Rozdział 9.3
Wyszłam ze szkoły i niemalże wdepnęłam w dużą kałużę, w ostatniej chwili udało mi się ją ominąć.
Padał drobny deszcz, małe krople może nie groziły, że przemoknę, ale były lodowate i przez to było mi strasznie zimno. W dodatku moja kurtka nie miała kaptura.
Po krótkim spacerze dotarłam na parking i od razu dostrzegłam samochód Daniela stojący niedaleko wejścia do szkoły. Siedział w środku, a gdy mnie zobaczył, pomachał zachęcająco przez przednią szybę.
Otworzyłam drzwi po stronie pasażera i gdy tylko wsiadłam do auta, natychmiast poczułam przyjemne ciepło ogrzewające moje zziębnięte palce.
— Dobrze cię widzieć — przywitał mnie Daniel i posłał mi ciepły uśmiech, a jego ciemnozielone oczy pojaśniały.
— Cześć. — Odwzajemniłam niepewnie uśmiech.
— Czujesz się już lepiej? — Przyjrzał mi się nieco uważniej, a jego twarz przeszyła troska.
Przygryzłam dolną wargę, wahając się chwilę.
Nie miałam już śladu po uderzeniu, jednak moje wnętrze cały czas było poszarpane i krwawiące. Przenikliwy chłód w duszy był znacznie gorszy niż ten zewnętrzny, jesienny, atakujący moje ciało.
Jednak teraz, przy Danielu...
Już wiedziałam, z czym jeszcze mi się kojarzy jego zapach. W końcu zidentyfikowałam ten brakujący element.
Ogień.
Był jak ogień, rozjaśniał mrok wokół mnie, a w jego bliskości czułam spływające po mnie przyjemne ciepło. Pragnęłam jeszcze kiedyś ponownie poczuć dotyk jego dłoni na mojej skórze, jego ust na moim policzku... Zamrugałam powoli i wróciłam do rzeczywistości.
— Teraz już mi lepiej — odparłam cicho i odsunęłam za ucho wilgotny kosmyk włosów. — Nie chciałam cię martwić, p-przepraszam.
Zacisnęłam dłonie w pięści i położyłam je na kolanach.
— Nic się nie stało, Diano. Nie musisz mnie przepraszać. — Jego spojrzenie złagodniało.
Wzięłam głębszy wdech, zbierając się w sobie, aby ponownie się odezwać, jednak mój żołądek miał inne plany.
Poszłam spać bez kolacji, jak co wieczór ostatnio, a śniadanie było niewystarczające i nadal odczuwałam głód. I to nie był dla mnie problem, na przerwie zamierzałam zjeść kanapkę oraz jabłko na drugie śniadanie. Ale już teraz mój brzuch wydał z siebie odgłos protestu.
Zaczerwieniłam się wściekle.
— Przepraszam — wymamrotałam zakłopotana.
Daniel zaczął się cicho śmiać i potrząsnął głową.
— Nie przepraszaj mnie, ani za tamto, ani tym bardziej teraz — powiedział i otworzył swój plecak.
Wyjął z niego kanapkę owiniętą w papier śniadaniowy i podsunął ją w moim kierunku.
— Wcinaj, tylko się pospiesz, bo niedługo dzwonek na lekcje.
Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby odmówić. Zapewne nie byłabym w stanie nawet powiedzieć „nie" na propozycję dodatkowego posiłku. Gdy ktoś był głodny tak często jak ja, to naprawdę łatwo mu przychodziło schować dumę do kieszeni.
Wymamrotałam ledwie słyszalne podziękowania i wzięłam od niego kanapkę. Odwinęłam ją z papieru i zaczęłam jeść.
Starałam się powstrzymać cichy jęk, takie to było pyszne.
Kanapki w domu Crownsów należały do ubogich: zwykła pszenna bułka, margaryna, kawałek sera lub szynki i w sumie tyle. Kanapka Daniela była najlepszą, jaką kiedykolwiek miałam okazję jeść.
Chłopak wpatrywał się we mnie z ciepłym uśmiechem, a ja zastanawiałam się, dlaczego w ogóle chce się ze mną widywać? Co takiego we mnie widzi?
Mimo moich starań i tego, że niewiele się odzywałam, to i tak zdarzało mi się wiele razy zaciąć podczas mówienia. Nigdy tego nie skomentował, choć na pewno musiał zauważyć. Mimo wszystko zachowywał się, jak gdyby nic się nie stało, i z tego powodu zaczynałam czuć się przy nim coraz swobodniej.
Teraz też się nie odzywał, tylko mnie obserwował i pozwalał w spokoju zjeść jego drugie śniadanie.
Miałam nadzieję, że nie będzie przeze mnie chodził głodny.
— Jak minął ci weekend? — zapytałam, gdy pochłonęłam połowę kanapki.
Jego uśmiech nieco zmalał, a oczy stały się pochmurne.
Pytanie miało być lekkie, nie spodziewałam się takiej reakcji i trochę się zdenerwowałam. Naprawdę nie chciałam psuć mu nastroju.
— Sobota była w porządku, spędziłem ją z siostrą, dawno nie przebywaliśmy ze sobą, więc było fajnie. W niedzielę musiałem coś załatwić poza miastem, jakoś zleciała.
— Masz siostrę?
— Tak, Lilyanne. Chodzi do klasy niżej.
Nie miałam zamiaru pytać, co takiego musiał załatwić w niedzielę. Po tym, jak nieco pogorszył mu się nastrój, wolałam nie drążyć. Nie chciałam wyjść na wścibską.
— Ja mam starszego brata, Sama.
— Wiem. — Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. — Mój dawny kapitan, skojarzyłem po nazwisku.
Nagle z budynku dobiegł do nas dźwięk dzwonka na lekcje. Pospiesznie wepchnęłam do ust resztki kanapki.
— Powoli. Zanim pan Zinter dojdzie do sali, trochę minie. Jestem zdziwiony, że nie nauczył się wychodzić z pokoju nauczycielskiego przed dzwonkiem, byłby wtedy na czas.
Racja. Miałam pierwszą historię i starszy pan Zinter zazwyczaj pojawiał się w sali pięć minut po ósmej. Miał kłopoty z chodzeniem, podobno kilka lat temu przeszedł operację na lewe kolano i poruszał się o lasce.
Ale zaraz, skąd Daniel wiedział, jaką miałam pierwszą lekcję?
— Skąd wiesz?
Zgniotłam papierową torebkę i schowałam ją do kieszeni kurtki. Wierzchem dłoni starłam z ust resztki okruszków.
— Popytałem tu i tam o twój plan lekcji.
Z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Czułam się miło połechtana na wieść o tym, że starał się czegoś dowiedzieć na mój temat.
Przed szkołą oprócz nas nie było już nikogo.
Daniel podszedł do mnie i razem powoli zmierzaliśmy w stronę wejścia do budynku. Deszcz nadal kropił, żadne z nas nie miało kaptura, więc włosy i twarze szybko pokryły nam zimne krople. A Daniel na pewno był już spóźniony na swoją pierwszą lekcję. Mimo to żadne z nas się nie spieszyło.
— Chciałabyś może wpaść do mnie w piątek na Titanica? — zapytał nagle Daniel, gdy już mieliśmy się rozejść w dwie różne strony na korytarzu.
Spojrzałam na niego i westchnęłam ciężko. Moja kara stała się idealną wymówką, dzięki której dało się wyjaśnić, dlaczego nie mogłam spotykać się z nim po lekcjach.
— Niestety nie mogę, mam pracę po szkole — przyznałam. Po chwili dodałam: — Zaczynam od d-dzisiaj.
— Okej, a w sobotę wieczorem?
Sklep pani Hamer w sobotę był czynny od dziesiątej do siedemnastej, więc po południu teoretycznie miałam czas, ale w życiu nie udałoby mi się wymknąć.
— Nie dam rady.
Zmarszczył nieznacznie brwi. Miał nieodgadnioną minę.
Dałabym wiele, aby się dowiedzieć, o czym myślał. A jeszcze więcej, żeby móc się z nim spotkać kolejny raz poza szkołą.
— Dobra, muszę uciekać na lekcję, do zobaczenia później.
Odszedł w kierunku sali od angielskiego, a ja poszłam na historię.
Zaprosił mnie już kolejny raz, a ja byłam zmuszona odmówić. Rozczarowanie kłuło mnie w serce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro