Rozdział 13
Uwaga to będzie najdłuższy rozdział
Dwoje mrocznych żniwiarzy obserwowało przebieg zdarzeń, które odbywały się na boisku uniwersytetu. Jednego z nich już poznaliście: William T. Spears akurat poprawiał okulary, a jego towarzysz o bujnych blond włosach, patrzył na to wszystko przez lornetkę i wypuścił obłok pary z ust.
- Ehh - wzdychał. - Spears senpai, to tylko kwestia czasu - powiedział znudzony blondyn.
- Nie wątpię w to. Jednakże... - Will poprawił znów okulary. Weszło mu to już w nawyk. - To nie jest ta osoba, która ma umrzeć - zerknął jeszcze raz do swojego death note, gdzie widniało imię i nazwisko: Tanja Jules. - Doprawdy. To już zaszło stanowczo za daleko.
- Tez cierpisz na nadgodziny, senpai? - zapytał. William skinął głową na tak. Młodszy żniwiarz znany także jako Ronald Knox splótł ręce za głowę. - Chętnie bym pomógł tej damie w opałach. Jednak nam nie wolno w to ingerować.
Brunet po raz pierwszy kącik ust w nieznaczącym uśmiechu.
- Spokojnie, Ronaldzie Knox - powiedział. - Ktoś inny się tym zajmie.
- Huh? - Knox spojrzał na senpaia. - Co masz na myśli?
- Obserwuj i patrz uważnie - odpowiedział William. Ronald wziął na powrót lornetkę i uważnie obserwował ten przebieg zdarzeń. I po chwili słowa Spearsa się potwierdziły, bowiem pewien chłopak o czerwonych włosach chwycił nadgarstek tego drugiego chłopaka. Poniósł swe żółto- zielone oczy, a Ronald aż podskoczył.
- Hę?! - rozdziawił usta w szoku. - Przecież to jest... Grell Sutcliff - Blondyn był zaskoczony, widząc swego dawnego senpaia.
Tutaj włączcie muzykę w tle
Grell:
- Na twoim miejscu bym tego nie robił - trzymał ciągle nadgarstek Lucasa, tak, aby nie uderzył dziewczyny.
- No co ty, Grell - zaśmiał się wrednie. - Nie dasz się zabawić z tą panienką?
Czerwonowłosy zacisnął zęby i wycedził.
- Jeżeli Nicolette sobie tego nie życzy, to chyba logiczne. Nieprawdaż? No chyba, że tak napakowałeś się dopalaczami, że zeżarło ci mózg i nie rozumiesz słowa "Nie" - powiedział, zaciskając bardziej dłoń na jego nadgarstku. - No chyba, iż chcesz zepsuć opinie collegu, a to nie byłoby fajne.
- Ta, jasne. Bo ci uwierzę - zarechotał. - Po prostu przyznaj, że sam masz ochotę ją przelecieć.
- No, teraz to żeś przesadził - syknął Grell i wykręcił mu rękę do tylu, odciągnął go od Nikki. Lucas jakoś mu się wyszarpnął, stając w pozycji do bijatyki.
- Taki żeś kurwa chojrak? Chcesz się bić? - warknął Lucas wściekły, że ktoś przerywa mu zabawę.
- Dżiżas, trzymajcie mnie - mruknął cicho do siebie, zerkając na Nicolette. Widząc, że ma trochę poszarpaną białą bluzkę, zdjął marynarkę i poszedł do niej . Okrywszy jej ramiona, powiedział. - Jeżeli dasz rade, to wstawaj i cofnij się. - Nicolette tylko niepewnie skinęła głową. Wstała jakoś i tak, jak prosił, odsunęła się.
- Proszę. Uważaj na siebie - wyszeptała cicho. Sutcliffe tylko uśmiechnął się pod nosem. A miał taką cichą nadzieję, że jeszcze ma mnóstwo czasu, aby zająć się misją, że jeszcze się trochę zabawi. No nic, marzenie ściętej głowy. Spojrzał z pogardą w oczach na Lucasa, a jego żółto -zielone oczy pałały intensywną furią, chociaż on sam był oazą spokoju.
- No chodź, czerwony - powiedział Lucas. Jednak Grell tylko stał i ciągle patrzył ze stoickim spokojem na osiłka. Czarnowłosy osiłek więc sam pierwszy na niego rzucił z pięściami. Czerwonowłosy unikał ciosów, ponieważ pierwsza zasada bijatyk brzmi: Unikać ciosów tak, aby zmęczyć przeciwnika. Niech sam się wykończy.
Tymczasem William T. Spears i Ronald Knox obserwowali dalszy przebieg zdarzeń.
- Spears senpai. Myślałem, że Sutcliff jest w piekle. No na tej wiecznej karze - powiedział Ronald.
- Też z początku tak myślałem. Jednakże.. Grell Sutcliff już nie jest mrocznym żniwiarzem, a aniołem zemsty - odpowiedział William.
- Huh?! - Knoxa zatkało z wrażenia.
- Ma tu zadanie do wykonania. To wszystko jest ze sobą ściśle powiązane, Ronaldzie Knox - mówił dalej. - Śmierć córki Lucyfera, dziwne śmierci osób oraz braki w filmowych nagraniach ich życia na przestrzeni tych stu dwudziestu lat. A także jego powrót. I to wszystko skłania się ku tej dziewczynie, właśnie. - William wskazał swoją kosą śmierci na tą lawendowłosą niewiastę, którą usiłowano wykorzystać.
- Co to znaczy?
- Znaczy to, że w ciele Nicolette Blackrose jest dusza córki Lucyfera - Ayli Michaelis. - Ronalda bardziej zatkało, a Will ciągnął swój wywód. - A Grell chce odzyskać nie tylko dusze księżniczki, ale i zabić tego przebrzydłego demona, Setha. Chyba, że może mieć także w stosunku wobec niej inne plany. Nie wiem.. Pomóc jej przypomnieć, kim jest i odzyskać moce anioła śmierci.
- Trochę to dziwne senpai, ale skoro mamy go po swojej stronie - zaczął blondyn. - To czemu by tego nie wykorzystać? No sam wiesz, my coś dla niego zrobimy, on dla nas. No taka umowa z nim. Dzięki temu nie tracilibyśmy więcej dusz.
- Już zawarłem z nim taką umowę. Pomoc, za pomoc, Ronaldzie Knox - odpowiedział William, poprawiając okulary. Wyjął akta, które Sutcliff potrzebował. - Jak Grell będzie sam, przekażesz mu to. Chcemy się dowiedzieć pod czyją postacią ukrywa się Seth. A Sutcliff chce to przejrzeć na spokojnie.
- Jasne, szefie - odpowiedział z uśmiechem Ronnie i wrócili do obserwacji tejże zacnej bójki. Tymczasem Grell ciągle unikał ciosów zadawanych przez osiłka. I tak jak podejrzewał, Lucas się zmęczył. Skutki brania sterydów, dopalaczy oraz palenia skrętów.
- Ty cholerny... - Osiłek dyszał, jednak jeszcze spróbował się na niego rzucić, zginając ciało do przodu i biegnąc niczym taran. Grell się odsunął i wyszeptał.
- Za wolno - był tuż za nim i jednym ruchem, kopnął przeciwnika w plecy tak, że wylądował twarzą w błocie. Wielu studentom, którzy to obserwowali, szczęki opadły z wrażenia. Zaś sam Grell położył nogę na plecach przegranego, aby ten nie wstawał.
- Sam się tak załatwiłeś, Lucas. Ach, i licz na to, iż za ten wybryk wylądujesz w gabinecie dyrektora. Wylecisz z drużyny sportowej. A kto wie, może nawet z uniwersytetu za branie dragów, jak i próbę gwałtu na Nicolette.
- Pierdol się, cieniasie! - warknął Lucas. Grell tylko prychnął i przydusiwszy mocniej go nogą, spojrzał na resztę.
- Po pierwsze grzeczniej. Po drugie dopilnuje, abyś ją przeprosił. A wy.. - zwrócił się do reszty studentów. - Macie skasować zdjęcia, które robiliście. No chyba, że dyrektor ma je zobaczyć, skonfiskować wasze telefony i zostawić po zajęciach. A teraz gadać, czyj to był chory i porąbany pomysł, próbować ją wykorzystać seksualnie? Bo rozumiem, że samo dokuczanie jej wam nie wystarczyło, mam rację? Chcieliście więc zabawić się kosztem Nicolette w najgorszy i koszmarny sposób i upokorzyć ją? W takim razie brawo za waszą głupotę - powiedział. - Więc, kto ma coś do powiedzenia?
- Em, Grell.. - powiedział jeden z chłopaków, ostrzyżonych na jeża o imieniu Martin. - Ja coś widziałem. Nie wiem. To było dziwne, ale widziałem jak Dylan wchodził do szatni dla sportowców. A on przecież nie należy do klubu sportowego.
- No, a ja słyszałem, jak o czymś gadali - dodał Rick. - Ale to wyglądało tak, jakby o coś się zakładali. Tylko nie wiem, czy to chodziło o te nową, czy o jakąś inną dziewczynę. Lucas powiedział, że za tą akcję, Dylan wisi mu skrzynkę piwa. - Grell słuchał bardzo uważnie.
- Gdzie on jest? - zapytał czerwonowłosy.
- Ponoć poszedł wcześniej do domu. Mówił coś profesorowi, że musi jechać do chorego wujka, czy coś. - odpowiedział Peter, komputerowy maniak gier wirtualnych. Czerwonowłosy tylko wypuścił ze świtem powietrze. Ewidentnie zyskał już pewność, że on tu był. Jednak Grellowi było ciężko mu wyczuć. Ale w końcu był aniołem zemsty i jego celem było dopaść Setha za wszelką cenę. Będzie musiał poprosić Williama, aby zawęził krąg poszukiwań. Miał coś własnie jeszcze powiedzieć, gdy usłyszał głos trenera.
- Davies, Sutcliff. Mogę wiedzieć, co wasza dwójka wyprawia? - zapytał trener Mitch. - Sutcliff, proszę zdjąć nogę z mojego zawodnika. - Grell niechętnie to uczynił, a Lucas wstał. - No i teraz wyjaśnijcie, co tu się dzieje?
- Trenerze. Bo ta suka... - Osiłek wskazał na Nicolette. - Mnie sprowokowała. Chciałem jej tylko dać wycisk na boisku.
- To nieprawda. Proszę pana, on chciał mnie zgwałcić - powiedziała Nikki.
- Kłamiesz, dziwko! - Nicolette się zamknęła. Jeden z kolegów Grella dał mu telefon, bo zostawił zdjęcie jako dowód.
- Myślę trenerze, że sam powinieneś to zobaczyć - powiedział Grell, dając mu telefon jednego ze studentów, z tymi zdjęciami. Trener zaczął przeglądać te zdjęcia.
- To jeszcze nic nie znaczy...
Ronald:
- Chyba przyda im się mała pomoc, Spears senpai -powiedział Knox. - Mogę udawać detektywa, który przyszedł na rozmowę o zapisane młodszego brata na ten uniwersytet.
- Eh... No skoro trzeba - odpowiedział brunet. - W sumie, ta profesorka, którą mamy na liście, to ją widziałem, rozmawiając wtedy z Grellem. Uwierzyła, że jestem notariuszem, więc.. Sam wiesz.
- Serio, szefie? - zaśmiał się Ron. - No niezła fucha ci się trafiła. Dobra, to ja lecę i podchodzę, mówiąc że zauważyłem kłótnię. - powiedział Ronald, zeskoczywszy z dachu po kryjomu. Poprawił kołnierz i udał się w tamtą stronę, jak gdyby nigdy nic. Natomiast Sutcliff był zły na trenera, że wierzy swojemu tzw zawodnikowi, a nie jemu i Nikki.
- Jak to jeszcze nic nie znaczy, trenerze?! Przecież masz wyraźne dowody - powiedział ostrym tonem.
- Zważaj na język, chłopcze. - powiedział trener.
- Z całym szacunkiem, ale nie kupuje tego, że według ciebie to nic nie znaczy. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem - odpowiedział Grell, gdy zauważył, iż ktoś się zbliża. I jakie było jego niewidoczne zdumienie, że tym kimś był jego dawny podwładny, Ronald Knox.
- Ekhm.. Przepraszam pana bardzo, panie - zaczął Ronald. - Jaka jest pana godność?
- Jack Mitch. Trener sportowy. A pan to..?
- Detektyw Knox z Scotland Yardu. Akurat czekałem za dyrektorem tego uniwersytetu, aby zapytać o zapisy. No wie pan, mój młodszy brat bardzo chciałby się tu uczyć. A przy okazji widziałem całe zajście.
- Doprawdy? A legitymacje detektywa pan ma? - zapytał trener trochę nieufnie. Grell tylko wywrócił oczami, na nieudolność Knoxa.
- Etto... - zaczął szukać po kieszeniach. - Gdzieś tu ją mam. Jedną chwilkę.
- Kretyn - pomyślał czerwonowłosy i pstryknął palcami.
- Ahhh.. Tu jest - wyjął ją. - Wie pan, tyle tych kieszeni, że człowiek się gubi. A ja dopiero od paru miesięcy pracuje w Yardzie - zaśmiał się niepewnie. - Proszę bardzo - podał mu legitymacje.
- Detektyw Ronald Kox? - przeczytał zdumiony trener.
- Ehh, znów ta stara baba z urzędu przeinaczyła moje nazwisko. To się zdarza - zamachnął niedbale dłonią zauważając, że Grell zatyka usta i po kryjomu chichotał. - W każdym bądź razie zgadza się. I tak jak mówiłem, widziałem cale zajście. - dodał.
- No to słucham - powiedział trener.
-No więc tak, ta dama - wskazał na Nicolette - Uciekała przed tym tutaj - wskazał Lucasa. - W pewnym monecie ten osiłek właśnie chwycił dziewczynę za włosy i powalił na ziemie. Potraktował ją, jak jakąś zwierzynę łowną, albo co? Wracając, chłopak zaczął na nią krzyczeć, że jakiego wielkiego ma kutasa, i że wsadzi jej, no wiadomo gdzie. No i w pewnym momencie na scenie pojawiła się oto ten czerwonowłosy komandos. - Grell cicho prychnął i pokazał mu na migi, że jest trupem i wytknął mu język. Ronald to zignorował. - Rozmawiał z jakąś panienką o blond włosach i wielkich cyckach. Po chwili zaczął się przeciskać przez ten spory tłum, który zamiast zareagować, to woleli stać i fotki robić. Dzieciaki, nie radzę wam tych zdjęć dalej udostępniać. Wiem gdzie mieszkacie. - dodał Ron.
- Do rzeczy, panie detektywie.
- A, tak, już mówię dalej. Więc ten czerwony komandos widząc, co się dzieje, interweniował, ponieważ ten osiłek chciał uderzyć damę, pochwycił rękę tego brutala, aby ten brutal nie uderzył tejże pięknej twarzy niewiasty.
- Rozumiem. Pytanie tylko, czemu pan tutaj nie przyszedł wcześniej?
- Aj, bo wie pan. Mogę mówić ci Jack? Spoko. A więc Jack, mam poważną kontuzje kolana, jeszcze za czasów najpierw z wojska, a później akademii policyjnej. I nie zdążyłbym po prostu zareagować - skłamał gładko, zerkając na Grella. Sam Sutcliff wiedział dlaczego. Shinigami nie mogli się wtrącać w sprawy śmiertelnych. Grell tylko nieznacznie skinął głową, ponieważ jego to już nie dotyczyło. Na szczęście.
- Mhm. No dobra, skoro tak, to wszyscy razem z Davisem, Blackrose oraz Sutcliffem na sale. Poinformuje dyrektora. I jeszcze co do waszej trójki - wskazał na Lucasa, Grella oraz Nicolette. - Liczcie na to, iż wasi rodzice zostaną poinformowani. - Nicolette nagle poczuła łzy pod powiekami. - No i czego beczysz, dziewczyno?
- No bo ja nie mam rodziców. Mama umarła, gdy miałam raptem dziesięć lat. A tata umarł, jeszcze przed moim przyjazdem tutaj do Londynu - powiedziała Nicolette, pociągając nosem.
- A to do mojego ojca - zaczął Grell. - To raczej ciężko będzie, ponieważ mieszka w Los Angeles. I nie utrzymuje z nim kontaktu. Jeśli też już czasem nie zdechł. Pieprzony morderca mojej matki. - Tutaj akurat kłamał, ale Nicolette uwierzyła. Gdyby ktoś zorientował się, że jego rodzice tak na prawdę byli szlachcicami i to z 1678 roku. Byłoby ciężko.
- Eh, no dobra. To ruchy.
- Jedną chwile, Jack. Chciałbym jeszcze porozmawiać z tym chłopakiem w cztery oczy - wskazał na Grella. - Takie procedury.
- Dobra. W takim razie Sutcliff, zostajesz z panem detektywem. Jednak po tej rozmowie przychodzisz na sale. Zrozumiano?
- Tak - mruknął Grell.
Trener zabrał resztę, w tym Daviesa oraz Blackrose na salę. Postanowił ich chwile pilnować, gdyż dyrektora jeszcze nie było, ponieważ był na spotkaniu. Studenci poszli za trenerem. Nicolette jeszcze raz spojrzała na Grella i smutno się uśmiechnęła. Grell odwzajemnił jej uśmiech, by po chwili spojrzeć na Knoxa, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Gdy wszyscy studenci już poszli, zostali tylko oni.
- Przyznaj się. Zrobiłeś to specjalnie na tej fałszywej legitymacji- powiedział Ronald. Grell spojrzał tylko na niego kątem oka i zaczął się nagle śmiać.
- Kox. Musisz przyznać, że ten kawał serio mi się udał- powiedział ze śmiechem Grell. - No, ale serio? Komandos? - zapytał.
- No co? Robiłeś takie uniki jak komandos, Sutcliff senpai.
Czerwonowłosy nagle spoważniał.
- Ron? Jednak radze, abyś tak mnie nie nazywał. Nie jestem już mrocznym żniwiarzem. Tamten Grell umarł sto dwadzieścia lat temu wraz z księżniczką - powiedział poważnie.
- Uuu, jaka powaga. - zagwizdał. - Ale wracając. Grell, w końcu przeszedłeś na jasną stronę mocy? - zapytał, cytując tekst ze Star Warsów. - Sutcliff zrobił srogą minę.
- Ani słowa więcej, Knox - syknął. - Lepiej mi powiedz, co tu robisz? Bo raczej nie masz w planach wysyłania młodszego brata, którego nawiasem mówiąc nie masz, tak naprawdę, do collegu. Mam racje?
- Ano.William prosił, żebym ci coś przekazał. Jakieś akta, które ponoć chciałeś przejrzeć. - Czerwonowłosy uniósł tylko brew. Myślał, że Will sam mu przyniesie do jego apartamentu. Wygląda na to, że coś było na rzeczy, skoro są tu we dwójkę. Blondyn raczej nic mu nie powie. Tymczasem Ronald dokończył zdanie. - Sam wiesz, jaki jest William, jak to szef. Jak szef każe, to trzeba się go słuchać. I nie robić nadgodzin - mrugnął do niego porozumiewawczo.
Grell tylko pokiwał głową na znak, że zrozumiał.
- W takim razie, za godzinę na dachu, Ronald. Przyjdę do was. Jednak na razie muszę już iść. Bo jeszcze trochę i mi moje zlecenie zlinczują. A nie chce tracić tej duszy i szansy na zemstę - powiedział cicho.
- Ok. Grell? - Czerwonowłosy spojrzał jeszcze na blondyna. - Ten osiłek. Raczej to nie było to, o czym mówiłeś, prawda? Bo rzadko się zdarza, aby ktoś pod wpływem narkotyków, czy dopalaczy usiłował wykorzystać seksualnie jakieś dziewczyny. Bo robią wiele głupot pod wpływem, ale w 1% zdarza się coś takiego.
Sutcliff cicho westchnął i odpowiedział, obejmując się ramionami.
- To było opętanie - powiedział cicho i minął dawnego podwładnego, ruszając w kierunku uniwersytetu. Grell wiedział, jak to wyglądało, ponieważ sam był w tym stanie. A teraz wszystko zaczynało się powoli wymykać spod kontroli. Tymczasem Knox obserwował oddalającą się sylwetkę Sutcliffa i zapytał sam siebie:
- Co się wtedy wydarzyło sto dwadzieścia lat temu, że tak zareagowałeś, Grell...?
Ciąg dalszy nastąpi...
Nie wiem kiedy kolejny rozdział będzie, ponieważ martwię się o chorą ciocie Frede
Ma tylko 5% szans na przeżycie
Ehh
Do następnego
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro