Rozdział 2.2
— Las Vegas? — powtórzyłam głucho.
Miasto grzechu, jak mawiano. Byłam pewna, że tam raczej nie ma opcji na zrobienie „małego" występu. Na bank będzie to coś na większą skalę.
— Tak, dokładnie. Dwudziestego piątego przylecielibyśmy już do Los Angeles i mielibyście wolne, aby przed kolejnym dniem odpocząć. Potem będzie sama uroczystość Grammy, załatwiłam już bilety na nocny lot po niej, więc dwudziestego siódmego nad ranem byłabyś już w domu. — Odstawiła na bok pióro i spojrzała na mnie z uśmiechem. — To daje ci jedynie całe trzy dni z daleka od syna, a jednak tyle uda nam się zrobić w tym czasie. Co o tym myślisz?
Odchrząknęłam i napiłam się powoli kawy.
Dam radę, pomyślałam.
Trzy dni wydawały się być w porządku. Poza tym w razie czego byłabym w domu co najwyżej za kilka godzin, co innego lot do Europy, wtedy nie miałam tego komfortu.
Poza tym musiałam udobruchać Hazel, więc odmowa w jakiejkolwiek kwestii mogła działać na moją niekorzyść.
— Brzmi w porządku — powiedziałam powoli. — To trochę sporo, jak na kilka występów po długiej przerwie...
— Tak, wiem — Hazel przerwała mi i kiwnęła głową w zrozumieniu. — Od kwietnia mieliście do czynienia jedynie z występowaniem w radiu czy śpiewanie piosenki w telewizji śniadaniowej, zupełnie inna skala, ale to jak jazda na rowerze. Udało ci się w Londynie, teraz w Las Vegas również świetnie sobie poradzisz.
— Najwyżej wypchniesz mnie na scenę?
— Dokładnie. — Uśmiechnęła się szerzej. — Ostatnim razem zadziałało.
— Miałam ochotę cię za to ukatrupić.
— A potem ucałować, tak, wiem.
— Nie, zdecydowanie potem nadal miałam ochotę cię ukatrupić.
Przewróciła oczami rozbawiona i napiła się kawy.
— Moje metody pokonywania stresu są niezawodne.
Tutaj już miała rację. Nieprzyjemne, ale działało.
— W porządku, ten plan może być.
— Świetnie! Powiadomię resztę oraz...
— Zaczekaj chwilkę, Hazel — przerwałam jej pospiesznie. — Najpierw muszę z tobą o czymś pogadać.
Odstawiła na blat stołu swój pusty kubek po kawie. Spojrzała na mnie uważnie, nieco zaniepokojona moim tonem głosu.
— Błagam, nie mów mi tylko, że znowu jesteś w ciąży.
— Co? Nie! Nic z tych rzeczy.
Odetchnęła z ulgą.
Na litość boską, skąd jej się wziął ten pomysł? Czyżbym znowu miała jakieś wahania nastrojów, których sama nie widziałam? Nie byłam od dawna już tak płaczliwa ani humorzasta.
— Zrozum, to nie najlepszy czas na kolejną tak długą przerwę z twojej strony — zaczęła wyjaśniać. Moja skonfundowana mina była aż za bardzo łatwa do rozczytania. — Musimy kuć żelazo póki gorące, zacząć nagrywać kolejne utwory oraz promować waszą pierwszą płytę. W innym wypadku możecie zostać zapomniani, jak setki zespołów przed wami. Lub zostaniecie zespołem jednego hitu. „Tokio 2017" jest bardzo popularne. Czy chcesz, aby znali was tylko z tego?
Ludzie znali też inne utwory, czego dowodem był fakt śpiewania ich wraz ze mną w Londynie, ale przemilczałam ten fakt.
— Nie o to chodzi, ale tak na marginesie, naprawdę nie zamierzam w najbliższej przyszłości mieć kolejnego dziecka.
Zdecydowanie nie, pomyślałam i stłumiłam skrzywienie się.
Kochałam swojego synka, naprawdę, ale nie miałam zamiaru ponownie przechodzić przez tę całą burzę hormonów, wahania nastrojów i chaos w głowie oraz organizmie.
Jeśli kiedykolwiek będziemy mieć z Danielem drugie dziecko, to z całą pewnością podejmiemy taką decyzję świadomie, gdy wszystko w naszych życiach zostanie uporządkowane, on nie będzie poszukiwany przez policję i mafię oraz przede wszystkim, nasze życia nie będą w ciągłym zagrożeniu.
— Wiem, że to nie moja sprawa, ale dzięki za informację. Będę spała spokojniej. — Szczerość Hazel była czasem tak bezpośrednia, że mnie wręcz rozbrajała. — Więc o czym chciałaś pogadać?
— Kojarzysz może jak przed świętami w mieście doszło do strzelaniny?
— Tak... Jakiś samochód zatrzymał się na chwilę przy ulicy Bleecker i strzelił w stronę dwójki przechodniów. Jedną postrzelili.
— Tak naprawdę, to napastnikiem był mój psychofan, który wcześniej chciał się ze mną umówić, ale odmówiłam... — zaczęłam mówić, opowiadając historyjkę, którą opracowałam wcześniej z Kadenem. Hazel patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
— Żartujesz sobie?!
— Niestety nie. Strzelił we mnie, ale była ze mną koleżanka. Jest z policji, akurat skończyła zmianę, ale nadal miała na sobie kamizelkę kuloodporną. Osłoniła mnie. Nic jej nie było... Znaczy prócz ogromnego, przeraźliwie bolesnego siniaka.
— No normalnie nie wierzę! Co za psychol! W biały dzień!
Hazel zbladła i złapała mocniej za pióro.
Nie czułam się ani trochę źle z powodu kłamstwa.
Powód ataku był inny, ale cel i wynik ten sam, więc nie uznałam tego za jakieś wielkie oszustwo.
— Obawiam się o własne bezpieczeństwo i zaczęłam się zastanawiać, czy mogłabyś zorganizować dla mnie ochronę?
— Ależ oczywiście, taka sytuacja nie będzie miała miejsca w przyszłości, Diano, nie martw się — zapewniła szybko i wyciągnęła swój telefon. — Jeszcze dzisiaj wyślę maila do zarządu, ogarnę na to budżet i myślę, że na dniach zostanie ci przydzielona ochrona.
Odetchnęłam z ulgą i tego akurat już nie ukrywałam. Pozwoliłam Hazel zobaczyć, jak wiele to dla mnie znaczyło.
Już nie chodziło tylko o moje życie, ale również o Chrisa i wszystkich osób, które ze mną mieszkały... Alison i Kadena także.
Ostatnio zaczęłam poważnie zastanawiać się, czy bezpieczniej by było, gdybym się wyprowadziła z Chrisem. Ale wtedy Kaden odszedłby ze mną i Alison zostałaby sama. Cały czynsz za mieszkanie spadłby tylko na jej barki, a wiedziałam, że nie dałaby rady wtedy sama się utrzymać. Musiałabym najpierw pomóc znaleźć dla niej współlokatorów. Nie mogłabym ot tak odejść. Alison w ostateczności mogłaby poprosić o pomoc finansową rodziców, ale chciała tego uniknąć na wszelkie sposoby. Nie chciałam zmuszać jej do podjęcia tego wyboru.
Poza tym Alison i Kaden byli obecni w życiu Chrisa od chwili jego narodzin. Wystarczająco ciężkie dla niego były chwile, gdy Daniel pojawiał się i odchodził. Nie chciałam również odebrać synkowi cioci Ally, którą uwielbiał.
Tak wielka ilość zmian w jego życiu byłaby dla niego za bardzo stresująca. Najpierw muszę przyzwyczaić go do mojej kilkudniowej nieobecności zanim zacznę w ogóle myśleć chociażby o zatrudnieniu niani, do czego byłabym zmuszona, gdy będę jeździła w podróże z zespołem.
Czasem myślałam również o tym, co takiego dokładnie Casper powiedział Jeźdźcom. Czy napomknął coś o tym, że mieszkałam z jego byłą dziewczyną?
Skoro oni byli zdolni spróbować mnie postrzelić w biały dzień, to równie dobrze mogliby zechcieć zwyczajnie porwać Ally i spróbować mnie zwabić i wtedy zastrzelić.
Przykryłam twarz dłońmi i wzięłam głębszy wdech.
Miałam chaos w głowie. Przychodziły mi do głowy najróżniejsze scenariusze, jeden gorszy od drugiego.
Na chwile obecną ochrona zorganizowana przez Hazel i wytwórnię była najlepszym rozwiązaniem.
— Nie martw się. — Hazel wyciągnęła rękę ponad stół i położyła dłoń na moim ramieniu. Odsunęłam dłonie od twarzy i spojrzałam na nią. Miała zmarszczone brwi i była zmartwiona. — Wytwórnia Colorado Records ma wiele wad...
— Jak to, że nie zgodzili się na nasz wyjazd do Tokio na nagranie teledysku, gdy o to poprosiłaś? — Uśmiechnęłam się słabo.
Parsknęła śmiechem.
— Tak, to jedna z tych wad. Zarząd składa się ze skąpych dupków, ale jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa podopiecznych, to tutaj nie uznają kompromisów. Ochrona jest na najwyższym poziomie. Nic się nie stanie ani tobie ani twojemu synowi.
— Dzięki, Hazel.
— Nie ma sprawy, od tego tu jestem. — Uścisnęła moje ramię lekko, a potem zabrała rękę. — Dobrze, skoro to mamy ustalone, to pozwól, że wykonam kilka telefonów. Niedługo wracam.
Wstała z krzesła i wyszła z pomieszczenia. Zostałam sama w studiu.
Wyciągnęłam komórkę i napisałam do Raven, Kadena i Alison wiadomość o takiej samej treści:
Udało się załatwić tę sprawę z H.
Oparłam się wygodniej o krzesło i powoli dopiłam swoją kawę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro