Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7


  - Zgadnij, kto to?

William T. Spears był w szoku. Cicho wypowiedział jego imię.

- Grell...


Grell:

Uśmiechnął się pod nosem, widząc Williama w niezłym szoku. Jednak zaraz jego uśmiech zniknął, gdy on zaatakował go swoją kosą śmierci.


- No ty chyba żartujesz? Znowu chcesz się w to bawić? Jak na naszym egzaminie?

William prychnął w odpowiedzi i zaatakował go jeszcze raz, jednak tym razem Sutcliff zatrzymał jego atak czarnym mieczem.

- Willuś, uspokój się do cholery.

- Nie nazywaj mnie tak .

- Och, czyżbyś jednak nie tęsknił za partnerem?- zachichotał czerwonowłosy.

- Nie byliśmy... Zaraz, co? Możesz mi do cholery wyjaśnić, co tu robisz? Wysłali cię do piekła, do najmroczniejszych czeluści piekieł.

- Wysłali, to fakt, ale powiedzmy, że Lucyferowi sprawy się skomplikowały. A rada Bogów śmierci nic mi nie może zrobić. - William uniósł brew w odpowiedzi. - No co?

- Czyli, że co? Teraz jesteś demonem?

Grell wybuchnął śmiechem.

- Och, William, nie myl pojęć, mój drogi. Demon, a anioł zemsty, to są dwie różne rzeczy. Zwłaszcza, że ten anioł zemsty jest w dodatku śmiertelny, więc w łaski swojej Williamie odłóż swoją kosę, bo musimy pogadać. Teraz.

- A skąd mam mieć pewność, że mnie nie zaatakujesz, Grell? - zapytał William, a Sutcliff wywrócił tylko oczami.

- Gdybym chciał, to zrobiłbym to wcześniej, więc prosze cie. Na trzy je opuścimy, dobrze Willu? - Gdy policzył do trzech, jednocześnie opuścili bronie. Grell miecz, a William swoją kose.

-A więc. Dlaczego wróciłeś Grell? Czyżbyś chciał udowodnić radzie, że się zmieniłeś? Trochę marne szanse.

Grell spojrzał na dawnego partnera i prychnął w odpowiedzi.

- Nie. Jak już ci powiedziałem, mam gdzieś, co rada powie. Mamy inny problem, poważniejszy. Dlatego, że tak to ujme, jestem na warunkowym zwolnieniu, bo ani Lucyfer, ani tym bardziej Gabriel nie wiedzą, jak to się stało, że pewna dusza uciekła z Edenu. Więc zwrócił się do mnie o pomoc, ponieważ jestem ostatnim, który ją widział jako ostatni.

- Ją? - William uniósł zdziwiony brwi. - No dobra, gadaj, co jest grane? - Grell tylko westchnął cicho i usiadł na krawędzi dachu. - Grell, czy ty masz na myśli jego córkę? Tą samą, którą wydałeś im i skazałeś na śmierć? Chociaż było wiadomo, że to ona jest aniołem śmierci? - zapytał.

- William, proszę, odpuść. To i już tak wystarczająco mnie boli, co spowodowałem. - Zacisnął dłoń, która zaczęła mu drżeć. - W każdym bądź razie Lucyfer stwierdził, iż jedna z dusz uciekła z Edenu. Poprosił mnie o przysługę odnalezienia tej duszy. W zamian za to stwierdził, że może skrócić moją karę. - powiedział spokojnie.

- A ty się pewnie zgodziłeś. - No tak, na pewno zakładał, że Grell chciał skrócenia kary. Jednak nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego.

- Zgodziłem się, ale nie na to, o czym myślałeś, William. Bardziej na to, że w zamian za odzyskanie duszy i sprowadzenie jej do Edenu będę mógł dorwać Setha i zabić go raz na zawsze.

- Że jak?! - Williama teraz zatkało. Nie wiedział, co odpowiedzieć na te rewelacje, więc po prostu usiadł kolo niego. Zamiast skrócenia kary, chciał zemsty na demonie, który miał nad nim władze? Do było dla niego nie do pomyślenia. - O którą dusze dokładnie chodzi?

Grell tylko spojrzał w niebo, a na jego twarzy odmalował się smutny uśmiech. Uśmiech pełen bólu.

- O dusze księżniczki Ayli.

Spearsa bardziej zatkało z wrażenia.

- Ale.. Jak to możliwe?

-Tego nie wiem. Nawet Lucyfer i Gabriel nie wiedzą, jak to się stało. Z początku myślałem, że chodzi o dusze Sebastiana, a nie Ayli. A najważniejsze jest to, iż ta dusza jest w ciele dziewczyny, która pojawiła się w collegu -mruknął, zapalając papierosa.

- No, ale dlaczego przyszedłeś z tym do mnie? A nie poszedłeś do... - Grell mu przerwał.

- Wiem, chodzi o Crevana. Ale Lucek twierdzi, że on zniknął lub być może nie żyje.

- Grell. Undertaker żyje, tylko poprosił o przeniesienie. Po tym co się wydarzyło sto dwadzieścia lat temu.. Nie mógł dłużej być w Anglii. Więc przeniósł się do Francji, gdzie zrobił sobie wakacje u Lilien Crevan.

Grell wyjął papierosa z ust i puścił obłok dymu, spoglądając na Williama zdziwiony.

- Lilien? To ta jego przyrodnia siostra?

- No tak. Ta sama, która wtedy cię znalazła ze sztyletem w krtani, gdy popełniłeś samobójstwo. A wcześniej zrobiłeś tamtą rzeź. - Grell cicho prychnął w odpowiedzi.

- Mogłem się tego domyślić - zaśmiał się gorzko. - W każdym razie i tak to ciebie proszę o pomoc, Williamie. Pomóż mi go dopaść. Po prostu potrzebuje kogoś, kto go wykryje i przekaże mi, gdzie on jest. I ten, pomyślałem o tobie. O tym, że jak go wykryjesz, to od razu dałbyś mi znać. Rozumiesz?

William cicho westchnął w odpowiedzi.

- Ale Grell. Zdajesz sobie sprawę, że ten demon może wiedzieć, że tu jesteś. Prawda?

- Wiem. I dlatego zamierzam być o krok przed nim. - Brunet tylko wywrócił oczami.

- A przy okazji. Zrobiłeś to, o co cie poprosiłem właśnie sto dwadzieścia lat temu ? - Grell przechylił głowę, zerkając na niego.


- Em, no właśnie, z tym może być problem. Bo ktoś poprosił o wysłanie tego do archiwum. Ale zaglądając, że minęło te ponad sto lat to myślę. Więc już zapewne nie istnieje. - Grell pokiwał głową i zeskoczył z dachu. William zeskoczył za nim.


- Muszę już wracać. Jeszcze sobie coś pomyślą, że wagaruje. - William skinął głową. W tym samym momencie usłyszeli pewien damski głos.

- Grellu Sutcliff. Mogę wiedzieć, co robisz poza uniwersytetem? - Grell automatycznie odwrócił się szybko, widząc profesorkę historii angielskiej.

- Profesor Jules. Jak milo. No ja, em, dostałem nagle telefon od notariusza mojej babci. Biedna babcia myślałem, że dożyje ze stu lat - udał smutek bardzo dobrze wyuczony.

- Ojej, bardzo mi przykro - kichnęła. - No, skoro pan notariusz - wskazała głową na Spearsa - Do ciebie zadzwonił, to rozumiem. Jednak nie poinformowałeś nikogo o nagłym wyjściu. Prawda, Grellu?

- No nie zdążyłem pani profesor, to było takie nagłe i znienacka. Do babci zawsze jechałem na święta, gdy tylko mogłem. Zawsze robiła pyszną pieczeń z indyka w sosie własnym - udał, że ociera łezki.

- Biedaczysko.

- Oh, nawet nie wie pani, jak bardzo. Niestety tegoroczne święta spędzę samotnie. - Chciało mu się śmiać, ale musiał brnąć dalej, by się nie zdradzić.

- Rozumiem, rozumiem. No dobrze, w takim razie udam, że cie nie widziałam, Grellu. Ja muszę już iść, bo coraz gorzej z moim wzrokiem i zapewne to będzie ostatni rok, gdy będę was nauczać i przejdę na emeryturę.

- Wielka szkoda.

Pani Jules pokiwała głową.

- No nic moje dziecko, papa. Milo pana poznać, panie notariuszu.

- Spears - mruknął cicho brunet.

- Oczywiście. To do zobaczenia jutro na zajęciach.

- Do widzenia - Grell pomachał, gdy sobie poszła i odetchnął z uglą

- Babcia i notariusz no serio, Grell?

- Uh, cicho bądź. Jeżeli moje zadanie ma się powieźć, muszę udawać tak długo, jak tylko mogę. A poza tym przecież wiesz, iż mam aktorski talent. Czyż nie, Willu? - prychnął pod nosem cicho.

- Ta i przy okazji wielkie ego. Szkoda, że trafiłeś do collegu, a nie na jakiś plan filmowy - wywrócił oczami.


- Tak, tak. Śmiej się.... No chyba, że nie chcesz mieć wymarzonego urlopu, w zamian za pomoc mnie. Ponoć na Hawajach o tej porze roku jest cudnie.


- Już nic nie mówię. Ale teraz znikaj, zanim duch twojej babci ci się pojawi.

- Kretyn.

- I wice wersa, Grell.

- Pamiętaj. Informacje bezpośrednio do mnie - odwrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę. William jeszcze chwilę za nim patrzył, nim też poszedł w swoją stronę.

Sutcliff nawet nie zdawał sobie sprawy, że przez swoją małą nieobecność mógł stracić pozycje najlepszego studenta w roku.


No i udało się.

Wracamy do głównego wątku.

Do następnego Rozdziału.

Buziaki duszyczki.

-



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro