Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Alison

— Wiesz, nigdy ci tego nie mówiłem, ale mam fotograficzną pamięć. Ejdetyczną — powiedział cicho Casper, gdy leżał na łóżku wraz ze mną i obejmował mnie jednym ramieniem. Wpatrywał się w sufit zaczerwienionymi oczami. Jego jabłko Adam zadrgało, gdy przełknął ciężko ślinę. — Nigdy wcześniej nie myślałem, że uznam to za przekleństwo.

Uniosłam głowę znad jego klatki piersiowej, gdzie leżałam w ciszy przez ostatnie pół godziny wsłuchana w niepokojony rytm jego serca.

Uważałam się za osobę spostrzegawczą, ale w tamtej chwili poczułam się jak idiotka.

Przecież było wiele sygnałów, chociażby zawsze miał najwyższe stopnie z każdego przedmiotu, nawet z biologii czy chemii, których nie cierpiał, lub podczas oglądania wspólnie filmów, któryś raz z kolei, czasami dla żartów wypowiadał kwestie z aktorami, co strasznie wkurzało jego siostrę Louise, bo przeszkadzał w oglądaniu filmu. Jego druga siostra, Chloe zawsze się z tego śmiała.

Był piątkowy wieczór i westchnęłam ciężko, bo gdy myślałam o filmach w tym dniu od razu przypominały mi się cotygodniowe spotkania u Williamsów i Chloe.

Poczułam ścisk w gardle ale wzięłam głęboki oddech i powstrzymałam płacz.

Nie wiem, czy kiedykolwiek do tego wrócimy.

Bez niej to nie będzie już to samo.

Bez niej oraz Daniela.

— Nie wiedziałam o tym.

— Wiem. — Spojrzał na mnie, a kąciki jego ust uniosły się w kiepskiej próbie uśmiechu. Przy mnie nie udawał, że dobrze się trzymał. Był załamany stratą młodszej siostry. Co gorsze, nie miał pojęcia, co takiego naprawdę się wydarzyło. Ja tak naprawdę również, ale chociaż wiedziałam, że miało to coś wspólnego z porachunkami gangu, do którego należała Raven i Daniel.

Casper natomiast nie wiedział nic prócz tego, że ktoś pewnego wieczoru zastrzelił jego najmłodszą siostrę, bez najmniejszego powodu, a tej samej nocy Daniel wyjechał z miasta. Dzień później został ogłoszony osobą poszukiwaną za zastrzelenie człowieka i za podejrzenie, że miał coś wspólnego ze śmiercią Chloe.

Wiele razy zbierałam się w sobie, aby spytać Raven, co się tak naprawdę stało z Chloe, ale nie byłam gotowa ani na rozmowę z nią na ten temat ani na potencjalną informację, jaką mogę uzyskać.

Następnego dnia u mnie w domu organizowałam przyjęcie urodzinowe dla niej i dla Isaaca, to był dobry moment, aby chociaż spróbować czegoś się dowiedzieć.

Musiałam to zrobić, dla Chloe.

Jej morderca nie mógł bezkarnie chodzić po mieście. To nie było sprawiedliwe.

Chciałam, żeby zgnił za kratkami.

— Dlaczego uważasz to za przekleństwo? — spytałam, patrząc na niego.

Uniósł dłoń i przesunął powoli palcami po moim policzku.

— Jestem szczęśliwy, że pamiętam każdą chwilę z tobą. Ale równie dobrze będę pamiętał każdy moment z Chloe. Mam wrażenie, jakbym widział się z nią przed chwilą... Jak gdybym rozmawiał z nią dzisiaj. To wszystko wydaje się być równie świeże w mojej głowie. Tak samo jak chwila, gdy znalazłem ją... — urwał, gdy głos mu się złamał. — Leżącą tam wśród liści, a Naruto leżał u jej boku, jakby jej pilnował.

Casper wraz ze swoim ojcem wyruszyli na poszukiwania Chloe, kiedy ta nie wróciła do domu ze spaceru z psem.

Naruto nie chciał odejść od jej ciała, Casper musiał go wziąć na ręce, a mimo to pies się wyrywał i cały czas szczekał. Nie przestał nawet, gdy dotarli do domu. Louise mi powiedziała, że jeszcze długo nie mogli go uspokoić. Cały czas chciał wybiec z domu, do lasu.

Do miejsca, gdzie leżała jego ukochana pani.

Pies bardzo często biegał po domu, jak gdyby szukając Chloe, a gdy nie mógł jej znaleźć uparcie siedział pod drzwiami i szczekał, żeby go wypuścić na dwór. Rodzina Hillary rozważała zatrudnienie psiego behawiorysty, żeby im pomógł z Naruto.

— Tak mi przykro, skarbie — wyszeptałam, tym razem nie powstrzymując łez.

Nie byłam w stanie.

— Jej spojrzenie... — Po jego twarzy spłynęła kolejna łza, a jego dolna warga zadrżała. — Ally, ona miała otwarte oczy. Cały czas je widzę, gdy tylko zamknę swoje.

Teraz już rozumiałam, co przez ten cały czas miał na myśli, gdy twierdził, że nie mógł spać.

On naprawdę cały czas to widział, jak gdyby to wszystko wydarzyło się przed chwilą. To nie była przenośnia.

My wszyscy widzieliśmy Chloe leżącą w białej trumnie, podczas ostatniego pożegnania tuż przed pogrzebem, ale pracownicy domu pogrzebowego zajęli się wcześniej jej ciałem. Nie tylko przebrali ją w jej ulubioną błękitną kwiecistą sukienkę z falbankami, ukryli też umiejętnie ranę postrzałową i zrobili makijaż, dzięki którego wyglądała, jakby spała.

Casper mimo to odmówił zbliżenia się do trumny, dopóki ta była otwarta. Podszedł pożegnać się z najmłodszą siostrą dopiero, gdy została zamknięta.

Kolejna rzecz, którą teraz zrozumiałam.

Nie chciał dokładać sobie kolejnego wspomnienia, którego nie mógł zapomnieć, chociażby wolał.

Przytuliłam go mocno i wtuliłam twarz w jego szyję.

— Czy to kiedyś przestanie boleć? — szepnął w moje włosy.

— Kiedyś tak — odszepnęłam po chwili namysłu. — Ale nadal jest za wcześnie. Nie minął nawet miesiąc. Potrzeba czasu.

Casper objął mnie ciaśniej i wziął głęboki, drżący oddech.

Ponownie zapadła między nami kojąca cisza. Mój chłopak powoli gładził moje włosy, co zdawało się mu pomagać się uspokoić.

— Nigdy nie uwierzę w to, że to Daniel ją skrzywdził... Nie mogę uwierzyć, że zastrzelił tamtych ludzi na parkingu, ale nigdy nie zranił by Chloe.

— Wiem, traktował ją jak kolejną siostrę — przytaknęłam cicho.

Ostatnio w taki sposób spędzaliśmy co najmniej trzy wieczory w tygodniu.

Co rano spotykaliśmy się w szkole, gdzie próbowaliśmy przetrwać, a potem jechaliśmy do mnie. Zajmowaliśmy się lekcjami i resztę czasu spędzaliśmy w swoich ramionach, po prostu leżąc i rozmawiając.

Początkowo Casper nie chciał mówić nic, tłumił w sobie wszystko, ale poprosiłam go, aby tego nie robił.

Byłam tam dla niego. Chciałam być dla niego oparciem. W pewnym momencie w końcu to do niego dotarło i zaczął wszystko z siebie wyrzucać.

W pozostałe wieczory, kiedy czuł się nieco lepiej, był w domu w towarzystwie rodziców i Louise. Razem, jako rodzina, również potrzebowali czasu dla samych siebie, żeby móc uporać się z tą niewymownie bolesną stratą i żałobą.

— Naprawdę myślę, że Chloe byłaby ucieszona ze zorganizowanego jutrzejszego przyjęcia dla Martinezów.

— Oczywiście... — rzekłam miękko. — Zrobiłaby nam burdę w innym wypadku.

On i Louise znali ją najlepiej, w końcu byli rodziną, więc kiedy Lou i mój chłopak zaproponowali zrobienie urodzin, nie mogłam się nie zgodzić.

Zrobiłabym cokolwiek, byleby pomóc Casprowi ulżyć mu w bólu po stracie i w przejściu żałoby.

Wszystko? Szepnęła część mnie.

Tak, odparło moje sumienie.

To dlaczego nadal mu nie powiedziałaś o gangu, kłamczuszko? I o tym wszystkim, co się tak naprawdę wydarzyło na parkingu?

Zacisnęłam mocno powieki i powtórzyłam sama sobie wytłumaczenie:

Ponieważ Raven po śmierci Chloe powiedziała, żebym z Lily milczała na ten temat. Oficjalnie nic nie wiedziałyśmy o niczym i tak miało pozostać, jeśli nie chciałyśmy narazić kogokolwiek na zagrożenie. A przynajmniej na wyższe niż ciążyło teraz na każdym z nas.

Nie chciałam aby Casper zrobił coś głupiego i naraził sam siebie na niebezpieczeństwo.

Miałam zamiar jednak ponownie poruszyć ten temat z Raven, właśnie jutrzejszego dnia, po jej urodzinach.

Musiałam powiedzieć wszystko Casprowi inaczej wyrzuty sumienia zjedzą mnie żywcem, ale najpierw potrzebowałam odpowiedzi na kilka pytań i pewności, że nikt więcej nie ucierpi.

                                      ***

Była sobota wieczór i trwało małe, kameralne przyjęcie. Nikt nie tańczył co prawda, ale w tle leciała cicho muzyka z wieży, „Cooler than me" Mike'a Posnera.

W salonie na stole znajdowały się resztki tortu i inne przekąski oraz butelki z napojami.

Diana wraz z Lily i Elodie siedziały na kanapie i cicho rozmawiały. Jason i Isaac wraz z Casprem i Louise siedzieli razem przy stole i grali w Monopoly. Gdy byli w połowie gry moja młodsza siostra, Cornelia zeszła na dół i spytała, czy może dołączyć. Zgodzili się od razu zacząć od nowa.

Nikt nie był przesadnie szczęśliwy i uśmiechnięty, ale wszyscy się starali. Dla Chloe.

Udało mi się zaciągnąć Raven do kuchni, żeby z nią porozmawiać. Zamknęłam za nami drzwi i oparłam się o nie. Splotłam ramiona na piersiach i spojrzałam na nią.

— Muszę powiedzieć Casprowi.

— Nie — powiedziała tylko Raven i upiła łyk coli z puszki, którą trzymała.

— Nie rozumiesz, to jest... Była jego siostra...

— Nie, Alison. — Raven podeszła do mnie bliżej o krok i resztę słów powiedziała cicho, z naciskiem: — To ty nie rozumiesz. Im mniej osób wie, tym reszta jest bezpieczniejsza. Na chwilę obecną o tym, co naprawdę wydarzyło się na parkingu wiesz ty, Lily i Diana. A to i tak już jest problem, bo jesteście blisko z Danielem. Nie rozmawiajcie o tym najlepiej w ogóle, nawet między sobą. Nie daj Boże jeszcze ktoś coś usłyszy i przekaże komu nie trzeba. Ktoś może pomyśleć, że wiecie więcej i spróbować coś z was wyciągnąć na temat jego pobytu.

— Ale ja nie wiem, dlaczego wyjechał, gdzie i co się stało — wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

— Tak, ale ludzie żądni jego krwi tego nie będą wiedzieć i uwierz mi, potrafią być kreatywni w wyciąganiu informacji. Nie chcesz wpaść w ich ręce.

Z tego co powiedziała mogłam wydedukować, że uciekał.

Ale przez kim?

Podejrzewałam, że miało to coś wspólnego z zastrzeleniem tamtych ludzi na parkingu.

Pamiętałam słabo, że podczas rozmowy z tą świrniętą laską, która chciała nas zabić, wspominali coś o jakimś kodesie... Próbowałam wysilić pamięć. W tamtym czasie byłam przerażona i przez adrenalinę oraz strach naprawdę pamiętałam większość rzeczy, jak przez mgłę.

— Sangue per sangue — powiedziała dziewczyna z perfekcyjnym włoskim akcentem, a na jej ustach pojawił się uśmieszek. Nazywali ją Lucia. — Krew za krew.

— W popierdolony sposób używasz kodeksu Rossich do swoich celów — powiedziała chłodno Raven. — Chociaż tak naprawdę nie masz prawa nawet o nim mówić.

Kim byli Rossi? Czy to oni stali za strzelaniną i byli winni śmierci Chloe?

Być może z powodu tego całego kodeksu: krew za krew. Tamtego wieczoru zginęło przecież kilka osób.

Cóż, wiedziałam, że Raven nie odpowie mi na żadne z moich pytań, pomyślałam gorzko.

Czasami przyjaźń z nią była ciężka i plułam sobie w brodę, po co w ogóle się starałam, skoro ona zdawała się mieć na wszystko wywalone.

— Chcę powiedzieć Casprowi tylko o parkingu... — spróbowałam ponownie.

— Pomyśl przez chwilę — przerwała mi. — Dowie się o strzelaninie i co dalej? Przyjdzie do mnie po odpowiedzi na pytania, których mu NIE udzielę. Zacznie szukać więc ich na własną rękę i wpakuje się w kłopoty, które mogą kosztować go życie. Jego lub kogoś mu bliskiego. Jeśli natomiast ja mu powiem, co się naprawdę wydarzyło, to może chcieć szukać zemsty lub kurwa zrobić coś innego, równie głupiego. Więc nie, Casper się niczego nie dowie. Ani on, ani reszta naszych przyjaciół. Rozumiemy się?

Podczas mówienia zbliżała się do mnie coraz bardziej, a ostatnie zdania wypowiedziała już ostrym tonem, stając milimetry ode mnie. Była ode mnie wyższa o dobre piętnaście centymetrów, więc musiałam więc zadrzeć do tyłu głowę, żeby na nią patrzeć.

Raven miała na sobie ciemną koszulkę w czaszki na długi rękaw, czarne dżinsy i botki za kostkę na płaskim obcasie nabijane ćwiekami. Jej makijaż był nieznacznie intensywniejszy niż zazwyczaj, oprócz zwyczajowego tuszu użyła również czarnej kredki, a to dla niej było naprawdę dużo.

Raven rzadko używała chociażby tuszu. Szczerze mówiąc jej z perfekcyjną skórą o kolorze karmelu i długimi rzęsami wcale nie potrzebowała się malować, żeby zwracać na siebie uwagę.

Wiedziałam, że po wyjściu stąd zapewne pojedzie na imprezę, która bardziej pasowała jej gustom. Byłam jednak szczęśliwa, że w ogóle się pojawiła.

To co mówiła, miało sens.

Nie byłam z tego powodu szczęśliwa, ale musiałam w duchu przyznać jej rację. Casper by drążył. Szczerze mówiąc ja również przecież chciałam zrobić coś, żeby ukarać mordercę Chloe.

— Tobie też nic nie powiem — odezwała się Raven, jak gdyby czytała mi w myślach i podeszła do okna w kuchni. Wyciągnęła z kieszeni dżinsów paczkę Malboro oraz zapalniczkę. Otworzyła okno na oścież i usiadła na parapecie.

— Nie możesz palić w moim domu, rodzice się wściekną.

Poszli do teatru i na kolację, ale niedługo mieli wrócić.

— Wyluzuj, wywietrzy się zanim powiesz „jestem wkurzająca i irytuję solenizantkę." Wsunęła do ust papierosa i zapaliła.

Zmarszczyłam nos, gdy poczułam po chwili zapach dymu.

Rodzice mnie zabiją, ale postanowiłam milczeć i dzisiaj jej odpuścić. Faktycznie dzisiaj miała swoje przyjęcie, chociaż urodziny miała tak naprawdę w zeszłą środę.

Potarłam palcami swoje skronie, czując nieprzyjemne pulsowanie w głowie.

— Czy Diana wie coś więcej?

Wszelkie resztki pobłażliwości zniknęły z jej twarzy i spojrzała na mnie zimnym spojrzeniem czarnych jak obsydian oczu. Przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz i zaczęłam się zastanawiać, jaką granicę właśnie naruszyłam?

— Nie rozmawiaj z nią na ten temat. Nie pytaj jej o nic, co jest związane z wydarzeniami na parkingu, śmiercią Chloe lub wyjazdem Daniela. Mówię śmiertelnie poważnie, Alison.

Otworzyłam szeroko oczy i gapiłam się na nią w szoku.

No naprawdę, serio: po jaką cholerę ja próbowałam się z nią przyjaźnić?

— Chryste, laska, teraz ty wyluzuj. Przecież nie będę jej przesłuchiwała.

Zaciągnęła się papierosem, cały czas na mnie patrząc. W końcu nieco się rozluźniła i wychyliła się za okno, powoli wypuszczając dym w postaci kółek.

— Dobrze to wiedzieć.

— Dobra, ja idę dołączyć do reszty — mruknęłam i westchnęłam ciężko. — Wywietrz zanim stąd wyjdziesz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro