Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3


Raven

Siedziałam w swoim gabinecie i przeglądałam na laptopie pracę wykonaną przez mojego nowego księgowego, Daltona Reynoldsa. Obok mnie stała puszka energetyka, w połowie wypitego.

Cieszyłam się, że to nie ja musiałam się tym wszystkim zajmować, miałam po dziurki w nosie księgowości, ale musiałam mieć pewność, że Dalton nie partaczył swojej roboty.

Owszem, polecił go Edmund i wcześniej dla niego pracował, jednak nigdy niczego nie brałam za pewnik.

Wszystko było jak dotąd w porządku. Co więcej, Dalton nawet uporządkował pliki i dokumenty, przez co nawet samo sprawdzanie jego pracy było zdecydowanie wygodniejsze.

Z laptopa leciała cicho puszczona muzyka na Youtube „Smoke on the Water" Deep Purple.

Zamknęłam plik i weszłam do folderu z danymi za poprzedni miesiąc, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa, napisała Diana:

Udało się załatwić tę sprawę z H.

Odpisałam jej:

Super. Uważaj na siebie.

Odłożyłam telefon na bok i wróciłam do przeglądania plików.

Starałam się nie opierać za mocno o oparcie krzesła, przez co pozycja siedząca generalnie była cholernie niewygodna. Na czas lotu z Nowego Jorku do Spokane nafaszerowałam się końską dawką leków przeciwbólowych, w innym wypadku w życiu nie dałabym rady przeżyć tej kilkugodzinnej podróży. Pulsujący ból przypominał mi o wydarzeniu sprzed ponad tygodnia, w którym mogłam zostać zabita, gdyby nie kamizelka kuloodporna i nawyk jej noszenia.

Nawet teraz miałam ją na sobie mimo, że uciskała sporej wielkości siniaka między moimi łopatkami. Wcześniej już byłam bliska śmierci, na parkingu i myślałam, że z tego powodu samo to przeżycie będzie dla mnie łatwiejsze do zapomnienia, ale nie. Każda taka sytuacja była mocno wyryta w mojej pamięci. Każda stanowiła lekcję, by być jeszcze uważniejszą i mniej ufną. Każda przypominała, jak łatwo stracić życie.

Jeśli dorwę w swoje ręce Caspra, to jak Boga kocham złamię mu pierdolony nos, obiecałam sobie kolejny raz tego dnia, gdy niechcący oparłam się mocniej i przeszył mnie tępy ból promieniujący z jednego punktu na całe moje plecy.

Normalnie o tej porze byłabym jeszcze na zajęciach, ale miałam cały czas przerwę świąteczną aż do nowego roku, więc mogłam wykorzystać ten czas na nadrabianie zaległości związanych z prowadzeniem klubu i ogarnianiem planu Giana oraz Edmunda.

Po powrocie do Spokane udało mi się w końcu załatwić pracę Simonowi w kasynie należącym do Vico Erraniego, miał zacząć pracę już 1 stycznia 2014, więc za kilka dni. Kasyno również znajdowało się w Seattle, tak samo jak salon piękności w którym pracowała Marlie.

Planowałam do niej pojechać na dniach i wdrożyć ją w kolejny etap planu, czyli kopiowanie jak największej ilości dokumentów i wysyłanie ich do mnie oraz Daltona. Miałam zamiar kazać Daltonowi prowadzić oddzielną rejestrację i analizę wszystkiego, co prześle Marlie. Oczywiście bez mówienia mu szczegółów. Nie ufałam mu aż tak.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Klub był zamknięty jeszcze przez kilka godzin, więc musiał to był ktoś z pracowników lub członek gangu, ale nie spodziewałam się nikogo tak wcześnie. Wstałam i podeszłam do drzwi, tym razem jednak pamiętałam zajrzeć przez judasza i zobaczyłam po drugiej stronie Edmunda.

Stał z rękami w kieszeniach i wpatrywał się prosto w judasza.

Poczułam węzeł zacieśniający się w moim żołądku i przełknęłam głośno ślinę. Mogłam udawać przed samą sobą, że powodem nagłego przyspieszonego tętna był nadmiar kofeiny. A przynajmniej próbowałam to sobie wmówić.

Szlag. Nie mogłam go zignorować. Wiedział, że tam byłam.

Otworzyłam drzwi i stanęłam z boku, żeby mógł wejść do środka, co od razu zrobił.

— Dzień dobry. Słyszałem, że byłaś w Nowym Jorku ostatnimi czasy — powiedział, gdy mnie minął.

— Tak. Co w związku z tym?

— Jak mniemam byłaś u Diany Beckett?

Zmrużyłam powieki i posłałam mu spojrzenie, od którego moi podwładni kulili ogon pod siebie i natychmiast się wycofywali. Oczywiście na Edmunda moja mina zdawała się to kompletnie nie działać.

Wolałam nie być z nim sama zamknięta w czterech ścianach, ale mimo to i tak zamknęłam drzwi. Naprawdę nie chciałam, żeby ktokolwiek coś usłyszał odnośnie Diany i mojego prywatnego życia.

— Tak, byłam. Znowu mnie szpiegujesz. Musisz przestać to robić, serio.

Edmund wyciągnął telefon z kieszeni skórzanej kurtki i przez chwilę czegoś szukał, a później podszedł bliżej i pokazał mi zdjęcie.

To byłam ja z Dianą, oddalałyśmy się z miejsca zdarzenia po wystrzale, ale i tak komuś udało się cyknąć fotkę. Na zdjęciu widać było ślad w mojej kurtce w miejscu, gdzie trafiła kula. Włosy miałam odsunięte na bok, nic więc tego nie zakrywało.

— Prosiłem, żebyś uważała na siebie.

Nijak nie skomentował moich słów na temat szpiegowania. Zmięłam w ustach przekleństwo.

— Miałam na sobie kamizelkę. Nic mi nie jest, jak widzisz. Żyję i oddycham.

— Pokaż mi plecy.

Zamrugałam powoli i gapiłam się na niego przez chwilę.

— Że co proszę?

— Chcę zobaczyć twoje plecy.

Splotłam ramiona na piersiach. Wiedziałam, że to pozycja obronna, ale nie mogłam nad tym zapanować.

— Nie jesteś lekarzem.

— Nie, ale chcę sprawdzić, czy muszę zaciągnąć cię do jakiegoś, bo wiem, że sama nie pójdziesz — odparł i patrzył na mnie tak intensywnie, że musiałam stłumić w sobie chęć cofnięcia się o krok.

— Przecież mówię, że miałam na sobie kamizelkę. Mam tylko siniaka.

— Jeśli wystrzał był z dużego kalibru lub za blisko, to mogło się to skończyć czymś więcej niż stłuczeniem, przykładowo uszkodzeniem tkanek.

Potarł dłonią swoją twarz i westchnął ciężko.

— Po prostu pokaż mi swoje plecy.

— Naprawdę nie ma...

— Raven.

— Czasem jesteś jak wrzód na tyłku — mruknęłam poirytowana i jednocześnie nagle niepewna.

Zdjęłam z siebie bluzę, a potem znajdującą się pod nią kamizelkę. Wiedziałam, że latem nie będę mogła ot tak jej nosić, byłoby mi w niej za gorąco no i nie dam rady jej chować pod ubraniami. Starałam się swoim pośpiechem ukryć drżenie rąk. Czułam ciepło płynące z mojej szyi w górę na twarz. Odwróciłam się plecami do Edmunda i zdjęłam koszulkę przez głowę. Chłodne powietrze owiało moje ciało i czułam gęsią skórkę na ramionach.

Starałam się nie spleść ponownie ramion na piersiach, to byłby wielki czerwony znak ukazujący, jak bardzo niepewnie się czułam. Zamiast tego położyłam koszulkę na kanapie przede mną, gdzie leżała również moja bluza i kamizelka. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka aż do krwi, metaliczny posmak rozlał się na moim języku.

— Proszę bardzo, zadowolony? — wyrzuciłam z siebie i teatralnie założyłam dłonie na biodrach, ukazując znacznie więcej brawury niż naprawdę odczuwałam.

Usłyszałam ciche, powolne kroki za mną i wbiłam palce w swoje biodra. On chyba nie zamierzał...

Poczułam, jak odsunął moje włosy przez ramię. Opadły ciemną kurtyną na moje piersi zakryte czarnym stanikiem. Tym samym odsłonił przed sobą moje plecy.

Wiedziałam, co widział. Ogromnego siniaka we fioletowo żółtych odcieniach.

Jego palce delikatnie, ledwie wyczuwalnie musnęły moją skórę między łopatkami.

Wyprostowałam się jak struna i oddech zamarł mi w gardle.

Ledwo mnie dotknął, a ja poczułam ten dotyk tak intensywnie, jak żaden nigdy wcześniej.

To niechciane ciepło we mnie rozlało się do każdej komórki mojego ciała. Przeszył mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa i nie udało mi się powstrzymać lekkiego drżenia.

Kurwa. Naprawdę miałam nadzieję, że tego nie dostrzegł.

Odchrząknęłam i wzięłam głębszy wdech.

— Jak widzisz, to tylko siniak. Nie mam żadnego krwotoku wewnętrznego ani żadnej połamanej kości. Czy zakończyłeś już zabawę w doktora?

Edmund zabrał rękę i parsknął cichym śmiechem. Miałam wrażenie, że nieco ochrypłym i drżącym, ale równie dobrze słuch mógł płatać mi figle.

— Zdecydowanie nic ci nie jest, señorito Martinez.

— Mówiłam ci przecież.

Sięgnęłam po swoją koszulkę i naciągnęłam ją na siebie. Starałam się ubierać powoli, żeby nie dać po sobie niczego poznać.

Gdy skończyłam powoli przeszłam za swoje biurko i usiadłam na krześle. Sięgnęłam po puszkę z energetykiem i dopiłam go na raz. Aż do teraz nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo zaschło mi w gardle.

Edmund w typowym dla siebie zwyczaju bez pytania wziął z mini lodówki puszkę piwa. Usiadł na kanapie i otworzył piwo. Wyciągnął przed siebie nogi i skrzyżował je w kostkach.

— Twój zastępca Keith Brown skończył niedawno historię na Waszyngtońskim Uniwersytecie Stanowym.

W tamtej chwili bardziej niż zazwyczaj cieszyłam się z podejścia Edmunda do interesów. Zmiana tematu była bardziej niż mile widziana.

Kiwnęłam powoli głową i rozluźniłam się. Powoli oparłam się na krześle, jednak nie zrobiłam tego za mocno.

— Tak, wiem. Pracuje teraz w muzeum.

— Jak na razie. — Edmund wziął mały łyk piwa i spojrzał na mnie. — Komisariat policji w Spokane poszukuje stażysty do działu archiwum. Keith ukończył historię o specjalności archiwistyka. Załatw mu tę robotę.

Ja chyba musiałam się przesłyszeć.

Te wszystkie dziwne rzeczy, jakie wcześniej czułam nagle zniknęły i ponownie mogłam myśleć jasno.

— W policji? Mam załatwić mu robotę w policji? Czyś ty na głowę upadł?

Edmund uśmiechnął się nieznacznie, najwyraźniej rozbawiony moim szokiem i założył nogę na kolano.

—Skończył studia ze świetnymi wynikami. Jest czysty, ponad to Keith nigdy nie dostał nawet mandatu za przekroczenie prędkości.

— Bo przekupił glinę z drogówki!

Do tej pory miałam ochotę walnąć głową o ścianę na wspomnienie tej sytuacji, którą opowiedział mi Keith. Chwalił się, jak to wykazał się sprytem, a tak naprawdę mógł wpakować się w niezłe tarapaty, gdyby policjant był chociaż trochę bardziej uczciwy.

— Tego gliny nie ma w Spokane. Wiem, że takie zdarzenie miało miejsce, ale to było na terenie Cheney.

Potarłam palcami swoje skronie. Czułam charakterystyczne pulsowanie zwiastujące ból głowy.

— Jak domyślam się, to kolejna część planu mająca na celu zdetronizowanie Vico?

— Między innymi. Powiem ci resztę w swoim czasie. Na razie Brown musi tam zacząć pracować najpóźniej do końca stycznia.

Limit czasowy. Super.

— Jeszcze jakieś trudne do spełnienia życzenia?

— Na chwilę obecną nie, miło, że pytasz. — Uśmiechnął się zawadiacko. Wiedział, że byłam wkurzona i moje pytanie było stuprocentowo ironiczne. Spoważniał jednak po chwili. — Rozmawiałaś już z Marlie?

— Nie, mam zamiar do niej pojechać jutro. Myślę, że w ciągu tygodnia powinniśmy coś od niej otrzymać.

Wolałam poczekać najpierw aż będę w stanie komfortowo siedzieć w aucie, ale uznałam, że jakoś dam radę. To musiało być ważne, skoro Edmund dopytywał. Wolałam więc mieć to już z głowy.

Edmund kiwnął głową.

— Nie może dać się złapać. Podkreśl to. Nie będziemy mogli jej pomóc, jeśli ktoś z ludzi Vica ją przyłapie na kopiowaniu dokumentów.

Doskonale o tym wiedziałam. Przecież Gian i Edmund nie poświęcą całego, wieloletniego planu w celu ratowania jednej osoby, której nawet nie znali.

— Wiem. Przekażę jej to.

— Nie wycofa się?

— Nie. Pomogłam jej kiedyś, gdy miała ogromne problemy. Jest mi to winna.

Lojalność i wierność można było zdobyć na wiele sposobów, a jednym z nich były właśnie bezcenne przysługi i pomoc, gdy ktoś naprawdę tego potrzebował.

Tego nauczyłam się od Edmunda.

W ten sposób zdobył lojalność większości swoich dowódców i ludzi.

Edmund dopił swoje piwo, zgniótł puszkę i wstał z kanapy. Wyrzucił ją do kosza, a potem spojrzał na swojego Rolexa na lewym nadgarstku. Plotki głosiły, że zdobył go poprzez napadnięcie na Chińskiego milionera w Las Vegas, gdy miał zaledwie osiemnaście lat.

Nie miałam pojęcia, ile prawdy było w tych wszystkich legendarnych anegdotach.

— Muszę iść, mam jeszcze kilka spotkań dzisiaj. Daj mi znać, gdy porozmawiasz z Marlie i Keithem.

— Oczywiście.

Obserwowałam, jak Edmund podszedł do drzwi. Zerknął na mnie przez ramię, trzymał dłoń na klamce, ale jeszcze na nią nie nacisnął. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, jednak się rozmyślił.

— Do zobaczenia — rzucił tylko finalnie i wyszedł.

Zamknął za sobą drzwi, a ja wypuściłam powoli drżący oddech.

— Kurwa.

Oparłam łokcie na blacie biurka i schowałam twarz w dłoniach.

Mogłam przysiąc, że nadal czułam na plecach delikatny, ostrożny dotyk chłodnych palców Edmunda. Musiał zauważyć, że mimo jego pomocy ze znalezieniem księgowego nadal go unikałam, chociaż przestałam być wobec niego opryskliwa. Mimo to w żaden sposób nie skomentował nie przyjęcia jego tak zwanej gałązki oliwnej. To dobrze, pomyślałam i wplotłam palce w swoje włosy. Siedziałam tak chwilkę, zanim w końcu wzięłam się w garść. Wyprostowałam się po chwili i ponownie zabrałam do roboty.

W między czasie napisałam do Keitha, żeby do mnie wpadł na chwilę. Obiecał być równo o dwudziestej drugiej, nie mógł się wcześniej urwać z pracy.

                                             ***

— No nie. Dlaczego akurat ja? — jęknął Keith z niedowierzaniem.

Tak jak myślałam, Keith był niezadowolony z tego, co mu przedstawiłam. Chodził po moim gabinecie w kółko i mamrotał do siebie niecenzuralne słowa.

— Mówiłam ci już, mamy z Edmundem pewien plan. Potrzebujemy cię na tym stanowisku.

— Ale po co? I dlaczego ja?

Tak naprawdę sama nie miałam jeszcze pojęcia, po jaką cholerę Keith miał tam być.

Nie byłam zadowolona z takiego działania Edmunda, bo sama wolałam wszystko od razu wiedzieć, ale przyzwyczaiłam się już jednak do tych niedopowiedzeń i że dowiadywałam się szczegółów później. Nigdy jednak nie dawałam po sobie poznać, że nie miałam o czymś pojęcia. Przed moimi ludźmi udawałam pewną siebie i obeznaną z każdym szczegółem planu. W duchu jednak klęłam na naszego szefa równie mocno, jak oni.

— Dowiesz się w swoim czasie — odparłam tylko. — A co do drugiej części pytania: tylko ty masz odpowiednie kwalifikacje.

Z jękiem niedowierzania opadł na kanapę. Odchylił głowę do tyłu i gapił się przez chwilę w sufit.

— Zrobię to, ale wiedz, że jestem ogromnie niezadowolony. Naprawdę lubię swoją pracę w archiwum muzeum i nie uśmiecha mi się pracowanie dla glin. Cholera, ludzie nie dadzą mi spokoju, jak to wyjdzie na jaw.

— Wiesz mi, zdaję sobie z tego sprawę. Nikt niczego na pewno ode mnie nie usłyszy, więc po prostu musisz sam uważać.

— Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć, czy mogę iść już chwilę pomarudzić nad swoim losem i zająć się ogarnianiem CV?

Machnęłam dłonią w stronę drzwi.

— Leć.

Nie czekał aż powiem cokolwiek więcej. Wyszedł bez słowa pożegnania i zamknął za sobą drzwi. Zaczął dzwonić mój telefon.

— Kurwa, ani chwili spokoju dzisiaj — mruknęłam i sięgnęłam po komórkę. Dzwonił mój brat bliźniak.

Wahałam się przez chwilę, czy w ogóle odebrać. Nie rozmawiałam z nim od ponad pół roku, a wcześniej po wyprowadzce z domu i tak zamieniłam z nim ledwie kilka zdań. Mój kciuk zatrzymał się nad zieloną słuchawką, aż w końcu odebrałam.

— Czego chcesz, Isaac?

— O, odebrałaś — odetchnął z ulgą. — Cieszę się cholernie. Słuchaj, tak sobie myślałem, że może moglibyśmy zjeść razem jutro lunch?

Kurwa, naprawdę, on to miał tupet. Przez prawie osiemnaście lat naszego życia robiłam za popychadło naszej matki, a on był zaślepiony kurwa chuj wie czym wobec niej i nie widział, co się ze mną działo. Przez tyle lat ani razu nie stanął po mojej stronie i twierdził, że to mój temperament i brak empatii i wyrozumiałości przyczyniały się do nieporozumienia między mną, a matką.

— Nie, dzięki. Powiedz mi lepiej czego chcesz, nie mam czasu.

— Raven, chciałbym się po prostu z tobą spotkać i pogadać. Nie odebrałaś mojego telefonu w Święto Dziękczynienia ani ostatnio w Boże Narodzenie. Dlaczego musisz tak wszystko utrudniać?

Zazgrzytałam zębami i zacisnęłam mocniej dłoń na komórce. Nie wiem, po co ja właściwie odbierałam ten cholerny telefon. Czy moja matka i Isaac mieli takie samo szkolenie pod tytułem „Jak zwalić całą winę za swoją chujowość na drugą osobę?".

— Ah, czyli znowu masz zamiar zrobić ze mnie zimną sukę? Tym razem dlatego, że ja nie chcę się z tobą widzieć? Nie mam na to ochoty ani czasu. Nie dzwoń do mnie.

— Zaczekaj, nie rozłączaj się. Dobra, wiem, że byłem beznadziejnym bratem i przepraszam cię za to.

— „Przepraszam" nie wystarczy. Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, o co ja tak naprawdę mam pretensje.

— Wiem. Powinienem stanąć częściej po twojej stronie, nasza mama nie była w stanie myśleć trzeźwo i była wobec ciebie niesprawiedliwa. Ale musisz też zrozumieć, że to nie do końca jej wina...

Miałam dosyć. Rozłączyłam się i po chwili wahania zablokowałam jego numer. Dłonie mi drżały, gdy odkładałam telefon na bok. Isaac nie rozumiał i nie byłam pewna, czy w ogóle kiedykolwiek będzie w stanie zrozumieć, dlaczego postanowiłam odciąć się kompletnie od matki oraz od niego.

Zamknęłam klapę laptopa i wstałam. Miałam jeszcze sporo rzeczy do zrobienia, w tym przeczytanie chociaż kilku rozdziałów książki, która znajdowała się w sylabusie, ale miałam dość. Uznałam, że koniec pracy na dzisiaj. Dla odmiany naprawdę chciałam się wyspać, a nie kolejny dzień ciągnąć na niezdrowej dawce kofeiny.

Narzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam z gabinetu. Natychmiast uderzyła we mnie głośna, dudniąca muzyka, zapach alkoholu i odór potu. Była prawie dwudziesta trzecia, ale impreza trwała już w najlepsze. Wiedziałam, że to naprawdę bardzo dobrze. To się równało większej ilości kasy, jaką zarobi klub. Ale naprawdę nie miałam ochoty mierzyć się z pijanymi gośćmi, więc tak szybko, jak mogłam ruszyłam ku wyjściu.

— Wychodzę i nie będzie mnie do końca wieczoru! — zawołałam do barmana, który stał za ladą i nalewał piwo dla jednego z klientów.

— Okej! — odkrzyknął, a jego głos przebił się ponad głośną piosenkę „Give me everything" Pitbulla.

Wyszłam z klubu na nocną, grudniową noc. Padał śnieg, białe płatki wirowały wokół mnie i odbijały słabe światła lamp ulicznych, przez co wydawało się być jaśniej.

Śnieżne, zimowe noce często wydawały się być jaśniejsze niż te letnie właśnie z tego powodu.

Miałam na sobie wysokie, skórzane martensy, więc nie groziło mi przemoczenie nóg. Przeszłam spacerkiem wokół budynku w stronę swojego mieszkania. Miałam za sobą długi dzień i po prostu chciałam iść spać.

                                                          ***

Dzień później wstałam wcześnie rano i już o godzinie ósmej byłam w samochodzie w drodze do Seattle. Marlie wiedziała już, że do niej jadę i umówiłam się z nią na śniadanie w małej kawiarni Morsel.

Siniak na plecach przestał w końcu już tak boleć, miałam dodatkowo możliwość przespania ośmiu godzin bez żadnych przerw, czułam się więc jak nowonarodzona. U Diany niestety też zdarzyło mi się wyspać tylko jeden raz. Długo byłam w szoku, że chciało jej się kupować specjalnie dla mnie materac i tym samym mieć pewność, że na pewno będzie mi wygodnie.

Potem miałam kłopoty z zaśnięciem przez obolałe plecy oraz płaczącego Chrisa, znowu zaczęły mu się wyrzynać kolejne zęby. Alison i Kaden byli na to przygotowani i podarowali mi zatyczki do uszu, ale niewiele to dało. Byłam wyczulona na głośne dźwięki, nie dawały mi one spać. Cóż, tak się właśnie kończyło mieszkanie latami pod jednym dachem z awanturującą się matką alkoholiczką. Miałam niespokojny, lekki sen, szczególnie gdy za ścianą ktoś był głośno. Nie miało znaczenia, że to roczne dziecko.

Nie mówiłam nic Dianie i Danielowi, bo to nie była ich wina. Mojego chrześniaka zresztą też nie. Zwyczajnie pijałam u nich kilka kaw, jak zazwyczaj, i dawałam radę przetrwać dzień po dniu mimo znikomej ilości snu. Na myśl o Chrisie poczułam, jak kąciki moich ust same uniosły się ku górze.

Był przeuroczym małym chłopcem i naprawdę nie mogłam uwierzyć, że to syn mojego najlepszego przyjaciela i Diany. To wydawało się być takie surrealistyczne... Ale naprawdę, wyglądał jak mini wersja Daniela. Chociaż Chris po Dianie miał kształt twarzy, nos i pieprzyki. Tylko raz ośmieliłam się go wziąć na ręce, pod okiem Diany, zanim go jej oddałam. Naprawdę bałam się przypadkiem zrobić mu krzywdę. Mały Chris zasługiwał na wszystko, co najlepsze. W tym na obecność obojga rodziców w ich życiu.

Miałam ogromną nadzieję, że Gian dotrzyma swojej obietnicy i gdy tylko przejmie władzę po Alessio zapewni Danielowi bezpieczeństwo.

Jeźdźcami sama zamierzałam się zająć, pomyślałam i zacisnęłam mocniej dłonie na kierownicy.


_________________________________________

Kochani, w chwili obecnej wyniki sprzedażowe "Anioła łez" 2 są bardzo złe i szansa na to, że wydawnictwo zdecyduje się wydać tom 3 i 4 jest niewielka. Nie chcę pisać, że zerowa, bo to za bardzo boli :( Klamka jednak jeszcze nie zapadła, więc cień szansy jeszcze jest. Takie 5%. Wszystko tak naprawdę zależy od Was, czy cokolwiek się poprawi. Cała seria "Anioł łez" liczy 4 tomy, 3 i 4 mam już od dawna napisane i czekają w przysłowiowej "szufladzie". Jeśli podobała Ci się ta historia lub chcesz mi pomóc, by tomy 3 i 4 zostały jednak wydane, to bardzo proszę o napisanie o tych książkach w social mediach i polecenie ich dalej. Niech więcej osób dowie się o historii Diany i Daniela. Z góry dziękuję! ♥Na stronie Editio możecie kupić dwie książki w pakiecie za tylko 40 zł.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro