Rozdział 29
Undertaker:
Żniwiarz siedział na dachu letniej rezydencji hrabiego, obserwując całe otoczenie. Gdy jego słodka mała różyczka zasnęła, okrywszy Aylę swą peleryną, wyszedł cicho aby czuwać.
-Nudy. Przez duże N. Wielka szkoda, że nie zabrałem swoich ciasteczek do przegryzienia. Umilił bym sobie czas - Mruknął cicho do siebie opierając dłoń o kolano, zastanawiając się od której strony Seth i Grell się pojawią. A zakładał ,iż przyjdą oboje. Będzie miał okazje, żeby udowodnić, że Grell jest zdrajcą, a wtedy.. Sutcliff pożegna się ze statusem mrocznego żniwiarza, jak i kosą śmierci. Za zdradę, a także znieważenie Adriana. Zależało mu na tym by jego śliczny anioł śmierci był bezpieczny. Nie może pozwolić, aby ją zabili.
- Phi. Typowe. Jak zwykle Grell oczywiście chce być blisko księcia. Jednak jego niedoczekanie- prychnął pod nosem. Crevan wiedział, iż książę z kimś się spotykał. A był to nie kto inny, jak guwernantka księżniczki oraz dawna przyjaciółka Sebastiana, jeszcze z jego czasów szkolnych. A Lucyferek nawet nie miał o tym pojęcia, z kim spotykał się jego syn. - Jeszcze trochę i zaczną pisać książki pod tytułem "Tysiąc sposobów na utrzecie nosa rodzicom" Hi hi, Miałbym się z czego pośmiać przynajmniej. - pomyślał ze śmiechem. Jednak nagle spoważniał, spoglądając w niebo i szepnął: - To nie tak, że chciałem cie urazić. - wrócił do początku swego łańcucha pogrzebowego, gdzie miał ostatnią rzecz przypominającą o jego dawnym życiu: Medalion, który kiedyś należał do jego ukochanej matki.- Po prostu musisz przyznać, iż niektóre byty czasem zachowują się jak małe dzieci i nigdy nie spoważnieją. A ostrzegałem ich wiele razy o konsekwencjach złych wyborów. Jednak koniec z tym. Wolę zająć teraz swoje myśli czymś innym. Na przykład, aby reszta żniwiarzy w końcu przejrzała na oczy. Oraz moją słodką i wyjątkową anielicą śmierci. Inne sprawy już mnie nie interesują - pomyślał. Po tym, jak na kilka dni przed wojną, usłyszał pewne słowa rady żniwiarzy po kryjomu. O tym, że chcą się go pozbyć, ponieważ za dużo wiedział. Adrian niewiele myśląc, uciekł do Anglii, uprzednio zabierając dwa pewne Cinematic Records -swoje i swojej matki. Za to nagranie filmowego swojego żałosnego ojca spalił, by nikt nigdy nie dowiedział się kim był dawniej. Za to z drugiej biblioteki, o której dowiedział się tylko on - Starożytnej Biblioteki Anioła Śmierci Laveny, zabrał pewną księgę z zaklęciami, która mu się przydała. Dzięki tej księdze wzmocnił swą kosę śmierci.
- Phi. Oni tak na prawdę nie dali by rady zniszczyć mojej kosy śmierci. Jest jedyna w swoim rodzaju. Dzięki wyrytym na niej zaklęciom, jest nawet o wiele potężniejsza niż wcześniej. Gdy tylko kosa zniszczenia księżniczki odzyska moc, przed fuzją także ją wzmocnie tym zaklęciem. - uśmiechnął się pod nosem, opierając brodę o otwartą dłoń, zamyślony spoglądając w dal. Miał tylko nadzieję, iż Lilien poradzi sobie w Williamem. Westchnąwszy cicho, wyjął z kieszeni swego czarnego płaszcza czarną wstążkę, przypatrując się jej przez chwilę. Dawniej miał białą, ale została pochowana z jego kochaną matką. Czarna zaś była prezentem od kiego kochanej różyczki, gdy pojawił się u niej w jej 12 urodziny. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Księżniczka leżąca na brzuchu w ogrodzie i malująca coś dla niego. Potem zawiązała mu włosy, ponieważ lubiła patrzeć na jego oczy, a blizny jej nie odstraszały "One dodają ci więcej uroku osobistego, wujku Adrianie" - mawiała. Potrząsnął głową i związał więc włosy w wysoką kitkę, by mieć lepszy widok na otoczenie. Jego kosa, chwilowo pod postacią kija, także była w gotowości.. Czekał cierpliwie, na to co miało się wydarzyć...
Sebastian:
Stukot jego obcasów roznosił się echem po korytarzu. Akurat musiał przejść koło zbrojowni, gdzie najlepsi kowale wykuwali bronie - miecze, sztylety, zbroje i tarczę dla straży. Doszedł do gabinetu, w którym urzędował generał straży, Felix i zastukał sześć razy, czekając aż odpowie.
- Wejść! - zawołał starszy demon. Sebastian wszedł i oparłszy się o framugę, odrzekł:
- Nie spodziewałem się mój drogi Felixie, że tak szybko odzyskam miecz - odpowiedział z uśmiechem książę - Witaj przyjacielu.
- Oh wasza książęca mość, Raum. Miło cię widzieć. Jak zdrowie? - zapytał generał
- A bardzo dobrze. A będzie jeszcze lepiej. - odrzekł wyraźnie rozbawiony.
- Masz może ochotę napić się wina?
- A z miłą Chęcią się napije, Felixie. - odpowiedział Kruk. Generał więc nalał do kielichów trochę wina i podał Raumowi. Wznieśli toast i upili po łyku, siadając w fotelach.
- A co tam u drogiej księżniczki? Gdy przychodziła do mnie od czasu do czasu porozmawiać i pograć w szachy, ciągle tylko opowiadała o tym jak nie może się doczekać, aż zjawi się u ciebie na Ziemi.
- Oh ma się bardzo dobrze. Nie licząc wczorajszej wieczornej sytuacji podczas jednego zadania. Czerwonowłosy kretyn, który się za mną ugania, przeciął piłą jej długie włosy.
- Rozumiem. Ci żniwiarze są dziwni, nie licząc Crevana- odrzekł Felix - Cała reszta zachowuje się jak banda kretynów.
- Zgadzam się z tym stwierdzeniem. - odpowiedział książę i upił kolejny łyk - A wracając do Ayli.. Myślałem, że być może będziesz uczył jej czegoś innego niż gry w szachy, przyjacielu. Hm walki na przykład.
- Żartujesz. Twój ojciec skróciłby mnie o głowę, gdybym to zrobił. - napił się i dodał - Poza tym gra w szachy jest jak nauka walki. Poznajesz strategię, a także wiedzę jak skutecznie pokonać przeciwnika. I wtedy.. szach - mat. Przeciwnik pokonany.
- No tak. W sumie racja. W końcu, ten którego chcemy pokonać jest jak pionek w szachach.
- Zresztą.. Stwierdziłem, że umiesz nawet o wiele więcej niż to, czego cie uczyłem przed walkami na arenie, Raum. Więc dlaczego by nie zostawić nauki walk księżniczki tobie - uśmiechnął się
- Nawet dobrze, że to zrobiłeś, bo mam taki plan. Ayla tego potrzebuje, na wypadek gdyby mnie coś się stało i nie byłbym w stanie jej ochronić. A moja droga siostra musi wiedzieć, jak ma się bronić.
- Bardzo mądrze prawisz książę. Tylko nie spiesz się z tym umieraniem nam. - powiedział Felix
- Spokojnie. Nie zamierzam tak łatwo dać się załatwić byle demonowi - odpowiedział spokojnie.
- Bardzo mnie to cieszy- napił się wina -To co powiesz jeszcze na małą partyjkę szachów?- zapytał Felix
- Bardzo chętnie. Nawet gra w szachy czasem się jednak przydaję - zachichotał wesoło, ciągle mając przed oczami to, jak Ayla ograła hrabiego.
-A cóż cie tak rozbawiło, książę?
-A to, że moja słodka przylepa ograła hrabiego w szachy - chichotał
-To faktycznie, bardzo zabawne - odrzekł Felix i spytał- Ciekaw jestem, co tak na prawdę kombinujesz kruku? - generał rozłożył szachy
-Aż tak to po mnie widać? - spytał Raum, udając zdziwienie - Wiesz tak szczerze, zastanawiałem się, kiedy Ayla zjawi się na Ziemi. Olśniła go, tak ja przewidywałem. - ruszył czarnym pionkiem
-Czyli innymi słowy, tak na prawdę nie zależy ci na duszy tego chłopca. Mam racje? - Felix ruszył białym pionkiem
-Oczywiście. - odpowiedział i ruszył kolejnym pionkiem - Jednak oni o tym nie wiedzą - Uśmiechnął się - A tak upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. Dzięki temu moja kochana siostrzyczka przeżyje i będzie też miała dla kogo.
-Książę widzę, że bawisz się w swatkę jednak. Sprytnie wasza wysokość - zaśmiał się Felix - Widać, że nadajesz się na władce piekieł.
-Być może, jednakże.. Nie zamierzam tak szybko wracać. Może wybiorę się w małą podróż, gdy będzie po wszystkim - powiedział spokojnie książę. Felix skinął głową, ponieważ wiedział, iż chodzi o wężowe demony. Ruszył pionkiem
-O tak. Przydałby się w końcu od nich spokój - mruknął stary generał. Sebastian ruszył kolejnym pionkiem i odrzekł :
-Za długo już tu są. Zbyt długo. - mruknął
-Racja - odpowiedział Felix. Patrzył na szachownice. Gra zakończyła się remisem - Żaden z nas nie wygrał.
-Właśnie widzę.. - powiedział Sebastian i dodał - Chcę cię prosić o pewną przysługę Felixie.
-Jaką toż przysługę wasza książęca mość - spytał generał, podając księciu podłużne pudełko z mieczem w środku. Kruk wstał, biorąc je do rąk i odpowiedział:
-Chciałbym abyś się dowiedział, kto doniósł Sethowi, że Ayla zjawiła się na ziemi. Potem dałbyś mi znać, a ja bym załatwił to osobiście, kimkolwiek ta osoba będzie. Możesz to dla mnie zrobić, przyjacielu? - spytał książę
-Oczywiście. - uśmiechnął się - Wedle twego rozkazu. - skłonił się - Wyśle najlepszych żołnierzy i ten, który zdradził dostaniesz go na srebrnej tacy.
-Dziękuje Ci. I za miecz także. Na pewno będę miał okazję go wypróbować.
-Jest nie tylko lekki, ale też dodatkowo wzmocniony i ostrzejszy niż wcześniej. -odrzekł odprowadzając księcia do drzwi
-Cudnie. No to muszę już wracać. Oczywiście pozdrowić ją od ciebie?
-Oczywiście, że ją pozdrów. - uśmiechnął się stary generał - No to powodzenia Raum i do zobaczenia następnym razem.
-I wzajemnie, Felixie. - Odpowiedział książę i wyszedł. By po chwili wyruszyć w drogę powrotną na ziemie...
Lilien:
Gdy szefowa działu kontroli żniwiarzy z Paryża, zjawiła się w siedzibie żniwiarzy w Londynie, swoje kroki skierowała w kierunku gabinetu Spearsa. Była cholernie wściekła na Sutcliffa, za to co wyprawiał. Nie tego go przecież uczyła.
-Typowy czerwony idiota. - pomyślała ironicznie - Niech go tylko dorwę w swoje łapy, to wyrwę mu te kudły. - Po chwili stanęła przed drzwiami Williama i zapukała.
-Wejść! - zawołał. Lilien wchodząc, zastała bruneta pod stertą raportów - Jak to coś mało pilne, to proszę zaczekać. - burknął
-Will.. Will, Will. Ty cholerny pracoholiku. - kobieta podeszła do jego biura z gracją. Brunet dopiero teraz poniósł wzrok i omal nie spadł z krzesła.
-Lilien. Znaczy się Panno Ross, em szefowo. - wydukał
-Daruj sobie te grzeczności, William. Doszły mnie słuchy, że macie bajzel w papierach, więc wysłali mnie na małą kontrole.
-Ależ skąd. Przecież jest wszystko w jak najlepszym porządku
-Och czyżby? W takim razie mój drogi, zaprowadź mnie do waszej biblioteki - odrzekła Lily
William przełknął ślinę. Ta kobieta była twarda, ale i nieprzewidywalna. Jednak po chwili przybrał obojętny wyraz twarzy.
-Dlaczego mam wrażenie, że to Crevan cie tu przysłał? - zapytał, poprawiając okulary
-Nie mieszaj w to dezertera. - prychnęła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Zawsze potrafiła świetnie maskować swoje emocje - Już dość napsuliście mu krwi.
-No skoro tak mówisz. - odpowiedział Spears, wstając - W takim razie zapraszam - skierował się do wyjścia. Po chwili ruszyli korytarzem.
-A jak się sprawuję mój ulubiony podopieczny? - zapytała od niechcenia
- Grell? No nawet w miarę dobrze. Gdyby jeszcze tylko nie uganiał się za tym demonicznym kamerdynerem, a zajął się porządnie koszeniem dusz.
-Co mi się obiło o uszy, iż miał zawieszenie. Spoufalał się z jakąś śmiertelniczką, zamiast pozbawić ją życia. To prawda?
-No.. Było takie coś. - zaczął - Ale odzyskał kose, po tym jak odkrył, że jeden ze żniwiarzy miał konszachty z królem piekieł. - mruknął
-Oh, doprawdy? - Uniosła brew- Dobra, koniec zabawy Will. Pójdziesz ze mną w jedno miejsce. I odszczekasz to, co powiedziałeś. - odrzekła - No chyba, że wolisz zostać współwinny współpracy z tymi, którzy usiłują zamordować anioła śmierci, co?
- Że jak?!
- To, co słyszałem William. Ayla Michaelis jest nowym aniołem śmierci. Czymś o wiele potężniejszym, niż mroczni żniwiarze. - Spears rozszerzył źrenice w szoku.
- Ekhm, Jeżeli pójdę z tobą, to nie zabijesz mnie? - spytał grzecznie
- Nie zamierzam, jednakże... Jak będzie moje na wierzchu, to zawieszę cały wasz wydział. A uwierz, mogę to uczynić.
- Heh. Typowa Ross-Crevan. Dobra, pójdę z tobą, aby wyśmiać tą twoją tezę, o tym że ta demoniczna dziewucha jest aniołem śmierci. - skrzyżował ramiona
- Czyżbyś rzucał mi zakład? - uśmiechnęła się - Bo jeżeli tak, to z chęcią go przyjmę. A jak ja wygram, to postawisz mi drinka, William.
- Umowa stoi. - uścisną jej dłoń
Tymczasem w letniej rezydencji, księżniczka Ayla spała bardzo głęboko. Nie zarejestrowała nawet, iż zjawił się pewien intruz. Intruz ten podszedł cicho do miejsca, w którym ona spała i uśmiechnął się wrednie i unosząc dłoń ze sztyletem, powiedział:
- Już za długo wchodzisz mi w drogę, księżniczko Aylo. Nikt za tobą nie zatęskni, gdy się ciebie pozbędę, a twa moc będzie należeć do mnie. - zachichotał - Pora umierać, mała demoniczna smarkulo. - Już miał wbić sztylet w ciało dziewczyny, gdy... Poczuł czujesz ostrze na swej szyi, oraz usłyszał zimny, pełen pogardy głos:
- Na twoim miejscu bym tego nie robił, Seth. - Powiedział spokojnym, acz zimnym tonem książę ciemności. Trzymał ostrze miecza przy szyi demonicznego węża, a jego oczy lśniły szkarłatem, oraz nienawiścią, iż ktoś odważa się podnieść rękę na jego drogą siostrę... - To twój ogromny błąd...
Ciąg dalszy nastąpi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro