Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.2

— Las Vegas? — powtórzyłam głucho.

Miasto grzechu, jak mawiano. Byłam pewna, że tam raczej nie ma opcji na zrobienie „małego" występu. Na bank będzie to coś na większą skalę.

— Tak, dokładnie. Dwudziestego piątego przylecielibyśmy już do Los Angeles i mielibyście wolne, aby przed kolejnym dniem odpocząć. Potem będzie sama uroczystość Grammy, załatwiłam już bilety na nocny lot po niej, więc dwudziestego siódmego nad ranem byłabyś już w domu. — Odstawiła na bok pióro i spojrzała na mnie z uśmiechem. — To daje ci jedynie całe trzy dni z daleka od syna, a jednak tyle uda nam się zrobić w tym czasie. Co o tym myślisz?

Odchrząknęłam i napiłam się powoli kawy.

Dam radę, pomyślałam.

Trzy dni wydawały się być w porządku. Poza tym w razie czego byłabym w domu co najwyżej za kilka godzin, co innego lot do Europy, wtedy nie miałam tego komfortu.

Poza tym musiałam udobruchać Hazel, więc odmowa w jakiejkolwiek kwestii mogła działać na moją niekorzyść.

— Brzmi w porządku — powiedziałam powoli. — To trochę sporo, jak na kilka występów po długiej przerwie...

— Tak, wiem — Hazel przerwała mi i kiwnęła głową w zrozumieniu. — Od kwietnia mieliście do czynienia jedynie z występowaniem w radiu czy śpiewanie piosenki w telewizji śniadaniowej, zupełnie inna skala, ale to jak jazda na rowerze. Udało ci się w Londynie, teraz w Las Vegas również świetnie sobie poradzisz.

— Najwyżej wypchniesz mnie na scenę?

— Dokładnie. — Uśmiechnęła się szerzej. — Ostatnim razem zadziałało.

— Miałam ochotę cię za to ukatrupić.

— A potem ucałować, tak, wiem.

— Nie, zdecydowanie potem nadal miałam ochotę cię ukatrupić.

Przewróciła oczami rozbawiona i napiła się kawy.

— Moje metody pokonywania stresu są niezawodne.

Tutaj już miała rację. Nieprzyjemne, ale działało.

— W porządku, ten plan może być.

— Świetnie! Powiadomię resztę oraz...

— Zaczekaj chwilkę, Hazel — przerwałam jej pospiesznie. — Najpierw muszę z tobą o czymś pogadać.

Odstawiła na blat stołu swój pusty kubek po kawie. Spojrzała na mnie uważnie, nieco zaniepokojona moim tonem głosu.

— Błagam, nie mów mi tylko, że znowu jesteś w ciąży.

— Co? Nie! Nic z tych rzeczy.

Odetchnęła z ulgą.

Na litość boską, skąd jej się wziął ten pomysł? Czyżbym znowu miała jakieś wahania nastrojów, których sama nie widziałam? Nie byłam od dawna już tak płaczliwa ani humorzasta.

— Zrozum, to nie najlepszy czas na kolejną tak długą przerwę z twojej strony — zaczęła wyjaśniać. Moja skonfundowana mina była aż za bardzo łatwa do rozczytania. — Musimy kuć żelazo póki gorące, zacząć nagrywać kolejne utwory oraz promować waszą pierwszą płytę. W innym wypadku możecie zostać zapomniani, jak setki zespołów przed wami. Lub zostaniecie zespołem jednego hitu. „Tokio 2017" jest bardzo popularne. Czy chcesz, aby znali was tylko z tego?

Ludzie znali też inne utwory, czego dowodem był fakt śpiewania ich wraz ze mną w Londynie, ale przemilczałam ten fakt.

— Nie o to chodzi, ale tak na marginesie, naprawdę nie zamierzam w najbliższej przyszłości mieć kolejnego dziecka.

Zdecydowanie nie, pomyślałam i stłumiłam skrzywienie się.

Kochałam swojego synka, naprawdę, ale nie miałam zamiaru ponownie przechodzić przez tę całą burzę hormonów, wahania nastrojów i chaos w głowie oraz organizmie.

Jeśli kiedykolwiek będziemy mieć z Danielem drugie dziecko, to z całą pewnością podejmiemy taką decyzję świadomie, gdy wszystko w naszych życiach zostanie uporządkowane, on nie będzie poszukiwany przez policję i mafię oraz przede wszystkim, nasze życia nie będą w ciągłym zagrożeniu.

— Wiem, że to nie moja sprawa, ale dzięki za informację. Będę spała spokojniej. — Szczerość Hazel była czasem tak bezpośrednia, że mnie wręcz rozbrajała. — Więc o czym chciałaś pogadać?

— Kojarzysz może jak przed świętami w mieście doszło do strzelaniny?

— Tak... Jakiś samochód zatrzymał się na chwilę przy ulicy Bleecker i strzelił w stronę dwójki przechodniów. Jedną postrzelili.

— Tak naprawdę, to napastnikiem był mój psychofan, który wcześniej chciał się ze mną umówić, ale odmówiłam... — zaczęłam mówić, opowiadając historyjkę, którą opracowałam wcześniej z Kadenem. Hazel patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.

— Żartujesz sobie?!

— Niestety nie. Strzelił we mnie, ale była ze mną koleżanka. Jest z policji, akurat skończyła zmianę, ale nadal miała na sobie kamizelkę kuloodporną. Osłoniła mnie. Nic jej nie było... Znaczy prócz ogromnego, przeraźliwie bolesnego siniaka.

— No normalnie nie wierzę! Co za psychol! W biały dzień!

Hazel zbladła i złapała mocniej za pióro.

Nie czułam się ani trochę źle z powodu kłamstwa.

Powód ataku był inny, ale cel i wynik ten sam, więc nie uznałam tego za jakieś wielkie oszustwo.

— Obawiam się o własne bezpieczeństwo i zaczęłam się zastanawiać, czy mogłabyś zorganizować dla mnie ochronę?

— Ależ oczywiście, taka sytuacja nie będzie miała miejsca w przyszłości, Diano, nie martw się — zapewniła szybko i wyciągnęła swój telefon. — Jeszcze dzisiaj wyślę maila do zarządu, ogarnę na to budżet i myślę, że na dniach zostanie ci przydzielona ochrona.

Odetchnęłam z ulgą i tego akurat już nie ukrywałam. Pozwoliłam Hazel zobaczyć, jak wiele to dla mnie znaczyło.

Już nie chodziło tylko o moje życie, ale również o Chrisa i wszystkich osób, które ze mną mieszkały... Alison i Kadena także.

Ostatnio zaczęłam poważnie zastanawiać się, czy bezpieczniej by było, gdybym się wyprowadziła z Chrisem. Ale wtedy Kaden odszedłby ze mną i Alison zostałaby sama. Cały czynsz za mieszkanie spadłby tylko na jej barki, a wiedziałam, że nie dałaby rady wtedy sama się utrzymać. Musiałabym najpierw pomóc znaleźć dla niej współlokatorów. Nie mogłabym ot tak odejść. Alison w ostateczności mogłaby poprosić o pomoc finansową rodziców, ale chciała tego uniknąć na wszelkie sposoby. Nie chciałam zmuszać jej do podjęcia tego wyboru.

Poza tym Alison i Kaden byli obecni w życiu Chrisa od chwili jego narodzin. Wystarczająco ciężkie dla niego były chwile, gdy Daniel pojawiał się i odchodził. Nie chciałam również odebrać synkowi cioci Ally, którą uwielbiał.

Tak wielka ilość zmian w jego życiu byłaby dla niego za bardzo stresująca. Najpierw muszę przyzwyczaić go do mojej kilkudniowej nieobecności zanim zacznę w ogóle myśleć chociażby o zatrudnieniu niani, do czego byłabym zmuszona, gdy będę jeździła w podróże z zespołem.

Czasem myślałam również o tym, co takiego dokładnie Casper powiedział Jeźdźcom. Czy napomknął coś o tym, że mieszkałam z jego byłą dziewczyną?

Skoro oni byli zdolni spróbować mnie postrzelić w biały dzień, to równie dobrze mogliby zechcieć zwyczajnie porwać Ally i spróbować mnie zwabić i wtedy zastrzelić.

Przykryłam twarz dłońmi i wzięłam głębszy wdech.

Miałam chaos w głowie. Przychodziły mi do głowy najróżniejsze scenariusze, jeden gorszy od drugiego.

Na chwile obecną ochrona zorganizowana przez Hazel i wytwórnię była najlepszym rozwiązaniem.

— Nie martw się. — Hazel wyciągnęła rękę ponad stół i położyła dłoń na moim ramieniu. Odsunęłam dłonie od twarzy i spojrzałam na nią. Miała zmarszczone brwi i była zmartwiona. — Wytwórnia Colorado Records ma wiele wad...

— Jak to, że nie zgodzili się na nasz wyjazd do Tokio na nagranie teledysku, gdy o to poprosiłaś? — Uśmiechnęłam się słabo.

Parsknęła śmiechem.

— Tak, to jedna z tych wad. Zarząd składa się ze skąpych dupków, ale jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa podopiecznych, to tutaj nie uznają kompromisów. Ochrona jest na najwyższym poziomie. Nic się nie stanie ani tobie ani twojemu synowi.

— Dzięki, Hazel.

— Nie ma sprawy, od tego tu jestem. — Uścisnęła moje ramię lekko, a potem zabrała rękę. — Dobrze, skoro to mamy ustalone, to pozwól, że wykonam kilka telefonów. Niedługo wracam.

Wstała z krzesła i wyszła z pomieszczenia. Zostałam sama w studiu.

Wyciągnęłam komórkę i napisałam do Raven, Kadena i Alison wiadomość o takiej samej treści:

Udało się załatwić tę sprawę z H.

Oparłam się wygodniej o krzesło i powoli dopiłam swoją kawę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro