w końcu wypatrzyliśmy jakąś szczelinę w skale. Jak przeszło się dalej, można było wejść do niewielkiej jaskini.

Było tam równie zimno co na zewnątrz, a nawet zimniej.

Zrezygnowana usiadłam pod ścianą. Byliśmy przemoczeni, było nam zimno i nie wiedzieliśmy gdzie jest reszta.

W tym momencie miałam dość po prostu dość. I było mi zimno.

Wyjęłam z kieszeni zapalniczkę i próbowałam ją odpalić. No próbowałam, od bijatyk z wampirami i deszczu najwyraźniej przestała działać.

Wkurzona rzuciłam nią o ścianę. Logan podniósł głowę i spojrzał na mnie.

- Evelyn, wiem że jest ciężko, ale damy radę - powiedział, jakby sam nie był tego do końca pewien.
Spojrzałam na niego.

- Possiamo farlo? Possiamo farlo?! Jest zimno, nie mamy jedzenia, czy czym ty się tam żywisz, nie wiemy, gdzie jest reszta, wszędzie roi się od zwiadowców i Hel-Blar. Accidenti - odparłam, żadko zdażało mi się w ten sposób wybuchać, ale teraz nie wytrzymałam.

On który zamierzał wcześniej coś powiedzieć zamknął usta i patrzył na mnie w milczeniu. Podniosłam zapalniczkę i próbowałam ponownie ją włączyć, jednak nadal nie działała.

Gdy ja wpatrywała się w zapalniczkę licząc nie wiem na co, podszedł do mnie Logan i nic nie mówiąc mnie przytulił.

Nigdy jakoś super nieprzepadałam za uściskami, ale teraz było mi wyjątkowo dobrze.

❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧❧

Czytałeś? Zostaw po sobie ślad : )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro