Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4.1


Diana

W środę dwudziestego pierwszego marca miałam ochotę udusić Raven, bo dopiero podczas lunchu dowiedziałam się, że tego dnia ona i Isaac mieli osiemnaste urodziny.

Dzięki temu mogłam chociaż na chwilę skupić się na czymś innym niż na moich problemach i w jaki sposób je rozwiązać. Mogłam przez chwilkę poczuć złość i irytację, zamiast smutku i poczucia beznadziei.

Nie miałam nawet dla nich prezentu.

— Wszystkiego najlepszego, Isaac! — zawołała Elodie, gdy dosiadła się do nas ze swoją tacą z jedzeniem.

Do czasu jej przybycia jedliśmy wszyscy we względnej ciszy, zakłócanej jedynie cichą rozmową Ally z Casprem i Jasonem.

Alison podniosła głowę i spojrzała z przerażeniem na Raven i Isaaca.

— O jezu, totalnie zapomniałam, dzisiaj macie urodziny. Tak bardzo przepraszam — powiedziała pospiesznie i poderwała się z krzesła, a potem podeszła do Isaaca i mocno go uściskała. — Wszystkiego najlepszego!

Rozumiałam, dlaczego Alison wyleciało to zupełnie z głowy. Przecież starała się powstrzymywać Caspra i Louise od całkowitego załamania, sama również próbowała się pozbierać. Byłam pewna, że tylko z tego powodu nie zwróciła uwagi na moje to, że zamiast kawy co rano piłam herbatę i niemal całkowicie zmieniłam dietę. Mdłości tak mi się nasiliły, że miałam je praktycznie cały dzień, nie tylko rano. Ostatnio zdarzało mi się wychodzić do łazienki nawet w czasie lekcji, w tym na biologii, gdzie siedziałam przecież z nią w jednej ławce. Ally z jej umiejętnościami dedukcji już dawno powinna zorientować się, co się ze mną działo.

Szczęście w nieszczęściu, że czasami nawet nie wiedziała, który dzień tygodnia mieliśmy.

Nie chciałam, aby większa ilość osób wiedziała o moim stanie. Nie wtedy, gdy sama jeszcze nie wiedziałam, co dalej.

Nadal nie podjęłam żadnej decyzji, a czas uciekał.

Nie byłam nawet u ginekologa, żeby potwierdzić potencjalną ciążę ani nie byłam na stronie, do której Raven przesłała mi link. Zwlekałam ze wszystkim w tej kwestii.

Przy stole zaczęło się składanie życzeń, Isaac z szerokim uśmiechem dziękował i przyjmował uściski, a Raven kiwała z głową, a na jej twarzy gościł słaby, wymuszony uśmiech. Gdy Jason próbował ją objąć odsunęła się na odległość ramienia.

— Nie, dzięki — mruknęła. — Tylko niech nikt z was nie myśli o śpiewaniu teraz „Sto lat" na stołówce.

— Nie, oczywiście, że nie — powiedziała Louise i odsunęła za ucho pasmo jasnych włosów. — Zorganizujemy dla was przyjęcie urodzinowe i bardzo cię proszę, abyś przyszła. Myślę... — przerwała na chwilę, a jej fiołkowe oczy zaszły mgłą, gdy powstrzymywała łzy. — Myślę, że Chloe by tego chciała. Byłaby zła, jeśli nie zrobilibyśmy dla was urodzin. Kochała przyjęcia.

Casper przełknął ciężko ślinę i spojrzał na chwilę na swoją siostrę, a później wbił spojrzenie w Raven. Miał dokładnie takie same piwne oczy jak Chloe. Poczułam ścisk w sercu, gdy kolejny raz dostrzegłam między nimi podobieństwo.

— Też tak uważam — dodał cicho. — Byłaby na nas zła, że snujemy się jak duchy w dzień waszych urodzin.

Przez twarz Raven przebiegł cień aż w końcu westchnęła i kiwnęła głową.

— W porządku, przyjdę z Isaackiem. Dajcie mi tylko znać kiedy, gdzie i o której.

Alison objęła Caspra ramieniem i przytuliła go mocno.

— Dzisiaj po szkole zaczniemy coś kombinować, damy znać.

Przeszedł obok nas z kubkiem kawy w kubku termicznym i poczułam nadpływające mdłości. Cholera jasna.

Mruknęłam coś cicho o łazience i wyszłam pospiesznie ze stołówki. Dopiero gdy znalazłam się na korytarzu pobiegłam do najbliższej łazienki i zwróciłam cały zjedzony obiad, który i tak składał się głownie z sałatki zrobionej w domu. Nie byłam w stanie przełknąć nic, co pachniało intensywnie.

Po chwili wyszłam z łazienki i zetknęłam się ze stojącą za drzwiami Lily. Trzymała w dłoniach mój plecak.

— Dzięki — westchnęłam ciężko i wzięłam go od niej. Wygrzebałam z małej kieszeni zapasową szczoteczkę do zębów i małą tubkę pasty.

Zaczęłam je nosić ze sobą po pierwszym takim epizodzie w szkole.

Wyszorowałam pospiesznie zęby i obmyłam twarz zimną wodą.

Jeśli zdecyduję się donosić ciążę, to jak długo będę musiała to znosić? Pomyślałam gdy drżącymi dłońmi chowałam rzeczy z powrotem do plecaka.

Opanuj się Diano, powiedziałam zaraz sama do siebie karcąco.

Nie mogłam mieć teraz dziecka. Byłam za młoda. Nie miałam nawet stałej pracy, po wakacjach miałam zacząć studia.

Ledwo byłam w stanie zająć się sama sobą, a co dopiero małym człowiekiem, całkowicie zależnym ode mnie. Małym człowiekiem, który byłby idealnym połączeniem mnie i Daniela.

Miałam ochotę walnąć się w głowę.

Myślenie w ten sposób ani trochę nie pomoże mi podjąć decyzji, ale z każdym dniem coraz częściej przyłapywałam się na myśleniu o ciąży w ten sposób, że nosiłam dziecko, które miało w sobie część Daniela. Byłam pewna, że to ciążowe hormony. Na litość boską, byłam zbyt młoda na tego typu myślenie, wcześniej nawet nie czułam ani krztyny instynktu macierzyńskiego.

Spojrzałam w lustrze na swoją bladą twarz i przerażone spojrzenie bursztynowych oczu.

Wiedziałam, że nikt nie podejmie za mnie tej decyzji, która z każdym kolejnym dniem była coraz trudniejsza.

Z otępienia wyrwał mnie dopiero dzwonek na lekcję, nawet nie słyszałam wcześniej Lily, która mówiła coś do mnie.

Podskoczyłam i zarzuciłam sobie plecak na ramiona.

Lily wcisnęła mi w dłoń paczkę herbatników.

— Spróbuj je zjeść na następnej przerwie, dobrze? — spojrzała na mnie zmartwiona.

— Dzięki. — Schowałam paczkę do plecaka. — Leć na lekcję zanim się spóźnisz.

— A ty?

— Też zaraz pójdę, potrzebuję jeszcze chwilki. Poważnie, możesz iść.

Zlustrowała mnie spojrzeniem sceptycznie, ale wyszła bez kolejnego słowa.

Oparłam się o ścianę i przymknęłam powieki. Słyszałam jak za drzwiami łazienki spóźnialscy uczniowie w półbiegu docierali do klas, chociaż w szkole był zakaz biegania po korytarzu.

Tak naprawdę to planowałam zerwać się z kolejnych lekcji, nie czułam się na siłach na siedzenie w ławce. Nie chodziło tylko o mdłości. Musiałam po prostu wyrwać się z tego budynku. Potrzebowałam spaceru, żeby oczyścić myśli i się uspokoić.

To miał być drugi raz w życiu, gdy miałam wagarować. Pierwszy raz był, gdy zerwałam się z ostatniej lekcji, aby odwiedzić pod szkołą Georgię i Percy'ego.

Poczekałam aż kroki uczniów ucichną, a potem wyszłam z łazienki i skierowałam się do swojej szafki. Wzięłam kurtkę i zostawiłam w niej ciężkie podręczniki.

Wsunęłam do uszu słuchawki od swojej mp4, którą dostałam na Gwiazdkę od Caspra i pospiesznie opuściłam teren szkoły.

Daniel wgrał dla mnie kilka swoich ulubionych utworów oraz takich, które wybrał specjalnie dla mnie myśląc, że mi się spodobają. Włączyłam tę playlistę i wybrałam tryb losowy. Ze ściśniętym sercem rozpoznałam pierwsze dźwięki utworu, przy którymś kiedyś tańczyliśmy w jego pokoju, kilka dni po jego urodzinach. "Nothing's gonna hurt you baby" Cigarettes after sex.


Daniel siedział przy biurku i przegrywał na moją mp4 piosenki, o które go poprosiłam. Ja leżałam na łóżku na brzuchu, a przede mną leżał podręcznik do hiszpańskiego.

Trzymałam w dłoni ołówek i zakreślałam co ważniejsze informacje, żeby łatwiej je zapamiętać.

Po weekendzie miałam mieć klasówkę z gramatyki, mojej pięty Achillesowej. Miałam ogromną nadzieję, że nauczyciel da na klasówce jednak kilka zadań ze słówek albo chociaż krótką rozprawkę do napisania, mogłabym tym podratować swoją ocenę.

Nagle usłyszałam ciche dźwięki piosenki, której nie rozpoznawałam.

Westchnęłam ciężko, nieco rozbawiona. Wcześniej prosiłam go, aby mnie nie rozpraszał. Prawie zawsze spełniał moją prośbę, a gdy tego nie robił, zazwyczaj miał jakąś wymówkę, według niego ważną.

— Możesz proszę na razie wyłączyć muzykę? Próbuję się uczyć.

— A czego konkretnie?

Przygryzłam końcówkę ołówka i przekręciłam powoli stronę.

— Hiszpański — wymamrotałam z ołówkiem między zębami.

— Sabes todo para tu prueba. Realmente deberías descansar ahora.

„Potrafisz już wszystko na swój test. Powinnaś odpocząć."

Jego hiszpański akcent był praktycznie bez zarzutu. Wiedziałam, że zawdzięczał to Raven i temu, że gdy pomagała mu w nauce była na jego prośbę surowym nauczycielem i go poprawiała. Mojemu akcentowi było jednak daleko do ideału.

— Wcale nie, nadal mam problem z czasem zaprzeszłym. — Uniosłam głowę i spojrzałam na niego rozbawiona. — Tengo que estudiar.

Może „muszę się uczyć" po hiszpańsku do niego dotrze, pomyślałam, ale tak naprawdę wcale nie byłam na niego zła. Byłam raczej ciekawa, co takiego krążyło mu po głowie, że zdecydował się mi przeszkadzać.

— Przyda ci się krótka przerwa, siedzisz już nad lekcjami od trzech godzin.

Podniósł się z krzesła, pochylił się nad laptopem, żeby pogłośnić piosenkę i włączył ją od początku. Powoli do mnie podszedł i wyciągnął dłoń w moją stronę.

— Zatańcz ze mną, Aniele.

Nie mogłam oprzeć się jego prośbie ani jego ciepłemu spojrzeniu, które zupełnie stopiły całe moje postanowienie, że będę dalej się uczyła.

Wsadziłam ołówek do książki i ją zamknęłam, a potem wsunęłam dłoń w rękę Daniela i pozwoliłam, aby podniósł mnie i przyciągnął do siebie.

Z cichym śmiechem owinęłam ramiona wokół jego szyi i zaczęliśmy powoli tańczyć, kołysząc się w spokojny rytm piosenki.

Daniel schował twarz w moich włosach, czułam na uchu i szyi jego ciepły, miarowy oddech.

Przypomniałam sobie, jak tańczyliśmy razem te całe miesiące temu na szkolnej dyskotece. Miałam wrażenie, jak gdyby było to w zupełnie innym życiu.

Jednak tak jak wcześniej, tak i teraz, nie mogłam przestać myśleć o tym, jak bezpiecznie i jak cudownie czułam się w jego ramionach.

Był jedynym chłopakiem, z którym tańczyłam i naprawdę nie chciałam tańczyć nigdy z nikim innym.

Był moim idealnym partnerem.

— Wiesz, słuchając tej piosenki zawsze myślę o tobie. O tym, jak chciałbym się tobą zaopiekować, żeby już nikt nigdy cię nie skrzywdził — powiedział cicho i powoli zaczął palcami sunąć po moich plecach. Moją skórę od jego dłoni oddzielała koszulka i bluza, a mimo to mogłam przysiąc, że czułam jego palący dotyk na moim ciele.

Zadrżałam lekko i wtuliłam się w niego mocniej. Oparłam policzek na jego ramieniu i westchnęłam.

Zaczęła się pierwsza zwrotka i jak zaczarowana słuchałam słów muzyki. Przy refrenie cichy głos Daniela dołączył do wokalu wokalisty:

— Nic cię nie skrzywdzi, kochanie, tak długo jak będziesz przy mnie, wszystko będzie

dobrze. Nic cię nie skrzywdzi, kochanie. Nic mi cię nie odbierze.

Nie wyśpiewywał tych słów, tylko szeptał mi je cicho, łagodnie do ucha, jak gdyby składał przysięgę.

Wywarło to na mnie piorunujące wrażenie i kolana zaczęły się pode mną uginać od nadmiaru emocji. Do oczu napłynęły mi łzy, które dzielnie powstrzymywałam. Wtuliłam twarz w jego tors i pociągnęłam nosem.

Zaczęła się druga zwrotka i Daniel powoli wplótł jedną dłoń w moje włosy.

— Kocham cię — wyszeptałam drżącym głosem.

Poczułam, jak odsunął moje włosy na jedną stronę.

— Ja ciebie też kocham — wyznał i musnął ustami moje ucho. — Zawsze będę przy tobie.

Gdy kolejny raz zabrzmiał refren ponownie zaczął ledwie słyszalnie wypowiadać słowa swoim miękkim tonem:

— Nic cię nie skrzywdzi, kochanie, tak długo jak będziesz przy mnie, wszystko będzie

dobrze. Nic cię nie skrzywdzi, kochanie. Nic mi cię nie odbierze.

Uniosłam głowę i spojrzałam na niego.

Odczytał moje nieme pragnienie, ponieważ bez zbędnego słowa pochylił się i złożył na moich drżących ustach słodki, czuły pocałunek.

Przestaliśmy tańczyć i stanęliśmy w miejscu. Uniosłam się na palcach i wpiłam się po chwili mocniej w jego usta, pogłębiając pieszczotę.

Pragnęłam aby ta chwila trwała wieczność.


Nie miałam pojęcia, że wgrał mi ten utwór na mp4. Jakimś sposobem nigdy wcześniej na niego trafiłam.

Serce ścisnęło mnie boleśnie z tęsknoty.

Owinęłam się mocno ramionami i przyspieszyłam kroku. Nie mogłam się zatrzymać, bo wiedziałam, że jeśli to zrobię, to zapewne usiądę na ziemi i szybko nie wstanę.


https://youtu.be/QI8VrXkffcg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro