3
Kolejne dni, tygodnie, miesiące na farmie mijały różnie. Ja bacznie starałam się unikać Carlosa, zaś on cały czas mnie obserwował. Musiałam bardzo uważać, na to, co robię, co mówię, jak się zachowuję. Musiałam mieć oczy dookoła głowy, czując na plecach jego oddech. Nasz prorok wiedział, co robi, a jego działania miały na celu wszystkich bardzo zmęczyć, by uniknąć kłótni, niewygodnych pytań, spekulacji. Starałam się zachowywać, jak pozostała część dzieci i nie wzbudzać podejrzeń potwora.
Chodził za mną krok w krok i nawet nie dawał mi już tyle pracy w polu, by mieć na mnie oko. Wysyłał mnie za to do pracy blisko jego domu, gdzie w małym sklepiku, pomagałam przy rozkładaniu towarów, sprzątaniu zaplecza, utrzymywaniu porządku. Często pracowałam od rana do wieczora, a kiedy wracałam do domu, momentalnie zasypiałam. Kiedy przyglądałam się ludziom pracującym na farmie i tym jak się zachowywali, miałam wrażenie, że są kompletnie wyprani z mózgów. Nie byłam najmądrzejsza i dużo rzeczy po prostu nie rozumiałam, lecz wydawało mi się, że ich zachowanie i postępowanie jest dość dziwne i bezmyślne.
Od czasu do czasu zapominałam się i popełniłam jakiś błąd, za co oczywiście mocno obrywałam. Carlos bił mnie i poniżał, próbując doprowadzić mnie do porządku i posłuszeństwa. Oczywiście starałam się być posłuszna i robić wszystko zgodnie z zasadami, lecz momentami po prostu mój umysł, który był na granicy wyczerpania, buntował się.
Pamiętam, kiedy któregoś dnia po porannej mszy Carlos dał wszystkim dzieciom wolne od pracy. Jak patrzę na to z perspektywy czasu, taki dzień dobroci nad zwierzętami. Cieszyliśmy się i w pełni chcieliśmy wykorzystać ten dzień na zabawie i beztrosce, której nam tak bardzo brakowało. Chłopcy bawili się sami, gdyż nie mieli prawa spoufalać się z dziewczętami, a my dziewczynki tworzyłyśmy swoją własną grupę i bawiłyśmy się i wymyślałyśmy przeróżne zabawy. Tamtego dnia ja wymyśliłam zabawę i zaproponowałam, by pobawić się w dom. Dom pełen ciepła, miłości, szacunku do drugiego, a przede wszystkim bez przemocy. Dziewczynki świetnie się bawiły i wszystko było w jak najlepszym porządku, dopóki nie zaczął nas obserwować sam potwór, szatan, lucyfer. Ten dzień skończył się dla mnie koszmarnie. Jak zawsze wywlókł mnie z pokoju zabaw, zaprowadził na sam środek placu, gdzie zgromadzonych było pełno dorosłych osób, w tym moja mama, a następnie nakazał jej mnie ukarać. Powiedział wtedy.
— Twoja córka jest grzesznicą i obraża imię Pana! — Nie był już spokojny, kiedy to mówił. On się dosłownie wydzierał, a jego mięśnie napięte były do granic możliwości. Widziałam wystraszony wzrok mojej mamy, kiedy na nią krzyczał, widziałam wyraz twarzy zmęczonego, wręcz skonanego ojca, który nawet nie przyswajał żadnych informacji. Stał obok matki i mętnym wzrokiem przyglądał się całemu zdarzeniu.
Każdy z dorosłych wyglądał jak chodzący upiór, trup, zwłoki. Pozbawiony chęci do życia, własnego rozumu, rozeznania, co jest dobre, a co złe. Stałam wyprostowana, patrząc na matkę i jej smutek w oczach. Carlos krzyczał, szarpał mną i wyzywał moją matkę. Mówił coś, zupełnie dla mnie niezrozumiałego.
— Dałem ci szansę tamtym razem, choć postąpiłaś bardzo źle i spotkała cię za to kara. Noemi niczego się nie nauczyła i nadal jest nieposłuszna, sprowadzając na nas gniew Pana. Nieurodzaj, plagi i susze, których ostatnio doświadczyliśmy, to wszystko wina tego krnąbrnego dziecka. Weź tę deskę i naucz jej posłuszeństwa! — warknął, rzucając jej pod nogi deskę, w którą powbijane były gwoździe.
Przełknęłam głośno ślinę, a moje ciało zesztywniało. Już miałam wizję, tego, co zaraz się wydarzy i kolejnego bólu i cierpienia, jakiego miałam doświadczyć za moje nieposłuszeństwo. Chciałam umrzeć, chciałam zniknąć z powierzchni ziemi raz na zawsze, by już nigdy więcej nie musieć przechodzić przez piekło.
Byłam bezbronna, malutka, wystraszona i z poczuciem winy, że przeze mnie moja matka także ucierpi. Nie dbałam już o to, co będzie ze mną, bo przyzwyczaiłam się do bólu, poniżania i ciągłych kar ze strony Carlosa, ale bałam się, że ona, moja matka pozbawiona mózgu do reszty, jednak ma jakieś wahania, przed tym, by wyrządzić mi krzywdę. Wpatrywałam się w jej pozbawioną blasku szarą twarz, czekając na jej reakcję. Stała z opuszczonymi dłońmi wzdłuż ciała i lekko spuszczoną głową, słuchając wrzasków Carlosa. Wpatrywała się w deskę leżącą przed jej stopami, co chwilę zerkając w moją stronę.
— Ukaż ją albo ja ukażę ciebie! — ryknął, po czym uderzył ją w twarz.
Nikt nie zareagował, nie zrobił nic, zupełnie nic. Całe nasze społeczeństwo było tam tylko ciałem, lecz ich umysł i dusza wyleciała gdzieś daleko, wyparowała, umarła.
— Zrób to! — ponownie wrzasnął i ponownie wymierzył jej policzek. Z jej oczu wypłynęły łzy, a całe ciało mocno drżało z przerażenia i strachu.
Pamiętam jej pusty, zimny, pozbawiony życia wzrok, kiedy nasze oczy spotkały się w jednym miejscu.
Nie rób mi tego mamusiu, nie rób. Modliłam się w duchu, lecz Bóg był głuchy na moje modlitwy, nie kochał mnie i był na mnie zły, za to, że sprzeciwiam się naszemu Zbawicielowi, mentorowi, chodzącemu ideałowi.
Pochyliła się, chwytając w dłoń deskę, po czym wolnym krokiem podeszła w moją stronę. Mechanicznie obróciłam się do niej plecami i zamknęłam oczy. Zacisnęłam dłonie w pięści i wyłączyłam mózg. Wyłączyłam receptory bólu i kompletnie wszystko w moim ciele i duszy, co związane było z poczuciem bezpieczeństwa, miłości i jakichkolwiek odczuć. W jednej chwili usłyszałam jej głośny krzyk i płacz, a potem poczułam przeszywający ból na plecach i ciepło. Pierwszy cios, kolejny, następny. Czułam ból, potworny ból, lecz nie wydobyłam z siebie żadnego pisku, krzyku, wrzasku. W środku oczywiście wyłam i błagałam, by przestała, czując kolejne ciosy, które raniły moje pośladki, uda i plecy. Waliła mnie deską na oślep, a przy tym płakała, lecz nie robiło to już na nikim wrażenia, ani na nim, ani na mnie. Byłam obojętna, zamknięta we własnym świecie. Ona mnie biła, a ja w myślach wyznawałam jej miłość i mówiłam, że jej wybaczam. Ona zadawała mi ból, ja mówiłam..." to nic, zasłużyłam..."
Poraniona, obolała i zniszczona, tamtą noc ponownie spędziłam w starej szopie na narzędzia, bez wody i jedzenia. Tamtej właśnie nocy w tajemnicy przed Carlosem przyszła do mnie matka i ponownie całowała mnie i przepraszała, ale ja już nie reagowałam na jej słowa, płacz i łzy.
Przez kolejne dni byłam cicha, nieobecna, milcząca. Stałam się takim robotem wypranym z mózgu jak reszta. Stwierdziłam, że udawanie ubezwłasnowolnego debila, wyjdzie mi na dobre. Wykonywałam wszystkie jego polecenia, bez mrugnięcia okiem, przestałam analizować i zastanawiać się nad istnieniem prawdziwego Boga. Chciałam tylko przeżyć kolejny dzień bez bólu i upokorzenia. Matka kilkukrotnie próbowała mnie przeprosić i usprawiedliwić się, lecz mówiłam wtedy, że to nie jej wina i nie powinna mi tego mówić, bo rozzłości Boga. To, co mówiłam, sprawiało jej podwójny ból, gdyż zaczynałam do niej mówić tak jak Carlos, by wzbudzić w niej poczucie winy. Skoro wykonywała jego polecenia, bo Bóg tak chciał, to dlaczego zaraz mnie za to przepraszała, zdradzając tym samym go podwójnie. Robiła źle mi, by spodobać się jemu, a potem próbowała zrobić dobrze mi, wbrew jemu.
Któregoś dnia nie wytrzymałam i po prostu zapytałam jej prosto z mostu, beż żadnych podchodów. Wracałyśmy wtedy z pola. Szłyśmy na samym szarym końcu, a ja specjalnie stawiałam wolno kroki, by wyciągnąć z niej informacje. Była głupia, pozbawiona mózgu, zaszczuta i podporządkowana, lecz przez ten czas zdążyłam ją rozgryźć i wiedziałam, gdzie mam uderzyć, by dowiedzieć się czegoś.
— Co stało się z moim bratem? — zapytałam, spoglądając na nią spod długich, ciemnych i bardzo gęstych rzęs.
To był dla niej szok.
— Co stało się z moim bratem?! — powtórzyłam, po czym złapałam ją za dłoń. Unikała mojego spojrzenia i nie wiedziała, co powiedzieć, więc odpowiedziałam za nią. — Oddałaś go temu człowiekowi, w zamian za to, że mogłam wtedy wrócić do domu, prawda? — milczała.
Przyspieszyła kroku, by dołączyć do reszty grupy, lecz jej na to nie pozwoliłam. Musiałam uzyskać na to pytanie odpowiedzi.
— Zgodził się, byś mi pomogła w zamian za niego tak? — skinęła tylko głową, a następnie wyrwała się z mojego uścisku i pobiegła szybko na sam przód naszej grupy.
Moje przypuszczenia się potwierdziły i wszystko to, co myślałam, stało się prawdą.
Jak mogła oddać swoje dziecko, zastanawiałam się bezprzerwy, nie mogąc pojąć jej postępowania. Straciła wtedy bardzo w moich oczach. Czułam do niej wstręt i obrzydzenie, czułam to do momentu, kiedy nie spotkało mnie to samo.
Odizolowana od całego świata posłusznie wykonywałam swoje obowiązki, wyłączając mózg w odpowiednich momentach, kiedy nakładano mi śmieci do głowy. Nie słuchałam ich herezji, lecz udawałam, że jestem jedną z nich. Ciągle zastraszana i poniżana, a także bita i poniewierana, straciłam wiarę w siebie i własne możliwości. Uśpiłam w sobie chęć do walki, mając nadzieję, że przyjdzie dzień, kiedy gotowa, stawię czoła wrogowi.
***
Myślałam, że nie może mnie tu spotkać nic gorszego, poza biciem, karami cielesnymi i praniem mózgu, jednak bardzo się pomyliłam. Kolejny koszmar i trauma w moim życiu zaczęła się, kiedy skończyłam trzynaście lat. Pamiętam to doskonale, bo tego nie da się zapomnieć, nie można tego wyprzeć ze świadomości, bo te wydarzenia idą z tobą krok w krok, aż do końca życia.
Przez kilka miesięcy miałam spokój, Carlos odpuścił, nie bił mnie, nie krzyczał, nie poniżał, nie wyżywał się na mojej rodzinie. Często gdzieś wyjeżdżał, spotykał się z ludźmi ze świata, robiąc jakieś interesy. Obserwowałam go, lecz byłam posłuszna i uległa. Kręciłam się obok jego domu, chcąc dostrzec cokolwiek, cokolwiek usłyszeć, zobaczyć, dowiedzieć się. Próbowałam się do niego zbliżyć, by go zdemaskować, a kiedy mi się to udało, gorzko tego pożałowałam.
Z pola, Carlos przeniósł mnie do swojego domu. Miałam u niego sprzątać, gotować dla niego obiady, usługiwać. Wychowana na farmie od maleńkiego nie wiedziałam co, to jest radio, czy telewizor, gdyż w naszych domach tego nie było. Był całkowity zakaz korzystania z urządzeń elektronicznych. Carlos chciał z nas zrobić swoich podporządkowanych żołnierzy, którzy zrobiliby dla niego dosłownie wszystko. Pięknie mówił, wywołując w nas zachwyt, a po chwili gnoił, szmacił, poniżał i bez przerwy straszył, wywołując w nas poczucie winy.
Dorastałam, wzbudzając zainteresowanie mężczyzn swoją urodą, co od razu zauważył mój mentor. Stał się dla mnie dziwnie miły i jakiś ludzki, próbując uśpić moją czujność. Opowiadał o świecie zewnętrznym, często byłam w pobliżu, kiedy w jego domu odwiedzali go inny ludzie, a on uzgadniał z nimi różne rzeczy. Często widywałam go rozwścieczonego, kiedy groził swoim partnerom biznesowym. Wtedy jeszcze nie do końca wiedziałam, czym się zajmował, lecz coraz bardziej zaczęłam się w to wgłębiać. Od mamy dowiedziałam się, że te przedmioty w jego domu to właśnie telewizor i radio, to od niej dowiedziałam się, że te sprzęty mnie wyzwolą i pomogą zrozumieć.
Była środa, ja szykowałam się do pracy w sklepie, by potem pójść do domu Carlosa i ugotować mu obiad, a moja rodzina zbierała się do wyjścia w pole. Mój tata wyglądał jak wrak i ledwo stał na nogach, lecz przyzwyczajona do tego widoku nie zwróciłam na to większej uwagi. Ucałowałam matkę i ojca, po czym udałam się w stronę sklepu, gdzie czekało mnie tego dnia mnóstwo pracy. Szłam kamienistą dróżką, przechodząc obok pięknego domu proroka, kiedy to mężczyzna dostrzegł mnie z okna.
— Noemi! — zawołał, a ja stanęłam sparaliżowana, obracając ku niemu głowę. — Dziś popracujesz u mnie — dodał, po czym machnął na mnie ręką. Westchnęłam głośno, lecz nie miałam prawa się sprzeciwić, więc posłusznie podeszłam do brązowych, eleganckich drzwi. Mężczyzna wpuścił mnie do środka, częstując mnie dziwnym uśmiechem. Uśmiechem, jakiego nigdy do tej pory nie pokazywał.
Poczułam się dość niezręcznie. Poszłam do kuchni, a następnie otworzyłam lodówkę, by jak każdego ranka przyrządzić mu śniadanie. Mężczyzna stał za moimi plecami, oparty o kuchenny blat, obserwując mnie uważnie. Czułam na sobie jego spojrzenie, czułam, że bacznie się mi przygląda. Drżałam, bojąc się, że znowu wstąpi w niego szatan i zacznie mnie bić, lecz nic takiego się nie stało. Tamtego dnia stało się coś o wiele gorszego. Tamtego poranka, podszedł do mnie, a dłoń położył na mojej talii, przyciągając mnie do siebie. Przyłożył twarz do zagłębienia mojej szyi, wdychając mój zapach.
Kiedy poczułam jego gorący oddech na szyi, a potem usta, które zaczęły mnie całować, cała się spięłam.
— Jesteś piękną młodą kobietą, a twoim przeznaczeniem jest służyć Panu u mego boku. Jesteś silna, waleczna i wiem, że pomożesz mi poprowadzić naszych barci i siostry do bram raju. Już niebawem się to stanie, a ty zaznasz wiecznego szczęścia w niebie, stając się tym samym służebnicą Boga. — Jego dotyk mnie parzył i paraliżował. Nie podobało mi się, to co robił, lecz byłam przerażona. Stałam do niego tyłem, a dłoniach trzymałam świeże pieczywo, kiedy jego usta całowały moją szyję, a ręce błądziły po całym ciele.
— Proszę... — wyszeptałam, lecz on zasłonił mi dłonią usta. Poczułam tytoń i jakiś inny dziwny zapach trawy, lecz zupełnie mi nieznany.
— Pamiętaj Noemi to, co się tu wydarzy, zostaje tylko między tobą, mną i Bogiem. — szeptał, całując mnie coraz bardziej nachalnie i stanowczo.
W głowie miałam kompletny mętlik, bo zupełnie nie miałam pojęcia, do czego on zmierza i dlaczego jest dla mnie taki miły i spokojny, a także nad wyraz opanowany.
— Obserwowałem cię długo Noemi... — powiedział, a następnie kompletnie mnie zaskakując, zerwał ze mnie spodenki, popychając mnie na blat. Oparta klatką piersiową o biały blat, zaczęłam panikować i się wyrywać. Zaczęłam się szarpać i próbowałam krzyczeć, lecz jego dłoń szybko mnie uciszyła.
— Nie sprzeciwiaj się woli Pana! — warknął, po czym rozerwał mi majtki. Usłyszałam odgłos rozpinanego zamka, a potem poczułam na pośladkach coś twardego.
— Ja nie chcę... — próbowałam coś powiedzieć, lecz jego ręka szczelnie obejmowała moje usta. Przywarł do mnie całym ciałem, pochylił się nade mną, a następnie wrzasnął.
— Nie sprzeciwiaj się, bo sprowadzisz na swoją rodzinę gniew Boga! Jesteś moja i masz wykonywać moje polecenia, rozumiesz?!
W jednej chwili poczułam okropny ból w podbrzuszu, a z mojego gardła wydobył się niemy krzyk rozpaczy. Rozerwał mnie i zwyczajnie zgwałcił. Wyrządził mi krzywdę, nie bacząc na nic, wchodził we mnie raz za razem, niszcząc moją niewinność.
Trzymał mnie za ramię, a jego druga ręka spoczywała na moich ustach, napierając na mnie całym ciałem. Czułam na sobie jego zapach i czułam obrzydzenie. Chciałam, żeby już skończył, a moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Carlos podtrzymywał mnie, po czym mocno i stanowczo we mnie wchodził, raniąc moje ciało od środka i wywołując potworny ból. Kiedy skończył, oparł czoło o moje plecy, a dłonią pogładził mój pośladek, po czym opuścił moje wnętrze, zostawiając mnie pokonaną i zniszczoną. Nie mając siły ustać, runęłam na podłogę, zwijając się w kłębek. Dłonie włożyłam pomiędzy uda, próbując w jakiś sposób załagodzić potworny ból w kroczu. Poczułam ciepło, a następnie dostrzegłam krew, która wydostawała się z mojej kobiecości. Czułam się jak ścierwo jak nic niewarta szmata i choć wtedy nie potrafiłam tego opisać, dziś doskonale to wiem.
Nie wiem, ile tak leżałam na tej zimnej podłodze, nie pamiętam już nic z tamtego dnia, poza jego obrzydliwym zapachem alkoholu i tytoniu, poza jego słowami i bólem, a także pozbawieniem mnie człowieczeństwa. Zrobił ze mnie dzikie zwierzę, potwora na swoje podobieństwo.
— Dosięgniesz bram raju... — powiedział na koniec, po czym wyszedł z kuchni.
Chciałam umrzeć, a ciągły ból w dole brzucha tak bardzo dawał się we znaki, że nie mogłam wstać na nogi.
Na czworakach udałam się do łazienki, by zmyć z siebie jego zapach i to, co po sobie we mnie zostawił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro