Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5.2

Alison

Następnego dnia z pięknego snu obudził mnie dźwięk rodem z horroru. Podniosłam głowę i zerknęłam na „niszczyciela snów", czyli mój budzik. Była szósta. Z jękiem niezadowolenia wyłączyłam budzik, a potem wtuliłam się w ciepłą pościel.

— Jeszcze tylko minutkę... — mruknęłam zaspana.

Z randki wróciłam dobrze po północy i teraz mam za swoje, pomyślałam zrezygnowana i zerwałam się z łóżka. Wstawanie z samego rana przypomina zrywanie plastra. Jeśli zrobisz to szybko, mniej boli.

Normalnie wstawałam godzinę później, ale dziś musiałam złapać Daniela — w tygodniu po południu było to praktycznie niemożliwe. Skurczybyk we wtorki, w czwartki i piątki po szkole miał treningi, a w poniedziałki i środy udzielał lekcji gry na pianinie jakimś maluchom.

Od dłuższego czasu zadawał się z szemranymi ludźmi i czasami wyjeżdżał ze Spokane. Brał udział w wyścigach, których legalność była wątpliwa. Jednak nie chciałam się wtrącać w jego sprawy. Kiedyś spróbowałam przemówić mu do rozsądku, ale bezskutecznie, więc dałam sobie z tym spokój.

Miał bardzo dobre życie, wręcz idealne. Duży dom, kochających rodziców, świetną siostrę. Jego tata był lekarzem, mama pracowała w laboratorium jako chemik. Mieli pieniądze.

Mogłam zrozumieć, że chce mieć własne pieniądze i dlatego postanowił udzielać lekcji gry na pianinie, jednak branie udziału w nielegalnych wyścigach? To było głupie i niebezpieczne. Nie brakowało mu przecież niczego. Podczas rozmowy stwierdził, że po prostu to lubi, i kazał mi się zająć swoimi sprawami.

Nawet nie próbowałam przeprowadzać podobnej rozmowy z Raven Martinez, jego przyjaciółką, z którą ostatnio spędzał znacznie więcej czasu. Dziewczyna raczej za mną nie przepadała, nie mogłyśmy się dogadać.

Podczas porannego prysznica oraz w trakcie jazdy samochodem rozmyślałam nad moim planem.

Zaparkowałam na podjeździe Williamsów. Dom był dwupiętrowy, opleciony bluszczem. Bardzo ładnie to wyglądało, oczywiście według mnie. Elodie mówiła, że Williamsowie powinni wyplewić ten chwast wraz z jednym z mieszkańców. Zgadywałam, że chodziło jej o Lily.

Nie chciałam korzystać z dzwonka, żeby nie obudzić domowników. Nacisnęłam lekko na klamkę, drzwi były otwarte. Weszłam do środka bez pukania, ale wiedziałam, że Williamsowie nie będą mi mieli tego za złe. Nasze rodziny przyjaźniły się od lat.

Otwarte drzwi o tej porze oznaczały, że Lily nie spała, tak jak podejrzewałam. Była rannym ptaszkiem i prawie co rano po przebudzeniu udawała się na spacer, a potem już nie zamykała drzwi na klucz.

Naprzeciwko wejścia znajdowały się schody prowadzące na piętro, gdzie mieściły się sypialnie. Po lewej stronie od wejścia był salon, dalej gabinet doktora Williamsa, natomiast po prawej jadalnia i kuchnia.

Zdjęłam białą, cienką kurtkę i powiesiłam ją w holu. W Spokane nawet wczesną jesienią poranki były naprawdę chłodne, więc nie ruszałam się bez niej z domu.

Do moich uszu dotarł cichy dźwięk gitary. Łagodna melodia dochodziła z salonu. Zaciekawiona weszłam do pomieszczenia.

Powinnam się była domyślić, że to gra Lily. Siedziała na kanapie z jedną nogą podwiniętą pod siebie, a jej palce tańczyły na strunach i wydobywały piękne dźwięki układające się w melancholijną pieśń.

Lily zaczęła cicho nucić z zamkniętymi oczami. Nie chciałam przerywać, oczarowana jej grą, więc powoli zdjęłam buty i podeszłam do fotela, by w nim usiąść.

Słyszałam ją kiedyś grającą na gitarze elektrycznej w garażu Martinezów. Ale dopiero teraz miałam okazję usłyszeć, jak gra na gitarze akustycznej. Tamta muzyka była pełna energii, do tego Raven śpiewała głośno wraz z Louise i Jasonem. Dzisiejsza była smutna i po prostu piękna.

W końcu Lily skończyła grać i otworzyła oczy. Spojrzała na mnie zaskoczona, ale sekundę potem wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Zerknęła na zegarek wiszący na ścianie.

— Co ty tutaj robisz o siódmej pięć? — spytała, wkładając instrument do czarnego pokrowca.

— Przyszłam do Daniela — wyjaśniłam z lekkim uśmiechem.

— On o tej porze jeszcze śpi. Wstaje później — odparła i podeszła do fortepianu stojącego pod ścianą, by położyć gitarę na półce znajdującej się koło instrumentu brata. Usiadła z powrotem na kanapie. Siedziałyśmy teraz naprzeciwko siebie.

— Wiem. Ale obudzę go, bo naprawdę muszę z nim pogadać.

Lily spojrzała na mnie z dziwną miną, a po chwili jej twarz rozjaśnił uśmieszek.

O nie, bardzo nie lubiłam, gdy na mnie patrzyła w ten sposób...

— No dobrze... Mam dla ciebie radę, Ally. Gdy będziesz go budziła, lepiej nie podchodź do niego za blisko. Najlepiej trzymaj się na odległość trzech metrów. — Uśmiechnęła się tajemniczo i wyszła z salonu.

— Jak w takim razie mam go obudzić!? — krzyknęłam za nią.

Odpowiedziała mi cisza.

O co jej, do licha, chodzi? — myślałam, gdy wspinałam się po schodach na piętro.

Na górze udałam się na prawo. Stanęłam koło drzwi, by wziąć głębszy oddech. Dobrze, że zdjęłam buty i zostawiłam je koło fotela — przynajmniej nie hałasowałam za bardzo, gdy weszłam do pokoju chłopaka.

Pokój był duży, wielkie łóżko znajdowało się z prawej strony. Światło słoneczne wpadało do środka przez okno naprzeciwko wejścia. Obok łóżka znajdowało się spore biurko z dwoma krzesłami. Z lewej strony stała szafka szeroka na dwa metry i wysoka aż do sufitu, wypełniona najróżniejszymi książkami, od fantastyki po horrory. Rodzeństwo Williamsów to mole książkowe, chociaż kolekcja Lily była znacznie skromniejsza. Podbierała książki bratu, czasem nawet bez jego wiedzy, ale nigdy tak naprawdę nie był na nią o to zły.

Podeszłam powoli bliżej. Daniel spał na brzuchu z prawą ręką nad głową.

Potrząsnęłam nim delikatnie. Miałam nadzieję, że to się sprawdzi, ale poniosłam sromotną klęskę.

— Pobudka! — zawołałam, lecz chłopak tylko mruknął i odwrócił się do ściany.

— Dobra, rozumiem, że wszędzie dobrze, lecz w łóżku najlepiej, ale skoro ja mogłam wstać, to ty też! — krzyknęłam mu do ucha zniecierpliwiona.

Ups, to chyba nie był dobry pomysł, pomyślałam, gdy sprintem biegłam do drzwi, ponieważ Daniel warknął i usiadł na łóżku ledwie przytomny.

— Lily, przegięłaś! — wysyczał i rzucił we mnie lampką nocną stojącą na półce koło łóżka, po czym znowu się położył i nakrył kołdrą aż po czubek głowy.

W co ta Lily mnie wpakowała?!

— Cześć, Daniel! — powiedziałam głośno, tym razem jednak stojąc trzy metry od niego.

Chłopak usiadł, popatrzył na mnie i zamrugał zdziwiony.

— Alison? Co ty tutaj robisz? — spytał zaspanym głosem i potarł dłonią oczy.

— Eeee... Walczę o życie? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

No bo cholera, z samego rana widzieć ciężką metalową lampę lecącą na siebie?!

— Sorry za tę lampę. Myślałem, że to moja siostrunia znowu coś kombinuje — mruknął z westchnieniem i wstał z łóżka.

Na bosaka przeszedł przez pokój i usiadł na krześle obrotowym przy biurku. Podeszłam do drugiego krzesła i także usiadłam. W pokoju było chłodno, przez uchylone okno wpadało do środka rześkie, poranne powietrze.

— No, to co tutaj robisz? — zapytał ponownie.

Jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj, a zielone oczy uważnie mnie obserwowały.

— Chciałam ci pogratulować wyniku po ostatnim meczu.

Wolałam nie mówić od razu, o co mi chodzi.

Uśmiechnął się kpiąco.

— Nie wierzę, że obudziłaś mnie z samego rana tylko dlatego, że chciałaś porozmawiać o koszykówce. — Uniósł brew. — Jak się domyślam, jesteś tutaj ze względu na wczorajsze „musimy pogadać"?

Jak zwykle przeszedł do sedna. Nie znosił podchodów.

Nigdy wcześniej nie prosiłam Daniela o pieniądze, i to o aż tak wysoką kwotę, więc czułam się niekomfortowo. Ale w końcu chodziło tutaj o sprawę wyższej wagi, więc postanowiłam wziąć się w garść. Z pewnością przydługi wstęp tylko go zirytuje.

— Chciałabym zapłacić za moją przyjaciółkę, aby mogła pojechać na wycieczkę do Los Angeles. Niestety teraz nie mam takiej kwoty. Mógłbyś mi pożyczyć?

Potarł oczy i zamilkł na chwilę.

— Ile?

Darowałam sobie komentarz, że przecież od początku roku szkolnego dyrektor mówił o tym kilka razy, w dodatku wszędzie wisiały ogłoszenia. Jak mógł nie wiedzieć?

— Potrzebuję trzystu dolarów. Za siebie zapłacę, ale na dwie osoby rodzice kasy mi nie dadzą. Taka kara za wydanie w ciągu tygodnia pięciuset dolarów na ubrania... — ciągle mówiłam, gdy tymczasem Daniel podszedł do nocnej szafki, z szuflady wyjął portfel, a z niego kilka banknotów. Stanął przede mną.

— Trzymaj. — Podał mi pieniądze, a ja przerwałam w połowie zdania.

— Dzięki, dzięki, dzięki! — zawołałam uradowana i przytuliłam go mocno. — Zobaczysz, będzie ekstra!

— Chwilka, zwolnij trochę, Ally. — Odsunął się ode mnie. — Ja nie jadę. Nie mam zamiaru uczestniczyć w porąbanej szkolnej wycieczce. Wierz mi, mam ciekawsze rzeczy do roboty.

Gapiłam się na niego z niedowierzaniem.

— Ale dlaczego? To nasz ostatni rok, nie będzie już takiej świetnej okazji. Po zakończeniu roku szkolnego wszyscy się rozjedziemy na studia, zaczniemy dorosłe życie...

— Nie jadę. Daruj sobie.

— Nie rób mi tego — jęknęłam rozczarowana. — Zależy mi, żeby Diana poznała wszystkich...

Daniel uniósł głowę i spojrzał w moim kierunku.

— Jaka Diana? — przerwał mi i popatrzył na mnie ze znacznie większym zainteresowaniem.

Z jego twarzy zniknęła senność.

Czyżby ją znał? — pomyślałam i stłumiłam triumfalny uśmiech. Jeśli tak, to miałam go w garści.

— Diana Beckett, poznałam ją niedawno.

W pokoju zapadła cisza, której nie ośmieliłam się przerywać. Prawie widziałam nad jego głową kręcące się trybiki.

Znał ją. Byłam już tego pewna. Zaskoczyło mnie to jednak, ponieważ moja nowa przyjaciółka była raczej nieśmiała i nawet ja musiałam poświęcić sporo czasu, by zachęcić ją do rozmowy. Strzelałam, że wobec płci przeciwnej także nie jest wygadana.

— Pojadę. Niech ci będzie.

Pisnęłam radośnie i zaklaskałam.

— Super! Na pewno nie pożałujesz!

Kąciki jego ust zadrżały w powstrzymywanym uśmiechu. Wskazał dłonią na drzwi.

— Dobrze, to teraz błagam cię: idź już sobie. Mam zamiar wrócić do spania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro