Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1.1

Witajcie!


To zaczynamy drugi tom kochani ♥


Ktoś z Was ma ochotę na nocny maraton?  Ktoś tu w ogóle jest o tej porze i będzie czytał?  ♥


______________________________________________


Diana

15 marca 2012 roku


Stałam przed marmurowym nagrobkiem i wpatrywałam się w złote litery układające się w imię i nazwisko mojej przyjaciółki. Rodzice Chloe zlecili namalowanie na marmurze postaci Czarodziejki z Księżyca, którą Chloe tak uwielbiała. Na rysunku Usagi obejmowała rysunkową, różowowłosą wersję Chloe i obie wpatrywały się z uśmiechami na księżyc w pełni. Poniżej malunku znajdował się napis:

Chloe Hillary

14.06.1996 - 1.03.2012

Pamięci ukochanej córki, siostry i przyjaciółki.

Żyłaś pełną życia, a swoją radością i dobrem zarażałaś wszystkich wokół siebie.

Odeszłaś zbyt szybko z tego świata.

Śmierć nie jest końcem, lecz jedynie początkiem nowej przygody. Do zobaczenia po drugiej stronie. Kiedyś wszyscy znowu się zobaczymy.

Rodzina i przyjaciele.

Napisy na nagrobku i rysunek oświetlone były ciepłym, żółtawym światłem bijącym od ogromnej ilości zniczy, które rozpraszały mrok.

Widok przede mną stał się nagle zamazany, gdy do oczu napłynęła nowa fala łez. Drżącą dłonią sięgnęłam do kieszeni kurtki, ale natrafiłam jedynie na pustą już paczkę po chusteczkach.

Poczułam nagle wokół siebie ramię Lily, gdy mnie objęła. Podała mi czystą chusteczkę bez słowa.

­­ ­— Dzięki — szepnęłam ledwie słyszalnym, zachrypniętym głosem i wydmuchałam nos.

Usłyszałam głośne bicie dzwonów z pobliskiego kościoła, gdy wybiła godzina dwudziesta pierwsza.

Od tamtej tragicznej nocy minęły już dwa tygodnie, a ja nadal czułam się jak w jakimś koszmarze i miałam nadzieję na wybudzenie.

Nadal nie docierało do mnie to, co się wydarzyło.

Nie mogłam uwierzyć w śmierć Chloe a każda wizyta na cmentarzu powodowała bolesny ścisk w sercu.

Już trzy razy byłam przesłuchiwana przez policję w sprawie wydarzeń na parkingu centrum handlowego oraz w sprawie zabójstwa Chloe. Policjanci podejrzewali, że Daniel miał coś wspólnego ze śmiercią naszej przyjaciółki i że obie zbrodnie były ze sobą powiązane. Byłam jego dziewczyną i mieszkałam w jego domu, więc uznali, że coś wiem.

Nic nie powiedziałam. Powtarzałam jak zdarta płyta, że nic nie wiedziałam, a przecież podczas wydarzeń na parkingu straciłam przytomność i nie widziałam, co się dokładnie wydarzyło.

Alison i Lily również twierdziły, że naprawdę nic nie pamiętały. Raven utrzymywała swoją wersję, że dotarła, a Daniel czekał przed parkingiem, gdzie razem weszli i zastali masakrę. Policja nie miała dowodu, że któraś z nas kłamała, więc w końcu dali nam spokój.

Chloe nie żyła i bardzo chciałam, aby jej zabójca poniósł karę, ale nic nie mogłam zdradzić, żeby nie narazić Daniela i Raven na jeszcze większe kłopoty.

Daniel stał się poszukiwany, a Raven na razie była na szczęście bezpieczna, nie chciałam aby i ona zmuszona była do ucieczki.

Lily i Alison również nic nie mówiły i wszystkie trzy miałyśmy tę samą wersję wydarzeń.

Od czasu wyjazdu Daniel nie dawał znaku życia. Raven pocieszała mnie twierdząc, że to dobry znak. Miał się odezwać, gdy sytuacja stanie się bardziej stabilna, chociaż nie miałam pojęcia, jakim cudem miało się tak stać.

W Spokane wrzało, ludzie byli w szoku, jak to możliwe, że taki dobry uczeń z dobrego domu mógł dopuścić się takiej zbrodni.

Rodzice Daniela nie wierzyli w to, co się stało i byli zdania, że ich syn został wrobiony lub była to samoobrona. Twierdzili, że ich syn nie byłby zdolny do zabójstwa z zimną krwią, a już na pewno nie skrzywdził Chloe.

Williamsowie cierpieli tak samo jak rodzina Hillary, chociaż trochę inaczej.

Chciałam się wyprowadzić i wrócić do Crownsów już następnego dnia po tej strasznej nocy, ale jego rodzice i Lily nie chcieli o tym słyszeć. Nie mogłam tego zrozumieć, przecież byłam dla nich nikim i nie wiedziałam, dlaczego nadal chcieli abym z nimi mieszkała, po tym wszystkim co się wydarzyło i po wyjeździe Daniela. Nie mogłam zdobyć się jednak na protesty.

Zostałam więc u Williamsów, chociaż nie mogłam spać w pokoju Daniela i co noc męczyły mnie koszmary, jeśli udało mi się na chwilę zmrużyć oczy.

Od czasu pogrzebu czułam się wrakiem człowieka, ale to było nic co czuła Louise i Casper. Rodzina Hillary nie mogła pogodzić się z tragiczną śmiercią Chloe, ponad to nie wiedzieli nawet co się dokładnie stało. Alison była rozdarta między wyznaniem swojemu chłopakowi prawdy, a dochowaniem sekretu Daniela i Raven. Pod wpływem żałoby i takiej tragedii Casper mógł zrobić coś głupiego i to był główny powód, dla którego milczała.

Każdy na swój sposób przeżywał tamte wydarzenia, Alison odcięła się praktycznie od każdego, ostatnimi czasy spotykała się tylko z Casprem.

Od pogrzebu widywałam tylko w szkole również Jasona i Elodie.

Skory do żartów i psikusów Jason cały czas chodził przygaszony i w niczym nie przypominał dawnego siebie.

Raven przyjeżdżała do domu Williamsów, chociaż znacznie rzadziej i widziałam ją zaledwie cztery razy w ciągu ostatnich dwóch tygodni.

Przejęła dowodzenie nad oddziałem Daniela i zajmowała się gangiem, a niemal każdą wolną chwilę spędzała w garażu swojego ojca, zupełnie jak gdyby nie mogła i nie chciała pozwolić sobie na chwilę wolnego.

Ja natomiast przestałam chodzić na lekcje śpiewu i ju-jitsu. Po szkole od razu wracałam do domu, nie mogłam znaleźć w sobie siły na coś więcej niż tylko minimalne chodzenie na lekcje.

Lily trzymała się chyba najlepiej z nas wszystkich. Przypominała nam o wysyłaniu podań na studia, ponieważ w niektórych uczelniach zbliżały się terminy i w sumie gdyby nie ona, nie wysłałabym kilku moich. Sama nie musiała się tym przejmować, bo była przecież w drugiej klasie, tym bardziej więcej doceniałam jej zaangażowanie i pomoc.

Pozostał mi jeszcze Uniwersytet Nowojorski, do którego najbardziej chciałam się dostać, ale miałam jeszcze dobre kilka tygodni na wysłanie aplikacji. To się dobrze składało, bo nie byłam w stanie się skupić nawet na głupiej pracy domowej z angielskiego, a co dopiero na napisaniu obowiązkowego eseju.

Ponownie poczułam gorące gdy cisnące mi się do oczu, gdy spojrzałam na grób Chloe.

Ona nigdy nie będzie mogła podjąć decyzji na temat kierunku studiów czy uczelni.

Odeszła na zawsze.

— To nie jest sprawiedliwe — wyszeptałam i pociągnęłam nosem.

— Nie jest — zgodziła się cicho Lily.

To był mój czwarty raz na cmentarzu od czasu pogrzebu Chloe, za każdym razem towarzyszyła mi Lily. Nie byłam w stanie przyjść tutaj sama, nie czułam się na siłach, ale chciałam ją odwiedzać.

Próbowałam nawet się modlić, ale w połowie pierwszego „Ojcze nasz" zwyczajnie przestałam. Czułam niechęć do jakiejkolwiek siły wyższej, która dopuściła do tej tragedii.

Wolałam w myślach zwyczajnie mówić do Chloe, jak gdyby stała przede mną.

Przepraszałam ją i mówiłam, jak bardzo mi przykro.

Może mnie słyszała, może nie, ale czułam się lepiej, gdy mogłam w pewnym sensie jej się wygadać i wypłakać niż po raz milionowy powtarzać jak mantrę nic nieznaczące dla mnie modlitwy.

Można było powiedzieć, że miałam na pieńku z tym gościem u góry i nie byłam pewna, czy kiedykolwiek się z nim pogodzę.

Powiał mocniejszy, marcowy wiatr i zadrżałam lekko, a moje policzki wilgotne od łez zaczęły szczypać.

— Powinniśmy już wracać, Di. Wrócimy jutro, jeśli chcesz.

Wydmuchałam nos i pokręciłam głową, nie odrywałam spojrzenia od napisu „Chloe".

— Jutro chyba nie dam rady... Mam to spotkanie z Mattem w sprawie mojej debiutanckiej płyty, znalazł muzyków i chciał omówić pomysły.... Ale w sumie nie wiem czy na nie pójdę.

— Pojedź. Ona by tego chciała... Daniel również.

Oderwałam w końcu spojrzenie od nagrobka i zerknęłam na Lily. Patrzyła na mnie ze smutnym, słabym uśmiechem.

— Gdy Daniel wróci dostanie mi się, jeśli zaprzepaścisz taką szansę, bo ja nie motywowałam cię odpowiednio mocno.

— Zastanowię się — odparłam cicho, nieco wymijająco.

Nie miałam siły wyjaśniać, że nie byłam w stanie skupić się na niczym, nawet na śpiewaniu.

Od śmierci Chloe nie tknęłam gitary ani pianina. Nie mogłam robić niczego, co mi przypominało o niej lub Danielu, ponieważ od razu wybuchałam płaczem.

Moje serce zostało ponownie złamane z powodu utraty ukochanego oraz przyjaciółki, a dusza rozszarpana. Byłam wewnątrz siebie raz jeszcze żywą raną i nie wiedziałam, w jaki sposób mogłabym tym razem się uleczyć.

Poprzednim razem pomógł mi z tym Daniel, ale jego straciłam.

Lily zadrżała i owinęła mocniej wokół szyi swoją czarną chustę.

Spojrzałam po raz ostatni na nagrobek przyjaciółki.

— Chciałabym zajrzeć jeszcze na chwilę do babci — powiedziałam cicho.

Moja przyjaciółka kiwnęła głową i przeszłam przez niemal cały cmentarz do miejsca, w którym leżała moja babcia.

Kilka zniczy zgasło, sięgnęłam więc do kieszeni i wyciągnęłam zapałki. Dłonie mi tak drżały, że dopiero po chwili udało mi się jedną odpalić.

Zapaliłam wszystkie znicze i patrzyłam jak ciepłe, pomarańczowe światło bijące od ognia rozświetliło skromną tablicę z imieniem mojej babci oraz dziadka.

Bradford Jerome.

Ukochany mąż, teść i dziadek.

1926 – 1996

Moira Jerome, z domu Cartledge.

Pamięci najukochańszej babci. Spoczywaj w pokoju.

1935 - 2007

Oboje leżeli w tym samym miejscu, chociaż dziadka nie pamiętałam, zmarł gdy miałam zaledwie dwa lata. Dziadkowie od strony mojego taty leżeli w Maine, w małym miasteczku Oakland, w hrabstwie Kennebec. Zmarli na długo zanim w ogóle tata poznał mamę, nigdy tam nie byłam.

Moi rodzice spoczywali w Nowym Jorku. Nigdy nie odnaleziono ich ciał, więc babcia nie mogła nawet zorganizować pogrzebu.

Ich imiona wyryte były na pomniku, który zresztą stanął niedawno, 11 września 2011. Wcześniej nie mieli nawet tego.

Stałam tam jeszcze chwilkę, aż w końcu westchnęłam ciężko i schowałam pudełko zapałek do kieszeni.

— W porządku. Możemy już wracać. — Wzięłam Lily pod ramię i powoli udałyśmy się w stronę wyjścia z cmentarza.

Czułam się, jakbym opuszczała Chloe i zostawiała ją tutaj samą. To był jeden z powodów dla których tak odwlekałam odejście.

Wiedziałam, że to głupie, ale nic nie mogłam na to poradzić.

Nie byłam gotowa pożegnać się z nią na dobre i wiedziałam, że niedługo znowu tam wrócę.

W czasie powrotu do domu włączyłam radio w samochodzie, nie mogłam znieść w obecnej chwili ciszy. Oparłam głowę o szybę i z przymkniętymi powiekami słuchałam „Eyes on fire" Blue foundation.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro